Poranki i wieczory stały się chłodniejsze. Powietrze jest łagodne, ale rześkie. Niebo chmurzy się gniewnie od rana, ale w południe uśmiecha lekko pajęczyną słońca. Wokół jest jakaś aura tajemnicza i świat mówi milcząco, szepcze prawdy odwieczne, cichutko, subtelnie, zanim szarołzawa jesień uderzy w nozdrza wonią butwiejących liści, otuli pola i lasy miękką mgłą i wzbudzi dreszcz ziąbem odwróconych wiatrów. A teraz jest cicho, spokojnie... Tylko ten szept po polach zaoranych, ten szept jeżyn w borze, ten szept traw usychających, szept jaskółek nieśmiały i wołanie wróbli w karmniku. Szepty, szepty, drżenia, że to już, już, że tuż, tuż życie zamiera sennie kierując twarz słonecznika ku ziemi - matce, zasypia łodyga pomidora zrzucając ciężkie, kuliste brzemię potomstwa, chyli swe dłonie jabłoń pachnąca, kusząca prawie dojrzałą czerwienią. Cicho, cicho na polach. Szepty i drżenia.
Tak mi jakoś dusza każe pisać, wylewać co czuję na papier. Jak zwykle, gdy lato zmierza ku końcowi, gdy bliska jesień. Coś do mnie mówi, coś woła, jęczy, szepcze, rozkazuje tworzyć, działać. Leniwe lato odchodzi kiwając ciężką, pijaną słońcem głową a serce drży, rośnie, uderza mocniej, szybciej, jakby w oczekiwaniu. Jakby szeptało rytmicznie, ustawicznie, ale coraz głośniej, mówiło, że już przemijanie, dzieje się, stanie, już płatki uderzyły o ziemię, już grzybnia przeciera oczy, już sad, jabłko, spada, moc, noc, deszcz, wiatr, łopot, tu i tu, tam i tam, tu tu, tam tam.
Podoba się Wam?