Chyba jestem inna niż wszyscy. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Chyba jestem inna niż wszyscy.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 39 ]

Temat: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Mam tak od zawsze. Jestem jedynaczką. Jestem indywidualistką, ale bardzo lubię ludzi.
Nigdy nie miałam problemów natury towarzyskiej, ALE.
No właśnie nie łatwo mi zintegrować się z większością ludzi. Po prostu przeważnie nie są to moje klimaty. Nie czuję wspólnego języka przy pierwszym, bliższym poznaniu. Mało jest ludzi, którzy wzbudzają u mnie chęć dalszych spotkań , którzy mówią tym samym językiem. Wolę garstkę tych, którzy mają to "coś" jakkolwiek głupio to zabrzmi.
Czy sama się ograniczam?
Mnie z tym dobrze, ale żałuję, że takich jest mało, dlatego ciężko jest znaleźć mi odpowiednie towarzystwo. Przy spotkaniach tracą w moich oczach, bo to nie to. I nie jest to skreślanie kogoś dla zasady, już na starcie, bo naprawdę wierzę i chcę, żeby było inaczej.
A może zdziczałam?
Z pewnych względów przez długi czas musiałam/byłam odcięta od spotkań ze znajomymi, ze spotkań towarzyskich.

No, ale w sumie przez naście lat mam kontakt z ludźmi z racji zawodowej i to lubię,sama jestem praktycznie zawsze bardzo lubiana w relacji z klientami " bo pani taka pogodna, zawsze uśmiechnięta, sympatyczna, pomocna, taka inna, niż wszyscy". No faktycznie mam taką wrodzoną cechę, serdeczność, to chyba po tacie wink
Więc jak to jest?
A może łatwiej nawiązać mi bezpośrednią relacje z jednostką, niż z tłumem?

To chyba też nie to, w jednostkach na gruncie typowo znajomościowym również trudno trafić na"nadawanie na tej samej fali"

Rozgryzie to ktoś?

A może faktycznie jestem z innej planety i pora się z tym pogodzić? ;D

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Muszę powiedzieć, że mam podobnie. Co prawda nie jestem jedynaczką - mam starszego brata, lecz z uwagi na różnicę wieku oraz płci nie mieliśmy wspólnych tematów. Mieszkałam na "zadupiu", gdzie generalnie było mało dzieci, a już ja miałam taki niefart, że wszystkie były albo 3 lata starsze, albo 3 lata młodsze, więc nie miałam się z kim bawić. Zostałam indywidualistką, tzn. uwielbiam ludzi i kontakt z nimi, ale nie mogę odpocząć w dużej grupie ludzi. Codziennie potrzebuję kilku chwil dla siebie - w szczególności widoczne to było na studiach, gdy znajomi przebywali ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę, a ja często się urywałam lub nie wychodziłam z nimi, bo musiałam odpocząć od nich - jest to o tyle dziwne, że ich uwielbiam. Dużo na tym tracę, bo wielu ludzi nie jest tego w stanie zrozumieć;P Co prawda nie pomogłam rozwiązać Ci Twojego problemu, ale jak widać, mam bardzo podobną naturę;P

3

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Mariaxx napisał/a:

Muszę powiedzieć, że mam podobnie. Co prawda nie jestem jedynaczką - mam starszego brata, lecz z uwagi na różnicę wieku oraz płci nie mieliśmy wspólnych tematów. Mieszkałam na "zadupiu", gdzie generalnie było mało dzieci, a już ja miałam taki niefart, że wszystkie były albo 3 lata starsze, albo 3 lata młodsze, więc nie miałam się z kim bawić. Zostałam indywidualistką, tzn. uwielbiam ludzi i kontakt z nimi, ale nie mogę odpocząć w dużej grupie ludzi. Codziennie potrzebuję kilku chwil dla siebie - w szczególności widoczne to było na studiach, gdy znajomi przebywali ze sobą praktycznie 24 godziny na dobę, a ja często się urywałam lub nie wychodziłam z nimi, bo musiałam odpocząć od nich - jest to o tyle dziwne, że ich uwielbiam. Dużo na tym tracę, bo wielu ludzi nie jest tego w stanie zrozumieć;P Co prawda nie pomogłam rozwiązać Ci Twojego problemu, ale jak widać, mam bardzo podobną naturę;P

w każdym razie dzięki, że się odezwałaś wink

4

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Ej tam, nie jestes inna tylko zdrowo przedkladasz jakosc nad ilosc. Po co komu tlumy tzw. "przyjaciol" skoro z ponad 80% z nich nie ma sie wspolnego jezyka?

Ja osobiscie tez wole miec paru fajnych i zaufanych znajomych niz dziesiatki friendow, tak jak niektorzy maja na Facebooku.

Zreszta ja jestem jak taki troche samotny wilk;) lubie swoj swiat i spokoj, jak diabel swieconej wody unikam wszelkiego rodzaju spedow rodzinnych typu wesela, chrzciny, swieta itp. oraz zjazdow kolezenskich. Co innego w pracy, akurat i wieksze uroczystosci typu kongresy, konferencje, gale itp. nie sa dla mnie stresem zadnym. I podobnie jak u Ciebie, tez mam dobry kontakt z klientami. Ale to wiesz, sa inne, bezpieczniejsze relacje niz z psiapsiolkami. Nie musze sie az tak angazowac w tworzenie "atmosfery" czy chemii miedzy nami. Konkrety zawodowe, latwosc rozmowy i troche humoru wystarcza aby stworzyc mila atmosfere z klientem.

5

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

moim zdaniem znajomi to nie facet, ze trzeba ich od razu odtrącać....nie trzeba sie od razu z nimi jakos bardzo przyjaznic, ale ludzie ludziom są potrzebni. sama czasem czuje ze połowa moich znajomych to nie moje klimaty, ale czasem nawet wymiana kilku niezobowiązujących zdan z kims jest przyjemna i potrafi umilić dzien wink

6

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

ja też się podepnę

ja mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktów, często po prostu je ucinam, eliminuje
generalnie w najblizszym otoczeniu, do szczęścia nie potrzeba mi udawanej rozmowy z kims z rodziny,
nie nadaje na tych samych falach, gnam przez życie, i generalnie ciężkko mi się wyciszyć, posluchać, czyichs relacji z jego życia, jego problemów

gdzie dla mnie to sa normalne aspekty codziennosci, które przeskakuje jak kałuże, a ludziska np się z tym męczą po kilka dni

aktualne zawężenie znajomości, ogólnie zawiera się w środowisku w jakiś sposób powiązanym z pracą, dodatkowa pracą oraz zainteresowaniami,

i tez często potrzebuję godziny dla siebie, takei wyciszenie, rachunek tego co było, lub tez godziny spędzonej, na totalnym o niczym nie myśleniu, jakbym się po prostu potrzebował, wyłączyć, wyłączyć maszynę, niech ostygnie

mam problem ogólnie z tym że w jakimś sensie nie jestem akceptowany, mówię o rodzinie, bo albo muszę się zniżać, do ich poziomu, albo będąc sobą
wychodzę na cwaniaka, i nie wiadomo kogo

nie wiem moze kwestia wykształcenia, może kwestia środowisk w jakich się poruszamy

w sumie na tym też mi zbytnio nie zależy

często po prostu szkoda mi czasu

taki ze mnie tenniedobry po prostu wink

7

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Kalka30 napisał/a:

moim zdaniem znajomi to nie facet, ze trzeba ich od razu odtrącać....nie trzeba sie od razu z nimi jakos bardzo przyjaznic, ale ludzie ludziom są potrzebni. sama czasem czuje ze połowa moich znajomych to nie moje klimaty, ale czasem nawet wymiana kilku niezobowiązujących zdan z kims jest przyjemna i potrafi umilić dzien wink

Znajomi i znajomi to dwa różne pojęcia w tym przypadku wink
Znajomych mam sporo, ale nie tych, co bym chciała, których mi brakuje, no chyba, że takowi nie istnieją

Czasem jak patrzę na pewne środowiska, grupki, niezależnie od wieku, to zazdroszczę im, że mają taką fajną paczkę. Mnie się ciężko teraz wkomponować, bo ciąglę czuję, że to nie to.
No chyba, że takie zażyłości tworzy się na etapie dorastania, a ja to przegapiłam

Za każdym razem jak idę do nowej pracy, to liczę, że poznam fajnych ludzi i znów rozczarowanie. A jak już się prawie udaje, to ten ktoś albo mieszka daleko albo nasze drogi się rozchodzą, bo ktoś wyjeżdża.

