Dziecko wierzących - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELIGIA - DUCHOWE POSZUKIWANIA » Dziecko wierzących

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 26 ]

1

Temat: Dziecko wierzących

Zacznę od tego, że dziecko jest człowiekiem. Ma swoje prawa i jego pojawianie się nakłada obowiązki na rodziców.
Rodzic ma obowiązek zapewnić dziecku minimum socjalne (ciepłe buty na zimę, posiłek, dach nad głową, podręczniki) i względną uwagę.

Sprawę tej uwagi chciałabym poruszyć w temacie na Dzień Dziecka.
Zastanówmy się jakie możliwości wyboru ma dziecko wobec wierzących rodziców. Kiedy, w jaki sposób i gdzie może kształtować swoją duchowość, jeżeli wychowuje się pod parasolem wyznania rodziców i nierzadko terrorem szantażu, który nakazuje mu jeśli nie powielanie religii rodziców, to udawanie.

Porozmawiajmy również o wyborach naszych milusińskich i tolerancji wobec tych wyborów.
Czy pod jednym dachem mogą zagościć różne poglądy wyznaniowe w chwili, gdy jeden z wyznawców jest na utrzymaniu drugiego?

Jaki wybór ma dziecko wychowywane w danej wierze zanim dorośnie i się usamodzielni?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Dziecko wierzących
ewka3 napisał/a:

Zacznę od tego, że dziecko jest człowiekiem. Ma swoje prawa i jego pojawianie się nakłada obowiązki na rodziców.
Rodzic ma obowiązek zapewnić dziecku minimum socjalne (ciepłe buty na zimę, posiłek, dach nad głową, podręczniki) i względną uwagę.

Wybacz ale po tak sformułowanych zdaniach niemal padłem ze śmiechu. Toż to bardziej przypomina teksty z gimnazjum średnio rozgarniętego uczniaka albo fragment wystąpienia typowego posła partii biało-czerwonych krawatów. No ale ok, nie czepiam się już.

Przynajmniej tego fragmentu.

Zastanówmy się jakie możliwości wyboru ma dziecko wobec wierzących rodziców.

Znaczy się co? Czy dziecko może sobie wybierać czy i w co będzie wierzyło lub nie? No tak patrząc statystycznie i ogólnie to gdzieś tak do gimnazjum/szkoły średniej, czasem studiów bardzo rzadko może sobie wybrać lub rzucić szkolny/rodzinny/domowy przymus do 'wierzenia' w coś innego niż nauki KK.


Kiedy, w jaki sposób i gdzie może kształtować swoją duchowość, jeżeli wychowuje się pod parasolem wyznania rodziców i nierzadko terrorem szantażu, który nakazuje mu jeśli nie powielanie religii rodziców, to udawanie.

Coś w tym jest aczkolwiek w pewnym wieku część ludzi się 'buntuje' i rzuca to w cholerę albo zwyczajnie żyje swoim życiem. Przynajmniej jakaś część ludzi tak robi. A co robią inni to średnio mnie interesuje dopóki nie pukają mi do drzwi jako Świadkowie Jehowy czy inne biało czarne zjawy pytające o to czy przyjmuję kolędę i czy chcę słuchać śpiewania kolęd przez nastoletnich wyrostków z gimnazjum czy liceum.

Jaki wybór ma dziecko wychowywane w danej wierze zanim dorośnie i się usamodzielni?

O ile nie ma normalnych rodziców to żadnego. big_smile

3

Odp: Dziecko wierzących
ewka3 napisał/a:

Zastanówmy się jakie możliwości wyboru ma dziecko wobec wierzących rodziców. Kiedy, w jaki sposób i gdzie może kształtować swoją duchowość, jeżeli wychowuje się pod parasolem wyznania rodziców i nierzadko terrorem szantażu, który nakazuje mu jeśli nie powielanie religii rodziców, to udawanie.

Sądzę, że wiele tutaj zależy od modelu wychowania, tolerancji, dojrzałości i zrozumienia ze strony rodziców. Jeśli dziecko będzie czuło presję, to bardziej lub mniej świadomie może zacząć uciekać od tego, co dorośli usiłują mu narzucić. Tak przecież działa ten mechanizm, że im bardziej ktoś naciska, tym druga strona bardziej się przed tym broni. Rodzice swoją postawą powinni sami spowodować, że dziecko zechce ich naśladować.   

ewka3 napisał/a:

Porozmawiajmy również o wyborach naszych milusińskich i tolerancji wobec tych wyborów.
Czy pod jednym dachem mogą zagościć różne poglądy wyznaniowe w chwili, gdy jeden z wyznawców jest na utrzymaniu drugiego?

Jaki wybór ma dziecko wychowywane w danej wierze zanim dorośnie i się usamodzielni?

Tu znów zahaczę o poprzednią myśl. Uważam, że fakt zależności finansowej nie daje człowiekowi prawa narzucania drugiemu, nawet własnemu dziecku, sposobu myślenia. Nikt z nas nie jest nieomylny, także (a może przede wszystkim) w kwestiach tak delikatnych jak światopogląd czy religia. Owszem, to wszystko jest bardzo proste, kiedy mamy do czynienia z małym dzieckiem, niemniej nastolatek stopniowo kształtuje swój światopogląd, uczy sie samodzielnego myślenia, dostrzega różnice pomiędzy tym, co słyszy, a tym co obserwuje i czuje. Z nim możemy dyskutować, wymieniać się poglądami, ale powinniśmy szanować odmienne spojrzenie na nurtujące go sprawy.

4

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:
ewka3 napisał/a:

Zacznę od tego, że dziecko jest człowiekiem. Ma swoje prawa i jego pojawianie się nakłada obowiązki na rodziców.
Rodzic ma obowiązek zapewnić dziecku minimum socjalne (ciepłe buty na zimę, posiłek, dach nad głową, podręczniki) i względną uwagę.

Wybacz ale po tak sformułowanych zdaniach niemal padłem ze śmiechu. Toż to bardziej przypomina teksty z gimnazjum średnio rozgarniętego uczniaka albo fragment wystąpienia typowego posła partii biało-czerwonych krawatów. No ale ok, nie czepiam się już.

Przynajmniej tego fragmentu.

ja też się zaśmiałam big_smile

5

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:
ewka3 napisał/a:

Zacznę od tego, że dziecko jest człowiekiem. Ma swoje prawa i jego pojawianie się nakłada obowiązki na rodziców.
Rodzic ma obowiązek zapewnić dziecku minimum socjalne (ciepłe buty na zimę, posiłek, dach nad głową, podręczniki) i względną uwagę.

