Chcialem sie podzielic z wami taka refleksja. Byc moze sie to komus przyda. W tym akurat dziale bo tutaj tematy tocza sie wolniej i nazwa nie taka chwytliwa. A emocje sa jak nalogi, ciagle obecne i trudno sobie z nimi radzic.
Otoz wszystko ma swoje etapy, co najlatwiej zrozumiec na przykladzie zwiazku, uczenia sie jakiejs umiejetnosci, zaglebiania sie w jakis temat. Liczbe etapow wyznacza "temat" jednak dopiero po osobistych przejsciu danego etapu rozumie sie jego sens. Wczesniej mozna ew. tylko domniemywac ze ktos kto tego doswiadczyl moze ma racje. Najczesciej jednak podchodzimy do takich rewelacji z dystansem.
W przypadku zwiazkow mamy wiec etap poznawania sie, fascynacji chemiczno-hormonalnej, rowniez etap docierania sie, potem milosc dojrzalej, potem milosci poznej. Czesto zdarza sie tez w rozmowach jak ktos doswiadczony stazem widac ze patrzy z dystansem, prezentuje wywazone zdanie, nawet niezrozumialem pragmatyczne podejscie do problemow mlodych. Wynika to tez z umiejetnosci radzenia sobie z okreslonymi sytuacjami, nabraniem doswiadczenia.
Mysle ze podobnie jest z emocjami. Wiekszosc ludzi utozsamia sie z nimi, nie umie sobie radzic. W tej chwili jestem jakby na 2gim etapie poznawania emocji. W 1wszym zauwazylem ze emocje pojawiaja sie nieswiadomie, przy jednoczesnym jakby "ucisku", "chwilowym przyduszeniu","utracie swiadomosc". Tak jakby ktos lub cos naciskalo jakis guzik w naszej glowie. Zauwazajac to mozna zaczac przestac utozsamiac sie z emocjami, traktowac jest jako cos obcego, nie zwiazanego z naszym charakterem, widziec to. W kolejnym etapie, ktory moze byc pomocny wielu osobom radzacym, lub usilujacym radzic sobie z negatywnymi emocjami sa moje najnowsze spostrzezenia. Z reguly z negatywnymi emocjami radzimy sobie odsuwajac ich zrodlo, wieszkosc jak nie wszyscy tak robia. Reszte robi czas. A jesli jest to niemozliwe. Jesli ktos ma w sobie jakies takie mechanizmy dostosowawcze, adaptacyjnie i nie jest uparty byc moze moze nauczyc sie zyc i w takiej sytuacji. Otoz, zauwazylem ze emocje mozna ZAWSZE! ukierunkowywac w pozytywnym lub negatywnym kierunku (niezaleznie od powodu ich powstania oraz skojarzenia z czym sie wiaza) w momencie ich zaistnienia. W skrajnym przypadku moze to oznaczac ze spotykajac sie z sytuacja, skojarzeniem, osoba wywolujaca w nas zlosc, my wrecz odwrotnie! - mozemy zaszczepiac w sobie pozytywne odczucia. Wymaga to jednak jednoczesnie dyscypliny umyslu oraz "tablicy zasad postepowania na zasadzie doswiadczenia" po to zeby nie wchodzic w kolejne negatywne dla nas relacje z nieodpowiednimi dla nas osobami (na zasadzie rozumu i swiadomego wyboru, umiejetnosci zachowania sie i odpowiedzi). Wiem ze to jest trudno wytlumaczyc ale takie cos obserwuje. Szczerze, w tym poczatkowym etapie jest to rowniez troche duszenie emocji negatywnych ale zupelnie inaczej niz kiedys. W praktyce juz przestaje dosc szybko (kilka dni) zloscic sie na duze niedogodnosci dlugofalowe w stylu postawienie slupa w zlym miejscu przez urzad na granicy dzialki. Traktuje to jako niedogodnosc a dogodnosc do cwiczenia charakteru. Nie czuje sie przez to slabszy ale mocniejszy.
Zdaje sobie sprawe ze to co pisze dla wiekszosci jest abstrakcja ale byc moze dla kogos pokazanie kolejnego etapu, mozliwosci swiadomego radzenia sobie z emocjami, da nadzieje na mozliwosc lepszego zycia z samym soba. Niepoddawania sie.
Niestety albo stety jedyny praktyczny przyklad jaki znam z zewnatrz jest przykladem jednej ze swietych (chyba zakonnicy) ktora kuszona przez zlego (ktory robil jej wiele krzywdy i przysparzal cierpien) nazywala go nicponiem.
Niestety ale nie wlaczenie tego mechanizmu radzenia sobie z negatywnymi emocjami, prowadzi u wielu osob do wyniszczenia i zgoszknienia, czego nikomu nie zycze.