Ale duchowość nie musi wiązać się z religią. Osoby propagujące sceptycyzm religijny, przyznające się do agnostycyzmu, ateizmu, bezwyznaniowości, są często oceniane jako osoby mało uduchowione. Kojarzone są z obrazem człowieka, który zamiast uczuć i wartości duchowych ceni "mędrca szkiełko i oko". Być może niejednokrotnie nie jest to obraz przekłamany, lecz nie może to być zasadą oceniania ludzi. Są przecież także osoby wierzące, które poza kwestiami religijnymi mają bardzo rozumowe podejście do świata. W tym tekście chciałbym pokazać, że świat bez bogów, religijnych nakazów moralnych, bez wiary w moce nadprzyrodzone, też może być ciekawy i pełen wartości duchowych.
Po pierwsze często używa się argumentu, że osoby, które nie wyznają żadnej religii są pozbawione "kompasu moralnego". Jest to bardzo ciekawa figura retoryczna. Kompas wręczany dziecku wraz z opowieściami o kaźniach, prześladowaniach, niewolnictwie i czarno-białym postrzeganiu świata (patrz Biblia), to nic innego jak tylko straszak. Niczym się nie różni od ludowej nauki "nie idź sam do lasu, bo cię strzyga porwie". Nauka ta mówi "przestrzegaj nakazów i zakazów, a nic ci się nie stanie". Ten tzw. kompas uczy ludzi w prosty sposób jak postępować, by nie stała im się krzywda. Nie uczy ich podejmować wyborów moralnych, nie uczy ich zgłębiać natury swoich wyborów. Nie uczy ich także za te wybory ponosić odpowiedzialności. Osoba niewierząca ponosi w pełni odpowiedzialność za swoje uczynki. Swój kodeks moralny musi budować w oparciu o poznanie swojej natury i natury innych ludzi, o obserwację otaczającej rzeczywistości. Nikt nie obiecuje, że dana decyzja będzie dobra. Trochę to przypomina filozofię egzystencjalizmu, jednak moim zdaniem nie musi doprowadzać do depresji. Ateista buduje swoją moralność w oparciu o bezwarunkowy szacunek wobec innych istot. Czy nie jest to przykład głębszej moralności, a za razem duchowości niż przestrzeganie wyuczonych schematów?
Po drugie zarzuca się ateistom pełne zaufanie wobec świata nauki. Rzeczywiście, zbyt wiele osób zakłada nieomylność nauki. Jest to błędna postawa, ponieważ nauka samoczynnie, regularnie udowadnia, że się myli. Na tym właśnie polega jej rozwój. Powstają nowe teorie, które lepiej opisują rzeczywistość - bazują na wcześniejszych modelach lub je obalają. Jednak osoba, która wierzy w naukę, wcale nie musi od razu negować zjawisk, które póki co określamy jako paranormalne. Nie namawiam nikogo do wiary w feng shui, czy telepatię. Chodzi mi o pewną pokorę - być może przyszłe odkrycia naukowe, rozwój wiedzy i technologii, pozwolą nam zrozumieć wiele tajemniczych zjawisk. Osoba o poglądzie scjentystycznym nie może zakładać, że co nie zostało udowodnione, po prostu nie istnieje. To nielogiczne rozumowanie. Poprawne wygląda następująco: to co zostało udowodnione - istnieje. Mogą istnieć zjawiska, których natury jeszcze po prostu nie znamy i póki co jawią nam się jako zbiegi okoliczności, zdarzenia losowe, niedeterministyczne.
Zmierzam do tego, że racjonalista również może rozwijać się duchowo. Dla przykładu zastanówmy się nad kwestią medytacji. Kojarzy się ona z New Age, fascynacją kulturą Wschodu, jednak na pewno nie z racjonalistycznym podejściem do świata. Jednak racjonalizm nie musi się całkowicie wykluczać z mistycyzmem i metafizyką. Nie chodzi mi oczywiście o jakieś duchowe uniesienia polegające na kontaktach z istotami nadprzyrodzonymi. Chodzi o głębokie przeżycia duchowe związane ze zgłębianiem swojej tożsamości, poznaniu samego siebie. Medytacja połączona z jogą, dietą i przyjemną, łagodną muzyką w tle, może też służyć relaksowi, rozprężeniu. Podczas medytacji możemy doznać oświecenia - zrozumieć jakiś problem, znaleźć odpowiedź na nurtujące pytanie. Człowiek zrelaksowany, "odcięty" od przyziemnych problemów może swobodniej myśleć. Oświecenie przychodzące podczas medytacji nie musi być wcale dane przez kosmiczne siły, czy duchy. Przecież to nie kłóci się z naukową wizją świata.
Można śmiało połączyć głęboką duchowość, poznanie samego siebie i rzeczywistości, zgłębienie natury świata i procesów w nim zachodzących z nieteistycznym światopoglądem. Przykładem może być taoizm, czy buddyzm, w największym zaś stopniu - buddyzm zen. Wyznawcy tej odmiany buddyzmu twierdzą, że jest to pierwotna forma nauk Buddy, który odkrył drogę ku oświeceniu. Pozostałe formy buddyzmu wprowadzają całe panteony bóstw i innych niepotrzebnych religijnych elementów, które zakłócają czysty przekaz. Zen pokazuje jak połączyć duchowość z racjonalizmem, niereligijność z głęboką moralnością. Szkoda, że nurt ten jest wciąż tak mało popularny poza Azją, a szczególnie w Polsce.
Moim zdaniem budowanie świata w oparciu o antytezy - świat duchowy i świat racjonalistyczny - jest błędne. Jestem przeciwny religijności, ponieważ moim zdaniem więcej z niej szkód niż pożytku. Nie zmienia to jednak faktu, że cenię zadumę, refleksję, metafizykę. Odrzucając religię bardzo wielu ludzi popada w przykry schemat i rutynę życiową, sprowadzającą się do bezideowego konsumpcjonizmu i materializmu. Tak nie musi być. Odrzucenie wiary nie musi powodować odrzucenia moralności i duchowości. Poza religią też są wartości - poznanie siebie i natury rzeczy, bezwarunkowy szacunek, współczucie, miłość bliźniego. Trzeba ich tylko poszukać.