Tak. Historia jak wszystkie rozstanie... ale tym razem nawet nie umiem obrac w slowa, swoje cierpienie, a opisanie historii jaka przezylam i przezywam jest wyczerpujace.
Mija juz okolo 10 miesiecy .. 27.12, ten dzien chyba bedzie moja trauma do konca zycia....
Ale od poczatku...
Z moim eksem bylam przez okolo 1.5 roku, nasz zwiazek jawil mi sie idealny. Chlopak skromny, pracowity, inteligentny i przystojny. Byl mi zawsze przyjacielem i pomagal. Po pewnym etapie naszego zycia, wlaciwie po okolo pol roku zdecydowalismy zamieszkac razem, wyjechalismy za granice. PRacowalismy w dobrych firmach. Jednak wiedzielismy, ze musimy wrocic. Bylo wspaniale, Zero klotni, pelna harmonia i tak moje wielkie nie zaufanie... czemu???? Jeszcze przed wyjazdem zostawil nie wylogowanego laptopa na fb.. przejrzalam wiadomosci, a tam rozmowy z kolezankami - rece mi opadly. Nie zadne podteksty, ale widac, jak bardzo chcial utrzymywac z nimi kontakty, pokazywal co ipiekl, doradzal w zwiazkach i co dziwne umawial sie na spotkania, bez mojej wiedzy. No coz, pomyslalam - kolezanki, mozna je miec. Niesety za granica, moje obawy narastaly, mialam go blizej i zagladalam od czasu do czasu do skrzynki... Czulam, ze on nie umie bez takich kontaktow zyc, poczulam, ze mu nie starczam. Z drugiej strony on nie okazywal, mi ze jest cos nie tak. Wystawilam nasz zwiazek na probe, powiedzialam, ze chce sprawdzic, czy serio sie kochamy i na chwile odsunelismy seks... bylo cholernie ciezko. On sam Tego sie trzymal, mimo ze czasem hehe... bylo BARDZO ciezko. Powiedzielismy sobie do slubu... no i w koncu czas przyszedl na powrot do Polski. Juz nie mieszkalsimy razem, bo wrocilismy na studia. Do domow rodzinnych. Zaczal sie sajgon uczelniany, malo czasu spedzalismy ze soba, a ja tesknilam, Ciagle gadalismy w wolnym czasie na komunikatorze, a on zapewnial, ze wszystko jest ok. Do czasu... ja zaczelam potrzebowac jego pomocy, bo chcialam pewien projekt szybciej skonczyc, nasze rozmowy przeszly w czysto techniczne, kolezankie pogadanki... nie moglam tego wszystkiego ogarnac. W koncu przyszedl grudzien, byly stawal sie odlegly, w ciagu 3 tygodni... tuz przed rozstaniem poczulam dziwna nienawisc i chlod z jego strony. Mial mnie dosc, widac, ze byl zmeczony i cos ukrywa, Nie chcial sie calowac. Przeciez tydzien wczesniej mowil, ze kocha i znow sie mocno kochalismy!! Po swietach spedzonych z jego rodzicami, powiedzial, ze poznal kogos i chce zaryzykowac, ze go zaczelam osaczac i stalam sie dla niego TYLKO kolezanka. Ze TA dziwczyna miala z nim innego rodzaju rozmowy. Ze jest innaa.. scielo mnie, zabilo - 8 kg zero snu, zero jedzenia. Trauma. Powiedzialam mu ze go kocham i bede kochac - zawsze bedzie to milosc bezwarunkowa. Rozstalam sie w przyjazni, pozwolilam mu odejsc. Po miesiacu od rozstania, jego rodzice zorganizowali, dla nas spotkanie... abysmy jeszcze raz upewnili, ze to koniec. Dostalam od nich duze wsparcie. Niestety z Jego strony wialo jeszcze gorszym chlodem... 14 lutego powiedzialam, ze odchodze na zawsze... i tu kontakt moj sie urwal. On pisal do mnie w maju, cos w formie zartu, ja mu krotko odpisalam tez kolezensko, ale tym razem przez lzy. Wiecie co kocham GO! Tak nienawidze TEJ dziewczyny, ktora czaila sie na niego, bo on SLUCHAJCIE ze skromnego, ale pracowitego chlopaka, zamienil sie w znanego w naszym srodowisku artystycznym w pewnego rodzaju bozyszcze. Jest inny, wyrachowany i pewny siebie. Jednak nie okazuje wszem i wobce swojego uczucia, raczej je ukrywa, bo nasz zwiazek byl bardzo oficjalny. KAzdy mowil, ze jestesmy jak malzenstwo...
Wiecie jak sie czuje dzis, JAK SMIEC. Zaluje, ze skupilam sie na studiach, pracy i osoaganiu wlasnego sukcesu. TERAZ JEST SAMOTNOSC, CISZA.... Pozwolilam mu odejsc do innej. Kocham go! Mimo Tego! Czasem prosze Boga o smierc, bo ja juz nie mam sily i nadziei. Stracilam milosc swojego zycia. Byc moze nie bede miec, tak cudownej szansy poznac kogos takiego jak on. Czuje sie winna i bezsilna. Nie moge patrzec, na ich szczescie. Bo wiem, ze ja bylam wtedy szczesliwa....