WITAM.
Będę wdzięczna , jeśli chociaż jedna osoba dotrwa do końca.
Mam 24 lata. Jestem kobietą.
Pochodzę z rozbitej rodziny , moi rodzice rozstali się,kiedy miałam 2 lata , więc nie pamiętam nawet czasów , kiedy byli razem.
Ich związek był burzliwy i bardzo destrukcyjny , czego i ja doświadczałam później , obserwując ich kłótnie.
Ojciec starał się zawsze być i brać udział w moim życiu ,jednak nasze relacje były bardzo burzliwe i wiele razy zachwiały moją samoocenę.
Jako dziecko byłam świadkiem potężnej depresji mojej mamy , co też na pewno odcisnęło piętno na mojej psychice.
Później , jako nastolatka , byłam świadkiem toksycznych związków mojej mamy. Przywykłam do chorych klimatów.
W międzyczasie mój starczy brat uzależnił się od amfetaminy , to był dla rodziny cios.
Dodatkowo byłam bardzo nieśmiała i nie czułam się ze sobą dobrze , co rzutowało na moje relacje z rówieśnikami.
Byłam osobą gnojoną i poniżaną. Bardzo długo wychodziłam i do tej pory wychodzę z tego poczucia swojej beznadziejności.
Jako dojrzewająca dziewczyna rozpoczynałam jakieś kontakty z chłopakami , kończyły się one zawsze płaczem i poczuciem odrzucenia , brak samoakceptacji wzrastał.
W wieku 18 lat poznałam chłopaka równie pokaleczonego , jak ja.
Spragnieni miłości złapaliśmy się siebie kurczowo. Tak o to byłam w 3 letnim związku z człowiekiem z problemami.
Głównym był problem z uzależnieniem od marihuany , od wieeeeelu lat , który spowodował u niego totalny brak rozwoju, totalne rozwleczenie.
Nie był w stanie znaleźć pracy , z każdej go wyrzucano. Miał zmienne i depresyjne stany.
Mieszkaliśmy razem po 6 miesiącach związku , aż do końca.
Pracowałam i walczyłam o niego i z nim.
Udało mi się na chwilę wyciągnąć go z nałogu , ale apatia i brak działania z jego strony pozostał.
To była moja pierwsza , chora , lecz bardzo silna miłość.
Nie było w tym związku pożądania , bardziej potrzeba ratowania kogoś i bycia DLA KOGOŚ.
Niestety moje zerowe libido też stanowiło problem.
Koniec końców , po prawie rocznym zastanawianiu się nad słusznością decyzji , czując potworne poczucie winy - zakończyłam związek.
Moja kondycja psychiczna była tragiczna , nie mogłam uporać się z tym , że ktoś cierpi i jest w rozsypce ( chłopak zaczął ostro pić i próbować różnych narkotyków )
Wyprowadziłam się do mamy.
Po pewnym czasie u mamy zdiagnozowano Stwardnienie Rozsiane i wyjechała za granicę , by mieć lepszą opiekę medyczną.
Mieszkałam sama. Pracowałam i utrzymywałam się sama , z małą pomocą dziadków.
W tym czasie , przez ponad rok, zaczęłam się BAWIĆ.
Pojawiły się imprezy , alkohol.
Co tydzień odstawiałam się i jechałam na podbój.
Potrzebowałam akceptacji i miłosci , ale niestety wybierałam złe osoby.
Zdarzał się seks po bardzo krótkiej i powierzchownej znajomości.
To było zawsze pod wpływem alkoholu , bo nie umiałam na trzeźwo być blisko z nikim.
Grałam rolę.Silnej i pewnej siebie , namiętnej kobiety. W środku byłam przerażoną osobą i jednym wielkim kompleksem.
Kiedy poznawałam kolejnych mężczyzn i toczyłam destrukcyjne znajomości , w pewnym momencie doszło do mnie , że już tak nie mogę i muszę zacząć wszystko od nowa.
Myślałam o wyjeździe na stałe za granicę.
