Czy zasługuję na drugą szansę? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy zasługuję na drugą szansę?

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 10 ]

1

Temat: Czy zasługuję na drugą szansę?

Witam,

w moim poprzednim wątku opisałem sytuację mojego rozstania z dziewczyną, byłem wtedy w samym środku czarnej dziury rozpaczy co chyba wyraźnie przebija się w tamtym poście.
Jesteśmy młodzi ( za miesiąc ja będę miał 22 lata ona 20) był to pierwszy poważny związek i mój i jej. Pierwszy seks itp. itd. Przez ponad rok było wspaniale.
Ja byłem jej licealną miłością, sam nie wiedziałem o jej istnieniu, poznaliśmy się w końcu przypadkiem szybko się to potoczyło i byliśmy razem. Akceptowała wszystkie moje wady, ja jej kompleksy. Przez cały związek baaaaardzo dużo rozmawialiśmy, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i co najważniejsze bardzo swobodnie czuliśmy się w swoim towarzystwie. W momencie kiedy nasz związek wkroczył na wyższy etap (po prawie roku) - wyznaliśmy sobie że się kochamy, poszliśmy do łóżka, jeszcze bardziej zbliżyliśmy się do siebie, zaczęliśmy się powoli zastanawiać nad wspólną przyszłością - zaczęło się psuć. Zdała sobie sprawę (bardzo zresztą słusznie) że chyba nie jestem materiałem na poważnego partnera.
Miałem ciężki okres w życiu, kiedy sam nie byłem szczęśliwy ze sobą więc jak mogłem uszczęśliwiać drugą osobę. Zawaliłem studia, zawalałem pracę i zawalałem związek. Zaczęły się rozmowy, dawanie szans. Za każdym razem coś zmieniało się na lepsze, ale po jakimś czasie wracałem do starych nawyków. Nigdy jej nie zdradziłem, ani nawet nie dawałem jej powodów żeby mogła coś takiego podejrzewać, ale chociaż ani przez sekundę nie kochałem jej mniej niż na początku, nieraz dawałem jej powody do myślenia że coś może być ważniejsze od niej.
Mimo to nie poddawała się. Przez ponad pół roku walczyła on nas. Bardzo walczyła. Były momenty lepsze i gorsze. To pół roku było bardzo ciężkie, ale nie powiedziałbym że beznadziejne, po prostu tych gorszych momentów niestety było więcej niż zwykle.

W końcu na początku listopada ze mną zerwała. Nie było to łatwe, na początku przynałem jej rację jednak baardzo szybko uświadomiłem sobie że jednak tego nie chcę. Jej pierwsze słowa po rostaniu to "kocham Cię, ale nie mam już siły walczyć za nas oboje" i "chciałabym spróbować jeszcze raz, ale już bez gwarancji że się zejdziemy, bo uważam że warto". Mi świat zawalił się na głowę. Jednak zamiast wpaść w alkoholizm (co zdarzało mi się zanim ją poznałem, biedny nie jestem ale przeżyłem w życiu rzeczy których nie życzę nikomu), postanowiłem że nie mogę tego tak zostawić, nie mogę żyć ze świadomością że obdarłem ją z tak pięknego uczucia.

I teraz sedno sprawy.

