Witam
Jestem chyba w dość nietypowej sytuacji, ponieważ pomimo relacji w jakiej w obecnej chwili jestem czuję się niesamowicie samotna. Tak koleje losu pokierowały moim życie, że wszyscy moi znajomi gdzieś się pochowali i doskiera mi brak osób w koło. Z racji tego, że mój związek jest dość nietypowy, jakby to określić "weekendowy" to często nie mam z kim spędzić czasu i siedzę w domu odliczając godziny do pójścia spać, a i na tym polu miewam niemałe problemy, potrafię nie spać całe noce. Staram się wychodzić z domu, organizować czas, wyjścia na spacer, na jogę, jazda na rowerze, ale ciężko jest tak wszystko samemu. Byłam kilka razy sama w kinie to niestety krępowało mnie to, że przyszłam sama. Macie pomysł na to jak spędzać czas w pojedynku lub poszukać znajomych do wspólnego spaceru, kawy, weekendowego wyjazdu. No właśnie majówka za pasem, a ja rozmyślam co będę robić. Długo się zastanawiałam czy nie iść w te dni do pracy, zawsze to jakieś zajęcie, ale potrzebuję oddechu od codziennych zajęć, szkoda tylko że w pustych czterech ścianach. A Wy jak spędzicie najbliższe dni? Wszędzie w koło trąbią o grillach, wyjazdach
Nie ulegajmy długo-weekendowej presji! Przede wszystkim rób tak, by odpocząć, zregenerować się
A czemu Twój związek jest weekendowy? Czy można temu zaradzić?
Świeżutka, jak ja świetnie Cię rozumiem...
Mam podobnie, a raczej... mam identycznie jak Ty. Mimo tego, że mam faceta, czuje się bardzo samotna. Nie jestem typem kobiety, która z niecierpliwością odlicza minuty do randki, rozumiem, że on ma też swoje sprawy, pracę do późna itp. Dlatego często doskwiera mi uczucie, że jestem sama, chciałabym gdzieś wyjść, choćby na spacer, a... nie ma z kim.
Chyba nie doradzę Ci w kwestii szukania znajomych, bo... sama wiem, jak jest ciężko, mimo, że patrząc z boku to wydaje się takie banalne (chwyć za telefon i zadzwoń;))
Co do samotnego spędzania czasu, moim zdaniem wszelkie rozrywki typu kino, impreza...chyba odpadają, bo człowiek jeszcze bardziej czuje się samotny w tłumie. Jest teraz fajna pogoda.. spacer to chyba najlepsza opcja.
PS. Ile masz lat?:)
Dzięki Dziewczyny za odpowiedź.
Jeśli chodzi o mój związek to jest dość "dziwny". Nie do końca mi to pasuje, ale chyba nie potrafię tego zmienić. Oboje mamy po ok. 30 lat swoje oddzielne mieszkania w jednym mieście. Spotykamy się najczęściej w sobotę wieczorem i jak się dobrze złoży to jeszcze czasem w jakiś dzień w tygodniu. Niestety dla mnie to za mało, ale chyba w jakiś stopniu to zaakceptowałam, głową muru nie przebiję, czasem zaproponuje jakieś kino, wyjście, wyjazd nad jezioro, do lasu to albo po drugiej stronie jest zmęczenie albo akurat coś pilnego trzeba zrobić. Trwa to już tak około roku... Wcześniej mocno to przeżywałam, choć i teraz zdarzają się takie dni, że po prostu wymiękam. Dlatego nie chcę spędzić życia w oczekiwaniu na akurat sprzyjający moment do spotkania. Też uważam, że spacer to najlepsza opcja i tak właśnie zamierzam dzisiaj zrobić
A nie moglibyście ze sobą zamieszkać?
Niestety nie rozmawialiśmy nigdy o tym. Kupiłam mieszkanie na początku roku, ponieważ nie było możliwości dłużej wynajmować poprzedniego. Mój facet w tamtym okresie bardzo mocno mnie wspierał i dopingował w kupnie mieszkania, więc uznałam, że to jeszcze nie jest ten czas na zamieszkanie razem, z mojej strony oczywiście nie byłoby problemu. Nawet nie znam jego rodziny, fakt że mieszkają dość daleko, ale odwiedzają się co ok 6-8 tygodni, albo oni do niego, albo on do nich. Może i źle się zachowuję, ale sama pierwsze nie zaproponuję, żeby ich poznać. Jakiś czas temu powiedziałam, że czuje się tak jakby się mnie wstydził. Jedynie zaprzeczył.
