Jestem w wieloletnim związku (ponad 15 lat) mamy 9 letnie dziecko.
Bardzo dobrze się rozumiemy, dogadujemy, mamy podobne zainteresowania i ogólnie wszystko "huczy i buczy" oprócz seksu.
Tu jakaś totalna padaka.
Mój facet po czterdziestce, ja po trzydziestce ( dzieli nas prawie dekada) i w zasadzie od początku było kulawo - wiem wiem "widziały gały co brały" ale byłam zakochana i myślałam, że z czasem się ułoży, potem była ciąża, dziecko, i tymczasem po trzydziestce moje hormony dają coraz bardziej znać - co to jest seks, a raczej sygnalizują jego brak.
Rozmawialiśmy miliony razy - diagnoz było kilka (pierwsza to , że ma problemy z tarczycą, brał nawet jakieś hormony, ale nic nie pomogło) ciągle jest niewyspany, zmęczony (faktycznie jak może to potrafi spać do 11) i tak było zawsze.
Po którejś z kłótni poszedł też do seksuologa, który zaproponował mu jakieś wspomagacze - ale on stwierdził, że nie będzie pakował się chemią. Generalnie narzeka też na hydraulikę, choć jak już dojdzie do zbliżenia, ma erekcję itp - kochamy się niezbyt długo (gra wstępna + stosunek trawa pół godziny w porywach do godziny) i najczęściej on woli pieszczoty oralne niż stosunek.
Częstotliwość naszych zbliżeń jest dramatycznie mała dla mnie - 1, 2 razy w miesiącu. I to raczej ja inicjuję...
Na początku tego roku w ramach postanowień noworocznych powiedziałam, że zostawiam go, bo już nie mam siły, nie wierzę w zmianę - on chciał, żebyśmy dali sobie szansę. I od tego czasu doszło do może dwóch zbliżeń.
Niestety w ostatnią sobotę - przepełniła się czara goryczy: mieliśmy wolny wieczór, bez dziecka winko i te sprawy, leżeliśmy i się przytulaliśmy - niestety ja chciałam czegoś więcej, a on chciał się tylko poprzytulać.
Wino uderzyło mi do głowy i wykrzyczałam mu , że "złamał mi życie" , że chcę się z nim rozstać, że to koniec, nawet rzuciłam się na niego z pazurami bo byłam tak wściekła, że znowu to samo, nawet chciałam coś sobie zrobić bo już nie mogę.
Dziś rano on powiedział , żebyśmy się rozstali. I że nigdy nie będzie się ze mną kochał. Raczej sądzę, że po prostu to był odwet bo kłótnia była fest. Przekroczyłam granicę i powiedziałam mu wiele nieprzyjemnych słów, które wcale nie są prawdą.
Oczywiście przeprosiłam go, i powiedziałam , żebyśmy dalej spróbowali. On chyba też chce - choć jest na mnie wkurzony...
Najgorsze, że przez formę mojej awantury - całkowicie został pominięty jej powód główny - czyli niechęć do seksu a on skupił się na moich słowach i tym , że odbiło mi po winku....
I teraz pytanie - co byście zrobili w takiej sytuacji?
Co robicie gdy partner Wam odmawia?
Jak często się kochacie w wieloletnich związkach?
Dlaczego on zupełnie nie mam ochoty na seks? Czy możliwe, że przez to , że wie , że ja tylko na to czekam kompletnie powoduje to , że przestaje go kręcić (ta teoria o facetach zdobywcach itp)
Będę wdzięczna, jeśli ktoś będzie chciał dorzucić swój pogląd na mój problem.