Wybacz ale po tak sformułowanych zdaniach niemal padłem ze śmiechu. Toż to bardziej przypomina teksty z gimnazjum średnio rozgarniętego uczniaka albo fragment wystąpienia typowego posła partii biało-czerwonych krawatów. No ale ok, nie czepiam się już.

Przynajmniej tego fragmentu.

Zastanówmy się jakie możliwości wyboru ma dziecko wobec wierzących rodziców.

Znaczy się co? Czy dziecko może sobie wybierać czy i w co będzie wierzyło lub nie? No tak patrząc statystycznie i ogólnie to gdzieś tak do gimnazjum/szkoły średniej, czasem studiów bardzo rzadko może sobie wybrać lub rzucić szkolny/rodzinny/domowy przymus do 'wierzenia' w coś innego niż nauki KK.


Kiedy, w jaki sposób i gdzie może kształtować swoją duchowość, jeżeli wychowuje się pod parasolem wyznania rodziców i nierzadko terrorem szantażu, który nakazuje mu jeśli nie powielanie religii rodziców, to udawanie.

Coś w tym jest aczkolwiek w pewnym wieku część ludzi się 'buntuje' i rzuca to w cholerę albo zwyczajnie żyje swoim życiem. Przynajmniej jakaś część ludzi tak robi. A co robią inni to średnio mnie interesuje dopóki nie pukają mi do drzwi jako Świadkowie Jehowy czy inne biało czarne zjawy pytające o to czy przyjmuję kolędę i czy chcę słuchać śpiewania kolęd przez nastoletnich wyrostków z gimnazjum czy liceum.

Jaki wybór ma dziecko wychowywane w danej wierze zanim dorośnie i się usamodzielni?

O ile nie ma normalnych rodziców to żadnego. big_smile

Ot i cała prawda smile

6

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:

Wybacz ale po tak sformułowanych zdaniach niemal padłem ze śmiechu. Toż to bardziej przypomina teksty z gimnazjum średnio rozgarniętego uczniaka albo fragment wystąpienia typowego posła partii biało-czerwonych krawatów. No ale ok, nie czepiam się już.

alpengold napisał/a:

ja też się zaśmiałam big_smile

Cieszę się, że mogłam Wam dostarczyć odrobinę radości. Spróbujcie wczuć się w skórę przeciętnego nastolatka;)

Oglądałam kiedyś program Martyny Wojciechowskie z cyklu "Kobieta na krańcu świata", w którym przedstawiono przygotowania dziewczynki do roli Kumari. Kumari, to nepalska bogini. Wybiera się na nią dziewczynkę w wieku 4-5 lat i uważa się ją za inkarnację bogini Taledźu. Pozostaje boginią do pierwszej miesiączki. Oprócz wyjątkowych cech fizycznych kandydatka na Kurami musi wykazać się odwagą. Dziewczynka, żeby przejść próbę odwagi musi bez płaczu i wydawania z siebie głosu przejść przez pomieszczenie, w którym znajduje się wiele przerażających rzeczy (ludzie wydający przeraźliwe okrzyki, okrwawione bawole łby, pojawiający się nagle ludze boleśnie smagających dziewczynkę itp.). Matki Kumari są dumne z tego, że ich córki zostają wybrane na boginię i nie tylko godzą się na okrutną rekrutację, ale też na późniejsze obyczaje, które nie pozwalają na naukę i opiekę lekarską.

Zastanawiam się jakimi rodzicami trzeba być, żeby traktować własne dziecko w taki sposób?

7

Odp: Dziecko wierzących
zbytdelikatna napisał/a:

Ot i cała prawda smile

O, dziękuję. tongue alpengoldce też. tongue

Cieszę się, że mogłam Wam dostarczyć odrobinę radości. Spróbujcie wczuć się w skórę przeciętnego nastolatka;)

Po cóż mam się wczuwać skoro sam nim byłem? I sam sobie wybrałem odejście od KK i chodzenie swoimi własnymi moralnymi ścieżkami bez kazań, bez dziwacznych zakazów, nakazów i bez całej wielce wyniosłej otoczki KK. I tak, uważam się za statystycznie bardziej moralnie postępującego człowieka niż niejeden rzekomo 'wierzący'. I nikogo do niczego nie nakłaniam. Jednak nóż się w kieszeni otwiera jak się patrzy na to jakie durnoty wygadują pewni księża lub ludzie chcący być 'prawicowcami' czy tam tymi którzy niosą kaganek oświ...znaczy ciemnoty ludowi jak niedawno to zrobił pan Zelnik pieprząc od rzeczy. Także tego - jak to są autorytety Kościoła to sorry ale ja wysiadam.

Zastanawiam się jakimi rodzicami trzeba być, żeby traktować własne dziecko w taki sposób?

A ja się zastanawiam jaki to ma związek z tematem to raz a dwa - dlaczego rozmawiamy o tym jeśli mieszkamy w kraju zgoła innym jeżeli chodzi o 'tradycyjne obrządki religijne' a po trzecie - to zupełnie inna szerokość geograficzna, inna kultura, wiara, religia i masa innych rzeczy.

8

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:
zbytdelikatna napisał/a:

Ot i cała prawda smile

O, dziękuję. tongue alpengoldce też. tongue

Cieszę się, że mogłam Wam dostarczyć odrobinę radości. Spróbujcie wczuć się w skórę przeciętnego nastolatka;)

Po cóż mam się wczuwać skoro sam nim byłem? I sam sobie wybrałem odejście od KK i chodzenie swoimi własnymi moralnymi ścieżkami bez kazań, bez dziwacznych zakazów, nakazów i bez całej wielce wyniosłej otoczki KK. I tak, uważam się za statystycznie bardziej moralnie postępującego człowieka niż niejeden rzekomo 'wierzący'. I nikogo do niczego nie nakłaniam. Jednak nóż się w kieszeni otwiera jak się patrzy na to jakie durnoty wygadują pewni księża lub ludzie chcący być 'prawicowcami' czy tam tymi którzy niosą kaganek oświ...znaczy ciemnoty ludowi jak niedawno to zrobił pan Zelnik pieprząc od rzeczy. Także tego - jak to są autorytety Kościoła to sorry ale ja wysiadam.