"Mój facet w tamtym okresie bardzo mocno mnie wspierał i dopingował w kupnie mieszkania, więc uznałam, że to jeszcze nie jest ten czas na zamieszkanie razem, z mojej strony oczywiście nie byłoby problemu." - no ja bym wtedy pomyślała akurat na odwrót
Jak długo jesteście ze sobą?
Jesteśmy razem od ok. roku, chociaż ciężko powiedzieć dokładnie od kiedy, znamy się dłużej, wcześniej byliśmy przyjaciółmi, aż w końcu się stało.
Może jestem staroświecka i ciężko było zaproponować mi, że skoro muszę się wyprowadzić ze swojego mieszkania, to może wprowadzę się do Ciebie? Wiedział o moim dylemacie, gdyby uważał, że jest na to gotowy to myślę że zaproponowałby sam.
No ale kupno mieszkania to inwestycja w przyszłość. Może to on pomyślał, że skoro kupiłaś mieszkanie, to TY zaproponujesz wspólne mieszkanie = jego wprowadzkę.
A może zdobądź się na odwagę i porozmawiaj z nim na temat wspólnego mieszkania. Wydaję mi się, że nic tym nie stracisz a wiele możesz zyskać.
Tu nie potrzeba odwagi, a ukochania prostych rozwiązań
Może być tak, że TY czekasz na aż on się odezwię na ten temat i również on czeka na inicjatywę z Twojej strony.
No to już tłumaczę jak było, w momencie kiedy mówiłam o tym, że muszę się wyprowadzić to doradził mi, żeby lepiej jest kupić swoje mieszkanie, nawet na kredyt, bo lepiej spłacać raty niż spłacać komuś innemu. Dla mnie to było jednoznaczne
Moim zdaniem widział inwestycję w Waszą wspólną przyszłość. Czyli: Ty kupisz, a kiedyś może zamieszkacie tam razem. Proste.
Niestety nie była to z jego strony wizja w przyszłości, ponieważ tak jak pisałam wcześniej on ma swoje mieszkanie, większe od mojego, w którym mieszka sam.
Ahmmm to wiele wyjaśnia. No to pozostaje tylko jedno: porozmawiajcie.
Zawsze dobrze mieć jakaś perspektywę łatwych pieniędzy, w sensie, skoro on ma swoje, większe mieszkanie, po zamieszkaniu razem zawsze mozecie Twoje wynająć i czerpać z tego korzyści.
Rozmawialiśmy niejednokrotnie. Nie chcę już mówić o tym, że czuję się samotna, że źle mi z tym, że wracam do pustego mieszkania, że jem sama obiady, że wszystko robię sama. Mam dość użalania i proszenia o spotkania, o spędzanie razem czasu. Zwykle wtedy słyszę, że a to brak czasu (oboje pracujemy do 15), a to zmęczenie... To nie przynosi żadnych rezultatów, to mi jest źle i to ja muszę coś z tym zrobić, dlatego szukam możliwości organizowania sobie czasu wolnego sama. Niestety jakieś dwa lata temu przeprowadziłam się z innego miasta i ciężko o znajomych, oczywiście mam kolegów i koleżanki, ale jak to normalni ludzie, mają mężów/żony, dzieci, więc i inne obowiązki.
Skoro teraz jest jak jest, nie licz na to, ze z czasem będzie inaczej.
Jesteś w stanie zorganizować sobie w ten sposób całe życie?
Wiem o tym doskonale, że tak nie chcę, że życie przecieka mi przez palce. A dlaczego tak robię? Nie wiem, może to naiwność, może głupota. Dociera do mnie to coraz bardziej, nie jestem w stanie tego zakończyć, chociaż wiele razy się nad tym zastanawiałam. Muszę stanąć na nogi, wzmocnić poczucie własnej wartości i pokochać siebie. On dla mnie wiele znaczy, jest wspaniałym facetem i kiedy jesteśmy razem bardzo dobrze się czuję, pewnie to dlatego tak trwam
Tylko teraz pytanie, czy satysfakcjonuje Cie bycie szczęśliwą na chwilę? Co to za związek na weekendy ? Jeśli miałby wobec Ciebie poważne plany inaczej podszedł by do sprawy. Takie moje zdanie
Dobre rozwiązanie, zamiast czekać aż Twój facet ruszy tyłek, samej zorganizować wolny czas. Myślę też sobie, że może gdy zobaczy,że nie oglądasz się na niego, coś go ruszy, poczuje się mniej Ciebie pewny ?
