Jestem szczęśliwa w związku. Jesteśmy z K. prawie dwa lata. Kochamy się. Przez ostatnie dwa miesiące rzadko widywaliśmy się. Miał dużo nauki na studiach i po prostu nawet rzadko mi odpisywał. Widywaliśmy się sporadycznie (co 2 weekend). Prawie miesiąc minął od czasu gdy ostatni raz się "kochaliśmy", lub jak kto woli-uprawialiśmy seks. Spotykamy się zawsze tylko w weekendy dlatego, że mieszkamy w dwóch oddalonych od siebie miastach. Tak się złożyło, że w miejscowości, gdzie on mieszka chodziłam do liceum i w ten piątek mieliśmy spotkanie klasowe. Początkowo było dość okrojone grono, dopiero później zaczęły przychodzić kolejne osoby. Od samego początku był tam mój licealny kolega-M. Gość niekoniecznie baaardzo przystojny(nie jak mój luby, choć po prostu przystojny), ale zawsze coś w nim mnie pociągało. Odkąd poszliśmy do baru (klasą oczywiście), chciałam płacić sama za siebie, ale tak wyszło, że postawił mi piwo za pierwszym razem. Potem jak już wszyscy wypili pierwszą kolejkę zaczęłam wstawać i mówię do M. "teraz ja stawiam", a on od razu się zerwał i mówi "nie ma mowy!" i zarzucił tym swoim zawadiackim uśmiechem... Ech... "no dobra, ale tylko jeszcze ten jeden raz"-odpowiedziałam. Zarzucicie mi-przecież mogłaś wstać i pójść sobie sama kupić piwo-otóż nie mogłam się wydostać z miejsca, w którym siedziałam. Jak przyszliśmy, jako pierwsza władowałam się w kąt, przede mną stolik, obok mnie trzech kolegów, którzy jeszcze mnie zatrzymali i powiedzieli "Tym razem "M" stawia, pozwól mu, jak chce sam. Chłopak końcu pracuje za granicą, daj mu tą satysfakcję." No i nawet nie zdążyłam dopić drugiego, a tu "M" zjawił się z trzecim... Tylko zarzuciłam "Następnym razem, jak się spotkamy bogaczu, to ja będę Twoim sponsorem". Jakoś od słowa do słowa stwierdziliśmy, że na dworze-gdzie siedzieliśmy jest zimno, przenieśliśmy się do środka. I tak jakoś "M" ciągle powtarzał "chcę siedzieć koło Werki, chcę siedzieć koło Werki", że tak wyszło, że dopiął swego. Rozmawialiśmy... Śmialiśmy się w gronie znajomych... Za każdym razem, gdy śmialiśmy się do rozpuku on łapał mnie za kolano. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, a nawet podobało. W końcu zaczął mnie delikatnie łaskotać pod kolanem. I się mnie pyta "rusza Cię to?", ale na tyle cicho, że tylko ja słyszałam. Ja na to "mój drogi M. jest niewiele rzeczy, które mnie ruszają.(to akurat prawda), a tam nie mam łaskotek, nie mam nawet właściwego odruchu, gdy uderzy mnie lekarz w kolano, jestem zepsuta pod tym względem". Znowu troszkę czasu minęło... i po prostu chciałam pod stołem założyć nogę na nogę... Nie zdążyłam "M" złapał mnie za nogę i położył na swoją. Pewnie myślicie, że musiałam śmiesznie wyglądać, albo, że ktoś to zauważył. Szczerze-żaden z nas nie dał po sobie poznać, a było wystarczająco ciemno, żeby takie rzeczy bez trudu zatuszować. Miałam na sobie leginsy i tunikę-myślę, że to dość ważne, żeby zobrazować sobie całość. Siedziałam po jego lewej stronie, on założył sobie moją prawą nogę na swoją lewą. Lewą rękę natomiast trzymał na stole, jak gdyby nigdy nic. Normalnie wdawał się w dyskusje. Prawą natomiast miał schowaną pod stolikiem... Zaczął mnie delikatnie gładzić po udzie. Początkowo blisko kolana. Odwracał się do mnie i zadawał szeptał na ucho "A to Cię rusza?", ja kręciłam głową (nie). Było mi bardzo przyjemnie, czułam rosnące podniecenie. Tak mnie głaskał i szeptał co jakiś czas... poruszając się może o kilka centymetrów "wyżej". Za każdym razem odpowiadałam "nie" na głos, albo kręciłam głową. Gdybym nie miała na sobie makijażu, gdyby w pomieszczeniu było jaśniej, gdyby było cieplej, bez trudu można by rozpoznać, że mam wypieki na twarzy. Nie czułam w ogóle chłodu bo rozpalało mnie niesamowite podniecenie... W końcu dotarł do pachwiny. I znowu zadał pytanie, ja jedynie wzruszyłam ramionami. Bo jak nie ruszało-jak ruszało. Nie sądziłam zresztą, że się odważy...
