Próba odzyskania - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 47 ]

Temat: Próba odzyskania

Witam,

Nazywam się Damian. W życiu bym nie przypuszczał, że będę potrzebował takiej porady i tym bardziej szukał jej w internecie. Ale już nie potrafię inaczej się zachować. Może wy, drodzy czytelnicy będziecie w stanie mi coś poradzić.

Byłem z moją dziewczyną przez 3 lata. Uczucie pojawiło się znikąd, tym bardziej że ona przede mną nie miała nikogo i kompletnie nie interesowały ją jakiekolwiek związki. Walczyłem o nią bardzo długo, by wreszcie otrzymać odpowiedź - tak, chcę być z Tobą.
Było pięknie, przez jakieś 1,5 roku szaleliśmy za sobą. Potem pojawiły się drobne sprzeczki wynikające i z mojego jak i jej charakteru. Jednocześnie dziewczyna dawała mi znaki że życia sobie beze mnie nie wyobraża i pomimo moich wad chce być ze mną zawsze. Odgrzebałem nawet stary list który od niej kiedyś dostałem w formie zadośćuczynienia za brak prezentu, wszystko to było tam zawarte. Pokochałem ją strasznie, było raz lepiej, raz gorzej, ale mimo wszystko strasznie ją pokochałem. Mimo wszystko przez jej zapewnienia i to co było na samym początku między nami poczułem się... Zbyt pewny w związku. Jakby to miało trwać wiecznie i nigdy się nie rozpaść. Jakieś pół roku temu zaczęło się między nami psuć. Jej zaczął przeszkadzać mój charakter, to że jestem nieco zadziorny itd. Ale udało mi się wtedy sprawić, żeby uczucie choć trochę odżyło. Przez dwa miesiące było jak w bajce, choć mieszkaliśmy osobno (ze względu na studia) ona nocowała i przebywała u mnie praktycznie codziennie. W tym momencie muszę jeszcze poruszyć jedną ważną kwestię - myślę że zauważyła mnie i pokochała za to, że zajmuję się pewnym specyficznym sportem na skalę światową. Nigdy nie byłem w tym wybitnie dobry, ale mimo wszystko ona to zauważyła i poprzez nasze uczucie coraz bardziej się jej to podobało. Mnie na początku jedynie bawiło, że chce się tego uczyć ode mnie (jest to całe moje życie), potem już cholernie cieszyło.

Wkręciła się jak nigdy w moje towarzystwo, całe sportowe community, dosłownie wszyscy ją pokochali za to samo za co ja ją pokochałem - że jest ładna, inteligentna i po prostu... dobra. Po prostu zaczęła tym żyć jak swoim własnym życiem. Nie zajmowała się tym już dlatego że robiła to dla mnie, tylko dla siebie. I tutaj muszę wrócić do sytuacji sprzed dwóch miesięcy. W moim mieszkaniu pojawił się współlokator, nasz wspólny znajomy, swego rodzaju dusza owego sportowe społeczeństwa. Był i myślę że nadal jest moim najlepszym przyjacielem któremu mogę powiedzieć wszystko. Jest on jednak dużo starszy, przez co często się kłóciliśmy i były między nami spięcia. Moja dziewczyna choć początkowo kompletnie go nie znosiła, z czasem zaczęła go lubieć, rozmawiać z nim ciągle itd. A on, z racji swojego charakteru podtrzymywał tą przyjaźń między nimi z racji tego że jest bardzo miłym i dobrym człowiekiem. Prowadzimy razem działalność sportową w której każdy z nas trzech bierze istotny udział. W chwili gdy on się wprowadził bajka pękła - zaczęliśmy ze sobą spędzać 3 razy mniej czasu niż zwykle, choć była nadal u mnie często na mieszkaniu to jednak cały czas był tam też on. Szukał i nadal szuka stałej pracy, przez co praktycznie nie szło go wygonić z mieszkania. Przestaliśmy się kochać, przestaliśmy się nawet dotykać. Mi to nie pasowało, w końcu kocham ją nadal bardzo i chciałbym z nią być na takim etapie na jakim już wcześniej byłem. Dlatego szukałem jakiejkolwiek okazji żeby się do niej zbliżyć. Coraz częściej pojawiały się między nami spięcia, większość wynikała niestety z mojej dumy. Mniej więcej pół roku temu, zaraz po tym jak prawie sie rozstalismy przejrzałem na oczy i naprawdę chciałem się zmienić. Zmienić w sobie wszystko co jej przeszkadzało.