Zastanawiam się jakimi rodzicami trzeba być, żeby traktować własne dziecko w taki sposób?

A ja się zastanawiam jaki to ma związek z tematem to raz a dwa - dlaczego rozmawiamy o tym jeśli mieszkamy w kraju zgoła innym jeżeli chodzi o 'tradycyjne obrządki religijne' a po trzecie - to zupełnie inna szerokość geograficzna, inna kultura, wiara, religia i masa innych rzeczy.

Masz dzieci?

9

Odp: Dziecko wierzących

Po pierwsze - nie, nie mam dzieci.

Po drugie - nie wiem co to ma w tym momencie do rzeczy i jak zakładam - miało to mnie zbić z tropu bo jakże to się ktoś może wypowiadać jak nie ma dzieci, mam rację?

Otóż - co to zmienia? Byłem dzieckiem, byłem nastolatkiem, może nie byłem mega wierzący i może moja rodzina też taka nie była ale jednak do pewnego momentu uczestniczyłem w tym wszystkim w jakimś tam stopniu. Ale już nie uczestniczę.

A teraz słucham - jak to że nie mam dzieci ma implikować bezwartościowość tego co piszę?

10

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:

Po pierwsze - nie, nie mam dzieci.

Po drugie - nie wiem co to ma w tym momencie do rzeczy i jak zakładam - miało to mnie zbić z tropu bo jakże to się ktoś może wypowiadać jak nie ma dzieci, mam rację?

Otóż - co to zmienia? Byłem dzieckiem, byłem nastolatkiem, może nie byłem mega wierzący i może moja rodzina też taka nie była ale jednak do pewnego momentu uczestniczyłem w tym wszystkim w jakimś tam stopniu. Ale już nie uczestniczę.

A teraz słucham - jak to że nie mam dzieci ma implikować bezwartościowość tego co piszę?

Nie masz dzieci, a rozmawiasz o nich. Nie jestem hinduską i rozmawiam o Kumari.

11

Odp: Dziecko wierzących

Skoro już podjęłaś ze mną jakąkolwiek dyskusję proszę o czytanie wcześniejszych postów ze zrozumieniem.

Ostatni akapit, post #7.

Ale dla Ciebie specjalnie w skrócie - nie mam dzieci ale sam byłem dzieckiem, byłem nastolatkiem i wiem jak to jest być 'mniej więcej' że tak powiem po obu stronach barykady religijnej. Ja w tym uczestniczyć już nie zamierzam, tyle. A to że nie mam dzieci absolutnie nic nie zmienia gdyż:

A ja się zastanawiam jaki to ma związek z tematem to raz a dwa - dlaczego rozmawiamy o tym jeśli mieszkamy w kraju zgoła innym jeżeli chodzi o 'tradycyjne obrządki religijne' a po trzecie - to zupełnie inna szerokość geograficzna, inna kultura, wiara, religia i masa innych rzeczy.

Więc łącząc to z rzekomo dominującą u nas religią w kraju oraz nazwą tematu można dojść do wniosku że nieco zjechaliśmy z tematu. Równie dobrze moglibyśmy idąc Twoim tokiem rozumowania rozmawiać o uboju rytualnym u Żydów, obrzezaniu albo małych dziewczynkach z Afryki które wychodzą 'za mąż' mając po nie wiem ... naście lat.

Tylko po co?

12

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:

Żydów, obrzezaniu albo małych dziewczynkach z Afryki które wychodzą 'za mąż' mając po nie wiem ... naście lat.

Tylko po co?

Bo właśnie o tym rozmawiamy. O dzieciach wierzących i o ich prawie do wyboru. Religia to nie tylko KK. Dzieci są krzywdzone i zmuszane do religijnych obrzędów na całym świecie i we wszystkich wyznaniach, a krzywdzą je ci, którym najbardziej ufają, czyli rodzice. Do tego w imię wyższych wartości, które być może nigdy nie będą wartościami tych dzieci, gdy już dorosną.

13

Odp: Dziecko wierzących
ewka3 napisał/a:

Zastanówmy się jakie możliwości wyboru ma dziecko wobec wierzących rodziców. Kiedy, w jaki sposób i gdzie może kształtować swoją duchowość, jeżeli wychowuje się pod parasolem wyznania rodziców i nierzadko terrorem szantażu, który nakazuje mu jeśli nie powielanie religii rodziców, to udawanie.

Wydaje mi się, że należy właśnie rozróżnić rodziców wierzących od rodziców wierzących - fanatyków. Niestety większość ludzi przypisuje takim rodzicom z góry łatkę "ciemnogrodu", a znam trochę szczęśliwych rodzin wierzących i o żadnym terrorze nie ma tam mowy. Wiara to wybór, nie nakaz. Sama nie wychowywałam się w bardzo religijnym domu (tata kompletnie nie wierzy, a mamę ciężko zdefiniować tongue). Gdy obserwuję rówieśników, to widzę dużo fajnych wierzących ludzi - takich, którzy potrafią żyć jednocześnie z zasadami KK i nie stają się przy tym wyobcowani, "inni". Problem moim zdaniem pojawia się w momencie, gdy przez wiarę, religię człowiek zatraca osobowość i niezależność myślenia. Bo można wierzyć i jednocześnie nie przyjmować wszystkiego jakim jest. Wg mnie wiara jest dialogiem, ale ogólnie moja "wiara" i jej pojmowanie to dość skomplikowany temat. smile

A jeśli chodzi o wybór. To też zależy od tego młodego człowieka. Znam kilka osób z rodzin bardzo religijnych, które od wiary się całkowicie odcięły. Nie było tam żadnych emocjonalnych szantaży. Zauważyłam, że z początku ich rodziny traktowały to z przymrużeniem oka - ot, młodzieńczy bunt, przejdzie. Jednak z biegiem czasu poglądy "młodych" nie uległy zmianie i rodzice zaakceptowali stan rzeczy. Jest to wg mnie zdrowe podejście. Ocenianie wartości człowieka na podstawie jego wyznania oraz tego, czy ogólnie jest wierzący jest krzywdzące, to jest prywatna sprawa.

14

Odp: Dziecko wierzących

No dobrze, doszliśmy już chyba na początku do tego że jest problem. Tylko nie bardzo wiem o czym by tu jeszcze debatować i pisać.

