Witajcie
Dopiero dziś zalogowałam się na forum, przeczytałam wiele postów i identyfikuję się z wieloma Waszymi historiami.
Zakładam ten temat bo nie wiem, jak sobie poradzić z koszmarami z przeszłości, które teraz do mnie powracają...
Sześć laty temu spotkała mnie tragedia- po trzech miesiącach walki zmarł na raka mój ukochany ojciec. Jego choroba bardzo mnie zmieniła... Ojciec był zawsze bardzo aktywny i długo ignorował objawy, które moja mam kojarzyła z rakiem. Pewnego dnia upadł i już się nie podniósł... Nowotwór wyszedł z żołądka ale zajął niemal całe ciało, od pasa w dół tata był praktycznie sparaliżowany... Miałam wtedy 16 lat, wróciłam z koloni... Nie radziłam sobie z tym wszystkim, szpital, potem tatę wypisali do domu. Były wakacje, moja siostra pracowała za granicą, postanowiliśmy jej nic nie mówić... Mama musiała wracać do pracy a na mnie spadła poniekąd rola pielęgniarki... Nie byłam na to przygotowana psychicznie, pewne czynności, które wykonywałam udając, że nie robią na mnie wrażenia wyryły trwałe piętno w mojej psychice. Czułam złość, której tak potem żałowałam. Widząc jak ojciec dusi się na moich oczach modliłam się tylko o to, aby Bóg przeniósł jego cierpienie na mnie... Nie zrobił tego. Straciłam wiarę. Kilka miesięcy później, tydzień po moich urodzinach zmarł na zawał mój ukochany dziadek. Jedną z przyczyn w moim odczuciu były niewybredne komentarze, które padły pod jego adresem z ust mojego wujka. Pogrzebu nie pamiętam, podobno wpadłam w histerie i jedna z kuzynek mamy musiała wyprowadzić mnie z cmentarza. W nowej szkole wszyscy wiedzieli, ale nie chcieli pomóc. Straszy przyjaciele się odsunęli, w końcu z rozrywkowej, imprezowej dziewczyny stałam się płaczącą bombą. W końcu pojawiła się u mnie bulimia- zawsze byłam lekko puszysta i wszystkie złe emocje skierowałam na siebie. Nie jadłam, ćwiczyłam do upadłego. gdy czułam, że się zawiodłam- wymiotowałam. Potem pojawiło się osłabienie, krwotoki z nosa. Zaczęłam nałogowo chodzić na imprezy, pić do nieprzytomności. Smutek wyładowywałam w autoagresji, która pozostawiła na moich rękach blizny. W końcu zdałam sobie sprawę z tego, że nie dam już tak rady, rodzina nie umiała dostrzec tego, co się ze mną dzieje. Pod pretekstem depresji udałam się do psychologa dziecięcego. Po ciężkiej terapii udało mi się z tego wyjść. Jednak psycholog zaznaczył, że pewne tendencje zostaną ze mną na zawsze i muszę wystrzegać się ścisłych diet i stresu. Udawało mi się aż do teraz... Prawie dwa tygodnie temu rozstałam się z partnerem po prawie dwuletnim związku. Nie radzę z tym sobie. Czuję, że już mu na mnie nie zależy, czuję się tak bezradna... Kilka razy zdarzyło mi się zwymiotować, powróciły myśli autodestrukcyjne, wstręt do jedzenia przeplata się z obżarstwem... Nie wiem, czy powinnam udać się na kolejną terapię, wiem, co na niej usłyszę... Jednak boję się tego, że koszmar sprzed lat powróci. Na domiar złego były partner doskonale wie o moich przypadłościach i wydaje mi się, że jest to jednym z powodów dla których milczy od kilku dni.; Dziewczyny, błagam pomóżcie:( Nie mam się do kogo zwrócić, za 3 miesiące bronię licencjatu, muszę wykonać dwa duże projekty, a póki co jestem jednym wielkim wrakiem człowieka. Nie wiem co robić:(