Ja chyba uwierzę, że jestem dziwolągiem big_smile, mam 34 lata, większość dziewczyn/kobiet w moim wieku w najbliższym otoczeniu zamieniło się w jakieś matrony, jakby dzieliły nas lata świetlne, a te sporo młodsze to przeważnie z lekka infantylne, ze starszymi to jakby z innej epoki, przeważnie pokroju mojej matki.
Nie chcę uogólniać, ale tak wynika z moich doświadczeń.

To ile ja mam mentalnie lat, że do żadnej grupy nie potrafię się dopasować? ;D

Tu, na forum poznałam fajną dziewczynę (ten sam rocznik), no ale jak się obawiałam dzieli nas kilkaset km


PS> Już wiem, że w poprzednim życiu byłam czarownicą, dlatego tak teraz mam big_smile wink
       Kiedyś moją ulubioną bohaterką była Sol z Sagi o Ludziach Lodu, może ktoś kojarzy

8

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Mussuka napisał/a:

Ej tam, nie jestes inna tylko zdrowo przedkladasz jakosc nad ilosc. Po co komu tlumy tzw. "przyjaciol" skoro z ponad 80% z nich nie ma sie wspolnego jezyka?

Ja osobiscie tez wole miec paru fajnych i zaufanych znajomych niz dziesiatki friendow, tak jak niektorzy maja na Facebooku.

Zreszta ja jestem jak taki troche samotny wilk;) lubie swoj swiat i spokoj, jak diabel swieconej wody unikam wszelkiego rodzaju spedow rodzinnych typu wesela, chrzciny, swieta itp. oraz zjazdow kolezenskich. Co innego w pracy, akurat i wieksze uroczystosci typu kongresy, konferencje, gale itp. nie sa dla mnie stresem zadnym. I podobnie jak u Ciebie, tez mam dobry kontakt z klientami. Ale to wiesz, sa inne, bezpieczniejsze relacje niz z psiapsiolkami. Nie musze sie az tak angazowac w tworzenie "atmosfery" czy chemii miedzy nami. Konkrety zawodowe, latwosc rozmowy i troche humoru wystarcza aby stworzyc mila atmosfere z klientem.

Lubię ustronność, ale dla równowagi potrzebuję też tłumu, może nie na 50 czy 100, ale choćby kilkanaście osób, choćby po to, aby coś fajnego zorganizować; wypad nad wodę, ognisko, imprezkę czy inne spotkanie. Tak naprawdę na chwilę obecną nie mam, ani jednej osoby w swoim otoczeniu przy której w 100% byłoby mi dobrze, żeby choćby z nią pogadać o wszystkim czy pójść na kawę.
Tak. Jestem stadnym zwierzęciem mimo wszystko smile

Nie liczę znajomości typu:
matka koleżanki córki, czasem się widujemy, ale nie mogę spontanicznie zadzwonić do niej; stara idziemy na łyżwy? wink
prawie moja rówieśnica, też sporadyczne spotkania, ale trochę inny poziom, niż mój, raczej na zasadzie, że ja jej jestem jakimś autorytetem, podporą
itd.

zwyczajnie brak mi kogoś, kto będzie dla mnie równym partnerem, dodatkowo z tej samej fali
za dużo wymagam?

9

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
tenniedobry2 napisał/a:

ja też się podepnę

ja mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktów, często po prostu je ucinam, eliminuje
generalnie w najblizszym otoczeniu, do szczęścia nie potrzeba mi udawanej rozmowy z kims z rodziny,
nie nadaje na tych samych falach, gnam przez życie, i generalnie ciężkko mi się wyciszyć, posluchać, czyichs relacji z jego życia, jego problemów

gdzie dla mnie to sa normalne aspekty codziennosci, które przeskakuje jak kałuże, a ludziska np się z tym męczą po kilka dni

aktualne zawężenie znajomości, ogólnie zawiera się w środowisku w jakiś sposób powiązanym z pracą, dodatkowa pracą oraz zainteresowaniami,

i tez często potrzebuję godziny dla siebie, takei wyciszenie, rachunek tego co było, lub tez godziny spędzonej, na totalnym o niczym nie myśleniu, jakbym się po prostu potrzebował, wyłączyć, wyłączyć maszynę, niech ostygnie

mam problem ogólnie z tym że w jakimś sensie nie jestem akceptowany, mówię o rodzinie, bo albo muszę się zniżać, do ich poziomu, albo będąc sobą
wychodzę na cwaniaka, i nie wiadomo kogo

nie wiem moze kwestia wykształcenia, może kwestia środowisk w jakich się poruszamy

w sumie na tym też mi zbytnio nie zależy

często po prostu szkoda mi czasu

taki ze mnie tenniedobry po prostu wink

W rodzinie też zawsze odstawałam, lubię być sobą, lubię szczerość, nie dam sobie niczego narzucić, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą, nie znoszę zachowań pod publiczkę dla mnie to wszystko hipokryzja i brak osobowości.
Z niektórymi próbowałam bliższych relacji, ale nie udało się - odstaję od normy wink

10

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

LonelyM - nie będę oryginalna - mam tak samo jak Ty.
Bliska koleżanka, właściwie przyjaciółka - sztuk jeden. Z racji jej problemów zdrowotnych czasem zastanawiam się, co zrobię jak jej zabraknie?
Grupę towarzyską powiązaną wspólnym zainteresowaniem tez jakąś mam, ale tez kontakty nie wychodzą poza spotkanie raz w tygodniu. A i to się coraz bardziej zaczyna rozłazić.
Ogólnie mam takie okresy, że łaknę kontaktów towarzyskich - że chcę po prostu do kogoś sobie wpaść na kawę lub zaprosić do siebie i okazuje się, że trzeba się jednak umawiać a odpowiednim wyprzedzeniem. Najlepiej w "bliżej nieokreślonym" terminie typu: " w przyszłym tygodniu " wink
A czasem chcę mieć święty spokój wokół siebie i najszczęśliwsza jestem jak wszyscy wyjdą z domu.
W całkiem nowym towarzystwie robię się nieśmiała i mam wrażenie, że głupia... nie mogę sklecić poprawnie wypowiedzi, jąkam się, poczucie humoru spada.... Jeżeli ktoś nie pociągnie konwersacji, to zapada krępująca cisza.
Ale lubię poznawać nowych ludzi, lubię rozmowy z nieznajomymi itp.
Więc chyba większość z nas ma w sobie dwie natury towarzyskie smile

