Witam, jestem z chłopakiem w związku od 4 lat i myślę powaznie o tym, że spędzić z nim resztę życia, oboje mamy takie plany, znamy się od dziecka (mamy oboje po 22 lata). Jestem bardzo zadowolona z tego związku, spełnia moje oczekiwania, facet mnie kocha, szanuje itd. Jednak rok temu zdarzyło sie coś strasznego ojciec mojego chłopaka miał wypadek i prawie z dnia na dzień zmarł. Wspieram go bardzo, na początku nas to do siebie jeszcze bardziej zbliżyło, a potem mój TŻ zaczął uciekać w pracę. Twierdzi, że musi pracowac, bo to jest jego sposób na problemy. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, bo nie miał tylu obowiązków, ale teraz jest rok akademicki i sytuacja wygląda tak: mój chłopak pracuje 7 dni w tygodniu, pon-pt w firmie na etat, dorabia w weekendy 7-21, do tego studiuje dziennie (w tym semestrze na obronę pracy inżynierskiej) plus obowiązki w domu przejęte po śmierci ojca (kierowca, męskie prace w domu), Oprócz tego mój TŻ jest mega ambitny i nie potrafi nikomu odmówić, gdy ktoś poprosi go o przysługę bez wahania poświęca na to czas. Żebyście mnie nie zrozumieli, nie jestem Żadną egoistką, która pragnie go zamknąć w klatce i zabraniać wszystkiego, nie. Nie robię mu o to sprawy, ale jednak czuję się bardzo samotnie, chciałabym mu jakos pomóc (np. w sprawie jego taty - porozmawiać), ale on tego unika (pewnie chce być twardzielem). Gdy się widzimy zazwyczaj jest zmeczony i nie w humorze i spotkania trwają krótko i są rzadkie, bo zaraz musi np iść grac w piłkę nożną. Zanim coś powiecie: mam swoje życie, studiuję, pracuję, rozwijam pasję. Czasem po prostu chciałabym, żeby poświecił mi więcej uwagi i poświecił coś dla mnie (zaznaczam, że mam dosyć niską samoocenę i czasem po prostu potrzebuję jego wsparcia w codziennym życiu). Obecnie staram się mu nie zawracać głowy moimi sprawami,zajmuję się sobą, łapię dystans i nie podaję wszystkiego na tacy, nie wydzwaniam. A może powinnam postawić sprawę jasno? Co robić?
Podwyższyć samoocene.
A jak często się widujecie i na jak długo? Bo to nie ilość pracy jest problemem, tylko tego, jak wiele z czasu wolnego poświęca Tobie. Ja jestem jak najbardziej za pracą, nauką, rozwijaniem pasji, ale oficjalne posiadanie drugiej połówki też niesie jakieś obowiązki i wymaga czasu.
Wypowiem się tylko w jednej kwestii
chciałabym mu jakos pomóc (np. w sprawie jego taty - porozmawiać), ale on tego unika
Nie ruszaj tematu, faceci mają inaczej niż kobiety i w takich kwestiach ''wygadanie się'' nie jest żadnym panaceum tylko bezsensownym jątrzeniem ran.
A jak często się widujecie i na jak długo? Bo to nie ilość pracy jest problemem, tylko tego, jak wiele z czasu wolnego poświęca Tobie. Ja jestem jak najbardziej za pracą, nauką, rozwijaniem pasji, ale oficjalne posiadanie drugiej połówki też niesie jakieś obowiązki i wymaga czasu.
Widujemy się średnio 2 razy w tygodniu na około godzinę. Często nawet nie zdążymy opowiedzieć sobie wszystkiego co się działo ostatnio u nas. Najgorszy jest dla mnie fakt, że on nie ma ani jednego dnia wolnego, pracuje nawet we wszystkie czerwone święta (to własnie ta dodatkowa weekendowa praca obejmuje też te dni). Nie możemy zaplanować dłuższej randki; marzy mi się cały dzień, pół dnia spędzonego razem. Z jego obowiązkami jest to niemożliwe, gdy zadzwoni telefon on musi jechać.
Eileen napisał/a:A jak często się widujecie i na jak długo? Bo to nie ilość pracy jest problemem, tylko tego, jak wiele z czasu wolnego poświęca Tobie. Ja jestem jak najbardziej za pracą, nauką, rozwijaniem pasji, ale oficjalne posiadanie drugiej połówki też niesie jakieś obowiązki i wymaga czasu.
