Witam wszystkich,
Mam przeczucie, że marnuję sobie życie, na własne życzenie. Moja przyjaciółka mi powtarza, abym ?w końcu przejrzała na oczy?, a ja do końca nie wiem, jak to wszystko "ugryźć".
Bardzo proszę o porady, może Wasze opinie sprawią, że poukłada mi się w głowie.
Zacznę od tego, że 4 miesiące temu rozstałam się z mężczyzną, z którym byłam 10 lat. Z perspektywy czasu widzę to tak- mieliśmy poukładane życie, fajne mieszkanie, było stabilnie, nic tylko brać ślub i powiększać rodzinę. On był odpowiedzialny, godny zaufania, miał dobrą pracę, pasję, świetnych rodziców i znajomych. Ale niestety różniliśmy się temperamentami- ja lubię dużo rozmawiać, wychodzić do ludzi, bawić się na koncertach etc. On- spokojny, małomówny, trochę aspołeczny, raczej domator. Przez wiele lat było nam razem bardzo dobrze, ale z czasem zaczęło mi czegoś brakować. Nasze codzienne życie wyglądało tak- wracamy z pracy, jemy obiad, zamieniamy kilka zdań, a potem On zasiada do komputera i siedzi przed nim do wieczora. Jeżeli miałam pomysł, aby spędzić czas razem- jak najbardziej odchodził od komputera. Ale pomysł musiał się Jemu podobać, przy czym sam z siebie nie miewał zbytnio propozycji na spędzenie czasu razem. Jedynie ? motocykl. Obydwoje uwielbialiśmy gdzieś ? polatać? i gdy pogoda sprzyjała wsiadaliśmy na motocykl i było świetnie. Ale w okresie jesienno-zimowym popadaliśmy w marazm, siedzieliśmy często w osobnych pokojach. Tak więc ja ?zbuntowałam? się i zaczęłam spędzać sporo czasu poza domem - to spotkania z koleżankami, to wyjazdy w góry ze znajomymi etc. Właściwie to więcej czasu spędzałam poza domem, niż w domu. Jak to się mówi- ? w domu ludzie umierają?. Rozmawiałam z nim wielokrotnie, mówiłam, że popadamy w rutynę, że nie rozmawiamy, że odczuwam, iż On woli komputer ode mnie, że kochamy się raz na 2 tygodnie?.On uważał, że jest szczęśliwy, że Jemu niczego nie brakuje, a jeśli mi się nudzi- żebym np. poszła pobiegać, czy czytała książki
Nagle nastąpił przełom- poznałam kogoś. Można powiedzieć , że zwariowałam ze szczęścia- On wygadany, z poczuciem humoru, dusza towarzystwa, z mnóstwem pomysłów. Rozkochał mnie w sobie dość szybko, owinął mnie sobie wokół palca, spotykaliśmy się niecały miesiąc, no i stało się- zostawiłam mojego mężczyznę, mając przed oczami wizję szczęścia z nowo poznanym facetem?.
Nie mogę pojąć, jak to się stało, że tak szybko postanowiłam wszystko porzucić, zamiast otrząsnąć się i postarać ratować wieloletni związek
Po pierwsze- nowo poznany Pan zdawał się być fantastycznym człowiekiem, z perspektywami, takim, co będzie mnie słuchał i ze mną rozmawiał, był ze mną , a nie tylko obok mnie. Po drugie- spotykałam się z nim potajemnie, oszukiwałam mojego ówczesnego faceta, bardzo mnie to męczyło, dlatego postanowiłam się rozstać i wyprowadzić. Tu zaczyna być ?wesoło?. Mój nowy chłopak mieszka z matką, w dużym 300metrowym domu. W zaparte twierdził, że dom jest Jego współwłasnością i że nie widzi innej opcji, jak ta, abym się do niego wprowadziła. Jako, że oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi- uznałam, że propozycja jest całkiem sensowna. Miałam obawy, że to za szybko, ale w sumie- skoro obojgu zależy- czemu nie spróbować?. Ale okazało się, że nie do końca jest tak, jak jak On mówił. Dom jest własnością matki i zwyczajnie nie wyraziła Ona zgody na to, abym się wprowadziła. Była to sytuacja tragikomiczna, w gruncie rzeczy wylądowałam w wynajmowanym pokoju, musiałam szukać na szybko. To jeszcze nic- mój nowy chłopak zapewniał mnie, że niebawem podejmie cudowną pracę, jako zastępca prezesa w dużej firmie. Dodam, iż twierdził, że jest po studiach prawniczych i ma bogate doświadczenie zawodowe.