11

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
LonelyM napisał/a:
tenniedobry2 napisał/a:

ja też się podepnę

ja mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktów, często po prostu je ucinam, eliminuje
generalnie w najblizszym otoczeniu, do szczęścia nie potrzeba mi udawanej rozmowy z kims z rodziny,
nie nadaje na tych samych falach, gnam przez życie, i generalnie ciężkko mi się wyciszyć, posluchać, czyichs relacji z jego życia, jego problemów

gdzie dla mnie to sa normalne aspekty codziennosci, które przeskakuje jak kałuże, a ludziska np się z tym męczą po kilka dni

aktualne zawężenie znajomości, ogólnie zawiera się w środowisku w jakiś sposób powiązanym z pracą, dodatkowa pracą oraz zainteresowaniami,

i tez często potrzebuję godziny dla siebie, takei wyciszenie, rachunek tego co było, lub tez godziny spędzonej, na totalnym o niczym nie myśleniu, jakbym się po prostu potrzebował, wyłączyć, wyłączyć maszynę, niech ostygnie

mam problem ogólnie z tym że w jakimś sensie nie jestem akceptowany, mówię o rodzinie, bo albo muszę się zniżać, do ich poziomu, albo będąc sobą
wychodzę na cwaniaka, i nie wiadomo kogo

nie wiem moze kwestia wykształcenia, może kwestia środowisk w jakich się poruszamy

w sumie na tym też mi zbytnio nie zależy

często po prostu szkoda mi czasu

taki ze mnie tenniedobry po prostu wink

W rodzinie też zawsze odstawałam, lubię być sobą, lubię szczerość, nie dam sobie niczego narzucić, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą, nie znoszę zachowań pod publiczkę dla mnie to wszystko hipokryzja i brak osobowości.
Z niektórymi próbowałam bliższych relacji, ale nie udało się - odstaję od normy wink

ja dokładnie mam tak samo, ale tego typu przemyślenia nie pojawiają się całkiem nie przypadkowo ??

widzę podobny wiek, nie masz jakoś tak że patrzysz w przeszłość i patrzysz w przyszłość, nie czujesz jakiego końca czegoś, przypadkiem
i stąd jakieś przemyślenia że coś nie tak może z tobą, coś inaczej niż u innych,

ja olałem bliskei znajomości, które tylko opierały się na spotkaniu, alkoholu, i pieprzeniu o kims  albo o czymś

dla mnei strata czasu,

trochę to odbieram, że poprostu
jedni Ci młodsi jeszcze nie myślą tego typu kryteriami, bawią się korzystają
a Ci starsi, albo się juz poddali, i wegetują albo sa już cąłkiem całkiem w dobrym miejscu w życiu

i ja przynajmniej mam właśnie takie coś, dlatego że z jednej strony nie wypada, z drugiej nie chcę tego big_smile

taka zagwozdka, jak to przy piątku zawsze człowiek ma big_smile

12

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Chyba wazne jest trez aby czuc sie ze soba samym dobrze, nie nudzic sie we wlasnym towarzystwie. Bo wtedy powstaje taka jakby panika i koniecznosc zapchania sobie tej "samotnosci" nawet byle kim.

Moja mama czesto mnie oskarza, ze jestem malo rodzinna. No i jestem, nie widze zadnej przyjemnosci w rozmowach o tym co kto, gdzie, jak, z kim, za ile itd. Ja zaczynam o sobie, o sukcesach w pracy czy ogolnie o tym co ostatnio robilismy a zasypywana jestem plotkami i narzekaniem na innych. Podobnie i dalsza rodzina, dlatego z niektorymi mam jeszcze jaki taki kontakt (sa podobnie niepokorni;) a od reszty powoli sie odsunelam. I wcale mi tej rodziny nie brakuje, bo mam wlasna, z ktora jest mi bardzo dobrze.

A kolezanke czy kolege musze miec takich, zebysmy sie w pol slowa rozumieli, smiali z podobnych tematow, reagowali na niekktore sprawy podobnie i czuli sie ze soba swobodnie. Jesli mam z kims dwie godziny siedziec i sztywno sie usmiechac nie wiedzac jak i oczym zagadac, to robie pas i rezygnuje z takiej znajomosci.

13

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
tenniedobry2 napisał/a:
LonelyM napisał/a:
tenniedobry2 napisał/a:

ja też się podepnę

ja mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktów, często po prostu je ucinam, eliminuje
generalnie w najblizszym otoczeniu, do szczęścia nie potrzeba mi udawanej rozmowy z kims z rodziny,
nie nadaje na tych samych falach, gnam przez życie, i generalnie ciężkko mi się wyciszyć, posluchać, czyichs relacji z jego życia, jego problemów

gdzie dla mnie to sa normalne aspekty codziennosci, które przeskakuje jak kałuże, a ludziska np się z tym męczą po kilka dni

aktualne zawężenie znajomości, ogólnie zawiera się w środowisku w jakiś sposób powiązanym z pracą, dodatkowa pracą oraz zainteresowaniami,

i tez często potrzebuję godziny dla siebie, takei wyciszenie, rachunek tego co było, lub tez godziny spędzonej, na totalnym o niczym nie myśleniu, jakbym się po prostu potrzebował, wyłączyć, wyłączyć maszynę, niech ostygnie

mam problem ogólnie z tym że w jakimś sensie nie jestem akceptowany, mówię o rodzinie, bo albo muszę się zniżać, do ich poziomu, albo będąc sobą
wychodzę na cwaniaka, i nie wiadomo kogo

nie wiem moze kwestia wykształcenia, może kwestia środowisk w jakich się poruszamy

w sumie na tym też mi zbytnio nie zależy

często po prostu szkoda mi czasu

taki ze mnie tenniedobry po prostu wink

W rodzinie też zawsze odstawałam, lubię być sobą, lubię szczerość, nie dam sobie niczego narzucić, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą, nie znoszę zachowań pod publiczkę dla mnie to wszystko hipokryzja i brak osobowości.
Z niektórymi próbowałam bliższych relacji, ale nie udało się - odstaję od normy wink

ja dokładnie mam tak samo, ale tego typu przemyślenia nie pojawiają się całkiem nie przypadkowo ??

widzę podobny wiek, nie masz jakoś tak że patrzysz w przeszłość i patrzysz w przyszłość, nie czujesz jakiego końca czegoś, przypadkiem
i stąd jakieś przemyślenia że coś nie tak może z tobą, coś inaczej niż u innych,

ja olałem bliskei znajomości, które tylko opierały się na spotkaniu, alkoholu, i pieprzeniu o kims  albo o czymś

dla mnei strata czasu,

trochę to odbieram, że poprostu
jedni Ci młodsi jeszcze nie myślą tego typu kryteriami, bawią się korzystają
a Ci starsi, albo się juz poddali, i wegetują albo sa już cąłkiem całkiem w dobrym miejscu w życiu

i ja przynajmniej mam właśnie takie coś, dlatego że z jednej strony nie wypada, z drugiej nie chcę tego big_smile

taka zagwozdka, jak to przy piątku zawsze człowiek ma big_smile

coś w tym chyba jest
Ty też rocznik 80? wink

14

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Jestem jedynaczką z dużo większym stażem niż ty. Miałam takie problemy w młodości dopóki nie zrozumiałam, że duże grono znajomych czy 'przyjaciół' to fikcja. Nie ma na to czasu, by pielęgnować wiele znajomości czy przyjaźni. Nie sądzę, że to była kalkulacja ale pozostało mi przez lata wąskie grono niezawodnych przyjaciół, sprawdzonych w "boju". Łatwiej o takich, gdy nie zmienia się miejsc zamieszkania, nie podąża za pracą.
Moi rodzice mieli tych samych przyjaciół do śmierci, mimo tego, że musieli podążać za pracą, więc miałam dobry przykład. Miałam też dobry przykład, jak taka przyjaźń ma wyglądać.
Mnie udało zachować stare "przyjaźnie" ze szkoły podstawowej i liceum, mimo tego że życie rozniosło nas po całym świecie, spotykamy się raz w roku.