Dzieci mają mówiąc wprost przesrane przez wybujałe ego / ambicje / chorą religię / rodzinne zwyczaje / ciemnogród i tak dalej i tak dalej. To już wszystko wiemy tylko co teraz? Rodzice zazwyczaj nie odpuszczą, rodzina / otoczenia  - z tym też różnie bywa, dopóki dziecku nie trafią się normalne warunki / rodzice / samodzielność to marnie widzę ich 'wolność religijną'. A nawet jeśli by ją mieli czy 7, 10 czy 15 latek wie w co chciałby i dlaczego chciałby ( lub nie ) wierzyć? No nie sądzę.

15

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:

Tylko nie bardzo wiem o czym by tu jeszcze debatować i pisać.

Nie wiesz, a jednak piszesz - nieprawdopodobne. tongue

Metyl napisał/a:

Dzieci mają mówiąc wprost przesrane przez wybujałe ego / ambicje / chorą religię / rodzinne zwyczaje / ciemnogród i tak dalej i tak dalej. To już wszystko wiemy tylko co teraz? Rodzice zazwyczaj nie odpuszczą, rodzina / otoczenia  - z tym też różnie bywa, dopóki dziecku nie trafią się normalne warunki / rodzice / samodzielność to marnie widzę ich 'wolność religijną'

Ale spotkałeś się tylko z takim podejściem rodziców? Niczego nie neguję, też widywałam takie relacje. Jednak te pozytywne także. W sumie jest to trochę off top, ale mam nadzieję, że ewka wybaczy (:)). Skąd u Ciebie tak negatywne podejście do religii? Nie czepiam się, masz do tego prawo, po prostu mnie to zastanawia - czy jest to jakaś określona sytuacja w życiu, czy może bardziej ogólne uprzedzenia.

Metyl napisał/a:

A nawet jeśli by ją mieli czy 7, 10 czy 15 latek wie w co chciałby i dlaczego chciałby ( lub nie ) wierzyć? No nie sądzę.

7, 10-latek raczej nie. Ale 15latek moim zdaniem powoli zaczyna dojrzewać jeśli chodzi też o aspekt wiary. Okres buntu, wielu zmian - chyba w tym wieku najwięcej moich znajomych odeszło od wiary. Część z nich powróciła, więc rzeczywiście był to "tylko" bunt, a reszta zdania nie zmieniła. Dla mnie w sumie nie ma to znaczenia, liczy się to jaki jest człowiek.

16

Odp: Dziecko wierzących

Ale spotkałeś się tylko z takim podejściem rodziców?

Znaczy jakim? 'Wierz mi tu w Boga / chodź do Kościoła / ożeń się / bądź ministrantem bo tak trzeba, bo Bóg istnieje, bo religia jest ważna, bo trzeba wierzyć'? Z takim tak. Ale najczęściej spotykam się z 'wierzeniem' tylko po to by zyskać ślub kościelny lub inne usługi czy tam przywileje przy jednoczesnym grzeszeniu co nie miara wedle katolickich standardów. I w sumie nie tylko katolickich. Także no, hipokryzja pełną gębą. Już nie mówię o wierze dla picu, wpuszczaniu księdza po kolędzie raz do roku i chodzeniu na jedną, dwie msze czy tam spowiedzi bo to już jest tak oklepane że głowa mała. Jednak chore jest dla mnie coś pokroju brania ślubu kościelnego 'bo rodzina chce' lub co lepsze / gorsze (?) dlatego że 'jak weźmiemy kościelny to sypną większą, kasą, więcej dostaniemy / bardziej nam się zwróci'.

Nie ma co, zajebisty powód do brania ślubu. Chociaż w sumie racja, trzeba czarnego też opłacić 'co łaska' czyli 2 kafla do rączki za jego OBOWIĄZEK.

Skąd u Ciebie tak negatywne podejście do religii? Nie czepiam się, masz do tego prawo, po prostu mnie to zastanawia - czy jest to jakaś określona sytuacja w życiu, czy może bardziej ogólne uprzedzenia.

Po pierwsze - nie do religii tylko do KK i durnot. Do wciskania ludziom kitu, ciemnoty, do pieprzenia o rzeczach o których nie mają pojęcia, do tego że są wielką organizacją w której jest promil uczciwych księży i większość z nich idzie tam tylko dla ciepłej posadki. Bo są zakłamaną organizacją która żeruje na ludzkiej ciemnocie, niewiedzy i zakorzenionych w naszym chorym kraju stereotypach jakim to ksiądz nie jest panem i władcą, zwłaszcza na wsiach i mniejszych wioskach.

Ludzie, opamiętajcie się. Ksiądz to człowiek, to nie jest jakaś boska istota, nie został namaszczony i nie należą mu się jakieś ogromne fory, prawa i nie wiadomo co jeszcze bo trzyma w łapie Biblię, krzyżyk i klucze od kościoła. Sorry ale czasami mam wrażenie że ludzie poważniej traktują byle księdza niż nie wiem ... choćby prezydenta własnego miasta.

17

Odp: Dziecko wierzących
daenerys7 napisał/a:
ewka3 napisał/a:

Zastanówmy się jakie możliwości wyboru ma dziecko wobec wierzących rodziców. Kiedy, w jaki sposób i gdzie może kształtować swoją duchowość, jeżeli wychowuje się pod parasolem wyznania rodziców i nierzadko terrorem szantażu, który nakazuje mu jeśli nie powielanie religii rodziców, to udawanie.

Wydaje mi się, że należy właśnie rozróżnić rodziców wierzących od rodziców wierzących - fanatyków. Niestety większość ludzi przypisuje takim rodzicom z góry łatkę "ciemnogrodu", a znam trochę szczęśliwych rodzin wierzących i o żadnym terrorze nie ma tam mowy. Wiara to wybór, nie nakaz. Sama nie wychowywałam się w bardzo religijnym domu (tata kompletnie nie wierzy, a mamę ciężko zdefiniować tongue). Gdy obserwuję rówieśników, to widzę dużo fajnych wierzących ludzi - takich, którzy potrafią żyć jednocześnie z zasadami KK i nie stają się przy tym wyobcowani, "inni". Problem moim zdaniem pojawia się w momencie, gdy przez wiarę, religię człowiek zatraca osobowość i niezależność myślenia. Bo można wierzyć i jednocześnie nie przyjmować wszystkiego jakim jest. Wg mnie wiara jest dialogiem, ale ogólnie moja "wiara" i jej pojmowanie to dość skomplikowany temat. smile

A jeśli chodzi o wybór. To też zależy od tego młodego człowieka. Znam kilka osób z rodzin bardzo religijnych, które od wiary się całkowicie odcięły. Nie było tam żadnych emocjonalnych szantaży. Zauważyłam, że z początku ich rodziny traktowały to z przymrużeniem oka - ot, młodzieńczy bunt, przejdzie. Jednak z biegiem czasu poglądy "młodych" nie uległy zmianie i rodzice zaakceptowali stan rzeczy. Jest to wg mnie zdrowe podejście. Ocenianie wartości człowieka na podstawie jego wyznania oraz tego, czy ogólnie jest wierzący jest krzywdzące, to jest prywatna sprawa.

