Hej,
Byłam z moim chłopakiem 8 miesięcy. W skrócie- Szalona miłość, wielkie zakochanie, odległość ( 200 km), wielka tęsknota, decyzja o wspólnym zamieszkaniu po 5 miesiącach.
Przeprowadziłam się do niego, jego brata i dziewczyny brata. Na początku super, nie mogliśmy się sobą nacieszyć, w końcu mieliśmy siebie na co dzień, a nie tylko weekendy. Niestety szybko zaczęło się psuć.... on ma teraz wakacje na studiach, uwielbia komputery i piłkę nożną i przez większość czasu oddaje się swojej pasji. Ja poczułam się trochę z boku...już nie było spędzania ze sobą czasu przez większość dnia i trudno było mi się z tym pogodzić. W dodatku nie mogłam znalezć pracy, byłam coraz bardziej sfrustrowana i smutna. Odseparowałam się trochę od jego rodziny, kiedy oni spędzali razem czas w salonie ja siedziałam sama w pokoju. Nie umiałam przełamać blokady między nimi, czasem czułam się jak 5 koło u wozu, oni znali się tak długo, a ja czułam się obco pomiędzy jego bratem i jego dziewczyną. Moja niepewność siebie i nieśmiałość na pewno mi nie pomogło :( Ja byłam coraz bardziej przygnębiona, S. coraz bardziej smutny, że nie czuje się tam dobrze. Chciał przerwy, żebym wróciła na 2 tyg do swojej rodziny to może poczułabym się lepiej...ale powiedziałam, że jak wyjadę to dla mnie będzie już koniec, S. się popłakał i koniec końców zostałam. Po tej sytuacji tak naprawdę moje zachowanie się nie zmieniło...wciąż czułam się zle, miałam pretensje, że S. spędza za dużo czasu przed komputerem, byłam zazdrosna kiedy widziałam, że z kimś smsuje. Niestety jestem dość zamknięta w sobie, więc zamiast mu mówić co mnie boli to moim sposobem było ignorowanie go. Możecie się domyślić, że S. długo tego nie wytrzymał. Powiedział mi, że lepiej zakończyć nasz związek, ale poprosiłam go o 2 tygodnie przerwy. Zgodził się, pojechałam do rodziców. Tam dużo łez wylałam, dużo przemyślałam i stwierdziłam, że chce się zmienić, nawet nie dla niego, ale dla siebie. Dużo do niego pisałam, prosiłam o drugą szansę, że się zmienię, itd. trzymał mnie na dystans, powiedział, że musi przemyśleć. Ostatniego dnia przerwy powiedział, że bardzo za mną tęskni, przemyślał wszystko i chce dać nam drugą szansę. Powiedział tez, że chce być ze mną fair i że założył konto na portalu ( gdzie rozmawiają ludzie z całego świata). Nie podobało mi się to (na tym portalu się poznaliśmy i jak zostaliśmy parą to jakoś tak wyszło, że postanowiliśmy usunąć nasze konta). Powiedziałam mu to, ale S. powiedział, że nie robi nic złego, a portalu używa do zawierania znajomości i nic więcej. Przebolałam to, wróciłam po przerwie do domu i wszystko było super, widać było, że baaardzo za sobą tęskniliśmy. Niestety, już dzień pozniej coś się wydarzyło. Napisał do mnie kolega mojej szwagierki, poznałam go w sklepie dzień przed powrotem do domu. Rozmawiałam z nim przez chwile na fejsie, chciał się umówić, ale od razu powiedziałam, że mam chłopaka i nie jestem zainteresowana. Okazało się , że szwagierka powiedziała mu ,ze jestem singielką…mi powiedziała, żebym się za niego ‘brała’ bo jest bogaty i bardzo mily, ale uznalam to tylko za głupi zart i nie przywiązałam do tego wagi. Wracając do tematu, S. zapytał z kim piszę, powiedziałam mu wszystko, że spotkałam go w sklepie u szwagierki, co szwagierka o nim mówiła, itd. Bardzo go to zabolało, miał pretensje, że w ogóle z nim rozmawiałam, że stracił do mnie zaufanie, że pewnie tylko szukam jakiegoś bogatego mężczyzny, a z nim jestem z braku laku i że nie będzie po tym ze mną szczęśliwy …Długo rozmawialiśmy i jakoś udało mi się wyjaśnić to nieporozumienie i znowu wszystko było super. Tylko, że dwa dni później zobaczył, że dodałam na Fejsie do znajomych faceta z sąsiedniej miejscowości, wyjaśniłam mu, że poznałam go w autobusie, zgadaliśmy się i dodałam go do znajomych bo miał mi przesłać informację o wolnej posadzie u niego w pracy. To było we wtorek. Potem następne dni były normalne, aż do piątku… znowu obraziłam się o jakąś głupotę i docinałam mu odnośnie jego nowych znajomych ( dziewczyn) z portalu. Od tego momentu S. miał do mnie dystans, nie całował, nie przytulał, wiedziałam, że jest coś nie tak, ale jak go pytałam to mówił, że nic. Dopiero w niedzielę wymusiłam na nim, żeby powiedział o co chodzi. No i powiedział…, że czuje się wypalony, że ma dość, że ciągle się złoszczę jak rozmawia ze znajomymi, a sama zawieram znajomości ‘ z ulicy’, że chyba czegoś innego oczekujemy od związku, że nie pasujemy do siebie, że inaczej wyobrażał sobie wspólne mieszkanie, że w nic się nie angażuje , że zachowuje się jak współlokatorka, a nie członek rodziny i on tak dłużej nie chce. Na pytanie czy mnie kocha, odpowiedział „ tak, jestem pewny, że cię kocham”, ale ma tego wszystkiego dość bo nie czuje się szczęśliwy we własnym domu. Następnego dnia spakowałam swoje rzeczy, pytałam czy jest pewny decyzji, wahał się, ale powiedział, że teraz zmiana zdania nie ma sensu i że głównie chodzi o to, że nie umie mi znów zaufać. Więc wyjechałam…wróciłam do rodziców i nie wiem co robić? Rodzina uważa, że S. się mną zabawił (że najpierw pozwolił mi wrócić a po kilku dniach się jednak rozmyślił , a te sytuacje z tymi dwoma facetami to tylko pretekst) mówi – zapomnij, ale łatwo powiedzieć :( bardzo nam zależało na sobie, okazywaliśmy sobie czułość, dbaliśmy o siebie, troszczyliśmy się, szanowaliśmy, nawet jak ze mną zrywał, płakałam, prosiłam, ale nie padły żadne raniące i krzywdzące słowa…gdyby mi powiedział, że mnie nie kocha byłoby mi łatwiej…wiem dokładnie jakie popełniłam i co bym musiała w sobie ‘naprawić’, tylko nie wiem co dalej :( dzień po rozstaniu (wtorek) napisał jak się mam, ale nic mu nie odpisałam. Teraz jest cisza, ja też kompletnie się nie odzywam…Nie wiem co robić, czy jest o co walczyć? Pomyślałam, że może za 2-3 tygodne wyśle mu list, nie będę go prosić o powrót bo nie da się zmusić kogoś do tego, ale po prostu napiszę mu to co czuje. Po prostu nie chce się poddać bez walki, ale czy jest sens walczyć?
Proszę o rady, pocieszenie, cokolwiek :(