Nie tylko miłość, ale również przyjaźń to sztuka wyboru.

15

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Gosiar napisał/a:

Jestem jedynaczką z dużo większym stażem niż ty. Miałam takie problemy w młodości dopóki nie zrozumiałam, że duże grono znajomych czy 'przyjaciół' to fikcja. Nie ma na to czasu, by pielęgnować wiele znajomości czy przyjaźni. Nie sądzę, że to była kalkulacja ale pozostało mi przez lata wąskie grono niezawodnych przyjaciół, sprawdzonych w "boju". Łatwiej o takich, gdy nie zmienia się miejsc zamieszkania, nie podąża za pracą.
Moi rodzice mieli tych samych przyjaciół do śmierci, mimo tego, że musieli podążać za pracą, więc miałam dobry przykład. Miałam też dobry przykład, jak taka przyjaźń ma wyglądać.
Mnie udało zachować stare "przyjaźnie" ze szkoły podstawowej i liceum, mimo tego że życie rozniosło nas po całym świecie, spotykamy się raz w roku.

Nie tylko miłość, ale również przyjaźń to sztuka wyboru.

Wiesz, mnie nawet nie chodzi o duże grono znajomych, ale choćby o garstkę.
Mogłam zachować stare przyjaźnie, ale ze względu na moją ówczesną sytuację rozsypały się. Może i na to pozwoliłam, ale jakoś nie odczułam, żeby te drugie strony jakoś walczyły o to. Nie wiem czy da się to reanimować na siłę. Można powiedzieć, że umarły śmiercią naturalną, przez zaniechanie.

Troszkę zobrazuję.
Było nas 3 w porywach do 5.
Ja, sąsiadka zza ściany, jak siostra i koleżanka z ławki jak druga siostra. A potem takie trio z nas, jak "Aniołki Charliego" wink z czasem dołączyły do nas prawdziwe  2 siostry i byłyśmy fajną piąteczką.
Trwałyśmy w tym z różnym natężeniem jakieś 10 lat ( w wieku 15-25 lat)
Mogłyśmy ze sobą konie kraść.
Z tymi dwoma siostrami mój kontakt został zniszczony przez mojego męża, bo może i nadal by trwał. Z sąsiadką tak się jakoś rozeszło, a byłyśmy bardzo blisko, ona zmieniła klimaty i środowisko, mimo, że jej matka nadal mieszka obok to ją samą widuję raz na 3 lata. Może spróbuję nawiązać kontakt, wyczuję czy jest jeszcze ta fala między nami. Boję się trochę rozczarowania, ale kto nie ryzykuje zysków nie ogląda.
Koleżanka z ławki mieszka 1,5 km ode mnie. Widujemy się raz na 1-1,5 roku, ale to jakby już nie to samo. Czuję, że już jej jakoś specjalnie nie zależy, bo umawiamy się na spotkanie i jakoś nam nie po drodze. Z tego już chyba nic nie będzie.

Co do męskich przyjaciól; zawsze świetnie rozumiałam się z facetami, ale przyjaźnie z nimi to nie jest zbyt dobry pomysł, bo prędzej czy później nie zachowywaliśmy zdrowych koleżeńskich relacji. Przeważnie się we mnie zakochiwali. Może powinnam mieć brata, no ale nie mam. Niestety.

Nie wiem, może to we mnie problem, może to, że nie zadawalam się byle czym jest przyczyną. Bardzo bardzo chcę, a nie idzie.

16

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

To ja powiem tak, że to chyba nie zależy od wychowania ani statusu, ja pochodzę z większej rodziny, gdzie zawsze otaczała mnie grupka ludzi, nigdy sama nie byłam. Mimo wszystko też mam podobny problem, każdy kogo poznaję, nowa osoba, określa mnie jako pogodną, przebojową, bardzo sympatyczną, otwartą osobę, problem zaczyna się gdy muszę kontynuować znajomość, gasnę....?
Również wolę mieć jedną prawdziwą przyjaciółkę niż grupkę znajomych, od wszystkiego i niczego właściwie. Ja myślę, że tacy się po prostu rodzimy, mamy taki typ charakteru, możliwe, że jakieś sytuacje z dzieciństwa również na to wpływają...Po prostu trzeba to zaakceptować, ale z drugiej strony pracować nad tym. Poznałam kogoś, zadzwoń do niego pierwsza, zaproponuj, wyjdź z inicjatywą, rozmawiaj z zaciekawieniem, mimo iż nie zawsze interesuję się to co dana osoba mówi...trzeba wypracować jakiś mechanizm, który zmieni nieco nasze schematy i postępowanie, bo to jednak ważne by umieć współpracować z grupą. pozdrawiam i pamiętaj nie jesteś sama smile

17

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

LonelyM, mam podobnie.  Jestm jedynaczką i owszem, jestem towarzyska i łatwo nawiązuję kontakty, w związku z czym mam wielu znajomych, ale przyjaciół bliskich to mam zaledwie paru. I wcale nie jest mi z tym źle smile

18

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Witam smile Dziewczyny Wasze posty podnoszą mnie trochę na duchu. Mój syn jest samotnikiem od zawsze, jak sam twierdzi - nie ma potrzeby nawiązywania kontaktów z ludźmi. Jak ktoś do niego zagada to odpowie, uczy się dobrze, ale jego życie w grupie nie istnieje.Jest w klasie 1 gimnazjum i właśnie dostałam opinię wychowawcy "kontakty z rówieśnikami nieprawidłowe-jest samotnikiem". On sam twierdzi, ze w szkole bardzo mu się podoba. Dzięki Waszemu forum nie pędzę z nim jutro do psychologa. Dla takich ludzi mam nadzieję jest też miejsce w tym świecie smile Pozdrawiam

19

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Ja też czuję się inna. Mam niewielu ludzi wokół siebie, z którymi załapuje wspólną falę. Moge policzyć te osoby na palcach jednej ręki. Te osoby, choc jest ich niewiele, dają mi poczucie jedności duchowej, bycia przy kimś, takiego psychicznego. Pewnie to także jest przyczyną trudności komunikacyjnych z moim mężem- to sa dwa światy, inne odbieranie rzeczywistości. Czasami zastanawiam się, czy posiadanie partnera- bratniej duszy- to dobry pomysł? A może powinnien pozostać jakiś psychiczny dystans, żeby namiętnośc mogła trwać? Czy relacją przyjacielską nie zabija się namiętności?

Wracając do sedna Twojego wątku, LonelyM, uczucie wyobcowania zalezy od tego, w jakich kręgach się obracamy. Kiedyś pojechałam na szkolenie z zakresu rozwoju osobistego, tylko po to, by znaleźć się wśród ludzi, którzy czują i myślą podobnie. I to było niesamowitym doświadczeniem, - nie musiałam nic więcej, delektowałam się samym przebywaniem z nimi, czułam się taka spokojna i bepieczna. :-). Uważam, że nie ma co się koncentrować na tym, że jesteśmy inni, tylko dążyć do relacji z ludźmi do nas podobnymi. Budować wspólnotę mysli, poglądów, odczuwania. To bardzo dużo daje! Jest azylem przed światem. Ja mam w życiu trzy stuprocentowe osoby, które wiedzą, o czym mówie, co czuję, którym nie potrzeba wiele słów na zrozumienie i odczytanie prawidłowe moich emocji, rozterek, intencji. Bardzo sobie to cenię.

