Na miesiąc przed tym jak planowałem się oświadczyć po 3,5 letnim związku,
przypadkowo natrafiłem na maile mojej dziewczyny sprzed 1,5 roku. Pisała
do swojego jakiegoś przyjaciela, kolegi czy też powiernika. Nie wiem jak go traktować, bo nawet nie
wiedziałem o jego istnieniu. Ponoć niemal codziennie do siebie pisywali.
Nie to jest jednak problemem, bo każdy ma prawo do prywatności, chociaż
trochę ubodło to, że o naszych problemach pisywała innemu. Mniejsza o
to. Gorsze jest to, że tamte maile dotyczyły sytuacji, po odkryciu
której zawalił mi się świat.
Pierwszy mail zawierał m.in. tego typu treści:
Tekst usunięty przez moderatora
Wymieniliśmy się telefonami i umówiliśmy na kawę.
Usprawiedliwiam się tym, że nie jestem mężatką.
Nie wyobrażam sobie, żebym miała zostawić swojego chłopaka, Jeśli do
spotkania dojdzie i Nowy będzie miała nadzieję na coś więcej, to tę
nadzieję mu odbiorę. Nie zamierzam ukrywać, że kogoś mam"
A koniec maila skwitowany był tym, że nie sądziła, że kobieta przed 30
może się podobać młodszemu i imponuje jej to. Ten mail był w
piątek.
Później, jeszcze tego samego dnia było więcej tych maili, między innymi o tym, że rozstania
się zdarzają, ale dla niej chłopak to nie tylko chłopak, ale ktoś
ważny. Zdania o tym, że zdaje sobie sprawę, że coś nowego jest
kuszące i może się zakończyć zakochaniem, ale wie, że wzajemna
fascynacja jeszcze niczego nie gwarantuje, bo niekoniecznie musi się
przekształcić w coś więcej. Były stwierdzenia, że to chyba próba jej uczuć.
W weekend byłem wtedy u niej i niczego dziwnego nie zauważyłem.
W poniedziałek pisała koledze, że Nowy (tak go nazywała, zamiennie z
amantem) odezwał się w piątek wieczorem i zapytała go o imię, bo w tym
wszystkim nawet się sobie nie przedstawili. On chciał się spotkać w
weekend, ale mu odmówiła i wstępnie umówili się na następny tydzień
(bo wiedziała, że w weekend będę u niej). Później pisała, że nie
odzywał się przez weekend, więc chyba mu nie zależy. W kolejnych dniach
pisała, że odezwał się w poniedziałek. W mailach były też różne
rozważania o rozstaniach,rozkochiwaniu się, o tym, że póki co nie ma co
się zastanawiać czy on podoba jej się bardziej czy mniej niż ja bo nie
wiadomo czy do spotkania dojdzie, o tym, że przyjaźń między facetem i
kobietą jest możliwa. Było też o tym, że to nie dzieje się we
właściwej kolejności, że miłość jest piękna tylko na początku, że
ona wątpi czy jest gotowa na małżeństwo, czy gdyby się zgodziła, to
czy dobrze by wybrała (a niemal od początku bardzo jej na tym zależało
żebyśmy się pobrali. Na początku jej mówiłem, że chcę się z nią
ożenić, później jednak podchodziłem do tego bardziej racjonalnie i
mówiłem jej, że póki co to musimy pomyśleć o tym by mieć warunki do
założenia rodziny, bo póki co to nawet nie mieszkaliśmy ze sobą i
trzeba najpierw dorobić się własnego kąta a nie w pokoju u rodziców
rodzinę zakładać). Pisała również, że lubi te słowne gierki,
spotkania, ale nie pędzi na to spotkanie jak na skrzydłach, bo jest w
związku. Było i o tym, że lepiej go nie informować o tym, że jest w związku od razu bo spotkanie
będzie nieudane.
Spotkali się po tygodniu. Mail relacjonujący zaczynała się od słów
Tekst usunięty przez moderatora Opisała, że chłopak bardzo sympatyczny, że ona jest
nieśmiała ale na szczęście on zagajał, że wyszła na jaw jaka jest
różnica wieku między nimi (było to 5 lat - on był młodszy). Było
bardzo sympatycznie, rozmawiali o wszystkim i niczym, a ona kombinowała
jak koń pod górkę jak mu tu powiedzieć, że nic więcej z tego nie
będzie.Nie chciała go krzywdzić, bo wie jak to jest liczyć na coś
więcej i usłyszeć, że sorry ale nic z tego nie może być, bo mam
kogoś. Nie chciała żeby myślał, że bawi się jego uczuciami. I kiedy
on zaproponował kolejne spotkanie, to ona powiedziała mu, że jest za
młody i może z nim się spotykać tylko jako koleżanka.Spotkanie
skwitowała, że chłopak był całkiem udany i dopiskiem hihihi. Było
też jeszcze coś co chociaż w całej sytuacji jakoś połechtało ego -
stwierdzenie, że dobrze się rozmawiało, ale jednak ja wysoko podniosłem
poprzeczkę w rozmowie, że aż ona czasem nie wie o czym mówię.
