Mam 26 lat od 6 lat w małżeństwie z 10 lat starszym facetem.
Mamy 5,5 letnie bliźniaki, które ciągle chorują, którymi zajmuję się wyłącznie ja, zawsze tylko ja.
Wychowywałam dzieci, oganiałam dom i skończyłam w tym czasie z wyróżnieniem studia.
Mąż nigdy nie wykazywał większego zainteresowania sprawami codziennymi a dzieciaki były fajne na pół godziny
lub by się nimi pochwalić przed znajomymi, jacy są fajni, co umieją, co wiedzą... Więzi między dziećmi a ojcem nie ma: mamusiu nie chce zasypiać
z tatą bo jestem do niego nieprzyzwyczajony.
Czułam się samotna w obcym mieście. Maż 3 razy w tygodniu wychodził po pracy na trening i wracał jak dzieci już spały
a ja byłam już wykończona po całym dniu. Zero pomocy. Nie mamy w pobliżu żadnej babci albo cioci, która by mogła mnie odciążyć lub zostać z dzieciakami
byśmy mogli wyjść z mężem. Nie mogliśmy razem wychodzić bo nie było z kim dzieci zostawić więc mąż był zdania, że skoro nie możemy razem, on wychodzi sam.
I tak mnóstwo wieczorów spędzałam sama. Czasem tez nocy, bo mąż po prostu sobie nie wracał i nie miał ochoty się tłumaczyć gdzie był.
Jak nie wracał to wydzwaniałam bo nie wiedziałam czy żyje czy nie, 2 małych dzieci w domu.
Od początku maja przestał wracać w ogóle na noc, dzieciaki zaczęły pytać, więc postawiłam warunek albo nocujesz w domu albo się wyprowadź,
wyprowadził się i po kilku dniach oświadczył, że to koniec małżeństwa, że nigdy już nie będziemy razem. Doszło 2 razy do zdrady emocjonalnej z jego strony. Na samym początku do zdrady fizycznej.
Ja go kocham, chce ratować to małżeństwo. Jego zarzuty wobec mnie: kontrolowałam (dzwoniłam jak wychodził, jak o 2 w nocy go nie było, jak w ogóle wracał po 12-24h), czuł się osaczony (chciałam by był w domu, od 6 lat spędzałam wieczory sama, zmuszałam do spędzania czasu z dziećmi), nie przytulałam się, nie okazywałam uczuć (ciągle go nie było, z resztą nie potrafiłam się jak nie wrócił na noc rzucić mu się na szyję albo jak był w domu 30 min, miedzy pracą a treningiem, bo szlag mnie trafiał, że znowu wychodzi) i że od jakiegoś czasu rozmawiałam z kilkoma znajomymi osobami o nim, o tym, że czuję się samotna, że dzwoniłam i go szukałam jak 3 dni go w domu nie było, kolejny zarzut, nie wychodziliśmy razem, czytaj: "ja nie organizowałam nam wyjść".
Może nie powinnam, może powinnam płakać w poduszkę i trzymać gębę na kłódkę? Może to moja wina, że on nie chce tego małżeństwa?
Chce je ratować, nie wiem jak
z postu wynika, że małżeństwa i tak nie było, że on żył sobie, a ty z dziećmi sobie. Rozkład nastąpił już dawno. Miałaś prawo wymagać, on nie zachowywał się w porządku. Naprawdę chcesz walczyć o to co było? Dla mnie to miałoby sens tylko jeśli on zmieniłby swój stosunek do was, jeśli chciałby być rodiną a nie tylko mieszkać pod tym samym dachem
Dla mnie to co opisujesz nigdy małżeństwem nie było, jedyne to to, że macie wspólne dzieci. On chyba wie, że Ty i tak będziesz walczyć i przy nim trwać, więc sobie pozwala...
Kocham go
Po pierwsze i najważniejsze Twój jm to Piotruś Pan.
Po drugie nie daj sobie wbić do głowy, że ten syf to tylko Twoja wina.
Po trzecie wybrałas nieodpowiedniego człowieka do zakładania rodziny.
Kocham go
No to sobie go kochaj do upojenia, on Cię będzie gnoić i tak w kółko. Nie wiem, o co Ci chodzi...