Chciałabym jeszcze, i zawsze za tym teskniłam, aby taką osobą był dla mnie mąż. Niestety, jesteśmy ulepieni z innej gliny. Brakuje nam wspólnego mianownika do rozmów, odczuwania...
Chyba musze sie z tym pogodzic, bo tego nie da sie zmienić, choć próbowałam.

20

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Jak widać wiele osob ma podobnie i nie czuje się z tym źle:-) ja równiez nie mam ogromnej ilosci znajomych czy przyjaciół choc nigdy z tym problemu nie mialam.Gdzie nie poszlam czy czegos nie zaczynałam-studia,kurs, zawsze znajdowalam bratnią duszę.Potem jednak niejednokrotnie brak czasu powodował iż przetrwaly jedynie najtrwalsze relacje.teraz mam kilku znajomych,przyjaciolki z ktorymi staram sie trzymać kontakt ale i tak nie jest on na tyle intensywny bym mogla sie tym szczycić.W sumie czesto wystarcza mi towarzystwo wlasne i najblizszej rodziny, meża i corki...

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Mam to samo. Nie mam całego pułku kumpli. Nie potrzebuję tego co więcej z większością ludzi nie znajduję wspólnych tematów. Mogą być moimi kolegami i koleżankami z pracy ale nic więcej. Na dobrą sprawę naprawdę dobrych kumpli mam sztuk cztery a koleżanek dwie.

Szczerze to nigdy nie stanowiło to dla mnie problemu.

Hordy znajomych? Po co Ci to? Nie lepiej kilka sprawdzonych osób? Z życia wiem, że Ci którzy mają przyjaciół na pęczki w trudnej chwili jakoś dziwnie nie mają się do kogo zwrócić

22

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Lorelaine napisał/a:

Ja też czuję się inna. Mam niewielu ludzi wokół siebie, z którymi załapuje wspólną falę. Moge policzyć te osoby na palcach jednej ręki. Te osoby, choc jest ich niewiele, dają mi poczucie jedności duchowej, bycia przy kimś, takiego psychicznego. Pewnie to także jest przyczyną trudności komunikacyjnych z moim mężem- to sa dwa światy, inne odbieranie rzeczywistości. Czasami zastanawiam się, czy posiadanie partnera- bratniej duszy- to dobry pomysł? A może powinnien pozostać jakiś psychiczny dystans, żeby namiętnośc mogła trwać? Czy relacją przyjacielską nie zabija się namiętności?

Wracając do sedna Twojego wątku, LonelyM, uczucie wyobcowania zalezy od tego, w jakich kręgach się obracamy. Kiedyś pojechałam na szkolenie z zakresu rozwoju osobistego, tylko po to, by znaleźć się wśród ludzi, którzy czują i myślą podobnie. I to było niesamowitym doświadczeniem, - nie musiałam nic więcej, delektowałam się samym przebywaniem z nimi, czułam się taka spokojna i bepieczna. :-). Uważam, że nie ma co się koncentrować na tym, że jesteśmy inni, tylko dążyć do relacji z ludźmi do nas podobnymi. Budować wspólnotę mysli, poglądów, odczuwania. To bardzo dużo daje! Jest azylem przed światem. Ja mam w życiu trzy stuprocentowe osoby, które wiedzą, o czym mówie, co czuję, którym nie potrzeba wiele słów na zrozumienie i odczytanie prawidłowe moich emocji, rozterek, intencji. Bardzo sobie to cenię.

Chciałabym jeszcze, i zawsze za tym teskniłam, aby taką osobą był dla mnie mąż. Niestety, jesteśmy ulepieni z innej gliny. Brakuje nam wspólnego mianownika do rozmów, odczuwania...
Chyba musze sie z tym pogodzic, bo tego nie da sie zmienić, choć próbowałam.

Hmmm
Kiedyś myślałam, że przeciwieństwa się przyciągają, a teraz myślę, że sama dorabiałam sobie ideologię do tego, co mam.
Mój mąż ma rację - nie pasujemy do siebie, mimo pewnych podobieństw, w momencie gdy coś się psuje czy gasną uczucia nie umiemy ze sobą spędzać czasu, nudzimy się sobą - to chyba niezależne od nas
Teraz myślę, ze z kimś z kim nam dobrze na gruncie przyjacielskim prędzej stworzymy coś dobrego. Poznałam kiedyś kogoś takiego, ale ta bajka chyba nie będzie miała zakończenia, ale nie o tym miało być. Z taką osobą po prostu wyczuwam te same prądy, zachowania, rozumienie się bez słów itp.

Też wolę kilka sprawdzonych osób, niż tłumy byle jakich znajomych, ale problem, że nie mam tak naprawdę, ani jednej, która mogłaby nosić to miano. I tego mi brak, bo kiedyś tak nie było.

23

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Wątłusz_Pierwszy napisał/a:

Mam to samo. Nie mam całego pułku kumpli. Nie potrzebuję tego co więcej z większością ludzi nie znajduję wspólnych tematów. Mogą być moimi kolegami i koleżankami z pracy ale nic więcej. Na dobrą sprawę naprawdę dobrych kumpli mam sztuk cztery a koleżanek dwie.

Szczerze to nigdy nie stanowiło to dla mnie problemu.

Hordy znajomych? Po co Ci to? Nie lepiej kilka sprawdzonych osób? Z życia wiem, że Ci którzy mają przyjaciół na pęczki w trudnej chwili jakoś dziwnie nie mają się do kogo zwrócić

Napisałam już Lorelaine wątek wyżej, że to nie o te hordy chodzi
To tylko w tych tłumach usiłuję szukać tych wyjątkowych i z marnym skutkiem

24

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Mam to samo- jedynaczka żyjąca trochę w swoim świecie,nie bardzo potrzebująca ludzi wokół siebie.Jedna przyjaciółka od lat.Niechętnie nawiązuję znajomości i w panikę wpadam jak ktoś usilnie próbuje się do mnie zbliżyć,zwierzyć się i posłuchać moich zwierzeń...
Ale w przeciwieństwie do Was ja nie czuję się inna,dziwna.Czuję się jak najbardziej normalną:)

25

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

LonelyM, własnie miałam pisac, że nie chodzi Ci o tłumy JAKIŚ ludzi, tylko o TE WŁAŚCIWE osoby, chocby było ich mniej, ale już sama to napisałaś. Też brakuje mi męża, z którym czułabym te same prądy. Cały czas właśnie z tym się borykam. U mnie tak jak u Ciebie, odpowiedź na wiele bolączek jest właśnie taka- nie pasujemy do siebie. A jaka jest waga tego faktu, i czy w innym związku byłoby inaczej....? Nie wiem. Może w kazdym przychodzi kres wzajemnego poznania, zainteresowania, może wszędzie robi się nudno, szaro i obok siebie?
Z drugiej strony więź małzeńska, połączona przyjaźnią, duchowością, zakotwiczona głęboko także w umyśle, w emocjonalaności, i doprawiona fizycznością, powinna byc trudniejsza do rozerwania, jednoczyć bardziej, i dawać więcej satysfakcji. Choć, jak czytam historie różne na tym forum, to niektóre małzeństwa kończą się nagle i bolesnie, pomimo przekonania jednej ze stron że tworzyło sie związek fajny, otoczony bliskością....Więc może nie ma reguły.

26

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Lorelaine napisał/a:

Może w kazdym przychodzi kres wzajemnego poznania, zainteresowania, może wszędzie robi się nudno, szaro i obok siebie?
Z drugiej strony więź małzeńska, połączona przyjaźnią, duchowością, zakotwiczona głęboko także w umyśle, w emocjonalaności, i doprawiona fizycznością, powinna byc trudniejsza do rozerwania, jednoczyć bardziej, i dawać więcej satysfakcji. Choć, jak czytam historie różne na tym forum, to niektóre małzeństwa kończą się nagle i bolesnie, pomimo przekonania jednej ze stron że tworzyło sie związek fajny, otoczony bliskością....Więc może nie ma reguły.