Planowałam wyjazd do znajomej do Holandii. Zajmowałam się formalnościami , złożeniem wypowiedzenia , pozamykaniem wszystkiego.
W międzyczasie założyłam konto na portalu randkowym.Poznałam parę osób i przyszły kolejne rozczarowania.
W dniu , kiedy miałam usuwać profil na tej stronie , pojawił się mój obecny partner.
Po obejrzeniu jego zdjęć zainteresował mnie swoim wyglądem , choć nie należy do ideałów.
Zaczęły się rozmowy. Potem okazało się , że mieszka za granicą , 80 km od mojej mamy.
Rozmawialiśmy codziennie parę godzin na Skype.
Był i jest doskonałym kompanem do rozmów i zwierzeń.Niezwykle dojrzały ( ma 30 lat ) ,dobry , ciepły człowiek.
Opowiedziałam o mojej przeszłości. On pochodzi z dobrego , normalnego domu , nie zaznał takich toksycznych sytuacji.
Nasza znajomość nabierała tempa i szła do przodu.
Mogłam mu ufać, czułam się bezpieczna.Cieszyła mnie ta znajomość.
Data mojego wyjazdu do koleżanki się zblizała, planowaliśmy jeździć do siebie i spróbować być razem.
Po prawie dwóch miesiącach codziennych , kilkugodzinnych , dojrzałych rozmów znaliśmy się na prawdę dobrze.
Kiedy byłam już zwolniona z pracy i miałam kupiony bilet na samolot , koleżance się odwidziało i odwołała nasze plany.
Byłam załamana i przerażona.Powiedziałam o tym chłopakowi , zadzwoniłam z płaczem do mamy.
Mama postanowiła , że przyjadę do niej.To miała być tymczasowa pomoc , mama nie miała możliwości i stabilizacji finansowej , by mnie utrzymywać na dłuższą metę.
Po przyjeździe do mamy , następnego dnia , przyjechał po mnie chłopak i zabrał mnie do siebie na weekend.
Byłam u niego dwa weekendy pod rząd.
U mamy nie umiałam znaleźć pracy więc wspólnie z partnerem postanowiliśmy podjąć się próby zamieszkania razem.
Było ... bezpiecznie, zdrowo , dobrze.
Bez fajerwerków , bez chemii z mojej strony , ale to było coś mi nieznanego.
Bez kłótni , zmiennych nastrojów.
Chłopak zameldował mnie u siebie , by umożliwić mi dalszy rozwój.
Pracowałam dorywczo i żyliśmy razem.
Jaki jest ? To wspaniały , ciepły , czuły , dobry człowiek.
O poczuciu sprawiedliwości , z moralnymi zasadami.
Opiekun , dobry partner , wpierający.
Pracowity , dojrzale planujący przyszłość.
Potrafił rozbawić mnie do łez. Zakochany we mnie do szaleństwa.
Moje poczucie wartości wzrosło bardzo.
Ciągle mnie docenia i wspiera. Ja daję mu od siebie to samo.
Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Czuję się bezpiecznie w jego ramionach , rozczula mnie , bawi , lubię z nim spędzać czas , wygłupiać się,gotować.
Życie z nim jest stabilne i łatwe.
Czy Go kocham ? Myślę , że tak , nie wiem w jaki sposób.
Czy kiedykolwiek pożądałam Go i był dla mnie atrakcyjny fizycznie i czułam przysłowiową chemię ? NIE.
Czy miałam ochotę na seks z Nim ? Nie.
Czy odczuwam potrzeby seksualne ? Tak , bardzo mocno.
Czuję , że mam bardzo silny seksualny temperament , którego nigdy nie wcieliłam w życie.
Czy pociągają mnie inni mężczyźni ? Owszem.
Wiedziałam to od początku. Powtórzyłam schemat z poprzedniego związku. Mam o to do siebie ogromny żal.
Chciałam dać temu związkowi szansę. Wiedziałam , że spotkałam kogoś wyjątkowego.