To co mam zrobić? Złożyć pozew o rozwód i olać? Cz starać się go zmienić?
Ja to widze tak, ze on po prostu nie odnalazł sie w roli ojca i meza,pewnie nie dojrzał mimo swego wieku.Czy dzieci byly planowane i slub czy to po prostu sie stalo?od poczatku bylo nie tak i to nie bylo zadne partnerstwo ani malzenstwo tak jak pisza assasin.Powody meza do odejscie są podyktowane tylko i wylacznie jego zachowaniem wobec was.Nic nie robil by poprawic wasze relacje,uciekal od domu a teraz to obraca przeciw tobie.Jak to ratować i co?czy bylo kiedykolwiek dobrze miedzy wami nie liczac czasu przed pojawieniem sie dzieci?nie wierze, ze on nagle przejdzie metamorfozę,zreszta on nawet tego nie chce...sama nie pociagniesz tego wozka.
Łatwo jest dawać "przepisy" - olej, wywal, weź rozwód. To nie jest takie proste jak się wydaje. Do takich decyzji trzeba dojrzeć, mimo, że mąż jest taki czy taki.
Rozumiem Cię autorko doskonale. I tak mam wrażenie, że dobrze się trzymasz. Twoja historia przypomina mi trochę własną. Musisz przemyśleć to wszystko. Przekalkulować dotychczasowe życie. Jeśli jednak mąż nie wykazuje żadnej chęci do naprawy Waszych relacji to sama nic nie zdziałasz. Szkoda czasu na niego i szarpania własnych nerwów.
Czy dzieci były planowane? On chciał mieć dziecko, mówił, że chce, że już ma 30 lat, że chce zostać ojcem.
Nie byłam do tego przekonana, miałam 20 lat ale zgodziłam się, z resztą doskonale odnalazłam się w roli matki.
Na początku było nawet ok, ale pewnie tylko dlatego, że jeździł wtedy często w delegacje, więc był w weekendy.
Być może byłam uciążliwa "no pobaw się z dziećmi" "zróbmy coś razem" "może zostaniesz w domu" "znowu wychodzisz",
byłam często zła bo chciałam mieć męża i ojca dla dzieci.
Chciałabym go zmienić, bo go kocham ale nie wiem jak mam do niego dotrzeć, jak uświadomić, że traci mnie, dzieci, miłość, rodzinę.
88smtna1 napisał/a:Kocham go
No to sobie go kochaj do upojenia, on Cię będzie gnoić i tak w kółko. Nie wiem, o co Ci chodzi...
ja też nie rozumiem takiego podejścia, milość milościa ale ludzie otwórzcie oczy do cholery!
Ty go kochasz on ciebie nie, tak chcesz żyć? bo dzieci bo go kochasz, bo nie umiesz żyć bez niego? a co Ty jesteś ze sama sobie rady nie dasz? jakaś upośledzona laska?
wiekszość takich przypadków i tak kończy sie rozwodem, a kobiety po czasie przyznają że to była najlepsza decyzja. Zycie bez niego może być lepsze, teraz i tak masz przeje...
2,5 miesiące temu twierdził, że mnie kocha, że nigdy nie zamieniłby mnie na inną kobietę
co to znaczy że chcesz Go zmienić?
Chce by nie myślał tylko o sobie, żeby zrozumiał, że krzywdzi dzieci, że rani mnie. Serce mi pęka, jak tłumacząc pięciolatkowi, że tata z nami nie będzie mieszkał,dziecko mówi bez emocji: "to nic, tata i tak nie lubił z nami być". Chciałbym by uświadomił sobie na jakie role się zdecydował, że kawalerskie życia już za nim. Żeby docenił to co ma.
dzieci się już pogodziły z tym, że Taty nie będzie w Waszym życiu ... tak to trochę brzmi prawda?
(swoją drogą dzieci to genialni mali ludzie: obserwatorzy... słuchacze... myśliciele)
Tak jak pisałam, nie ma więzi między ojcem a dziećmi.
Oczywiście się cieszą na jego widok ale też się nie smucą jak wychodzi.
Boli mnie najbardziej to, że jeszcze niedawno zapewniał mnie o swojej dozgonnej miłości.
Zastanawiam się co ja mogłam robić więcej, żeby on mnie nie zostawił.