Co się okazało?- Wybranek mego serca studiów niestety nie skończył (dopiero przyparty do muru powiedział prawdę, że się nie obronił), miał kilka prac (pracował np. 4 miesiące, potem pół roku bezrobocia i tak w kółko?)i tak właściwie to już od niemalże roku siedzi w domu bez stałej pracy, będąc na utrzymaniu matki. Oczywiście uważa, że bardzo mu zależy na mnie i na tym, abyśmy razem zamieszkali. Że bardzo chce pracować. 2 razy nawet podjął pracę, z tym, że co do jednej mam wątpliwości, czy w ogóle tam pracował. Bywał w tej pracy kilka godzin w tygodniu?W drugiej pracy przepracował tydzień i został zwolniony. W ciągu tygodnia pracy zdążył się 2 razy spóźnić i wziąć urlop na żądanie. Kto tak robi, jeśli mu zależy na pracy?! On wszystkie te swoje niepowodzenia zwala na coś/ kogoś- zła praca, zły szef, trudne studia, więc ich nie skończył. Jego matka także jest postacią bardzo ciekawą- ciągle się awanturuje z nim, wyzywa go, narzeka, ale ? nadal go utrzymuje! Mało tego- daje mu pieniądze na Jego zachcianki, np. co chwila inny używany samochód. Mam wrażenie , że kobieta ma jakieś problemy natury psychicznej wynikające z tego, że Jej mąż zmarł 2 lata temu i została sama z synem. To starsza emerytka, która z powodu braku zajęć skupia swoje zainteresowanie na synu i chciałaby zarządzać Jego życiem. Dodam jeszcze, że ta pani ma wielki problem z tym, że Jej syn się ze mną spotyka, że wychodzi z domu. Raz powiedziała, że porzucił Ją dla MNIE?.
I co tu robić? On ciągle zapewnia, że mu na mnie zależy, że podejmie pracę i razem wynajmiemy mieszkanie, że będziemy szczęśliwi. Ale skoro przez te prawie 5 miesięcy wyszło na jaw, że mnie kilka razy okłamał (studia, praca, a także inne sprawy) i nie kwapi się do podjęcia pracy- czy jest szansa, że sytuacja się zmieni? Ja mu stawiałam ultimatum, żeby się wziął w garść, zrobił niezależny od matki, podjął pracę. On mówi, że bardzo chce, ale jakoś nic się nie zmienia? Ile mam czekać?
Dodam, że mam kontakt z byłym facetem, wiem, że On nadal coś do mnie czuje. Ja także...Czuję, że zamiast brnąć w nową znajomość, powinnam się skupić na naprawianiu wieloletniego związku. Tęsknię za nim, chciałabym cofnąć czas. Mam wiele pięknych wspomnień, często porównuję byłego faceta, do tego ówczesnego. Tamten- przystojny, wysportowany, nie użalający się nad sobą, pracowity, prawdomówny. Nowy facet- zupełnie inny?.Ale serce nie sługa. Pomimo wielu dziwnych akcji- mój nowy partner to fajny człowiek, dobrze mi się z nim rozmawia, jest świetnie w łóżku. Czy powinnam w to brnąć? Czy lepiej by było się rozstać i próbować odbudować poprzedni związek? Boję się powrotu, boję się linczu ze strony rodziny mojego byłego ( Jego matka kochała mnie jak własną córkę, bardzo się rozczarowała tym, że tak po prostu odeszłam od jej syna), boję się także, że będzie tak jak kiedyś- On przy kompie, a ja w drugim pokoju?Ale z drugiej strony- takie rozstania ponoć zmieniają ludzi, skłaniają do refleksji, sprawiają, że się widzi jak na tacy błędy, które się popełniło. Mój były przyznał, że sporo w tym jego winy, że odeszłam, ale ma wielki żal, że zamiast wylać mu kubeł zimnej wody na głowę, aby zostawił komputer i zajął się mną- ja zwyczajnie odeszłam ?
Napisałam w tytule o karmie- myślę, że coś w tym jest- ja skrzywdziłam byłego faceta, więc teraz sama muszę pocierpieć.
Co robić?