Po moich wszystkich życiowych tragediach i rozczarowaniach nie chciałam skreślać takiej osoby i związku z powodu tak "mało istotnych spraw ".
Niestety to nie są mało istotne sprawy. Mój partner ma duże potrzeby , pragnie mnie , działam na niego.
Na początku było dużo seksu , teraz jest raz na miesiąc , zmuszam się , bo chcę to robić dla Niego.
Udaję orgazmy.
Rozmawialiśmy o moim problemie , pytał , czy to Jego wina. Zawsze zaprzeczałam. Mówiłam , że to ze mną coś jest nie tak i że może to kwestia czasu.
Sama w to wierzyłam , modliłam się o to , by chemia przyszła z czasem.
Po miłości i głębszych uczuciach.
Jesteśmy ze sobą 1,5 roku. Nie przyszła.
Od dłuższego czasu czułam w głębi , że to może się skończyć źle. Czuję się z tym fatalnie.
Nie umiem wyobrazić sobie , że znowu kogoś skrzywdzę .Tym razem ta osoba daje mi od siebie 100% i nie zasługuje na cierpienie.
Czuję do Niego ogromny szacunek i wdzięczność za każdą pomoc i wsparcie. Jest dla mnie ważny.
Niestety dwa miesiące temu poznałam pewnego mężczyznę , na widok którego przeżywam zawał.
Cała się trzęsę , serce wali jak oszalałe , mam miękko w kolanach. To mój ewidentny typ.
Okazało się , że facet obserwował mnie jeszcze przez dwa miesiące zanim pierwszy raz odważył się porozmawiać ze mną.
Poprosił wtedy o rozmowę i chciał wręczyć mi bukiet kwiatów. Powiedział , że odczuwa irracjonalne uczucie do mnie od pierwszego dnia , kiedy mnie zobaczył.
Odmówiłam przyjęcia kwiatów , powiedziałam , że jestem w związku.
Jednak to spowodowało u mnie silne emocje.
Z poczuciem słusznej decyzji , powiedziałam o zajściu chłopakowi , nie chciałam mieć żadnych tajemnic.
Był zazdrosny , ale nie chorobliwie. Uznał , że to świadczy tylko o tym , jak szalenie jestem atrakcyjna i nie dziwi go to , że się komuś podobam.
Facet od kwiatów dumnie przyjął odmowę.
Widywaliśmy się codziennie , ponieważ uczęszczaliśmy do tej samej szkoły.
Jako , że jestem empatyczną osobą i zdawałam sobie sprawę z tego , że może mu być ciężko z odrzuceniem ( a również czując do niego pociąg ) , czasem z nim rozmawiałam i rzucałam " dzień dobry ".
W ciągu tych dwóch miesięcy poznawaliśmy się bliżej , jednak nie przekraczały te relacje żadnych granic przyzwoitości , koleżeńskie stosunki.
Jednak dało się wyczuć tę właśnie CHEMIĘ.
Obezwładniał mnie swoją osobą . Skrycie marzyłam o nim i fantazjowałam.
W międzyczasie szukałam pracy , pech chciał , że ten facet zaproponował mi pracę w miejscu , w którym sam pracuje.
Zaoferował pomoc i zapewniał , że nie ma żadnych ukrytych celów.
Pomógł w czasie rozmowy z szefem , był bardzo miły.
Mojemu chłopakowi nie było to na rękę , ale nie zdawał sobie sprawy z tego , że facet mi się podoba i zgodził się , żebym poszła do tej pracy.
Jednak po szczerej rozmowie z mamą , podjęłam decyzję , że nie mogę tam pracować.
Powiedziałam koledze , że nie umiem traktować go jak kolegi , a ponieważ jestem w związku , nie może między nami być nieczego więcej.
Chłopak mój odetchnął z ulgą i bardzo się z tej decyzji cieszył , powiedziałam , że nie chcę narażać go na niepotrzebne obawy.
Następnego dnia ten facet poprosił o rozmowę , ostatnią.