Dostawałem od niej wcześniej szanse, których nie wykorzystywałem w pełni, i na które nawet wg. mnie po prostu wtedy nie zasługiwałem. Wiem, że niestety spieprzyłem to rozstanie, na początku utrzymywaliśmy miły konakt, później ja za bardzo zacząłem naciskać, rozmawiałem z jej znajomymi (chociaż nie były to rozmowy o charakterze "weź jej powiedz że spierdoliła" tylko "co o tym myślisz?, czy nie wiesz co ona o tym myśli?, a później kiedy poprosiła o przerwę w kontakcie okazjonalnie pytałem się kogoś "jak jej leci, czy zdrowa itp." Wiem że ona też bardzo to przeżywała, dowiedziałem się od naszego rozstania pojawiły się u niej problemy z sercem na tle nerwicowym. Widzieliśmy się parę razy przez ten czas, i chociaż kontakt przez telefon czy internet był raczej suchy, a raz się nawet pokłóciliśmy do tego stopnia że kazała mi znikać ze swojego życia, to na spotkaniach zawsze było bardzo miło. Jakieś łzy, śmiechy, trzymanie się za ręce, głaskanie i to wszystko wydawało się po prostu naturalnym dla nas stanem. Mieliśmy się spotkać przed świętami, jednak spotkanie nie doszło do skutku nieważne z jakich powodów. Spotkałem się jednak z jej koleżanką, tylko żeby pogadać, o czym jej powiedziałem jak zadzwoniła. Skłamałem jednak że przez przypadek, a byliśmy umówieni. Wpadała w szał. Powiedziała że nie wierzy że to przypadek i tyle. Następnego dnia, wysłała mi krótkiego smsa że powinniśmy zerwać kontakt i raczej się prędko nie zobaczymy nie zobaczymy. Zadzwoniłem, porozmawialiśmy trochę spokojniej i dowiedziałem się że przez półtorej miesiąca miała mojego FB. Ponoć nie czytała wiadomości ale wiedziała z kim i kiedy rozmawiam, więc de facto wiedziała że przez jakiś czas okłamywałem ją że z jej znajomymi nie rozmawiałem, sprawa niby zamknięta, ona decyzję podjęła. Dwa dni później wysłała mi życzenia na wigilię, ja zadzwoniłem, bardzo miło nam się rozmawiało i tyle. Wczoraj, przyłapałem młodszego brata na tym że z nią rozmawiał, prosił żeby mnie nie skreślała i dała mi szansę. Opieprzyłem go, ją przeprosiłem i wszystko było by OK, gdyby nie to że zaproponowała mi spotkanie, nie teraz ale za jakieś 2-3 tygodnie. Powiedziała też że cieszy się że w końcu jakoś to sobie wszystko poukładałem i że ona póki co ten kontakt raczej będzie ograniczać, ale jakbym chciał z nią pogadać to nie ma najmniejszego problemu. Wydaje mi się to dziwne zwłaszcza że jeszcze tydzień temu chciała zakończyć naszą znajomość nawet nie na żywo tylko listem pożegnalnym...

I sedno sprawy jednak teraz.

Dalej bardzo ją kocham, tym razem naprawdę zrozumiałem swoje błędy i diametralnie zmieniłem swoje życie. Wyremontowałem pokój, zmieniłem ubrania, zmieniłem pracę, rozkręciłem rodzinną firmę, zapisałem się na praktyki do kancelarii (w końcu), zacząłem spowrotem uprawiać sport, trzymam dietę (na przytycie xD), na studiach w końcu zaczęło mi dobrze iść, chodzę do psychologa i na wszelakie rozwojowe kursy. Czuję się ze sobą coraz lepiej, jednak dalej bardzo za nią tęsknię i chciałbym to co się teraz w moim życiu dzieje dzielić z nią, bo wiem że moglibyśmy być razem szczęśliwi. Wiem że bardzo wiele spieprzyłem, ale czy zasługuję na drugą szansę? Zwłaszcza, że tym razem nie proszę błagalnym tonem nie mając w zamian nic do zaoferowania, tylko zrobiłem gigantyczne zmiany w swoim życiu (co kosztowało mnie wiele potu, łez, pieniędzy i wysiłku), więc moje słowa popieram działaniem.

Proszę tylko o nie odpowiadanie w stylu "zapomnij i żyj dalej" czy "dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi" i "smarkacze z was" bo to gówno prawda. Potrafię już żyć bez niej, ale czy uważacie że zasługuję na tą odrobinę zaufania z jej strony, bo o to mi właśnie chodzi.

Pozdrawiam wszystkich i życzę udanego sylwestra,

Zdzich

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?

Długa historia...ale dałam radę big_smile
Wiele już tych kolejnych szans było , prawda ? Jeśli to uczucie jest prawdziwe, to moim zdaniem nigdy nie jest za późno by zawalczyć. Jednak nie przekonuj jej , żeby do Ciebie wróciła słowami, tylko czynami . Pokaż jak wiele zmieniło się w Twoim życiu , może sama zapragnie znów stać się jego częścią. Ale jeśli zadecyduje inaczej - zrozum i daj dziewczynie spokój, nie mieszaj więcej w głowie. Jeśli zdecyduje, że nie ma już o co walczyć - pozwól jej na znalezienie własnego szczęścia.

