Witam wszystkich
Przeżyłam zdradę męża, jesteśmy razem, jestem szczęśliwa, niestety nie mogę uwolnić się od tego co się wydarzyło....
Mam takie przemyślenia po wczorajszej dyskusji w innym wątku...
Zauważyłam, że osoby, które decydują się na ratowanie małżeństwa są na forum trochę dyskryminowane, bo ? ciepłe kluchy, bo się poniżają, bo nie mają godności i honoru?..
- gdybym odeszła od męża, to zniknąłby żal do niego za to co zrobił ?
- zniknąłby żal do życia za to co mnie spotkało ?
- odbudowałoby się zaufanie do mężczyzn ?
- czy znikają wtedy obrazy tego co się wydarzyło ?
- czy przestałabym o tym myśleć ?
Myślę, że gdybyśmy się rozstali , byłaby cały czas rozżalona, dodatkowo doszedłby żal, że on nie walczył o mnie. Nawet jakbym kogoś poznała, w głębi czułabym ten żal do męża do końca życia. Może się mylę, a może po rozwodzie wszystko mija?
Ale nie sądzę, nie można przejść nad tym faktem do porządku dziennego - nigdy ..
Ja jestem PO ponad dwa lata , ale najbardziej mnie nakręcają nowe historie o zdradach, przeżywam wszystko na nowo, taka niekończąca się historia?....