Co jeszcze. Nie mogę spać, jeść, nie wierzę w to co się dzieje...
Co takiego stało się w Twoim życiu, że tak bardzo nienawidzisz samej siebie? Kto nauczył Cię, że miłość = poniżenie, upodlenie, wieczny strach i walka?
To nie Twoja wina, to, co on teraz mówi to brednie, tłumaczenie dla siebie, jego spokoju, czy inne bzdury. Nie słuchaj tego, to Ci tylko niszczy. To, że niedawno mówił że Cię kocha, a teraz nie, ma kogoś. Nie przekonasz go, choćbyś na rzęsach stanęła i nie wiem co zrobiła i powiedziała. On musi sam to zobaczyć i się przekonać. Banalnie, jak zwykle - puść go, niech idzie, na siłę go nie zatrzymasz, staraj się żyć dla siebie i dzieci i zobaczysz. jak będzie... Trzymaj się
Chce by nie myślał tylko o sobie, żeby zrozumiał, że krzywdzi dzieci, że rani mnie. Serce mi pęka, jak tłumacząc pięciolatkowi, że tata z nami nie będzie mieszkał,dziecko mówi bez emocji: "to nic, tata i tak nie lubił z nami być". Chciałbym by uświadomił sobie na jakie role się zdecydował, że kawalerskie życia już za nim. Żeby docenił to co ma.
Ale Twoje chcenie nie ma tu nic do rzeczy, możesz sobie równie dobrze chcieć, żeby Ci gwiazdkę z nieba przyniósł.
Baba Osiadła zadała Ci dobre pytanie: co się takiego stało, że sama siebie uważasz za zero? Bo jego zachowanie jest pochodną Twojego stosunku do samej siebie...
Nie wiem... Zawsze byłam w jego cieniu, mimo tego, że jestem dość atrakcyjną kobietą, zawsze byłam najlepszą studentką.
Wszyscy uważają mnie za wspaniałą matkę, znajomi mówią, że chcieli by by ich dzieci były takie jak moje.
Rodzice są ze mnie dumni, że mimo młodego wieku, dałam radę z bliźniakami, domem, studiami.
Mąż mówił wszystkim, że to docenia, ale widziałam, czułam, że tak nie jest.
Chciałam robić więcej i więcej by on mnie docenił ale ciągle czułam, że to za mało dla niego, czułam się aktorką drugoplanową
Nie wiem co mam teraz dalej robić. Złoże pozew o alimenty, (bo muszę to zrobić, by zabezpieczyć dzieci) to on złoży pozew o rozwód
Cóż. Samoocena spada do zera, gdy facet zostawia kobietę, dzieci, dom. Kobieta czuje się zamieniona na coś lepszego od niej. Nie wiem jaki to mechanizm, ale tak jest.
Nie wiem, czy coś zdziałasz w kwestii swojego męża. A od kiedy mieszkacie osobno? (może nie doczytałam w ten upał )
nie mieszkamy ze sobą od drugiej połowy maja
Jesteś młoda, masz małe dzieci...jeszcze poukładasz sobie życie z kimś kto będzie chciał z Tobą spędzać czas, komu będzie zależało byś była szczęśliwa, kto będzie chciał Twojego uśmiechu a nie łez....ktoś kto będzie DOJRZAŁYM MĘŻCZYZNĄ a nie wiecznym chłopcem....
Nie ratuj tego na siłę...szkoda życia, nerwów i zdrowia....wiem,bo przerabiałam...ktoś kto nie widzi swoich błędów jednocześnie raniąc i lekceważąc drugą osobę nie zasługuje na czas, który chcesz mu dać w nadzieji, że się zmieni...RATUJ SIEBIE, a energie spalaj na czas poświęcony dzieciaczkom.
Powinnaś poczuć złość na niego, bo skoro zdecydował się kiedyś na dziecko z Tobą, mając dwójke wyciera inne kąty...a ty nawet nie wiesz jakie...I w nosie ma twoje uczucia!
Tak Maya-masz rację, też przerabiałam, ale do dziś walczę czasem sama ze sobą....
Smtna - od tego czasu nie macie kontaktu ze sobą? Jak to wygląda?