Osobiście uważam, że rodzic, który kocha swoje dziecko pozwala mu na własne wybory.
Uważam też, że często rodzice prowadzą swoje dzieci drogą, którą uważają za najlepszą i robią to z troski, ale w takich przypadkach nie ma mowy o rytualnych okaleczeniach. Owszem jest jakaś presja, albo raczej model wychowania, jednak nie można nazwać tego krzywdzeniem.
Niestety za mało zwraca się uwegę na losy dzieci fanatyków. Zakłada się, że skoro rodzina jest religijna, to dzieciom nie może dziać się krzywda.

18

Odp: Dziecko wierzących

Uważam że dziecko powinno móc samo wybrać w co chce wierzyć i uważam że chrzczenie małych, nieświadomych dzieci jest straszne i właściwie sam kościół powinien coś z tym zrobić bo co to za wierni których ktoś bez ich zgody nimi uczynił? Wiara powinna płynąć z serca, a nie z przymusu...

19

Odp: Dziecko wierzących
Metyl napisał/a:

Znaczy jakim? 'Wierz mi tu w Boga / chodź do Kościoła / ożeń się / bądź ministrantem bo tak trzeba, bo Bóg istnieje, bo religia jest ważna, bo trzeba wierzyć'? Z takim tak. Ale najczęściej spotykam się z 'wierzeniem' tylko po to by zyskać ślub kościelny lub inne usługi czy tam przywileje przy jednoczesnym grzeszeniu co nie miara wedle katolickich standardów. I w sumie nie tylko katolickich. Także no, hipokryzja pełną gębą. Już nie mówię o wierze dla picu, wpuszczaniu księdza po kolędzie raz do roku i chodzeniu na jedną, dwie msze czy tam spowiedzi bo to już jest tak oklepane że głowa mała. Jednak chore jest dla mnie coś pokroju brania ślubu kościelnego 'bo rodzina chce' lub co lepsze / gorsze (?) dlatego że 'jak weźmiemy kościelny to sypną większą, kasą, więcej dostaniemy / bardziej nam się zwróci'.

Czyli mam rozumieć, że nigdy nie spotkałeś się z ludźmi wierzącymi, którzy jednocześnie nie byliby hipokrytami? Pomijając fakt, że mam taką jedną obserwację. Zazwyczaj mówi się, że ludzie wierzący wtryniają się wiecznie w czyjeś "przeżycia duchowe", w zakamarki ich wiary bądź niewiary. A ja dostrzegam zupełnie coś innego, częściej spotykam się z krytykowaniem ludzi wierzących przez ateistów niż na odwrót. Spójrzmy na to tak: nie chcesz, by ktoś komentował to, że nie wierzysz, prawda? Czemu więc krytykujesz obyczaje religijne innych ludzi? Nawet jeśli są one niezbyt konsekwentne, to nadal jest to ich sprawa i nikogo przecież taką postawą nie krzywdzą. wink

Metyl napisał/a:

Bo są zakłamaną organizacją która żeruje na ludzkiej ciemnocie, niewiedzy i zakorzenionych w naszym chorym kraju stereotypach jakim to ksiądz nie jest panem i władcą, zwłaszcza na wsiach i mniejszych wioskach.

Ale wiesz, że to samo można powiedzieć chociażby o lekarzach, politykach, policjantach itd.? Gdyby patrzeć na wszystko pod tym kątem, to wychodzi na to, że najlepiej w każdym aspekcie być samowystarczalnym. Nie wybielam księży, brzydzę się incydentami pedofilii i brania kasy w łapę, ale staram się być obiektywna. W swoim życiu spotkałam księży beznadziejnych, jak i fantastycznych, tak samo jak z lekarzami itd.

Metyl napisał/a:

Ludzie, opamiętajcie się. Ksiądz to człowiek, to nie jest jakaś boska istota, nie został namaszczony i nie należą mu się jakieś ogromne fory, prawa i nie wiadomo co jeszcze bo trzyma w łapie Biblię, krzyżyk i klucze od kościoła. Sorry ale czasami mam wrażenie że ludzie poważniej traktują byle księdza niż nie wiem ... choćby prezydenta własnego miasta.

A po co ten dramatyczny apel? smile Nie umniejszaj ludziom, myślę, że każdy ma swój mózg i niech postępuje tak, jak mu łepetyna podpowiada. Kto powiedział, że się należą? Ksiądz, z tego co się orientuję, jest "sługą".

ewka3 napisał/a:

Niestety za mało zwraca się uwagę na losy dzieci fanatyków. Zakłada się, że skoro rodzina jest religijna, to dzieciom nie może dziać się krzywda.

Myślę, że w takich sytuacjach największym problemem jest to, że dziecko (gdy już trochę podrośnie) nie jest w stanie problemu wychwycić. Dla niego ten stan jest normalny. Tak samo, jak dla wielu wyznawczyń Islamu niepojęte byłoby, gdyby dano im taką swobodę jak mają Europejki. Oczywiście są kobiety, które w tej kwestii się wyłamują - zazwyczaj stają się przyczynkiem do medialnej dyskusji nt. roli kobiety w Islamie, ale są to nadal jednostki. One nie byłyby najzwyczajniej w świecie gotowe do wolności. Tak samo dziecko z fanatycznej rodziny nie będzie w stanie się wyłamać. Zazwyczaj oczywiście. W tej materii również zdarzają się wyjątki - "wyrodne dzieci, które odwróciły się od Boga i rodziców." wink

Coś mi świta, że "Footloose" poniekąd wpisuje się w ten temat. Mam na myśli oryginał, remake'u nie widziałam.

Ciekawa jest też kwestia wyboru wiary, gdy rodzice dziecka są wyznawcami różnych religii. W takich sytuacjach dziecko (chyba najczęściej) jest zapoznawane w dwoma religiami, a gdy jest już gotowe, to dokonuje wyboru.

