Czy ktoś widział kiedyś kolorową dużą papugę wśród stada szarych niedużych wróbelków? Ja widziałam kiedyś.
Znaleźliśmy wtedy papugę, która latem komuś wyfrunęła przez otwarte okno. Papuga zamieszkała w pożyczonej od sąsiadki klatce. Okazało się wkrótce, że potrafi sobie klatkę otwierać dziobem.
Była ciepła wiosna i o świcie śpiewały ptaki za oknem. Papuga wstawała razem z nimi, żeby im wtórować. Papuga posiadała też inne umiejętności. Naśladowała cmokanie, mlaskanie, ziewanie, trzaskanie drzwi od samochodów, które niedaleko tu parkowały, odgłosy pilota samochodowego, itp. Jednakże wszystkie jej występy odbywały się nad ranem. A w dzień siedziała cichutko, jak myszka. Ze złośliwego sposobu patrzenia przypominała mi do złudzenia koleżankę z pracy. Siedziała nastroszona, naburmuszona i nadęta. Obserwowała mnie bardzo uważnie spode łba.
Czasem była wypuszczana z klatki, żeby pofruwała, a wtedy wszystkie okna musiały być zamknięte. Papuga darła się wtedy niemożliwie i nie dawała się potem złapać.
Było ciepło i na noc często okna były otwarte w pokoju. Pewnego razu obudziłam się rano i papugi już nie było. Klatka stała otworem. Szukałyśmy, pytałyśmy, wyznaczałyśmy nagrodę i nic. Aż raz, a był już początek jesieni, i zrobiło się zimno, hałasująca śmieciarka spłoszyła stadko wróbli na pobliskiej lipie. Spojrzałam i oczom nie wierzyłam, bo wśród nich zamigotały mi kolorowo piórka papugi. Gdy podbiegłam bliżej, już ptactwo odfrunęło wraz z papugą. Nieznane mi były dalsze jej losy. Nieraz zastanawiałam się, jak sobie to ptaszysko poradzi. A w mojej pamięci pozostał widok, jak ze starej fotografii: szare wróbelki na szarej gałęzi, a wśród nich dużo większa i kolorowa papuga.
I taki wniosek sobie wysnułam, że każdy potrzebuje towarzystwa, a już na pewno papuga i to nieważne, że - wróbli.