Ty nie kochasz JEGO. Nie można kochać złego człowieka, który nas krzywdzi. Puszczalski fiutek, beznadziejny ojciec - co tu kochać? Ty kochasz albo to, co przy nim czujesz (jakaś chora potrzeba walki o uczucie, potrzeba huśtawki emocji, tak zwane matkoteresowanie "ja mu pomogę, przy mnie się zmieni"), albo Twoje wyobrażenie o nim, czyli kogoś, kim byś chciała by był, jednym słowem - człowieka, który nie istnieje.
Daj sobie szansę na poznanie kogoś, kto będzie Cię szanował i kochał. I, na Boga, nie uczestnicz w niszczeniu psychiki Twoich dzieci! Jeśli maluchy mówią, że tata nie lubi z nimi być, to jest sygnał, by wiać. Kwestia paru lat, aż dzieci zrozumieją również, że tatuś nie potrafi utrzymać fiutka w spodniach - i trauma na całe życie gotowa.
Facet tragedia, typowy Piotruś Pan, wiecznie będzie szukał winy w kobiecie i wiecznie będzie usprawiedliwiał siebie.
Ty z kolei najlepsza studentka, najlepsza matka, ale z nikłym poczuciem własnej wartości, potrzebująca "miłości", dlatego tak bardzo nie chcesz odejść od męża, który od dawna ma Cię w dupie, znika na noce i powiem Ci coś - z pewnością nie chodzi wtedy na ryby
Mąż do odstawki, ty do psychologa na terapię i będzie elegancko. Zrób to dla siebie i dla dzieci przede wszystkim.
Wpadał 3 razy w tygodniu na pół godziny do dzieci, teraz jestem na wakacjach, dzwoni raz na 3 dni na 2 minuty bo po prostu on nie wie o co pytać.
Ja się zupełnie nie odzywam. Raz mówi: wracajcie szybko, za chwile: nigdy nie będziemy razem
I taka huśtawka, daje mi cień nadziei a potem zatrzaskuje drzwi przed nosem.
Tak jakby chciał ciągle zostawić sobie malutką furtkę, gdyby ewentualnie....
Niestety ewidentnie zostawia sobie furtkę. Widzi się z dziećmi, słyszy je-odfajkowane zadanie. Podejrzewam, że sam nie ma pewności co ma zrobić i jak ma życie wyglądać. Najlepiej byłoby gdybyś cały czas nie miała kontaktu z nim, pokazała, że zwyczajnie masz go gdzieś, zajęła się sobą i dziećmi, nabrała dystansu, wytchnienia. A on-niech robi co chce, byle nie zatruwał Tobie głowy. Wiem, że tacy jak on dają nieźle popalić, huśtawka emocjonalna gwarantowana-bo na kogoś winę trzeba zwalić i jeszcze nie dopuścić do zamknięcia drzwi przed nosem. Wypoczywaj sobie z dziećmi na wakacjach, przemyśl wszystko, poszukaj pomocy dla siebie-tu w necie, w książkach, we własnych przemyśleniach. Jeśli on nie chce Was-to Ty nic nie zdziałasz zadręczając się poczuciem winy itp.
:-) tak na lepszy sen.
Macie rację....
Ja muszę coś postanowić. Bo już od 2 miesięcy jestem w zawieszeniu.
Byłam u prawnika ostatnio, muszę złożyć pozew o alimenty.
Boję się, że jak ja złoże ten pozew to on złoży o rozwód...
Swoją drogą nawet adwokat powiedział, że jest pełen podziwu, że aż 6 lat z takim człowiekiem wytrzymałam
Boję się rozwodu, mąż to mistrz dobrego wrażenia, teraz zgrywa ofiarę, że odszedł bo nasze małżeństwo nie było idealne.
Jest też bardzo wyrachowany, może posunąć się do wszystkiego.
Jednym słowem-manipulant! i ....!
Złóż wniosek o alimenty,na rozwód się nie zgadzaj-bo go kochasz.
Nie masz nic do stracenia.
Powodzenia.
A co z prawami rodzicielskimi?
Wiem, że on będzie zachowywał się złośliwie.
Będzie zgrywał kochającego tatę teraz. Z resztą przed znajomymi takiego zgrywał cały czas.