20

Odp: Dziecko wierzących
daenerys7 napisał/a:

Ciekawa jest też kwestia wyboru wiary, gdy rodzice dziecka są wyznawcami różnych religii. W takich sytuacjach dziecko (chyba najczęściej) jest zapoznawane w dwoma religiami, a gdy jest już gotowe, to dokonuje wyboru.

Znam rodzinę, w której ojciec jest buddystą, a matka katoliczką. Ich synowie są katolikami. Obserwując ich, zauważa się tolerancję i akceptację wyboru drugiego człowieka.

Zastanawiam się, nad odwrotną sytuacją, niż już podane w dyskusji. Dziecko wybiera powołanie, a rodzice się nie zgadzają. Osobiście znam jeden taki przypadek. Chłopak miał trudną przeprawę z ojcem. Zamiast katolickiego liceum, które wybrał posłano go do technikum. Oczywiście po osiągnięciu pełnoletności mógł wybrać, ale presja ze strony rodziny wciąż była.

21

Odp: Dziecko wierzących
daenerys7 napisał/a:

Czyli mam rozumieć, że nigdy nie spotkałeś się z ludźmi wierzącymi, którzy jednocześnie nie byliby hipokrytami?

Upraszczając - nie, nie spotkałem się z takimi osobami tudzież nie poznałem na tyle dobrze / długo tych rzekomo wierzących by móc ich jakoś względnie rzeczowo ocenić. Za to plagą są ludzie wyjęci niczym z Dnia świra którzy w ciągu jednego dnia pójdą do kościoła, modlą się by zaraz za rogiem chlać do nieprzytomności / sprawiać innym ludziom szeroko pojętą 'krzywdę' / bluzgać na lewo i prawo i tak dalej i tak dalej. Kto widział 'Dzień...' niech sobie przypomni jedną z ostatnich scen bodajże czy modlitwę Polaka ( ta na balkonach ).

Hipokryzja hipokryzją ale ja mam wrażenie że ludziom jest po prostu wygodnie robić swoje z jednej strony a być 'wierzącymi' od nomen omen święta bo tak trzeba, bo tak wypada, bo co powie rodzina, bo to, bo siamto.

Z jednej strony nikt ich palcem nie wytyka no bo przecież 'należą do Kościoła' ale z drugiej strony ludzie wiedzą jakie jest życie i że nie głaszcze po....no właśnie. Ergo wszyscy robią swoje od lat, klerykalna karawana jedzie dalej i wszyscy są happy bo nikt się nie przypierdziela, ot polski standard patologii społecznej.

Pomijając fakt, że mam taką jedną obserwację. Zazwyczaj mówi się, że ludzie wierzący wtryniają się wiecznie w czyjeś "przeżycia duchowe", w zakamarki ich wiary bądź niewiary.

Wiesz, co innego jak sytuacja jakby Ci jakiś katolik czysto teoretycznie zapukał do drzwi, zaczął z Tobą rozmawiać, opowiadać i próbowałby wejść z Tobą w jakiś sensowny dialog to ok, można by powiedzieć że byłoby to nawet znośne i nawet bym może to tolerował.

Ale jak Kościół Katolicki przez swoich wyznawców, kleryków i swoje 'autorytety moralne' od księży, proboszczów ( tak to się odmienia? ), poprzez kardynałów, biskupów, polityków czy innych celebrytów jawiących się jako gorejący katolicy ( i nierzadko jednocześnie przedstawiciele 'prawicy' (jakiej prawicy ja się pytam? prawica u nas nie istnieje yikes )) wygłaszają z ambon, ołtarzy czy innych miejsc swoje poglądy w myśl 'TO, TO, TO i TAMTO jest złe, to jest GRZECHEM, słuchajcie się TYLKO NAS, my wiemy wszystko o wszystkich i wszystkim najlepiej' to no sorry - ale mojej aprobaty coś takiego NIGDY nie zyska. To jest porównywalne do straszanie dzieci Buką czy Czarną Wołgą w zeszłym stuleciu.

I czy chodzi o LGBT, aborcję, ciążę, poglądy polityczne, in vitro i mnóstwo innych rzeczy - księża o wszystkim zdają się wiedzieć najlepiej i nierzadko ich 'wiedza' jest sprzeczna z wiedzą np: lekarzy. Co już samo w sobie jest kuriozalne.

Historia już nieraz pokazała że najłatwiej jest rządzić ludźmi prostymi, 'głupimi', bez wykształcenia, że najłatwiej manipulować przez pokolenia ludzi strachem i wmawianiem że wszystko co inne niż nasze jest złe. My jako Polacy tym bardziej powinniśmy o tym pamiętać bo byliśmy...tzn w sumie nadal jesteśmy w komunie. Dobre chociaż to że potworki pokroju Sojuszu powoli wypadają z obiegu jak niegdyś Samotna Brona...

I owszem - gdzieś tam się pewnie uchowa uczciwy i normalny ksiądz ale takie jednostki przepadają w ogromie bajzlu jaki jest nam serwowany przez medialnych księży i ichnie autorytety.

A ja dostrzegam zupełnie coś innego, częściej spotykam się z krytykowaniem ludzi wierzących przez ateistów niż na odwrót.

Bardziej ludzie niewierzący krytykują Kościół / Boga niżeli samych wiernych.

Spójrzmy na to tak: nie chcesz, by ktoś komentował to, że nie wierzysz, prawda?

Nieprawda bo mi to generalnie zwisa. Może sobie robić ze mnie w swoich oczach nawet uosobienie Antychrysta. Gorzej jeżeli zamierza mnie na siłę indoktrynować i wprowadzać swoje mondrości w życie wbrew mojej woli...

I tak samo traktuję natrętnych bankowców, ludków z infolinii oferujących mi zestaw garnków czy Świadków Jehowy - nie moja bajka to raz, dwa - szkoda czasu, zachodu i w sumie wszystkiego na użeranie się z takimi ludźmi.

