Weszłam tutaj aby móc wypisać swoją sytuację i swoje obawy. Wiem ze wszystko jest kwestią oceny, ale wiem też że nic nie jest czarno-białe i że różne rzeczy poddawane są różnej ocenie, różne trudne sytuacje. Otóż, przez pół roku byłam z facetem, który ewidentnie ma problem z thc. pali codziennie, niekiedy nawet przed pracą. Oczywiście nie widzi problemu i uważa, ze THC nie ma tak ubocznych skutków jak papierosy...Procz tego jest inteligentnym, fajnym gościem, ma swoją pasje- muzyka, rower, ma duża wiedzę z różnych dziedzin życia i nauki. Związałam sie z nim, bo odczułam że mogę mu zaufać, (mój ostatni związek był pasmem cierpienia...również fizycznego, było to tak strasznie doświadczenie, ze musiałam uciec i przeprowadzić się do innego miasta). ten były juz facet, o którym pisze jest bardzo zranionym przez zycie i kobiety facetem- nie ma kontaktu ze swoimi emocjami, nie pokazuje ich, wszystkie poprzednie dziewczyny go albo zdradzaly albo rzucały. A mnie rzucił dwa tygodnie temu, mówiąc, ze ma taki syf w głowie, ze nie powinniśmy byc razem. I ze przez moją okropna przeszłość (o której mu powiedziałam) wzbudzam w nim litośc. Po takich słowach nie mogłam juz dalej słuchać jego przepraszania, tego nie nie wie co czuje, ze nie wie czy chce ze mną byc. Wyszłam z mieszkania. Jest bardzo zgorzkniałym facetem, który pewnie przez uzależnienie nie utrzymuje wielu kontaktów z ludzmi- jak wychodzi to z kolegami chlać na miasto. Ze mna nie wychodził (prócz dwóch imprez urodzinowych naszych znajomych), spedzailiśmy czas w jego mieszkaniu.
Jesteśmy umówieni niebawem na spotkanie- muszę mu oddać jego płyty. (inicjatywa spotkania wyszła ode mnie), on napisał, ze ok, spotka się, ale zebym mu przyniosła płyty. Ok, wiec je wezmę. Co o tym wszystkim sądzicie?