Nie wiem co robić... Chyba zniszczyłam sobie życie... Ale od początku...
Byłam szczęśliwą mężatką, Kamila poznałam w czasie studiów, na imprezie u koleżanki. Zaczęliśmy się spotykać, wkrótce potem zostaliśmy parą, po 2 latach wzięliśmy ślub. Byliśmy przeszczęśliwi. Planowaliśmy dziecko, znajomi uważali że jesteśmy wzorowym małżeństwem, koleżanki mi zazdrościły. A ja to wszystko zepsułam...
Po 3 latach małżeństwa nadal nie mieliśmy dziecka. Zrobiliśmy badania i wyniki wskazały że mąż ma problemy z płodnością. Był załamany, raz nawet widziałam jak płacze...Starałam się go pocieszać, że jeszcze wszystko się ułoży, że będziemy mieli dziecko.On uciekł w pracę, ja również. I wtedy poznałam Piotra...
Pracowaliśmy razem, widzieliśmy się codziennie. Po pewnym czasie po jego długich namowach dałam się zaprosić na kawę. Był miły, interesował się mną, pytał o wszystko. Po kilku naszych spotkaniach on wyznał, że coś do mnie czuje, a ja glupia w to uwierzyłam... Wylądowaliśmy w łóżku... Nasz romans trwał kilka miesięcy, on jako kawaler nie miał nic do stracenia, a ja? Nie myślałam wtedy o tym, że wbijam mężowi nóż w serce...
On coraz częściej naciskał żebym rozwiodła się z mężem, że nie chce się ukrywać. Obiecywał, że stworzymy wspaniałą PEŁNĄ rodzinę (powiedzialam mu o problemie męża). Ja czując, że kocham jego a nie męża podjęłam decyzję. Najgorszą w moim życiu...Powiedziałam mężowi o romansie i wyprowadziłam się od niego. On obwiniał siebie, mówił że to przez niego nie mamy ukochanego dziecka... Chciał walczyć a ja wściekła na niego nakrzyczałam na niego mówiąc, że chcę stworzyć rodzinę z tym kogo kocham, z kimś kto da mi dziecko...
Zamieszkałam z Piotrem, po dwóch miesiącach zaszłam z nim w ciążę. Byłam taka szczęśliwa... do czasu.
Rozwiodłam się z mężem, rozwód dostaliśmy po pierwszej rozprawie. On chciał żebym była szczęśliwa dlatego nie utrudniał rozwodu. Wtedy byłam mu za to wdzięczna...wkrótce zerwaliśmy kontakt. Po kilku miesiącach między mną a Piotem coś zaczęło się psuć. On był coraz mniej czuły, to już nie było to co w czasie gdy mieliśmy romans... Tak jak pewnie część się domyśla pewnego dnia powiedział, że mnie nie kocha, że był głupi... Powiedział że nie chce dziecka, ale alimenty płacić będzie... Tego samego dnia wyprowadziłam się do rodziców.
Bylam załamana, po pewnym czasie zrozumiałam jak bardzo skrzywdziłam męża... Odkryłam kogo tak naprawdę kocham... Zadzwoniłam do niego, poprosiłam o spotkanie. On się zgodził.
Spotkaliśmy się, przepraszałam go cały czas... błagałam o powrót... On mówił że wciąż mnie kocha i chcę ze mną być, ale pod jednym warunkiem... dziecko ma zostać z kochankiem. Byłam załamana, mówiłam mu że to niemożliwe, że to moje dziecko... on na to odpowiedział, że w takim razie nie będziemy nigdy razem, że kocha mnie, ale nie wytrzyma wychowywania nieswojego dziecka, że to by go zabiło, caly czas przypominałoby mu o mojej zdradzie...
Nie wiem co robić... jestem w 7 miesiącu ciąży. Rozmawiałam z Piotrem, on nie chce nawet widzieć swojego dziecka, powiedział że będzie płacił alimenty...
Nadal mieszkam z rodzicami, moja matka mówi że powinnam oddać dziecko do adopcji... im dłużej się zastanawiam tym bardziej uważam, że to najsłuszniejsza decyzja... Co mam w końcu do wyboru? Bycie szczęśliwą z osobą którą naprawdę kocham albo bycie nieszczęśliwą samotną matką... Ale czy sumienie w końcu mnie nie zabije? Kamil powiedział, że nie chce bym kontaktowała się ani z kochankiem, z dzieckiem. Ja naprawdę go kocham! Czy jest jakiś sposób na namówienie go na przyjęcie mojego dziecka? Błagam pomóżcie!!!