Porzucił nas, dzieci same zauważyły, że nie chce z nimi przebywać, nie interesuje się nimi, nie opiekuje w czasie choroby,
raz naraził ich na niebezpieczeństwo a wręcz utratę zdrowia a nawet życia, zostawiał je czasem same w domu (na chwilę, żeby wyskoczyć do sklepu ale jednak),
nic o dzieciach nie wie, jeśli się nimi zajmował to dochodziło do sytuacji, że dzieci od śniadania do 18 nic nie jadły, mówił, że nie były głodne. Nie uczestniczył też w przedszkolnych przedstawieniach.
Czy jego zachowanie może byc podstawą ograniczenia praw rodzicielskich?
Możesz spodziewać się , że jeśli będziesz chciała pieniądze na dzieci, w "nagrodę" dostaniesz pozew rozwodowy (znam to z autopsji). Ale to jest manipulacja, ukaranie za całokształt, którym nie możesz się przejmować (choć wiem, że boli). Co do praw tatuśka do dzieci - wszystko to o czym piszesz przyczyni się z pewnością do pozbawienia go praw, tylko po co Ci to póki co?!
bo oświadczył, że chce wziąć dzieci na wakacje.
Jest nieodpowiedzialny. Byc może to tylko zagrywka z jego strony bo wie, że się nie zgodzę.
J
Ponoć nie kocha się za coś, tylko pomimo...
Pomimo wad, mimo błędów.
Tyle że ta miłość musi być obustronna, a on nie kocha.
Łatwiej mu było wyprowadzić się niż o Was walczyć.
Łatwiej dzwonić i udawać zainteresowanie niż znosić NIE TYLKO trudy dnia codziennego.
Rodzina musi trzymać się razem, być ze sobą na dobre i na złe,
polegać na sobie, dawać oparcie, wspierać, ukoić, pocieszyć.
W zamian otrzymuje się bardzo, bardzo wiele.... nieporównywalnie dużo.
Miałaś tak? Gdzie on był, gdy płakałaś? Co robił, kiedy potrzebowałaś?
Nie, między wami nie ma bliskości, bo wzięłaś sobie za męża nieodpowiedzialnego gnojka.
Pana-tylko-mój-czubek-nosa-jest-ważny.
Jeszcze się kiedyś przekonasz, że wyprowadzając się zrobił Ci ogromną przysługę
Wierzę, że mocno boli, ale bolałoby mocniej, gdyby został.
Bądź dzielna. Wiele w życiu osiągnęłaś i wiele jeszcze osiągniesz.... Bez żałosnej kuli u nogi.
Ja robiłam naprawdę wszystko byśmy funkcjonowali jak rodzina.
Boli mnie to, że nas ot tak oddał, nie walczył, zrezygnował.
Znudziliśmy się, jak 3 zabawki,
tak się odwdzięczył za moją miłość a teraz jeszcze chce zrzucić winę na mnie,
że kontrolowałam, byłam zazdrosna, że miałam pretensje, nie chciałam by ciągle wychodził.
on to mówi w taki sposób, że ja czasem w to wierze.
to jest człowiek, którego albo się kocha albo nie nawidzi.
On jest bardzo przystojny a jeszcze bardziej czarujący.
Ja robiłam naprawdę wszystko byśmy funkcjonowali jak rodzina.
Boli mnie to, że nas ot tak oddał, nie walczył, zrezygnował.
Znudziliśmy się, jak 3 zabawki,
tak się odwdzięczył za moją miłość a teraz jeszcze chce zrzucić winę na mnie,
że kontrolowałam, byłam zazdrosna, że miałam pretensje, nie chciałam by ciągle wychodził.
on to mówi w taki sposób, że ja czasem w to wierze.
to jest człowiek, którego albo się kocha albo nie nawidzi.
On jest bardzo przystojny a jeszcze bardziej czarujący.
Jego miłość, o ile kiedykolwiek istniała, skończyła się już bardzo bardzo dawno temu.
Dla takich ludzi jak on Twoja miłość i poświęcenie jest BALASTEM, a nie czymś pozytywnym.
Bo oni tak nie umieją kochać i się troszczyć.
A zrzucanie winy to klasyka gatunku.