Reguły nie ma, bo być nie może.
Nie sądzę aby istniał kres wzajemnego poznania, skoro samych siebie do końca nie znamy wink
Trudno jest mi sobie natomiast wyobrazić związek/małżeństwo bez przyjaźni, "nadawaniu na podobnych" (niekoniecznie identycznych) falach.

27

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Lorelaine napisał/a:

LonelyM, własnie miałam pisac, że nie chodzi Ci o tłumy JAKIŚ ludzi, tylko o TE WŁAŚCIWE osoby, chocby było ich mniej, ale już sama to napisałaś. Też brakuje mi męża, z którym czułabym te same prądy. Cały czas właśnie z tym się borykam. U mnie tak jak u Ciebie, odpowiedź na wiele bolączek jest właśnie taka- nie pasujemy do siebie. A jaka jest waga tego faktu, i czy w innym związku byłoby inaczej....? Nie wiem. Może w kazdym przychodzi kres wzajemnego poznania, zainteresowania, może wszędzie robi się nudno, szaro i obok siebie?
Z drugiej strony więź małzeńska, połączona przyjaźnią, duchowością, zakotwiczona głęboko także w umyśle, w emocjonalaności, i doprawiona fizycznością, powinna byc trudniejsza do rozerwania, jednoczyć bardziej, i dawać więcej satysfakcji. Choć, jak czytam historie różne na tym forum, to niektóre małzeństwa kończą się nagle i bolesnie, pomimo przekonania jednej ze stron że tworzyło sie związek fajny, otoczony bliskością....Więc może nie ma reguły.

Zapewne nie ma reguły, ale łatwiej i przyjemniej żyje się z kimś ulepionym z tej samej gliny.
Ja oczekuję od życia czegoś więcej, niż pełna lodówka. Mój mąż woli kisić się w domu, ja jestem głodna świata. Więcej nas dzieli, niż łączy i pomijając wszystko inne prędzej czy później wychodzi nasze    niedopasowanie.

28

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
luc napisał/a:
Lorelaine napisał/a:

Może w kazdym przychodzi kres wzajemnego poznania, zainteresowania, może wszędzie robi się nudno, szaro i obok siebie?
Z drugiej strony więź małzeńska, połączona przyjaźnią, duchowością, zakotwiczona głęboko także w umyśle, w emocjonalaności, i doprawiona fizycznością, powinna byc trudniejsza do rozerwania, jednoczyć bardziej, i dawać więcej satysfakcji. Choć, jak czytam historie różne na tym forum, to niektóre małzeństwa kończą się nagle i bolesnie, pomimo przekonania jednej ze stron że tworzyło sie związek fajny, otoczony bliskością....Więc może nie ma reguły.

Reguły nie ma, bo być nie może.
Nie sądzę aby istniał kres wzajemnego poznania, skoro samych siebie do końca nie znamy wink
Trudno jest mi sobie natomiast wyobrazić związek/małżeństwo bez przyjaźni, "nadawaniu na podobnych" (niekoniecznie identycznych) falach.

i właśnie przez to ludzie oddalają się od siebie

29

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

No dobrze....Powiedzmy, że mam świadomośc naszego niedopasowania. Różnice są ogromne. Nie sprzyja to budowaniu więzi. Co teraz? Co zrobic z tą wiedza? Tak po prostu powiedziec sobie- " ok, nie udało się, niech każdy idzie w swoją stronę?".
Po 13 latach bycia tworzenia rodziny, po 20 znajomości, mając lat 33, budowac wszystko od nowa? Poznac kogos nowego, zaakceptować, pokochac, przezyc z nim swoje, zapomniec o przeszości, i cieszyć się nowym-innym życiem?
To wydaje się trudne. Ja na mysl o czyms takim czuję się zmęczona. Mozolny proces budowania od zera.....

Wiele osób jednak deklaruje, że nie wyobraza sobie małzęństwa bez nadawania na podobnych falach, bez przyjazni.
Co gorsze?
Malżeństwo i rodzina bez przyjazni, czy przyjazn z partnerem, ale brak rodziny i budowanie od zera???
Bo czuję jakbym miała tylko te dwie opcje,
i jakos tak, kazda na razie brzmi kiepsko.....

Moze przy przyjacielu-parnerze- chciałoby mi się chcieć wszystkiego, zyc?
A moze to iluzja?

Moze szczescia nie ma co szukac w jakiejs relacji, a tylko i wyłącznie w sobie?

No chyba, ze faktycznie zycie w dobrym związku, daje taki komfort, ze mozna góry przenosic?
Moze ktos tego zaznał i wie lepiej?
Wtedy moze byłoby warto porwac się na zmianę zycia totalną,
bo zyski byłyby większe od strat........

30

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Lorelaine napisał/a:

No dobrze....Powiedzmy, że mam świadomośc naszego niedopasowania. Różnice są ogromne. Nie sprzyja to budowaniu więzi. Co teraz? Co zrobic z tą wiedza? Tak po prostu powiedziec sobie- " ok, nie udało się, niech każdy idzie w swoją stronę?".
Po 13 latach bycia tworzenia rodziny, po 20 znajomości, mając lat 33, budowac wszystko od nowa? Poznac kogos nowego, zaakceptować, pokochac, przezyc z nim swoje, zapomniec o przeszości, i cieszyć się nowym-innym życiem?
To wydaje się trudne. Ja na mysl o czyms takim czuję się zmęczona. Mozolny proces budowania od zera.....

Wiele osób jednak deklaruje, że nie wyobraza sobie małzęństwa bez nadawania na podobnych falach, bez przyjazni.
Co gorsze?
Malżeństwo i rodzina bez przyjazni, czy przyjazn z partnerem, ale brak rodziny i budowanie od zera???
Bo czuję jakbym miała tylko te dwie opcje,
i jakos tak, kazda na razie brzmi kiepsko.....

Moze przy przyjacielu-parnerze- chciałoby mi się chcieć wszystkiego, zyc?
A moze to iluzja?

Moze szczescia nie ma co szukac w jakiejs relacji, a tylko i wyłącznie w sobie?

No chyba, ze faktycznie zycie w dobrym związku, daje taki komfort, ze mozna góry przenosic?
Moze ktos tego zaznał i wie lepiej?
Wtedy moze byłoby warto porwac się na zmianę zycia totalną,
bo zyski byłyby większe od strat........

Co ja Ci mam napisać?
Sama jestem w podobnym wieku i moje życie to setki rozwalonych kawałków całości.
Jak nie postąpię to z każdej strony będą wyrzuty sumienia, więc rozumiem twoje rozterki
Życie to sztuka wyboru - nie każdy potrafi to unieść i odpowiednio ustawić żagle swojego kursu.
Jedyna racja -  szczęścia i spełnienia zaczynamy szukać w sobie

31

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.
Lorelaine napisał/a:

Powiedzmy, że mam świadomośc naszego niedopasowania. Różnice są ogromne.

Jak duże są to różnice? W zasadniczych kwestiach?
Niektóre różnice można zniwelować.