Czemu więc krytykujesz obyczaje religijne innych ludzi? Nawet jeśli są one niezbyt konsekwentne, to nadal jest to ich sprawa i nikogo przecież taką postawą nie krzywdzą. wink

Bo jak już pisałem wyżej i teraz - nie lubię Kościoła i uważam że jako ogół przynosi on więcej strat i szkód. Poza tym - krytykować można a to - wręcz imho należy. To mniej więcej tak jakbym komuś z prawkiem pozwalał jechać po wypiciu pół butelki wina. No niby go nie siekło, nic po nim w sumie nie widać ale jednak - konsekwencja konsekwencją. Poza tym - po co komu taka pseudo wiara? Żeby leczyć swoje potłuczone przez życie ego? Więc no ... hipokryzja się kłania?


Ale wiesz, że to samo można powiedzieć chociażby o lekarzach, politykach, policjantach itd.? Gdyby patrzeć na wszystko pod tym kątem, to wychodzi na to, że najlepiej w każdym aspekcie być samowystarczalnym. Nie wybielam księży, brzydzę się incydentami pedofilii i brania kasy w łapę, ale staram się być obiektywna. W swoim życiu spotkałam księży beznadziejnych, jak i fantastycznych, tak samo jak z lekarzami itd.

No jakoś się nie spotkałem z wielotysięcznymi organizacjami zrzeszającymi lekarzy które to by działały na niekorzyść pacjentów. To raz. A dwa - wszystkie te grupy - czy to policjanci czy lekarze czy politycy ( ta ostatnia grupa to w ogóle temat na inną dyskusję ale załóżmy że mówimy o normalnym kraju i normalnym toku działania polityków ) czy nawet hydraulicy - są społecznie użyteczni. Pracują, wykonują określone zadania z których są rozliczani, pozwalają rozwijać się krajowi, generują przychody, wpływy do budżetu, miejsca pracy etc. A księża? No ja specjalistą nie jestem ale imho - ani z nich pożytku ani zysku nie ma. Za to pieniądze jakie na to idą są wręcz kosmiczne. Wniosek nasuwa się sam.

Ale nawet idąc Twoim tokiem rozumowania - nawet jeżeli pozostałe inne grupy społeczno-zawodowe są złe to czy to w JAKIKOLWIEK sposób usprawiedliwia czy czyni 'mniej ważnym' kwestię rozpasania kleru? No nie bardzo...

A po co ten dramatyczny apel? smile Nie umniejszaj ludziom, myślę, że każdy ma swój mózg i niech postępuje tak, jak mu łepetyna podpowiada. Kto powiedział, że się należą? Ksiądz, z tego co się orientuję, jest "sługą".

Po co? Bo mogę i po to by ludzie przejrzeli na oczy. Prędzej sąsiadowi którego widzę raz w tygodniu zaufam niż księdzu. No ale co z tego że jest sługą skoro sami chyba wiemy jak to wygląda? I OCZYWIŚCIE - znajdą się też normalni księża, nie łaknący hajsu, Ci z jakąś misją, Ci którzy nie doją ludzi na hajs przy byle okazji i klepią biedę. Ale oni zanikają w ogromnie tego rozpasania.

22 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2015-06-02 16:37:22)

Odp: Dziecko wierzących

Jak na razie niestety mam doświadczenia takie, że jak ktoś miał mocno wierzącego rodzica, to czasem miał nie za ciekawe. No chociaż raczej nie zawsze tak jest, tylko akurat tak się spotkałam. Np moja koleżanka, której mama jest mocno wierząca i nie raz ją w pewnych kwestiach ograniczała z tego co wiem, zabraniała oglądać niektóre programy i to nawet jak ona była już w gimnazjum, to uważała za "stosowne" wybierać jej co może oglądać, co nie, za bardzo ingerowała z tego co wiem w jej życie. Jakieś tam jeszcze inne podobne przykłady osób znam, ale nie pamiętam ich dokładnie. Niemniej, trzeba tego, żeby jak ktoś bardzo wierzący, to by pamiętał też, że jego dziecko jest odrębną osobą i może jednak mieć inne poglądy, może później być niewierzące lub uznać, że inna religia jest dla niego. Niektórzy wierzący chyba myślą, że jak nie będą przeciwstawiać się jak dziecko ma inne poglądy, to będą złymi katolikami - może to takie myślenie? Czasem też są sytuacje, gdzie ta kontrola jest widoczna w stosunkach damsko - męskich, gdzie rodzice za bardzo kontrolują czy ich córka/syn aby nie śpią ze swoim chłopakiem/dziewczyną, bo jak to, tak nie można... Chociaż oczywiście to nie zawsze tak robią katolicy, bo czasem i mogą nie być katolikami i mieć takie poglądy, nie rozumieć, że dziecko może mieć inne i że nie można nic narzucać, bo to nie jest dobre. Rozmawiać owszem, rozumiem, ale nie powinno się oczekiwać, że dziecko będzie na pewno naszą kopią. Dużo rodziców chyba ma wobec swoich dzieci pewne oczekiwania, jest to zrozumiałe, ale czasem są one myślę przesadzone, takie, których dziecko może nie móc spełnić albo spełni, ale nie zawsze to jest zgodne z nim, może cierpieć.

Nie zawsze miłość rodzicielska jest bezinteresowna, są rodzice, którzy ciągle czegoś oczekują, kochają jedynie za coś, dla nich ich dziecko praktycznie nigdy nie jest dość dobre, wydaje im się to pewnie dobrą postawą, a moim zdaniem jest wręcz przeciwnie. Rozumiem, że wierzący chcą uczyć dzieci życia w wierze, przekazać to w co wierzą, to akurat nie jest niczym złym, ale przy tym można też i powinno się zrozumieć, jeśli jednak mimo przekazywania wiary dziecko będzie wolało wybrać inną drogą. Myślę tak samo ewko3, że mądry rodzic wtedy to rozumie. Jasne, czasem wybory dziecka dla rodzica mogą być trudne do zaakceptowania, ale wiara nie powinna być według mnie takim tematem, bo jest na tyle indywidualną sprawą, nikogo nie da się przecież zmusić do wiary, że powinno być tutaj więcej zrozumienia.