Trzymaj się ciepło, postaraj się to jak najszybciej zakończyć. Oby to było prostsze, niż zakładasz. Tego Ci życzę.
Ja tak za nim tęsknię, że mam ochotę do niego zadzwonić.
A on milczy...
Dobrze, że Wam mogę się wyżalić, bo jest mi bardzo, bardzo ciężko eh
za czym w Nim tęsknisz?
Piszesz coś o przeprowadzce, może z tym masz kłopot. Uważam że powinien się bardziej angażować ale to już musicie między sobą uzgodnić.
Ciężko Ci, rozumiem. Tęsknota za dobrymi chwilami i tym co znane, to jasne. Nie martw się - może oklepane, ale "czas leczy rany". Z czasem wszystko po malutku zacznie się układać.
Jestem w takim momencie teraz, że chciałabym by ktoś mi powiedział, co krok po kroku mam robić. Jak się mam zachować w każdej sytuacji.
Dobrze, że mam dzieci bo po prostu z łóżka przestałabym wstawać.
Ostatnio jak dzwonił to oświadczył, że przyjedzie do dzieciaków na jeden dzień, jak ja mam się wtedy zachować?
Olać? Wyjść? Rozmawiać?
Nie da się krok po kroku powiedzieć, bo każda sytuacja jest inna.
Zacznij od samej siebie. Wstań z łóżka, zrób makijaż, zajmij się tym co robisz codziennie, itp. Porozmawiaj z mężem n.t. pieniędzy dla dzieci-jeśli nic nie daje. Gdy rozmowa nie przyniesie efektu poszperaj w necie-ściągnij pozew o alimenty i działaj. To prosta sprawa. Załatwisz ją bez adwokata. Jeśli mąż ma tendencje do zapożyczania się itd, radzę jeszcze zrobić rozdzielność majątkową (z tym może być gorzej w sądzie, ale może się uda).
Co do wizyty taty w domu-ja bym wyszła-chociażby na spacer lub do innego pokoju. Niech się ojciec zajmie dziećmi. Pokaż , że sobie radzisz, mimo wszystko! Powodzenia!
45 2014-07-22 23:21:53 Ostatnio edytowany przez maya7 (2014-07-22 23:22:54)
Jestem w takim momencie teraz, że chciałabym by ktoś mi powiedział, co krok po kroku mam robić. Jak się mam zachować w każdej sytuacji.
Dobrze, że mam dzieci bo po prostu z łóżka przestałabym wstawać.
I na tym się skup!!! Jeszcze długa droga przed Tobą...każdy mimo wskazówek i ślęczenia na forum musi dojść do własnych wniosków...jeszcze nie raz będziesz miała nadzieje, że wszystko się ułoży czy chwile totalnego doła...pisz...przeróżne opinie pomagają przetrwać trudne chwile...w chwili obecnej oczekujesz postów , że wszystko się ułoży...ale różnie to bywa...i niech bardziej do ciebie docierają posty w których mowa, że powinnaś życie układać od nowa - to wbrew pozorom bardziej cie wzmocni niż łudzenie się...czkanie... a czas biegnie nieubłagalnie...na tym forum jest mnóstwo poobijanych serc i każdy pisze z własnej perspektywy, ale nikt nie da ci gotowej recepty...musisz ja sama odnaleść
To co mam zrobić? Złożyć pozew o rozwód i olać? Cz starać się go zmienić?
Znajdziesz tu masę takich historii jak twoja.
Jedne z nas walczyły inne nie.
Wasz związek się rozpadł daaaawno temu.
A co z prawami rodzicielskimi?
Wiem, że on będzie zachowywał się złośliwie.
Będzie zgrywał kochającego tatę teraz. Z resztą przed znajomymi takiego zgrywał cały czas.
Porzucił nas, dzieci same zauważyły, że nie chce z nimi przebywać, nie interesuje się nimi, nie opiekuje w czasie choroby,
raz naraził ich na niebezpieczeństwo a wręcz utratę zdrowia a nawet życia, zostawiał je czasem same w domu (na chwilę, żeby wyskoczyć do sklepu ale jednak), nic o dzieciach nie wie, jeśli się nimi zajmował to dochodziło do sytuacji, że dzieci od śniadania do 18 nic nie jadły, mówił, że nie były głodne. Nie uczestniczył też w przedszkolnych przedstawieniach.
