Witam was, zmagajacych się z lękiem, nerwicą i depresją..
Moja "przygoda" z nerwicą trwa już trochę. Leczyłam się na nerwicę lękową( fobia społeczna) kilka lat temu. Terapia dzienna 3 miesięczna, wiele mi dała, naprawdę czułam się po niej bardzo dobrze. Później jednak po dłuższym czasie wróciło to do mnie. Po dwóch latach wydarzyły się różne trudne dla mnie rzeczy, które sprawiły, że to wszystko znów wróciło, do tego dołączyły ataki paniki, jak i lęk przed jeżdżeniem komunikacją miejską, lęk przed atakiem w autobusie. Dorobiłam się tego jakieś 9 miesięcy temu. Jechałam pociągiem na uczelnie- czułam, że załabne w pociągu, jechałam sama, ale ta świadomość, że nikogo nie znasz i nikt ci nie pomoże była przygniatająca., czułam się w tym pociągu jakbym miała umrzeć, miałam slabe tętno, czułam olbrzymie przymulenie-zmęczenie, i miałam mroczki przed oczyma, świadomość, że już nigdy nie spotkam się z moim partnerem, że zaraz tu umre była dla mnie traumą, znalazłam się w szpitalu, do którego trafiłam taksówką prosto z dworca, niestety nic nie zdiagnozowali organicznie. Potem w drugim szpitalu, bo potem w mieszkaniu zasłabłam stwierdzili odwodnienie, to mogła być przyczyna tego samopoczucia.
Wszystko logiczne, jednak od tego czasu boję się podróżować na dalsze odległości. Musiałam zrezygnować z pracy, bo to wszystko co się ze mną dzieje utrudniało mi bardzo funkcjonowanie. Teraz mam tak, że każdy kontakt z człowiekiem, każda sprawa do załatwienia-urzędowa czy inna wywołuje we mnie wysokie tętno, 95 na minutę, w stanie spoczynku. to było naprawdę straszne, Przeżyłam z 12 ataków paniki, takie, ze myślałam, że dostanę zawału. Nogi mi miękły, robiło mi się gorąco i to walace serce. Nie życzę nikomu! Musiałam zacząć brać leki kardiolog mi kazał mimo, że mam zdrowe serce, ale u mnie to jest nerwica. Myślałam, że to jakoś ogarnę sama, że mi to przejdzie.
Dziś miałam mieć rozmowę w sprawie pracy, ale nie dałam rady pojechać- lęk przed oceną, lęk przed porażką, za dużo tego było w moim życiu.. Nie wiem czemu się teraz wszystkim stresuję. Ciągle czuję takie napięcie, taki lęk jak jestem w mieszkaniu, szczególnie jak jestem sama. Obecnie jestem w obcym mieście z partnerem, nie znamy tu prawie nikogo. Dziś doszliśmy do wniosku, że muszę dać sobie pomóc. Bo to nie o to chodzi tylko, że nie pracuję, chodzi o to, że cierpie.. bo to jest naprawdę cierpienie..trudne do zrozumienia dla osoby zdrowej.
do rzeczy- zdecydowałam się na leczenie na oddziale psychiatrycznym. Przyjecia co na początku każdego miesiąca. Muszę się ubezpieczyć i nie zamierza dłużej "sama sobie radzić" trochę się boje leczenia na oddziale ze względu na to, że są tam różne przypadłości nie tylko czysta nerwica, że się tak wyrażę, ale i schizofrenia. Trochę mam obaw przed tym, że całkiem tam zeświruje...
leczył się ktoś z was w szpitalu psychiatrycznym?
czasem się boję, że z tego nigdy nie wyjde..
p.s fajnie, że są takie miejsca jak te