3

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?

Zrozumiem i dam spokój. Z resztą to nie ja tu mieszam w głowie. Nie zrozumiem natomiast jeśli nawet nie spróbuje tego wyjaśnić i postanowi zamieść sprawę pod dywan tak jak gdyby jej nigdy nie było.  A o szansę nie zamierzam juz prosić tylko ja sobie wywalczyć

4

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?

A szans nie było tak wiele może dwie

5

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?

Och o czym tu mowa. Sprawy zamiatane pod dywan... dlaczego tak wyszło? A bo tak. Możemy porozmawiać i wyjaśnić? Ale co tu więcej mówić... to najbardziej rani.
Tak ciężko z kimś się dogadać, kiedy jednej osobie zależy bo kocha a druga nie wie czego chce. Mówi się że o szczęście i miłość trzeba walczyć, jeśli widzi się w tym chodź trochę sensu. Ja walczę i nie poddam się. Ale nie można prosić o szansę trzeba pokazać drugiej osobie, że warto być razem i wszystko naprawiać, pokazać że jest sie o wiele mądrzejszym silniejszym dojrzalszym i nie będzie się popełniać tych samych błędów i kochać ze wszystkich sił.

6

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?
leilah napisał/a:

Och o czym tu mowa. Sprawy zamiatane pod dywan... dlaczego tak wyszło? A bo tak. Możemy porozmawiać i wyjaśnić? Ale co tu więcej mówić... to najbardziej rani.
Tak ciężko z kimś się dogadać, kiedy jednej osobie zależy bo kocha a druga nie wie czego chce. Mówi się że o szczęście i miłość trzeba walczyć, jeśli widzi się w tym chodź trochę sensu. Ja walczę i nie poddam się. Ale nie można prosić o szansę trzeba pokazać drugiej osobie, że warto być razem i wszystko naprawiać, pokazać że jest sie o wiele mądrzejszym silniejszym dojrzalszym i nie będzie się popełniać tych samych błędów i kochać ze wszystkich sił.

leilah muszę przyznać, że masz dobre podejście do tego. najczęściej ludzie radzą, żeby dać sobie spokój ma sprawa jest właściwie przegrana. może chciałabyś wypowiedzieć się na temat mojego posta? bo widzę, że walczysz... ja też chcę!

Zdzich... powiem tak ... dobrze, że zauważyłeś swoje błędy i zacząłeś je analizować. Ja wierzę, że człowiek może się zmienić na lepsze, jeśli kocha drugą osobę. Niektórzy mówią, że charakteru zmienić nie można - nie zgadzam się. Oczywiście, że jesteśmy w stanie żyć bez tej drugiej, ukochanej nam osoby, ale nie chcemy! póki jest miłość trzeba o nią walczyć, bo nigdy nie wiemy czy spotka nas takie samo uczucie w przyszłości. Nie mów jej ciągle, że się zmieniłeś i chcesz ostatnią szansę, pokaż jej to! Ja mam problem z pokazaniem tego mojemu partnerowi bo dzieli nas 800km niestety. Fajnie, że odezwała się z życzeniami i jakoś tam się kontaktujecie. Ja niestety nie mam tego "przywileju" ... sad walcz ile wlezie, poddać się można zawsze. Ciebie też zapraszam do mojego jedynego tutaj wątku, może Ty masz jakiś "pomysł" co do mojej sytuacji,

pozdrawiam!

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?

Szanse zawsze masz zwłaszcza ze w istocie zmieniles swoje zycie. Z tym ze jest jeszcze problem "wyszumienia się".

