Stało się Mój Ukochany wczoraj się oświadczył, ale moja (ogromna!) radość jest trochę przyćmiona przez wątpliwości dotyczące ewentualnego zapoznania się naszych rodziców... Wątpliwość nr 1: nasza sytuacja wygląda tak, że ja pochodzę z małej wioski w świętokrzyskiem, mój Narzeczony z Gdańska, obydwoje studiujemy w Łodzi (na przedostatnim roku studiów), ale mieszkamy osobno. Nasze domy rodzinne dzieli ponad 600 km. Moi Rodzice są mało mobilni: mama nie ma prawa jazdy, tata nie ma doświadczenia za kierownicą w podróżach dłuższych niż 50 km, poza tym dla obojga - z uwagi na stan zdrowia - najdłuższą wyprawą są odwiedziny u mojego brata w Krakowie, u mnie przez 5 lat studiów nie byli ani razu i zapewne przyjadą tylko na ślub i wesele. Moglibyśmy zaprosić Rodziców Narzeczonego do moich, ale trzeba byłoby im zapewnić nocleg - moi Rodzice mieszkają w małym domku, są max. 2 pokoje i 2 łóżka, a na materacu ich przecież nie przenocuję
Zaproszenie Rodziców jednej i drugiej strony do Łodzi też jest mało realne - i ja, i Narzeczony wynajmujemy małe pokoje, mieszkamy z innymi, obcymi osobami, a możliwość noclegu u kogokolwiek z nas też nie jest realna.
Wątpliwość nr 2: nasi Rodzice są z zupełnie innych bajek... Mój ojciec jest uosobieniem spokoju i wycofania (to też trochę działanie leków - kilka lat temu zachorował na ciężką depresję, ciągle przyjmuje "wyciszające" leki), moja mama natomiast jest typowym cholerykiem, w dodatku ze skłonnością do histerii, kiedy coś nie idzie po jej myśli U Jego Rodziców odwrotnie: ojciec jest cholerykiem, czasem despotą, twardo stąpa po ziemi, szczególnie jeśli chodzi o finanse (ale skąpy nie jest, tylko każdy wydatek musi mieć uzasadnienie), a mama jest spokojną, ciepłą osobą. Boję się, że się nie dogadają, nie polubią i będzie okropnie, najpierw na tym spotkaniu, a później na ślubie i weselu...
Wątpliwość nr 3: takie spotkanie, o ile się orientuję, służy nie tylko poznaniu się rodzin, ale też omówieniu kwestii wesela... No i tu już jest główny punkt zapalny: ja i Mój Narzeczony wolelibyśmy po ślubie tylko małe przyjęcie dla najbliższych, a np. dzień później imprezę dla naszych przyjaciół. Powodów jest kilka: nie przepadam za byciem w centrum uwagi, nie cierpię na weselach tych wszystkich "zabaw", tańców z pijanymi wujkami, komentarzy dot. jedzenia/sukni/lokalu, no i koszty... Bardzo nie chcielibyśmy obciążać Rodziców finansowo, bo ani jedni, ani drudzy nie śpią na pieniądzach. Problem polega na tym, że Jego Rodzice to świetnie rozumieją i uważają, że -po pierwsze skoro my tak wolimy, to ok (bo to ma być Nasz ślub), a po drugie, że to jest dojrzałe podejście do wspólnego życia, bo nie jest sztuką zacząć małżeństwo od kredytu zaciągniętego przez Rodziców. Moi z kolei twierdzą, że ślub bez wesela jest jak pogrzeb (!) i że mam sobie to wybić z głowy, bo mój brat już tak zrobił i teraz ma problemy w małżeństwie (nie wiem, co ma piernik do wiatraka...). Koronnym argumentem mamy jest, że rodzina się obrazi, a oni muszą wśród tych ludzi żyć do śmierci i że nie będzie mogła sąsiadom w oczy spojrzeć, itp. Z mojej strony, z "najbliższej" rodziny (za którą osobiście nie przepadam, bo więcej w życiu wyrządzili mi i moim Rodzicom zła i przykrości niż czegokolwiek dobrego) musiałabym zaprosić ok. 66 osób, ze strony Pana Młodego zaproszonych byłoby max. 15 osób. Chcielibyśmy też zaprosić naszych przyjaciół - w zasadzie jedynych ludzi, którzy mogą sprawić, że na weselu będziemy się czuć swobodnie, ale moja mama jest temu przeciwna, bo dla niej "rodzina jest ważniejsza niż zapraszanie jakiejś obcej hołoty" (to cytat z mojej ostatniej z nią z rozmowy, jeszcze sprzed oświadczyn)...
Doradźcie mi proszę, czy w ogóle i jeśli tak, to w jaki sposób zapoznać ze sobą rodziny, żeby nie wyszedł z tego dramat i wielka kłótnia jeszcze przed ślubem...