A gdzie jest w Biblii jest napisane, że mamy wierzyć tylko w to, co tam jest napisane? . Ale mimo to przyznam Ci rację: wiele w dogmatów w KK to totalnie poronione pomysły. Maria była silną, ciężko pracującą kobietą i w dodatku straciła wcześnie syna. Czy była dziewicą - nie wiem, ja jej pod kieckę nie zaglądałam. I pewnie Ci uczeni panowie też nie, a mimo to woleli ją widzieć jako dziewicę. To mówi sporo na ich temat - kim dla nich była idealna kobieta. O wniebowzięciu chyba coś tam napisano w apokryfach - ale nie jestem pewna. Dla mnie to wzór do naśladowania, silna psychicznie młodziutka dziewczyna, której wali się świat, bo oskarżają ją o puszczanie się. A ona mimo wszystko przetrwała, udało jej się. Wyszła za mąż za porządnego gościa, urodziła synka, wychowała go na dobrego człowieka. Może miała więcej dzieci, może nie - Bóg raczy wiedzieć . Ale dziewica na którą kreują ją w KK, takie borajstwo plaskate, blade, chude, podkrążone oczy wzniesione ku niebu, smutna, rączki złożone - widział ktoś kiedyś taką babę? A nawet gdyby - Chrystus przyjechał po nią na złotym rydwanie i zabrał do siebie jak Eliasza abo kogoś tam? No i fajnie, oszczędność miejsca i czasu, i pieniędzy dla rodziny - zero pogrzebu, grób się przyda na kogoś innego, kasy na wonności i płótna nie trzeba wydawać - czysta ekonomia . A czy to ważne w ogóle? Była, żyła, była fajną babką i gra i buczy.
Tak się składa, że w KK wiara w dogmaty nie jest niezbędna do zbawienia. Czyli mogą napisać, powiedzieć wszystko, a ani ja ani nikt inny nie musimy w to wierzyć. Dogmaty "wymyśla" nie papież (i on sam tak naprawdę w tym względzie ma niewiele do gadania), tylko któraś z komisji czy kongregacji. I idzie to potem przez całą machinę biurokracji. To nie jest tak, że papież się rano budzi z hasłem: "słuchajcie, wymyśliłem sobie...".
Nie wiem, czy KK traktuje was jako sektę. Nie spotkałam się z czymś takim, raczej większość osób, które znam wypowiadało się o was z szacunkiem i uznaniem. Sama mam ewangelickie korzenie i nigdy w życiu bym nie powiedziała, że moi przodkowie byli sekciarzami. Zresztą jakby ktoś inny mi coś w tym stylu powiedział, to bym nie darowała . Raz tylko z ciekawości i kilku innych powodów o których nie powinnam pisać (acz nie była to sympatia) przeszłam się na mszę trydencką (czyli po łacinie, ołtarz odwrócony, ksiądz tyłem do wiernych). Potem było spotkanie, na które mnie siłą zacięgnęli - i tam dowiedzałam się takich rzeczy o protestantach i KK posoborowym (watykański II), że uszy puchną. Cóż, to wszystko mówił dość młody ksiądz. Jechał po innych księżach jak Bułgar po indyku, nie przebierając w słowach (w KK są jeszcze niedobitki twierdzące, że sobór watykański II był zły, że jego reformy są złe i wszystko w dzisiejszym KK jest do d. Ogólnie są to ludzie zupełnie nie na poziomie, a ci których spotkałam, mają spore problemy z psychiką, serio).
A a propos ingerencji w Boże słowa - a przekład, gdzie trzeba jedno słowo wybrać z trzech bardzo podobnych nie jest ingerencją? Przecież dane tłumaczenie często narzuca pewien przymus interpretacyjny...