8

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?
leilah napisał/a:

Och o czym tu mowa. Sprawy zamiatane pod dywan... dlaczego tak wyszło? A bo tak. Możemy porozmawiać i wyjaśnić? Ale co tu więcej mówić... to najbardziej rani.
Tak ciężko z kimś się dogadać, kiedy jednej osobie zależy bo kocha a druga nie wie czego chce. Mówi się że o szczęście i miłość trzeba walczyć, jeśli widzi się w tym chodź trochę sensu. Ja walczę i nie poddam się. Ale nie można prosić o szansę trzeba pokazać drugiej osobie, że warto być razem i wszystko naprawiać, pokazać że jest sie o wiele mądrzejszym silniejszym dojrzalszym i nie będzie się popełniać tych samych błędów i kochać ze wszystkich sił.

Nie do końca tak jest. Uważam że rozmawiać należy, nie zamierzam juz jej prosić o cokolwiek, oprócz wyjaśnień. Wiem dlaczego się rozstalismy, szanuje to i szczerze uważam ze to było najlepsze co mogło nam się w obecnej sytuacji przytrafić. Nie rozumiem tylko jej zachowania po tym rozstaniu. Z jednej strony mówi ze mnie kocha, ciężko to wszystko przeżywa, chce spróbować. Z drugiej mimo tego że jak się spotykamy jest prawie tak jak dawniej, to nigdy nie wychodzi z żadną inicjatywą kontaktu, a kiedy ja próbowalem się kontaktować mówiła że ją osaczam i się mnie boi. Jeszcze 10 dni temu chciała się spotkać, rozmawiać i myślałem ze wszystko zmierza ku dobremu, a na następny dzień po sprawie z tą jej przyjaciółką każe mi znikać ze swojego życia i mówi że raczej się prędko nie spotkamy, po to żeby tydzień później powiedzieć ze chciałaby się spotkać i w ogóle to ona kontakt póki co będzie ograniczać ale jak ja chciałbym pogadać to mogę walić śmiało. No i do tego jeszcze ta inwigilacja na fejsbuku. Nigdy nie miałem przed nią nic do ukrycia. Oprócz tego że jak było mi naprawdę tak strasznie ciężko to rozmawiałem z tymi jej znajomymi żeby mieć chociaż namiastkę kontaktu. Góry dla niej przeniosę ale, bez kontaktu nie da się budować żadnej relacji nawet koleżeńskiej hmm

9

Odp: Czy zasługuję na drugą szansę?

Bo ona nie wie czego chce tak naprawdę. Z jednej strony czeka na twój ruch, a gdy coś robisz to specjalnie mówi nie, ty idziesz a potem dzwoni pisze itd. takie końskie podchody.
Ja np. Nie ogarniam swojego faceta, byłego faceta. Spotkałam się z nim wczoraj by oddać rzeczy. Mówił mi przed spotkaniem że daje mi rzeczy, bierze swoje i cześć. Spędził ze mną 2 i pol godziny. Mówił, że sie spieszy a siedział, że będzie o nas gadał z koleżanka ale nie będzie, że go denerwuje swoim gadaniem jak mi na nim zależy ale siedział, nawet mnie na przystanek odprowadził kawałek no ale nie musiał. Nawet usłyszałam ze to ja odeszłam bo zabrałam swoje rzeczy. Mało tego mówię mu że na zakupy ide jutro znaczy dzis, i nie idz do tego centrum handlowego jak chcesz sie spotkac z kolezanka... dobra dobra na pewno tu nie przyjdę i coo? I spotkałam i ten uśmiech? Jak by zobaczył prawdziwego mikołaja. Nie ogarniam go.
Niestety nie da sie konus kogos kochac jesli nie chce. Powoedziałam mu ze bardzo go kocham i bede na niego czekac i nawet 5 lat. No uslyszalam ze moze sie zastanowi czy rozstanie było warte ( rozstanie o nic, poprostu oddalilismy sie o siebie i nic wiecej). Zadzwonie do niego za jakis czas i poprosze o spotkanie o szczera rozmowe, bez tekstow nie wiem czy nie zastanawiałem sie nad tym. Rozmowa i okazywanie miłości, szacunku jest jedynym rozwiazaniem, ale tez nie mozna przesadzac bo staje sie psychopatem co nie umie pogodzic sie z rozstaniem i to odstrasza.

Posty [ 10 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy zasługuję na drugą szansę?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024