Witam Was wszystkie kobietki!
Często zaglądam na tą stronę. Szukałam ciepłych słów, gdy było mi źle. Teraz postanowiłam się włączyć w dyskusję.
Jestem 44 letnią kobietą, przeżyłam z mężem 23 lata. Nie zawsze była między nami sielanka. Ale jakoś działaliśmy wspólnie. 5 lat temu przeszliśmy poważny kryzys, postanowiliśmy razem być ze sobą. Jednak w tym roku doszło do rozłamu naszego związku. Mąż chce się rozwieść, nie kocha mnie, nie zależy mu na ratowaniu związku. Sprawa się ciągnie od kwietnia. Jest żal, rozpacz, błaganie o zostanie. Przez całe życie moja mama lubiała się wtrącać w nas związek. Ciągle były awantury u nas z tego powodu, ale ja już zmądżałam i rozmawiałam z mamą o jej wtrącaniu. Uspokoiło się to. Mamy z mama sporadyczny kontakt. Zrobiłam wielki postęp w ustawianiu rodziny. Jednak mąż nie widzi szansz na uratowanie małżeństwa, ma już dość matactwa. Jest mi ciężko, mam strach zostawieniem, samotnościa.
chochlik
Ja w strachu przed samotnością przeciągałam jak mogłam najdłużej i przeciągnęłam, że wreszcie z hukiem pękło. Teraz żałuję, że tak późno, bo dla mnie już jesień życia.
Ty masz jeszcze wiele przed sobą. Sam środek życia, co jeszcze możesz w piękny sposób wykorzystać.
Takie utrzymywanie związku na siłę, to nic dobrego, bo wciąż są wątpliwości i podejrzenia.
Skoro mąż Ciebie nie kocha, to tym bardziej puść to wszystko niech się rozsypie.
Może się okazać, że nie ma już czego zbierać do sklejania.
Ułożysz sobie życie z kimś innym, ale mając obecne doświadczenia - inaczej.
Głowa do góry kobieto.
Masz prawo być szczęśliwa i kochana, a jeśli ktoś tych praw nie uznaje, to znaczy, że nie jest Ciebie wart.
...każdy kto decyduje się na rozstanie czuje strach przed samotnością...ale to stan przejściowy...potem czujesz ulgę, ze już nie widzisz osoby, która tak Cię zraniła... tak było w moim przypadku...cierpiałam to fakt, przecież to ja do końca kochałam...ale teraz nie żałuje...przyjdzie w Twoim życiu czas, kiedy znowu zaczniesz układać sobie nowe życie...będzie dobrze
Dziękuję za ciepłe słowa, płakałam czytając. Dlatego się cieszę, że odważylam się o swoim cierpieniu napisać. Dzięki za wsparcie!
Jestem już krok od pogodzenia się z tym, ale ciągle przeciągam strunę, ciągle nam nadzieję, ciąglę proszę aby został. Nie wyobrażam sobie dni, kiedy będę sama... przeraża mnie to. Chociaż będę miała wsparcie rodziny i wiem, że to toksyczny związek. Jak jest trudno.... .
Strach przed samotnoscia, toksyczny zwiazek.. Wszystko jakby moje slowa, tylko ze 20 lat wstecz. Takie historie jak Twoja, chochliku, utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze nie wazne, czy mam 20 lat, czy 44 - w kazdej chwili moge zostac sama, stracic kogos waznego. Ja tez jestem na poczatku drogi po rozstaniu, jednak jak sie maja moje 20 wiosen do Twojej dojrzalosci ? Zycze Ci sily i cierpliwosci, nie boj sie byc sama, musisz kochac sama siebie, przypomnij sobie jak to bylo 'przed'. Dasz rade, tylko musisz w siebie uwierzyc. Moze wydam Ci sie niedojrzala, maloletnia, ale co mi tam Wszystkie powinnysmy sie wspierac, pozdrawiam cieplo
Witam Was wszystkie kobietki!
Często zaglądam na tą stronę. Szukałam ciepłych słów, gdy było mi źle. Teraz postanowiłam się włączyć w dyskusję.
Jestem 44 letnią kobietą, przeżyłam z mężem 23 lata. Nie zawsze była między nami sielanka. Ale jakoś działaliśmy wspólnie. 5 lat temu przeszliśmy poważny kryzys, postanowiliśmy razem być ze sobą. Jednak w tym roku doszło do rozłamu naszego związku. Mąż chce się rozwieść, nie kocha mnie, nie zależy mu na ratowaniu związku. Sprawa się ciągnie od kwietnia. Jest żal, rozpacz, błaganie o zostanie. Przez całe życie moja mama lubiała się wtrącać w nas związek. Ciągle były awantury u nas z tego powodu, ale ja już zmądżałam i rozmawiałam z mamą o jej wtrącaniu. Uspokoiło się to. Mamy z mama sporadyczny kontakt. Zrobiłam wielki postęp w ustawianiu rodziny. Jednak mąż nie widzi szansz na uratowanie małżeństwa, ma już dość matactwa. Jest mi ciężko, mam strach zostawieniem, samotnościa.
chochlik
Witam...
To powiem Ci jako również mąż z 3 letnim stażem związkowym a w tym 9 miesięcznym, sakramentalnym małżeństwem.
Przez 23 lata zgotowałaś wespół z matką mężowi piekło i teraz chcesz ten czas mu wynagrodzić??? Jak? Czym?
Tym, że mama już nie jest "wspólnikiem" w Waszym związku? Bo pomimo niespełna rocznego własnego stażu małżeńskiego, tak jednego mogę Cię zapewnić, że kogo jak kogo, ale Twojego męża doskonale w tym wypadku rozumiem, a nawet i popieram.
Poczytaj sobie wątek "Teściowie... nieodcięta pępowina", to może skalę małżeńskiego spustoszenia, jakie ofiarowałaś wraz z matką mężowi choć w części zrozumiesz.
Cały czas się nim bawiłaś, traktowałaś jak wypełniacz w wolnym czasie a teraz masz poczucie ciężaru strachu osamotnienia, porzucenia?
On to czuł przez 23 lata!!! I tak z własnej autopsji się zastanawiam nad jednym: jak w tym stanie wyrobił taki szmat czasu, będąc mężem jedynie na papierze???
Dzięki za odp. na moje pisanie, zawsze lepiej jest posłuchać inne osoby co o tym sądzą. Nie które dają mi wiele wsparcia i otuchy.