32

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Każdy jest inny, ma inny charakter, inne kwsetie go interesują, ale myślę, iż każdy z nas w końcu znajdzie swoją pokrewną duszę, która choć w jednym aspekcie będzie do nas podobna. Jedni są przebojowi i mają grono ludzi wokół siebie, ale mimo wszystko nie potrafią tworzyć zażyłych relacji, znam taką osobę. Drudzy z kolei to te szare myszki, które wolą jedną prawdziwą bratnią duszę niż hordy znajomych, często tyko do tańca i wypitki. Jestem osobą, która taką szarą myszką jest, ale widzę mój problem głebiej, bardzo lubię wyjścia ze znajomymi, ale tylko gdy czuję się dobrze w swoim ciele, gdy nie przytłaczają mnie żadne problemy, jednak gdy pojawia się problem pochłania mnie na tyle, iż wolę sie zamknąć w pokoju i przeżyć daną kwestię sama, zamknąć się przed światem i nie wychodzić dopóki go nie rozwiążę, co jest kłopotliwe, bo tracę przez to kontakt z innymi i relacje, które budowałam przez x czasu.

Co do kwestii LoreLaine osobiście jestem zdania - nic na siłę, budowaliście związek x lat, to znaczy, że na jakieś konkretnej bazie, podstawie został on stworzony, inaczej nie przetrwałby tak długiego czasu. Może to poczucie inności to tylko jakiś rodzaj wypalenia, wydaje wam sie, iż nie macie już wspólnych tematów, a i "glina" zmieniła swoją konsystencję. Zacznijcie każde z was realizować jakieś swoje dawne, sekretne marzenia, dajcie sobie więcej przestrzeni, może jakieś wakacje tylko ze znajomymi bądź też w samotności, znajdźcie coś co was zafascynuje, zróbcie coś dla siebie nie myśląc o drugiej połówce, wyciszcie się i oddalcie, a dopiero później znów szukajcie tej wspólnej pasji i ognia, który was spajał. To długi i żmudny proces i należy go powtarzać, ale wtedy przekonacie się czy nadal tęsknicie, czy nadal coś jest na dnie waszych serc. A jeśli nie, osobiście na siłę nie podejmowałabym żadnych decyzji, myślę, iż każdy problem w końcu sam się rozwiąże, może w międzyczasie pojawi się ktoś inny, który sprawi, iż zdecydujemy sie na zmiany lub też zyskamy pewność, iż jednak warto zaryzykować, wyjechać, znaleźć pracę w innym miejscu, zmienić diametralnie swój świat w przyjazne nam miejsce.

33

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Ja mam bardzo podobnie - mam inne zainteresowania niż większość ludzi, nie z każdym znajduję wspólny temat, mam trochę wykolejone poczucie humoru. Bywam dość nieufna. Kiedyś trochę miałam z tym problem teraz się bardzo cieszę, że taka jestem, bo to sprawia, że ludzie mnie zapamiętują, nierzadko podziwiają mój twardy charakter, psychiczną siłę. Uznałam, że jak komuś coś nie pasuje, to niech spada. Mam sporo znajomych, kilku przyjaciół i ten stan rzeczy uważam za zadowalający. Liczę przede wszystkim na siebie, co czyni ze mnie osobę pewną siebie i silną, a to się w życiu bardzo przydaje.

34 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2014-10-28 23:53:40)

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Liczy się właśnie jakość, nie ilość smile To jest ważniejsze. Wiesz, ja może nie do końca tak mam, ale chociażby lepiej czuję się z jedną przyjaciółką czy dwoma osobami niż z grupą ludzi. Niektórzy zaś mają odwrotnie. Nie ma w tym nic złego. Wyszło tak, że nie mam wielu znajomych, ale mam właśnie np moją przyjaciółkę i to jest wielki skarb. No i oprócz tego parę koleżanek, obecnie tez paru kolegów, znajomych, z którymi też czasem mam kontakt. Nie mam wielkiego grona, ale jest i tak bardzo ok. To jest właśnie kilka koleżanek, trochę więcej znajomych, ale niedużo ogólnie, mniejsza grupa niż wielu ludzi chyba ma. No, ale mówię, jakość jest dobra tutaj fakt i to mnie cieszy.

Często też w szkole byłam odrzucana, nie wiem czemu, często też ja chciałam znajomości, ktoś nie. Czasem ktoś bardzo chciał niby znajomości, ale potem dziwnie stał się chłodny i nic nie dało się już dogadać. No trudno się mówi, nic na siłę. Chociaż ja wolę, by te osoby wtedy powiedziały wprost, zwłaszcza, że to były czasem sytuacje, że te osoby same mówiły mi, że super spotkanie, że chcą się widywać dalej, że fajna ze mnie koleżanka, a potem cisza czy olewanie. To już jest niefajnie, lepiej bardziej wprost wtedy napisać, że jednak nie.

No bo inaczej wychodzi na to, że sami chcieli, a potem olewka i ja nie wiedziałam co jest. Wtedy myślisz sobie "tak mówiła, że chce się ze mną widywać, a teraz cisza". To po prostu wtedy takie dziwne. A jeśli Ty wiadomo, odrzucisz czasem kogoś, ale nie raniąc kogoś, to jest ok. Tamtym osobom co ja znałam chyba brakowało odwagi cywilnej, by wprost powiedzieć, a to już niefajne. Ja nie wiedziałam potem o co im chodzi, że tak nagle zmienili zdanie. Wiadomo, że nie każdy nam będzie pasował, ale lepsze są jasne sytuacje. Jak u Ciebie tak jest, nie lawirujesz, nie ranisz, to nie widzę problemu. A po sobie jak piszę sama widzę, że jakość relacji jest ważniejsza i dzięki temu mam więcej czasu dla bliskich mi osób, nie jest to duże grono i zawsze czas się znajdzie, łatwiej te relacje chyba pielęgnować smile

35

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Zgadzam się 100%, zawsze lepsza jakość niż ilość. Zazdroszczę wam tych kilku prawdziwych znajomych, na których zawsze możecie liczyć. Problem pojawia się, podobnie jak w moim przypadku, gdy zmieniamy miejsce zamieszkania, często podróżujemy, mieszkamy w kilku miejscach, na walizkach. Stare znajomości wygasają, po ludzku nie da się ich kontynuować poprzez klawiaturę, z kolei w nowym miejscu, zwłaszcza za granicą, gdzie zawsze jesteś nieco inna, trudnej znaleźć bratnią duszę. Dla mnie nieważna jest narodowść,a właśnie to coś, bratnia dusza, nie szukam na siłę znajomości np. z rodakami, bo to 'na siłę' wręcz mnie odpycha. Mam wielu znajomych, bardziej wirtualnych, ale tylko znajomych, przyjaciół w obecnym czasie nie mam żadnych. No cóż takie jest życie. Nie jestem też osobą, która co tydzień biega na i mprezy czy chodzi na spotkania towarzyskie, wolę spontaniczność...Pozdrawiam was wszystkie i życzę stałych, prawdziwych przyjaciół, na których zawsze możecie liczyć !!!