Piszesz o jodze- bardzo często szkoły organizują krótkie (dłuższe też) wypady warsztatowe itp. teraz to już za późno, ale np. taki wyjazd urlopowy. Jeśli nie szkoła,w której praktykujesz, to może jakaś inna ogólnopolska. Sama byłam na takim wyjeździe, NIKOGO nie znałam, ale akurat to najmniejszy problem, bo organizatorzy dbają o to, byś sama tam nie była
Nie piszesz z jakiego miasta jesteś, ale forum też jest dobrym miejscem, by kogoś poznać (na własnym przykładzie- poznałam tu fajne dziewczyny z mojej bliskiej okolicy).
Masz rower- wsiadasz na rower, mnóstwo ludzi jeździ w pojedynkę, sama tak jeżdżę, bo gdybym miała czekać, aż któraś z moich koleżanek ruszy tyłek, siedziałabym bezczynnie i gnuśniała razem z nimi
Oprócz rowerka biegam i co fajne, mijający Cie inni biegacze pozdrawiają się, uśmiechają i to akurat jest świetny wstęp do nawiązania znajomości.
A ja już wiem, że prawdziwym problemem nie jest tu wcale organizacja czasu wolnego.
I ja, Catwomen domyślam się o czym piszesz. Czas wolny to może i można sobie zorganizować co też robię z mniejszym lub większym skutkiem. Co z tego, że dzień zapełniony po brzegi jak i tak czegoś ciągle brakuje, może źle sie wyraziłam, nie czegoś, a kogoś... Wiem, że muszę mocno zastanowić się i podjąć jakąś mądrą decyzję, a tymczasem ładuję akumulatory. Właśnie wróciłam z wycieczki rowerowej, a teraz książka w dłoń i relaks dalej trwa:)
Wymiękam... Siedzę i ryczę, po wczorajszym dniu jako tako spędzonym dziisaj kompletnie się rozłożyłam. Chyba dociera do mnie, że to jednak nie ma sensu i nic się nie zmieni, że to koniec, że muszę w końcu zrobić ten krok. Tylko jak się podnieść?
Jeszcze nie upadłaś
Świezutka tak sie zastanawiam na co Ty czekasz...jestes w takim wieku,ze to juz najwyzsza pora pomyslec o załozeniu rodziny...a wyglada na to,ze Twoj facet nie ma ochoty na stały zwiazek...wystarcza mu ktos od czasu do czasu...tylko ile tak mozna ciagnac? w koncu zostaniesz sama i moze sie okazac,ze bedzie juz zbyt pozno na ułozenie sobie zycia...pamietaj,ze dla kazdego normalnego człowieka rodzina to szczescie Jesli masz ochote porozmawiac zapraszam gg 940484
Znów nie gloryfikujmy tej rodziny! Założyć można ją zawsze- no kwestia płodności, jeśli mówimy o macierzyństwie, to fakt.
Natomiast na pewno trzeba się zastanowić nad jego realnym zaangażowaniem w ten związek.
Na co czekam? Chyba mam jeszcze nadzieję, że jednak znaczę coś więcej i że razem możemy zbudować przyszłość... Pewnie powiecie, że jestem naiwna, ale tak właśnie jest, trwam resztkami nadziei, chociaż z każdym dniem cierpię coraz bardziej
Jeśli coś nie buduje- zaczyna niszczyć. A to, co niszczy, nie jest gwarantem szczęścia.
Porozmawiaj z nim...powiedz czego oczekujesz,pragniesz...czekanie nie rozwiaze problemu,a tylko utwierdzi go w tym,ze taki układ Tobie tez odpowiada...
witam dziewczyny. dlugo zbieralam sie by napisac ale ja nie wiem juz co mam robic. jestem w 6miesiacu ciazy mieszkam z moim facetem on twierdzi ze kocha ale czuje sie teraz gruba brzydka kompletnie nie atrakcyja i samotna. on jest ale go nie ma...
Próbę rozmowy podejmowałam już nie raz, mówiłam, że czuję się samotna, ze potrzebuję więcej, że dla mnie to za mało... zawsze kończyło się na tym, ze nie potrafię doceniać "małych kroków". Powiedzcie mi, czy jest jeszcze coś co mogłabym zrobić?