Ok, dziecko może robić coś co budzi moralny sprzeciw rodziców, używa np antykoncepcji, a rodzice są mocno wierzący i przeciwni antykoncepcji. Z tym, że nadal to rozbija się o to, że mądry rodzic myślę zaakceptuje to, bo zrozumie, że ich dziecko może mieć inne poglądy, nie musi uważać tak samo jak oni, ma do tego prawo jako oddzielna jednostka.  Przecież i tak do niczego dziecka nie zmuszą, sami wychowywali w wierze, ale skoro dziecko wybiera inną drogę, to już jego wybór i wiedzą, że trzeba to zaakceptować. Sama nie mam jeszcze dziecka, ale myślę, że prawdziwą mądrością rodzicielską jest w takich kwestiach umieć dziecku dać wolność, nie przelewać na niego oczekiwań, że ma być takie same jak my, bo to niemożliwe. Dlatego powinno się myślę jak pisałam zaakceptować, jeśli dziecko nie wierzy lub wierzy, ale w inny system religijny, dać prawo do tej odrębności, bo z zakazów, uzurpowania sobie prawa do tego, by zmuszać dziecko, by miało takie same poglądy nic dobrego nie wynika, a niszczy właśnie życie dziecka, a wiara przecież i tak nie powinna być wymuszona, bo to nie na tym polega.

23

Odp: Dziecko wierzących

Cóż, nie chcę gdzieś grzebać po innych okręgach kulturowych, bo tutaj zawsze ciężko oceniać, ale na naszym podwórku bywa różnie.

Sama jestem dzieckiem dość mocno wierzących rodziców, którzy mają tendencję do zamordyzmu religijnego. Wywołuje to we  mnie wyłącznie niechęć i agresję do instytucji religii jako takiej i patrząc po moich braciach nie jest to nietypowa reakcja. Ja jestem typem o dość mocnej konstrukcji, więc nie czuję, by mnie to jakoś głęboko skrzywdziło. Przez ten zamordyzm, kiedy odwiedzam rodziców w domu, chodzę z nimi na mszę raz w tygodniu, stwierdzając, że godzina słuchania księdza jest lepsza niż 3 godziny terroryzowania, że powinnam tam iść, ale ciągle zastanawiam się, czy to nie jest zła strategia, bo będąc poza domem i tak muszą słuchać, że a teraz takie i takie święto, powinnam pójść się pomodlić. Mogę mówić, że chodzę tylko dla świętego spokoju i nie czuję się wierząca, ale to nie pomaga. Też nie chcę ich tym jakoś krzywdzić, chociaż moja mama bierze moją niewiarę bardzo osobiście. Widujemy się nieczęsto, więc nie chcę bym cały mój pobyt z nimi ograniczał się do walk na tle religijnym, a niestety tak bywa.

Cóż, ale i tak u mnie źle nie jest. Bliska mi osoba ma tez wierzących mocno rodziców i na nią niestety wpłynęło to znaczniej. Z uwagi na wspomniane np. przez truskaweczkę ingerowanie, panicznie boi się wchodzić w związki, bo wchodzenie w związki to dla niej zimna wojna z rodzicami, którzy dostają gorączki na myśl o tym, że ona może z facetem sama w mieszkaniu siedzieć. Jak mieszkałyśmy razem przez chwilę, gdy jej chłopak od czasu do czasu przyjeżdżał, to jej rodzice zawsze próbowali się upewnić, czy ja wtedy też będę w domu.

Jeden dobry kumpel miał bardzo antyklerykalne nastawienie i nabijał się z religii tak zuchwale, że aż go kiedyś spytałam, skąd u niego tyle cynizmu i niechęci. Powiedział mi coś, co dało mi wiele do myślenia: Najłatwiej jest wychować przeciwnika Kościoła, będąc bardzo religijnym rodzicem.

Problem niestety jest taki, że jeśli ktoś wierzy i ma dzieci, to ma sens, że chce go wychować w duchu religijnym, bo to jest przecież jedyna opcja, by to dziecko "miało życie wieczne". Jak rodzic ma odpuścić, skoro grozi jego dziecku ogień piekielny? Poza tym chrzcząc to dziecko "zobowiązali się do wychowania go w wierze kościoła". Kościół się dobrze przygotował na buntowników.

24

Odp: Dziecko wierzących

Czarnaczarna, przeczytałam to, co napisałaś bardzo uważnie i nie sposób ująć Ci racji. Rozumie się, że wierzący rodzice pragną uniknąć dla swojego, ukochanego dziecka potępienia, ale z powodu nacisku rodzi się bunt. Tu pomyślałabym o wolnej woli, skoro Bóg ją dał człowiekowi, to czemu rodzic nie może jej dać swemu dziecku?

25

Odp: Dziecko wierzących

Chyba właśnie z tego powodu, dla którego protestują przeciw związkowi ich dziecka z kimś, kogo uważają za niegodnego zaufania, narkotykom albo jeszcze czymkolwiek innym, co uważają za złe dla ich dziecka. Różny jest stopień ingerencji rodziców.
Różne opinie się zdarzają jak należy wychowywać dzieci. Zgadzam się, że nacisk rodzi bunt, ale to już kwestia wyczucia. Ja i kolega się buntujemy, ale na przykład koleżanka niekoniecznie. Dla niej to działa z perspektywy religijnej, bo nie grzeszy i czyni "jak bóg przykazał". Że wpada w panikę na myśl o związku, to już efekt uboczny.

Jeśli potrafisz być mądrym rodzicem, który potrafi zaszczepić religijność w dziecku, nie traumatyzując go to myślę, że proszę. Problem jeśli dziecko nie chce. Bo czy metoda była zła, czy przeciwnie: dziecko jest krytyczne i tego nie kupuje?

26

Odp: Dziecko wierzących

"

Czarnaczarna napisał/a:

Chyba właśnie z tego powodu, dla którego protestują przeciw związkowi ich dziecka z kimś, kogo uważają za niegodnego zaufania, narkotykom albo jeszcze czymkolwiek innym, co uważają za złe dla ich dziecka. Różny jest stopień ingerencji rodziców.
Różne opinie się zdarzają jak należy wychowywać dzieci. Zgadzam się, że nacisk rodzi bunt, ale to już kwestia wyczucia. Ja i kolega się buntujemy, ale na przykład koleżanka niekoniecznie. Dla niej to działa z perspektywy religijnej, bo nie grzeszy i czyni "jak bóg przykazał". Że wpada w panikę na myśl o związku, to już efekt uboczny.

Jeśli potrafisz być mądrym rodzicem, który potrafi zaszczepić religijność w dziecku, nie traumatyzując go to myślę, że proszę. Problem jeśli dziecko nie chce. Bo czy metoda była zła, czy przeciwnie: dziecko jest krytyczne i tego nie kupuje?

"


Nic dodać , nic ując... zgadzam się z Tobą

Posty [ 26 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELIGIA - DUCHOWE POSZUKIWANIA » Dziecko wierzących

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024