Czy jego zachowanie może byc podstawą ograniczenia praw rodzicielskich?
Ograniczenie praw rodzicielskich robi się z innego powodu. Ot maż wyfruwa z gniazda a ty w każdym druku ze szkoły przedszkola potrzebujesz podpis męża (mimo rozwodu).
Dlatego warto o to wystąpić - mam nadzieje że nic nie pokłamałam.
Słuchaj z dystansu patrząc już dawno po was.
Mąż teraz zgrywa kochającego bo ma masę do wygrania - uważaj na to.
Ja na twoim miejscu przygotowała bym się do rozwodu.
Napisze ci coś na prv.
Ja tak za nim tęsknię, że mam ochotę do niego zadzwonić.
A on milczy...
Dobrze, że Wam mogę się wyżalić, bo jest mi bardzo, bardzo ciężko eh
Rozumiem ciebie, oj bardzo rozumiem. Żeby przeżyć zaczęłam pisać pamiętnik, wszystko to co chciałam swojemu M powiedzieć.
za czym w Nim tęsknisz?
Pewnie za tym samym co ja, za możliwością porozmawiania, za możliwością uprania ubrań, za codziennością , za uwagą.
Wiem chore co pisze ale za tym się właśnie tęskni najbardziej.
Ostatnio jak dzwonił to oświadczył, że przyjedzie do dzieciaków na jeden dzień, jak ja mam się wtedy zachować?
Olać? Wyjść? Rozmawiać?
Trudne, serce mówi rzucić się na szyje i się przytulać, rozsądek mówi schować w mysią norę.
Mi pomaga jak się nie widujemy, jak M odstawia dzieci z pod drzwi i pod drzwi je odprowadza.
Jak rozmowy trwają minutę dotyczą tylko dzieci i opłat. (poczytaj moje posty, wcześniej wysłuchiwałam problemów M, doradzałam mu, wspierałam go).
Wcześniej jak dzwonił przychodził zdarzało mu się mnie przytulić (tak z rozpędu) a to mnie potem godzinami "bolało".
Teraz jest jasno nie widujmy się i przynajmniej serce nie boli.
Ale jasno jest od momentu jak złożyłam pozew rozwodowy (bo się obraził) za to mi jest lepiej, nie płacze (dlaczego płakałam za tym zgniłym gnojem bagiennym nie wiem)
Ty nie kochasz JEGO. Nie można kochać złego człowieka, który nas krzywdzi. Puszczalski fiutek, beznadziejny ojciec - co tu kochać? Ty kochasz albo to, co przy nim czujesz (jakaś chora potrzeba walki o uczucie, potrzeba huśtawki emocji, tak zwane matkoteresowanie "ja mu pomogę, przy mnie się zmieni"), albo Twoje wyobrażenie o nim, czyli kogoś, kim byś chciała by był, jednym słowem - człowieka, który nie istnieje.
Mam to samo, sama nie wiem dlaczego rok się tak poniżałam. Tak, tak, tak!
JA go będę kochać, to wystarczy, wróci mój stary M, wróci uczciwość, prawda a gówn0 prawda.
Nie wróci. Jak by miała wrócić jak ja wypieram prawdę jak woda olej.
Daj sobie szansę na poznanie kogoś, kto będzie Cię szanował i kochał.
Nie czekaj, na co czekasz na 36 urodziny.
I, na Boga, nie uczestnicz w niszczeniu psychiki Twoich dzieci! Jeśli maluchy mówią, że tata nie lubi z nimi być, to jest sygnał, by wiać. Kwestia paru lat, aż dzieci zrozumieją również, że tatuś nie potrafi utrzymać fiutka w spodniach - i trauma na całe życie gotowa.
Synek 5,5 roku nagle zaczął się ze mną "całować" tak usta przy ustach do utraty tchu.
Się pytam, a dlaczego tak się całujemy
a on mówi ...no żeby tobie nie było smutno...
zdziwiłam się ale nie wiedziałam o co chodzi.
Mija sobie kolejny tydzień, poniedziałek okazało się że mój M z kochanką się tak całują i synek żeby mi nie było przykro też chciał się ze mną "tak" całować.