W dalszych mailach było o tym, że on znów się odezwał i spotkali się
po kilku dniach. Spacerowali godzinę na mrozie i na koniec powtórzyła mu
to co na pierwszym spotkaniu. Poopowiadała, że fajne są takie kawki,
smski, spotkanka, ale nie jak się jest w związku. Że to jest fajne, ale
tylko jeśli obie strony są świadome reguł, bo przyjaźń damsko-męska
jest możliwa. Pisała. że lubi te słowne gierki i początki, ale że to
niebezpieczne i mogłaby się z czasem w nim zakochać.
Później odzywał się znów i chciał spotkania. Ona powiedziała, że
może ją odprowadzić po pracy na pociąg. Porozmawiali po drodze jakieś
40 minut i dobitnie mu powiedziała, że nie będzie się z nim spotykać.
Po tym jak go spławiła miała przez kilka dni "depresję", że on liczył
na coś więcej a ona to przerwała.
Wszystko podsumowała stwierdzeniem, że nie chce nikogo skrzywdzić, a jeszcze wyjdzie na to, że skrzywdzi wszystkich.
Kiedy to się działo, to akurat byłem bardzo zajęty, bo miałem mnóstwo
pracy i za kilka tygodni obronę pracy dyplomowej, do której przygotowanie
zajmowało niemal cały pozostały czas. W tym wszystkim niczego dziwnego
nie zauważyłem, a że nie mieszkaliśmy ze sobą, to było jej łatwiej
to wszystko ukryć. Przez te 3 tygodnie mieliśmy codzienny kontakt. Tego
dnia gdy umawiali się na spotkanie wysłałem jej maila około 17. Odpowiedziała
późnym wieczorem. Kiedy po wyjściu na jaw prawdy o Nowym jej o tym
powiedziałem, to stwierdziła, że pewnie już wyłączyła komputer w
pracy (a pracowała do 18) i odpowiedziała dopiero gdy w domu go
odpaliła. Tyle, że koledze wysłała maila już o 19 z uwagą, że cieszy
się, że tak szybko odpowiedział, czyli komputer miała włączony zaraz
po dotarciu do domu. Był to jej 3 mail do kolegi w sprawie Nowego. Wiem
również, że musiała przed odpisaniem mi umówić się na spotkanie z
tym drugim, bo nie sądzę aby w nocy się do niej odzywał, szczególnie, że
codziennie przed pójściem spać dzwoniliśmy do siebie. Kolejnym istotnym
faktem jest to, że od tego weekendu gdy już była umówiona na spotkanie
pracowała nad pewnym projektem graficznym, Był to projekt na pewien
konkurs. Był to mój produkt, ale zważywszy na mój brak czasu i jej
większą biegłość w obsłudze programów graficznych, to ona nad tym
pracowała według moich uwag. Nie było to coś bardzo ważnego, więc
kiedy w środę mi powiedziała, że musi zostać taka wersja jaka jest, bo już nie ma kiedy nad tym pracować, to
nie przejąłem się, chociaż grafika nie była dopracowana. Wtedy nie
wiedziałem, że następnego dnia po pracy nie ma czasu, bo jest umówiona
z innym.
Nim go spławiła ten trzeci raz, to notowała w kalendarzu, że on jej
się śnił. O mnie nie było w całym kalendarzu ani słowa, chociaż
wiem, że notuje tam ważne rzeczy.
Wielokrotnie mi powtarzała, że jak się kocha, to nie ma szans zainteresować nikt inny. Wiem, że tak jest faktycznie, bo kiedy poznałem prawdę o jej zachowaniu chciałem chyba po części uczynić jej na złość, w zemście i by zagłuszyć ból i umówiłem się z dwoma dziewczynami na randkę. Obie były bardzo fajne i obie chciały by były kolejne spotkania, jednakże pomimo świadomości, że w innych okolicznościach chętnie spotkałbym się zarówno z jedną jak i drugą, tak teraz nie czułem nic. Obie były mi totalnie obojętne. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie niczego, by się do nich zbliżyć. A ona umiała. Jak przyznawała, zauroczyła się i to tak silnie, że zaczęła się zastanawiać, czy mnie nie zostawić, dla chłopaka, którego imienia nawet nie znała.
Przypomniała mi się pewna sytuacja z naszych wspólnych wakacji. Było to pół roku po jej ukradkowych spotkaniach. Minęła nas na ulicy jakaś ładna dziewczyna. Powiedziałem w głupich żartach, że jest niezła i muszę wziąć od niej numer telefonu. Moja dziewczyna odpowiedziała mi, że mam iść, wziąć ten numer, umówić się, ale powrotu nie będzie. Obraziła się, przestała odzywać i poszła dalej sama. A przecież pół roku wcześniej zrobiła mi dokładnie coś takiego. I jakoś nie postąpiła według swojej oceny sytuacji.
Zawalił mi się świat. Kochałem ją między innymi za to, że była taka dobra, niewinna, niezdolna do czynienia zła. A jednak, okazało się, że nie jest bezgrzeszna. Kiedy poznałem prawdę, to przez miesiąc patrząc mi w oczy okłamywała mnie wymyślając różne wersje tego co zaszło. Umiała kłamać mi prosto w oczy.