Spojrzał na mnie zawadiacko, uśmiechnął się... Opowiadał o czymś (ale już nie pamiętam o czym) i zatrzymał się na łechtaczce. Tym razem zaczęło mnie wyginać, ale mimo to trzymałam się twardo i nie dawałam po sobie poznać... Delikatnie mnie dotykał-w górę-w dół-w lewo-w prawo. Odruchowo złapałam go za udo i ścisnęłam. On odwrócił się z satysfakcją i pyta "a teraz?" ja na to cichutko "taaak... taaaaak" (kiwałam do tego głową). A on "ale tak przyjemnie? czy nie bardzo?" Ja odparłam "baardzo przyjemnie, baardzo".
Nie przestawał mnie stymulować. Ja oprzytomniałam trochę i zaczęłam głaskać jego po udzie. Stosunkowo odważnie zagłębiałam pazurki i ściskałam... "M" jest sportowcem i jego mięśnie są tak pięknie zarysowane, że czułam je nawet przez jeansy. Popatrzyłam się w jego stronę, on się do mnie uśmiechnął... I delikatnie złapałam go na chwilę za krocze. Szybko jednak wróciłam do masażu uda. Złapałam go tak może jeszcze raz. I nagle jak spod ziemi obok mnie usiadł mój TŻ "K". Ułamki sekund zajęło, żebym zdjęła moją nogę z "M" i puściła jego udo. Mój TŻ tego nie zauważył. Był skupiony na moich znajomych, którzy mówili mu, żeby dał mi spokój bo w końcu spotkaliśmy się dopiero pierwszy raz od zakończenia szkoły. Jedyne za co mi się oberwało to to, że nie odbierałam telefonu.
Uspokoiłam go, bo okazało się, że włożyłam telefon do kurtki. Jeszcze trochę porozmawiałam z nim no i żeby już go nie denerwować stwierdziłam, że wrócę z nim do domu. Pożegnałam się ze znajomymi, poprzytulałam na pożegnanie..."M" mnie najdłużej przytulał i jeśli dobrze pamiętam, dostałam od niego buziaka w policzek.
Nieważne co było później, wróciliśmy do jego domu a TŻ w kółko mi powtarzał, że mam odbierać telefon. itd itd.
Nigdy czegoś takiego nie doznałam. Kocham "K" i nie chcę innego, ale on nie umie mnie dotykać w "taki" sposób... Może to chore urojenie mojego mózgu? Nigdy nie zamierzam go zdradzić. Większość facetów mnie odrzuca(nie w tym sensie, że odrzuca zaloty, tylko po prostu odrzuca mnie ich wygląd, fizyczność). Nikt inny nigdy nie próbował mnie dotykać "tam" odkąd jestem z "K". A zresztą wiem, że nie dopuściłabym do tego. Nie wiem, czy to była kwestia mojej "posuchy", czy też kwestia zboczenia? Nie chcę zapomnieć o tym, co się tam wydarzyło. Sama myśl o tym mnie podnieca.
Powiedzcie, czy ja jestem zboczona, czy zwyczajnie coś ze mną nie tak? Bo normalnie się raczej nie zachowałam...
P.S miałam taką chcicę, jak wróciłam, że trzymała mnie do następnego dnia... mój "K" jak poszliśmy pod prysznic zapragnął seksu analnego... pierwszy raz w miarę mi się podobało, ale jednak nie zostałam na tyle zadowolona i dopiero pod wieczór zostałam zaspokojona we właściwy sposób...