Zgodziłam się.
To była pełna emocji rozmowa , podczas której powiedział , że nie potrafi wyjaśnić racjonalnie powodu , ale że mnie kocha.
Cały się trząsł , broda , całe ciało , nawet usta i brwi. Płakał. Mówił , że rozumie i żałuje , że nie spotkał mnie wcześniej.
Że szanuje mnie za moją decyzję i nawet w jego oczach jestem jeszcze bardziej atrakcyjna , ponieważ jestem dobrą i wartościową osobą.
Z wielkim bólem i poczuciem jakiejś straty , powiedziałam , że nie możemy więcej rozmawiać, bo ja coś do niego czuję.
Nie powinnam tego mówić , dałam mu bodziec do działania.
Zaczęliśmy posiać ze sobą. W tajemnicy oczywiście.
To nie były rozmowy o seksie , o naszych uczuciach. Po prostu , tematy życiowe , bieżące sprawy.
Ciągle czułam wyrzuty sumienia.
Znowu rozmowa z mamą sprowadziła mnie na ziemię.
Napisałam , że jako , że nie umiem być konsekwentna , informuję go , że wyrzucam jego numer z mojego telefonu , że nie chcę i nie mogę z nim się kontaktować poza szkołą i zwykłym " cześć ".
Zadzwonił do mnie , rozmawialiśmy 4 h. Byłam w domu sama.
Znowu mówił o uczuciach , o tym , że chciałby mi wszystko dać , że chciałby bym była szczęśliwa , pomóc mi w moim rozwoju tutaj , w wykształceniu itd.
Że kocha , że wie , że nie powinien mówić , ale tak czuje.
Że boli go to , że nie będę miała szansy go poznać bliżej skoro zrywam kontakt definitywnie.
Powiedziałam , że poznanie go nie zmieni niczego , nie ma sensu go poznawać , bo JESTEM W ZWIĄZKU!
Wtedy zadał pytanie , czy kocham Mojego Partnera. Zaniemówiłam. Powiedziałam , że jest cudownym człowiekiem i bardzo Go szanuję i nie chcę Go ranić i oszukiwać , że na to nie zasługuje.
Ale... ALE. Ale nie czuję tej chemii.. powiedziałam o tym , czułam potrzebę powiedzenia tego.Wiem , że nie powinnam.
Powiedziałam , że jeśli jest nam przeznaczone , spotkamy się znowu , kiedyś , ale wtedy będę wolna i nikt nie ucierpi.
Prosiłam , by się nigdy więcej nie odzywał , że nie podejmę decyzji pochopnie z powodu poznania kogoś innego.
Powiedział , że skoro proszę , nie będzie tego robił.
Po tygodniu wymiękł. Napisał , czy wszystko w porządku , odpowiedziałam , że tak. No i poszłoooooooooo.
Codzienna korespondencja. To było jak narkotyk. Żadnych teoretycznie zakazanych tematów , ale chłopak nie wiedział , to już samo w sobie jest złem.
Żadnego fizycznego kontaktu , ale czułam, że zdradzam.Przez tydzień żyłam jak wyjęta z ciała. Bolało mnie dosłownie wszystko.
Chłopak całował , przytulał , obejmował , mówił , że kocha , a ja płakałam w łazience bo czułam się, jakbym coś traciła, czując jednocześnie wstręt do siebie , że krzywdzę Mojego Partnera , tak dobrego człowieka.
Facet od kwiatów skończył szkołę , pozostał kontakt telefoniczny. Miałam nadzieję , że mi przejdzie.
Uznałam , że definitywny zakaz kontaktów może powoduje u mnie odwrotny skutek , zakazany owoc , więc chciałam poczekać,aż to zdechnie śmiercią naturalną.
Nie wyszło. Chłopak pracuje nocami , zostaję sama i rozmawiam przez telefon z Facetem od kwiatów.
Nie pozwalam zaczynać tematów o uczuciach. Praca , zainteresowania , przeżycia z przeszłości , plany - OK.