36 Ostatnio edytowany przez robert247 (2014-11-07 00:43:23)

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Lorelaine..no i czy to nie jest zbieg okolicznosci...idealnie opisałas moje uczucia w moim temacie a ja trafiłęm przypadkiem tu na ten wątek...i chyba juz wiem gdzie jestem...
Bez sciemy napiszę - mam identycznie jak wy.Dosłownie...
A wiec to nie brak przystosowania do społecznych norm:) uff ...ale chyba niewiele jest takich ludzi.
Z moją kobietą chyba nadawalismy od poczatku na innych falach tylko wyszło to ładnie po latach...no i klops.
ludzie generalnie nie lubią takich jak opisujecie siebie...nie wiem czemu tak jest ale konflikty są czesto.
pozdrawiam

37

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Podoba mi sie to,  co napisales smile  Wiem jak to jest wink  pzd




Amethis napisał/a:

ja też się podepnę

ja mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktów, często po prostu je ucinam, eliminuje
generalnie w najblizszym otoczeniu, do szczęścia nie potrzeba mi udawanej rozmowy z kims z rodziny,
nie nadaje na tych samych falach, gnam przez życie, i generalnie ciężkko mi się wyciszyć, posluchać, czyichs relacji z jego życia, jego problemów

gdzie dla mnie to sa normalne aspekty codziennosci, które przeskakuje jak kałuże, a ludziska np się z tym męczą po kilka dni

aktualne zawężenie znajomości, ogólnie zawiera się w środowisku w jakiś sposób powiązanym z pracą, dodatkowa pracą oraz zainteresowaniami,

i tez często potrzebuję godziny dla siebie, takei wyciszenie, rachunek tego co było, lub tez godziny spędzonej, na totalnym o niczym nie myśleniu, jakbym się po prostu potrzebował, wyłączyć, wyłączyć maszynę, niech ostygnie

mam problem ogólnie z tym że w jakimś sensie nie jestem akceptowany, mówię o rodzinie, bo albo muszę się zniżać, do ich poziomu, albo będąc sobą
wychodzę na cwaniaka, i nie wiadomo kogo

nie wiem moze kwestia wykształcenia, może kwestia środowisk w jakich się poruszamy

w sumie na tym też mi zbytnio nie zależy

często po prostu szkoda mi czasu

taki ze mnie tenniedobry po prostu wink

38

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Podoba mi sie to,  co napisales smile  Wiem jak to jest wink  pzd




Amethis napisał/a:

ja też się podepnę

ja mimo łatwości w nawiązywaniu kontaktów, często po prostu je ucinam, eliminuje
generalnie w najblizszym otoczeniu, do szczęścia nie potrzeba mi udawanej rozmowy z kims z rodziny,
nie nadaje na tych samych falach, gnam przez życie, i generalnie ciężkko mi się wyciszyć, posluchać, czyichs relacji z jego życia, jego problemów

gdzie dla mnie to sa normalne aspekty codziennosci, które przeskakuje jak kałuże, a ludziska np się z tym męczą po kilka dni

aktualne zawężenie znajomości, ogólnie zawiera się w środowisku w jakiś sposób powiązanym z pracą, dodatkowa pracą oraz zainteresowaniami,

i tez często potrzebuję godziny dla siebie, takei wyciszenie, rachunek tego co było, lub tez godziny spędzonej, na totalnym o niczym nie myśleniu, jakbym się po prostu potrzebował, wyłączyć, wyłączyć maszynę, niech ostygnie

mam problem ogólnie z tym że w jakimś sensie nie jestem akceptowany, mówię o rodzinie, bo albo muszę się zniżać, do ich poziomu, albo będąc sobą
wychodzę na cwaniaka, i nie wiadomo kogo

nie wiem moze kwestia wykształcenia, może kwestia środowisk w jakich się poruszamy

w sumie na tym też mi zbytnio nie zależy

często po prostu szkoda mi czasu

taki ze mnie tenniedobry po prostu wink

39 Ostatnio edytowany przez zatoka_lodowców (2018-05-19 15:53:51)

Odp: Chyba jestem inna niż wszyscy.

Hej, też mam bardzo podobnie do Ciebie.
U mnie mimo 28 lat wynika to z wychowania.
Ja od zawsze wychowywana byłam trochę w domu. Nie wychodziłam na podwórko, musialam mowic gdzie idę z kolezankami, nic nie bylo spontanicznego. Jestem bardzo zwiazana do tej pory z siostra 2 lata młodszą.
Mimo, ze sama mieszkałam, mimo, że pracowalam i mieszkalam , studiowalam też za granicą i tak nie tworzylam jakis relacji, ktore bym pozniej ciagnela.

Wiem, ze ludzie mają cos takiego ze ciągną relacje od szkoly podstawowej, przez liceum studia. Niektorzy wyjezdzaja na studia do innych miast- relacje sie ucinają i to jest niby ok.

Zawsze bylo tak, ze u mnie te relacje naturalnie zanikały. Zawsze kiedy jestem w jakiejs danej grupie jest tak, ze jestem mila, kolezenska, ludzie mnie lubią. Ale nie mam tego zaangazowania w 100%. Zawsze ten dystans co napisałas tez ty w 1 poscie. Musialam wychodzic ze spotkan ze znajomymi aby 'odpoczać'. Nie lubie kłębic się w miejscach z wieloma ludzmi. Niby lubie ale to jest dziwne.
Pragne miec wielu znajomych a kiedy juz gdzies jestem to mi nie zalezy. I chce czegos wiecej. wiem, ze ludzi sie nie wybiera, kazdego akceptuje takim jakim jest.

Nigdy nie rozumialam tego- od gimnazjum i podstawówki- ze omijały mnie imprezy, spotkania, kolezanki umawialy sie na spotkania beze mnie- jakby omijały mnie w zapraszaniu. Mimo, ze zawsze na przerwach czy na zajeciach bylam z nimi. Tak bylo przez ok 10 lat . Pozniej ci ludzie mieli do mnie pretensje ze ' ja nie chcialam' to mnie nie zaprosili.

Zaczelam sie na d tym zastanawiac w liceum i bardziej wykazywać inicjatywe- ale to tez nie pomagało, bo ludzie uwazali ze ja sie wtrącam w ich sprawy i jestem bardzo wscibska tworzac nowe relacje i grupy.

Obecnie mam 28 lat jestem po studiach, mam duzo znajomych, mniej kolegów. Relacji płytkich towarzysko kolezenskich mam pełno- jest mi bardzo łatwo je wytworzyc. Ale utrzymac mniej- zawsze wynika to z tego ze ktos byl bardziej zajety niz ja i ja naciskałam. Od kilku lat- chyba 5 lat. Nie naciskam , odchodzę wtedy kiedy ja daję a inna osoba nic nie daje. Odchodzę i zawsze po jakims czasie- te osoby wracają.
Tak jakbym miala napisane na twarzy- ze ja zajme sie wszystkim, jakbym ja musiala cos organizować... A tak ni ejest, tez chce mieć swoje sprawy itp.

Zawsze inni mogli miec swoje sprawy a ja zawsze bylam 'w gotowosci' . Od kiedy ja mam swoje sprawy i o tym mowie od ok 5 lat ludzie inaczej mnie postrzegaja. Jest to dziwne.

Ale nie mniej jednak ja sie nie narzucam, mam wiele znajomych, ludzie generalnie mnie lubią ale jesli widze niechec do jakiejs relacji lub to, ze ja tylko 'daję' to ja sie odsuwam i czekam az ta osoba do mnie przyjdzie.


Zauważyłam to juz w liceum wsrod kolezanek że one zawsze wiedzialy co sie dzieje wtowarzystwach, Zawsze byly zaabsorbowane innymi i sobą, zawsze ploty itp. CHlopaki mniej. Ja zawsze mialam bardzo dobry kontakt z chlopakami, bardziej mi to odpowiadalo- uwazalam ze po co mam obgadywac innych jesli moge robic swoje. I dlatego nigdy nie nalezalam do jakiegos sojuszu, zawsze indywidualna. Niby okej. Ale i tak w jakis kryzysowo towarzyskich sytuacjach nikt nie stal po mojej stronie.

Nie wiem jak to wyjasnic, zawsze trzymalam sie swojego czasem naginalam sie towarzysko a i tak zostalam sama, bo mam jakies poglady, wzorce - nie lubie byc taka jak kazdy, nie lubie mowic tak samo o roznych rzeczach jak 10 moich kolezanek. Wole byc sobą ale ludzie i tak tworza grupy w ktorych sie zmieniaja na takie same osoby...

Posty [ 39 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Chyba jestem inna niż wszyscy.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024