Mówi mi, że mnie nie zdradziła, bo wycofała się w porę. Kiedy to jest w porę? Jedyne w porę to chyba niczego innego nie zaczynać. Co to za miłość, jak szuka się taniego poklasku? Co to za miłość, w której imponuje jej jak się podoba innemu, przystojnemu i młodszemu (bo był 9 lat młodszy ode mnie)? Co to za miłość, jak tak łatwo ulega się czarowi innego? Co to za miłość, jak trzeba zwalczać zauroczenie? Bo ona mówi, że mnie kochała i wyszła obronną ręką z tej próby, bo zabiła to zauroczenie i wybrała mnie. Mówi, że to było jej potrzebne żeby zrozumieć, że z nikim nie jest jej tak jak ze mną. To po co 2,5 roku wcześniej zgodziła się być moją, skoro tego nie wiedziała? Ponoć to jej pozwoliło odpowiedzieć na pytanie kto jest jej miłością. Tylko po co ze mną była wcześniej, skoro tego nie była pewna? Ona mówi, że wciąż pamiętała o mnie, dlatego nie zrobiła nic, by nadużyć mojego zaufania. To co trzeba zrobić by je nadużyć? Twierdzi, że mnie nie zdradziła. To gdzie zaczyna się zdrada?
Nigdy mu nie powiedziała, że jestem. Dlaczego? Twierdzi, że nie chciała go tak krzywdzić, bo był sympatyczny. Zamiast tego wolała krzywdzić mnie?
Twierdzi, że zawsze byłem ja, więc nigdy nie przyjmowała zaproszenia na randkę, że to od początku miała być tylko niezobowiązująca kawa. Niezobowiązująca kawa po tym jak flirtowała, jak wiedziała, że jest wzajemna fascynacja, jak imponowało jej, że młodszemu się podoba? Niezobowiązująca kawa rodzi zwątpienie w uczucia, jest ich próbą, wyzwala myśli o możliwości rozpoczęcia czegoś nowego? Chłopak, którego w mailach nazywa Nowym, amantem, adoratorem zapraszał ją na niezobowiązującą kawę? Niezobowiązująca kawa tworzy sytuację tragiczną i jest kręceniem sznura na samą siebie? Mam uwierzyć, że to nie była randka? Ukradkowe spotkanie, poprzedzone tygodniową ukradkową konwersacją nic nie znaczy? Że niby to nie było nic istotnego, nic co mogłoby zagrozić nam, co wpływałoby jakkolwiek na nasz związek, co nadwyrężałoby zaufanie jakim ją darzyłem? A miałem do niej pełne zaufanie. Nigdy nie sprawdzałem telefonu, komputera (a korzystałem z jej, ale nigdy nie wykraczałem poza używanie przeglądarki czy odpalenie filmu, by czasem nie naruszyć jej prywatności), nigdy nie dociekałem gdzie była, co robiła, z kim była. Nie miałem głupich myśli, gdy długo nie miałem z nią kontaktu. Wtedy odczuwałem jedynie tęsknotę i byłem pewien, że ona gdzieś tam czuje to samo. Ale byłem bardzo spokojny, bo wiedziałem, że gdzieś tam jest i obydwoje mamy świadomość, że jesteśmy dla siebie i niedługo znów będziemy się przytulać.
Przyznawała, że otrząsnęła się z tego, wycofała. Ale żeby się otrząsnąć i wycofać, to trzeba mieć z czego.
Tłumaczy:
Tekst usunięty przez moderatora
Ona mówi, że gdybyśmy byli małżeństwem, to na pewno by do tej sytuacji nie doszło. W mailach też się usprawiedliwiała tym, że nie jest mężatką. Co to za usprawiedliwienie? Kiedyś mi palnęła, że to dlatego, że małżeństwo to głośne ślubowanie miłości i wierności.
Mówi, że mnie nie zdradziła, bo tamten nigdy nic od niej nie dostał. Nic? Bo nie było kontaktu fizycznego i wyznań, to znaczy, że nie dostał nic? A bycie fair wobec mnie komu niby poświęciła?
Twierdzi, że nie zależało jej na tych spotkaniach. To dlaczego nie zrobiła nic, by do nich nie doszło? Wystarczyło wysłać smsa, że nie będzie spotkania. Nigdy tego nie zrobiła. W mailach przewija się kilkukrotnie zwątpienie czy do spotkania dojdzie, czy jakieś teksty typu o ile do spotkania dojdzie, ale wszystko jest uzależnione od zachowania chłopaka. Jej postawa cały czas jest na tak, ona na to spotkanie pójdzie. Nigdy, w żadnym mailu nie ma śladu, że ona robi cokolwiek by spotkania nie było.
Jak żyć ze świadomością, że kobieta, która miała być matką moich dzieci, tak mnie potraktowała?
Potrafilibyście wybaczyć?
Upublicznianie cudzej korespondencji, bez zgody jej autora, jest naruszeniem dobrych obyczajów i regulaminu forum.