Jednak codziennie czekałam na tę rozmowę i dawało mi to radość. Jednocześnie wyrzuty sumienia.
Po przeczytaniu paru wątków o tej tematyce na forach , wypiłam wczoraj parę drinków i zaczęłam ni z tego , ni z owego rozmowę z Moim Partnerem.
Powiedziałam , że chcę porozmawiać , że mamy problemy z fizycznością. Zaznaczyłam , że kocham Go i jest wspaniałą osobą.
Zapytał , czy to Jego wina , czy mnie nie pociąga.
Po alkoholu , szczera do bólu , powiedziałam , że tak. Był w szoku. Zaniemówił. Poczułam straszny ból , widząc Jego cierpienie.
Zaczęłam przeraźliwie płakać i przepraszać , mówić , że on obiektywnie w moich oczach jest atrakcyjny , ale nie ma między nami tej chemii.
Był zdruzgotany. Mówiłam , jal wyjątkowy jest dla mnie , jak bardzo cenię nasz związek , jak bardzo mi przykro.
Broniłam Go , mówiąc , że może to moja wina , może ja mam problem , że przecież poprzednio było to samo.
Że to ja jestem chora. Że przepraszam , że nie mogę mu dać siebie w 100 %.
Powiedział : kochasz mnie jak przyjaciela . Zaprzeczałam. Nie mogłam znieść Jego łez.
Powiedział , że to coś zmieniło na zawsze. Że czuje się jak idiota , kiedy przypomina sobie nasz każdy seks.
Jakby mnie zmuszał. Mówiłam , że nie , że ja bardzo chciałam próbować , że chciałam poczekać , aż to się pojawi.
Rozmowa była długa i wyczerpała nas psychicznie i fizycznie , myślałam , że eksploduje mi głowa.
Pytał , czy chcę nad tym pracować, powiedziałam , że tak.
Że tak wiele mu zawdzięczam , że tak bardzo Go cenię.
On jednak czuł , że jest coś jeszcze , nalegał , bym powiedziała.
Powiedziałam , że nie mogę tego powiedzieć. On dalej prosił , mówił , że będzie o tym myślał codziennie.
W końcu , strasznie płacząc , powiedziałam , że ten facet mi się podoba. Że nie mogę sobie tego wybaczyć , że przepraszam.
Że z tego powodu zrezygnowałam z pracy z nim.
Mój Cudowny Chłopak prosił , bym już nie płakała. Mówił , że rozumie , że się nie gniewa.
Plakał , bo bardzo Go boli to , że nie ma między nami namiętności.
Był tak zdruzgotany...
Nie mogłam na to patrzeć. Powiedział , że musimy nad tym pracować,próbować to naprawić.
Ale że ciągle będzie się bał , że któregoś dnia tamto drugie będzie silniejsze i wygra.
Przepraszałam , że wpuściłam do Naszego życia intruza , że tak bardzo żałuję , że naraziłam Go na cierpienie.
Kiedy mówił o próbach naprawy tego , w środku czułam , że to jest niemożliwe.Że chyba tego nie chcę.
Że pragnę tamtego faceta.
Tak bardzo chciałabym mieć dwa równoległe życia.
Nie musieć nikogo ranić , nie musieć podejmować ryzyka stracenia Skarbu jakim jest Mój Partner.
Całą sobą pragnę tamtej osoby , ale całą sobą nie chcę skrzywdzić Mojego Partnera.
Jestem jedną wielką emocją. Nie umiem racjonalnie myśleć.
Dzisiaj oboje z Moim Partnerem mieliśmy zwykłą niedzielę razem.
Bardzo się staraliśmy i byliśmy dla siebie czuli.
Jednak ja wciąż czuję, że robię coś wbrew sobie , ale nie umiem być już niczego pewna...
Przepraszam za tak długą historię.Musiałam to z siebie wyrzucić.
Będę wdzięczna za wszelkie odpowiedzi , choć bardzo boję się krytyki.
Dziękuję za poświęcony mi czas.