Widujemy się średnio 2 razy w tygodniu na około godzinę. Często nawet nie zdążymy opowiedzieć sobie wszystkiego co się działo ostatnio u nas. Najgorszy jest dla mnie fakt, że on nie ma ani jednego dnia wolnego, pracuje nawet we wszystkie czerwone święta (to własnie ta dodatkowa weekendowa praca obejmuje też te dni). Nie możemy zaplanować dłuższej randki; marzy mi się cały dzień, pół dnia spędzonego razem. Z jego obowiązkami jest to niemożliwe, gdy zadzwoni telefon on musi jechać.
Odsunelabym sie od niego wogole na twoim miejscu na Jakis czas, nie dzwonila nie pisala jesli zechce sie zobaczyc powiedz ze masz juz cos zaplanowane, albo zalapie o co chodzi albo bedzie mu to na reke.
Jak na moj gust facet ma za duzo obowiazkow i niestety brak czasu na jakikolwiek zwiazek.
Dla mnie 2h w tygodniu to nie jest zwiazek przynajmniej z jego strony
Na jak długo ona planuje takie spotkania dwie godziny w tygodniu? Jeśli na kilka lat, to chyba będziesz musiała rozważyć szukanie innego faceta.
Żle to wrozy. Wszystko jest jednak kwestia piorytetow. Sytuacja dosc delikatna bo smierc ojca, bo obowiazki. Ale to nie zdejmuje "obowiazkow" wobec zwiazku. Powinnas walczyc o swoje a nie godzic sie z niewygodna dla Ciebie sytuacja.
Dla mnie jednoznacznie smierc ojca nie powinna byc az takim szokiem, zeby zaniedbywac sprawy wlasnej rodziny, a przeciez obydwoje jestescie zalazkiem rodziny. Jestes dla niego mniej wazna niz jego rodzice i to jest chore. Przeciez to ty bedziesz matka jego dzieci. Martwi mnie tez jego "uczynnosc". To nie uczynnosc, ale zwykly brak asertywnosci. Slabosc i nic dobrego nie wrozy na przyszlosc.
Jestes dla niego mniej wazna niz jego rodzice i to jest chore.
Ty jesteś chora.
Ta jego praca na milion etatów trwa od około 2 miesięcy. Ja się pytam czy tak będzie zawsze, powtarza, że to tymczasowe, musi zdobyć doświadczenie, wyrobić kontakty, itd. Prowadzę z nim szczere rozmowy na temat tego, że za dużo na siebie bierze. Powiedział, że mam rację, ale ciężko mu to przyznać, bo to on jej nie ma i w związku z tym potrzebuje trochę więcej czasu, aby sobie to przemyśleć. Próbowałam się do niego dystansować, nie nalegać na spotkania, oddaliłam się od niego trochę, po prostu zajęłam się własnymi sprawami. Potem miał do mnie pretensje, że się do niego nie odzywam, nie dzwonię, nie chcę się spotkać; wciąż powtarza, że mnie kocha. Ja już z tego nic nie rozumiem, zależy mu czy nie?
Ta jego praca na milion etatów trwa od około 2 miesięcy. Ja się pytam czy tak będzie zawsze, powtarza, że to tymczasowe, musi zdobyć doświadczenie, wyrobić kontakty, itd. Prowadzę z nim szczere rozmowy na temat tego, że za dużo na siebie bierze. Powiedział, że mam rację, ale ciężko mu to przyznać, bo to on jej nie ma i w związku z tym potrzebuje trochę więcej czasu, aby sobie to przemyśleć. Próbowałam się do niego dystansować, nie nalegać na spotkania, oddaliłam się od niego trochę, po prostu zajęłam się własnymi sprawami. Potem miał do mnie pretensje, że się do niego nie odzywam, nie dzwonię, nie chcę się spotkać; wciąż powtarza, że mnie kocha. Ja już z tego nic nie rozumiem, zależy mu czy nie?
Elegancja ale Jakis kompromis musicie wypracowac bo cie to w koncu zameczy .
A probowals z nim rozmawiac i mowic mu to co nam tu piszesz , takie cos was tylko oddali od siebie niewiem czy on jest tego swiadom.
Nie mowie tu zeby byc do siebie 24 na dobe przyklejonym ale te 2h w tygodniu to jednak za malo stanowczo za malo.