I na koniec synek mówi ...tak długo ale bez języka wiesz...
Zdębiałam, wkur3w jaki złapałam to było małe tornado. Dzwonie i pytam, dlaczego moje dzieci patrzą na ich "migdalenie" i czy zdążył porozmawiać z synem o naszym rozstaniu (syn nic nie wiedział, wg niego tata mieszka w pracy)
Mówię do M - Synek o naszym rozwodzie nie wiedział. Zaskoczyła go sytuacja, nagle obca Pani się do taty przytula, całują się (tak widział was, on nigdy nie kłamie, nie zwracałeś uwagi a syn widział jak się całowaliście bo mi dwa razy powiedział ?że tata całował Panią MX ale tak bez języczka?. Pomyślałeś chwile o nim egoisto!!!!
Tu tata przytula i całuje mamę a za parę dni z obcą Panią przytulają się i się całują - i jak ten dzieciak ma to traktować, zgłupiał z kretesem.
Okazało się że mój M zapoznał dzieci z kochanką, a że zalotna i sexowna nie może ust od niej oderwać.
Wiesz, lepie jest jak najmniej kontaktów niestety życie to pokazuje.
Solinka, dziękuję za zrozumienie.
Zadzwonił, płakał, że tęskni. Co robić?
smutna
i tak jakby CI ktoś napisał co masz zrobić i tak byś nie zrobiła.
On dzwoni i mówi, że tęskni a Ty już nie wiesz co robić...
Weź na wstrzymanie, o ile masz tyle sił w sobie. To ciężkie, gdy życie nam się sypie, ale "zdrowe" dla faceta, który nie wie czego chce.
Solinka, dziękuję za zrozumienie.
Zadzwonił, płakał, że tęskni. Co robić?
to, co potrzebujesz - bo to twoje życie...
a potem - płacić za nie ... wysokie rachunki
53 2014-07-25 08:17:55 Ostatnio edytowany przez solinka (2014-07-25 08:23:35)
88smtna1 napisał/a:Solinka, dziękuję za zrozumienie.
Zadzwonił, płakał, że tęskni. Co robić?to, co potrzebujesz - bo to twoje życie...
a potem - płacić za nie ... wysokie rachunki
Słuchaj, tu napisze, NIE DAJ SIE ZMANIPULOWAĆ, coś MU poszło nie tak, za szybko wraca, to nie jest prawdziwy powrót, ot skończyły mu się czyste koszule i czyste gacie.
Związki się schodzą wyłącznie wtedy kiedy obie strony przeżyją akceptacje tego co się stało i pokutę.
Po tygodniu to nie pokuta, to ochota na sex bo mu "na jajkach" ciężko, wiem to z własnego podwórka i z tego forum.
Każda sytuacja wymaga czasu, a My chcemy natychmiast, nawet ciasto nie piecze się natychmiast.
Schodzenie się to mozolny proces i wymaga czasu.
Albo uwierzysz mi teraz i wygrasz albo nie uwierzysz i "popłyniesz"
?
Czyny nie słowa, zobacz jego czyny, co robi żeby ci TO wynagrodzić.
Skrzywdził cię, co robi żebyś mu wybaczyła.
Za czasów narzeczeństwa musiał się stara o ciebie, nie daj mu siebie teraz na tacy.
?
Czy cię przeprasza czy po prostu szuka łatwej zdobyczy (bo ty jesteś łatwą zdobyczą, jesteś żoną, chcesz żeby wrócił, wybaczasz, nie musi się starać) a g0wno prawda, właśnie teraz się MUSI starać najbardziej.
Musi tobie udowodnić ze ni ta ani żadna inna rozumiesz mnie.
? Masz wakacje, korzystaj.
? DAJ SOBIE CZAS do końca sierpnia.
? Czas dla ciebie na przemyślenia, i czas dla niego żebyś zobaczyła jego PRAWDZIWE cele, prawdziwe intencje.
? Czas żeby ON o ciebie zawalczył. Masz super ze mogłaś wyjechać ze nie musisz płakać sama w mieszkaniu. Wykorzystaj to, to teraz to WALKA o was.
? Nie będzie łatwo i lekko, będzie pot łzy i krew.
Będę twarda, nie dam się!
Dziewczyny, trzymajcie kciuki