Od niespełna roku uprawiam seks z moim facetem, zaznaczę że jest to mój pierwszy partner seksualny i to z nim straciłam dziewictwo. Kocham go i nasz seks też jest wspaniały. Tylko właśnie - jeszcze nigdy nie miałam orgazmu. Tym bardziej jest to dla mnie zastanawiające, bo jest przecież super, ale ja nie mam tego punktu kulminacyjnego. Wiadomo, że z kobiecym orgazmem jest trochę trudniej, myślałam że to też przyjdzie z czasem, ale ciągle nic. Szczególnie jak czytam historie kobiet, które już na samym początku życia seksualnego przeżywają orgazmy i nie rozumiem dlaczego ja nie potrafię dojść.
Zaznaczę jeszcze, że nigdy się nie masturbowałam, więc sama też się nigdy do orgazmu nie doprowadziłam.
Najgorsze, że widzę, że mój partner się stara, za każdym razem próbuje jakoś inaczej, pyta mnie jak, a ja... Sama nie wiem jak. Powtarza, że chciałby mi w końcu dać orgazm, bo głupio się czuje, że on ma zawsze, a ja nigdy. Nie chcę żeby przez to sam zaczął w siebie wątpić, bo jest naprawdę fantastyczny, tak się stara. Dlatego mówię mu, że to nie jest jakiś wymóg, bo najważniejsze że jest nam dobrze, ale widzę że go to trapi. Z resztą mnie też, bo poważnie zaczynam się zastanawiać czy może ze mną jest coś nie tak.
Oczywiście jest to przyjemne jak zajmuje się moją łechtaczką, czy językiem czy palcem, ale jest to tylko przyjemne. Najczęściej najpierw zajmuje się moim biustem, co mnie naprawdę bardzo podnieca i uwielbiam to, a jak później przechodzi niżej to wtedy widać jak na dłoni - wręcz mi trochę przechodzi i 'uspokajam się', spowalnia mi oddech i tyle.
Nie rozumiem tego. Facet, którego kocham i który mnie szalenie podnieca pieści moją łechtaczkę, a ja się czuję jak bryła lodu, bo powinnam się wić z rozkoszy i błagać go o jeszcze, a ja mam nastrój typu 'ymhy, fajnie'.
Zdecydowanie bardziej podniecająca i przyjemna jest dla mnie sama penetracja, wtedy faktycznie się wiję, bo znowu się nakręcam i jest mi naprawdę, naprawdę dobrze, ale też nie aż tak bardzo żeby mieć orgazm.
Może ktoś mnie oświeci, proszę o jakieś rady