Postanowiłem że chcę się jej oświadczyć i przez te pół roku walczyłem o to, żeby być w stanie to zrobić. Chociaż wiedziałem, że ona nie chce się żenić ani nic w tym stylu, chciałem jej pokazać że podchodzę i chcę podejść do tego poważnie, dojrzale. I przez te pół roku walki byłem tak tym nabuzowany, że przestałem się martwić prostymi rzeczami tylko na siłę chciałem żeby było między nami dobrze. Popełniałem wiele błędów, kupowałem drogie prezenty zamiast usiąść i porozmawiać. Coraz mniej zacząłem z nią rozmawiać, ale po prostu szlag mnie trafiał gdy widziałem jak ja wracam na mieszkanie a ona i mój współlokator rozprawiają w najlepsze. Jeśli ja jej dawałem sygnały że nie czuję się z tym dobrze, albo mam o coś do niej pretensje, to ona uciekała do niego i rozprawiała z nim jakby się nic nie stało, jakby mnie nie było. A mój współlokator z racji swojego charakteru i tego, że nie chce się do nas mieszać również odpowiadał jej miło i uprzejmie. Cały czas chodziłem wściekły na to jak się oboje zachowują, a gdy powiedziałem o tym mojej dziewczynie to była wściekła że jestem w stanie coś takiego myśleć o niej i o moim współlokatorze.

Przez cały ten czas pieprzyło się na wielu frontach. Ja zacząłem odnosić się niedobrze do ludzi, nic mi nie pasowało, nikt nie mógł mnie przekonać do swojej racji, nie byłem w stanie znaleźć wspólnego języka z rodzicami itd. Teraz to widzę i wiem że na tym polu miała rację, a jej przeszkadzało to cholernie. Do tego doszła sprawa jej koleżanek. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic, dlatego każdy z nas znał do siebie hasło na portale społecznościowe. Kiedyś podkusiło mnie sprawdzenie czy czasem nie piszą coś o mnie. I wtedy zobaczyłem jej wiadomości z najbliższymi koleżankami, że powinna mnie zostawić bo ją to boli, że się męczy w tym związku i na nią nie zasługuje. I że ona sama to rozważała tylko nie wiedziała co tak naprawdę robić.
Niecałe dwa tygodnie temu, przed świętami rozstaliśmy się. Była na mnie zdenerwowana o moje zachowanie na sportowej imprezie którą razem organizowaliśmy parę dni wcześniej. Ja, co tu dużo mówić, wypiłem trochę za dużo i zacząłem jej wyrzucać co mi przeszkadza itd. I była na mnie o to zła, choć na następny dzień było między nami okej. Wieczorem gdy razem oglądaliśmy film chciałem ją zaprosić na Sylwestra, ale zanim nawet zacząłem temat, powiedziała sama że chce spędzić tego Sylwestra w domu, razem z mamą (jej mama była samotna i poznała kogoś poza granicami kraju, także widzą się raz na ruski rok). Oczywiście że w każdej innej sytuacji bym to zrozumiał, bo wiem że jest to dla niej bardzo ważne i dla mnie też, i cholernie cieszyłem się że wreszcie sie spotkają. Ale coś we mnie pękło, bo właśnie na tego Sylwestra chciałem się jej oświadczyć. Strzeliłem głupiego focha, tzn. próbowałem nie dać nic po sobie znać, ale kilka razy w ciągu paru minut wyszedłem na papierosa i strasznie byłem tym nabuzowany.

Zauważyła to i potem gdy, już kładliśmy się spać zaczęła ze mną rozmawiać. Najpierw żebyśmy dali sobie trochę czasu i przestali się spotykać, bo jej jest już z tym źle i nie wie jak sobie z tym poradzić. Nie mogłem w ogóle przyjąć tego do wiadomości, nie mieściło mi się to kompletnie w głowie. Próbowałem ją jakoś przekonać, żeby spróbować inaczej, po czym ona stwierdziła że powinniśmy się rozstać. I że tak będzie najlepiej. Dobiło mnie to całkowicie, tym bardziej że jeszcze przed chwilą chciała żebyśmy dali sobie trochę czasu i nie spotykali się. Nie wiedziałem co kompletnie zrobić, powiedziałem jej spokojnie że muszę wyjść. Wyszedłem na zewnątrz w samej bluzie i włóczyłem się po okolicy prawie przez całą noc. Z własnej głupoty i nieostrożności chciałem przejść przez pasy na czerwonym świetle i potrąciło mnie lekko auto. Uciekłem od razu jak tylko się pozbierałem i do 5tej nad ranem się włóczyłem. Potem chciałem wrócić na mieszkanie, ale gdy położyłem się obok niej (i zauważyłem że śpi spokojnie) nie wytrzymałem nerwów i znowu wyszedłem. Pojawiłem się dopiero o 8mej rano i zasnąłem w kuchni nie mogąc nawet położyć się koło niej spać. Gdy wstała próbowała mnie jakoś zaciągnąć do łóżka, ale nie chciałem. Z nerwów nie wytrzymałem i powiedziałem jej czemu byłem na nią zły gdy poinformowała mnie o Sylwestrze, że chciałem się jej oświadczyć. Pierwszy raz w życiu z powodu kobiety się rozpłakałem. Przytuliła mnie i powiedziała "przecież wiesz że i tak bym odmówiła". Zniszczyło mnie w tym momencie to, że gdy tylko mnie przytuliła, wróciła do pokoju i spytała wesoło mojego współlokatora czy chce kawę , a potem zaczeli normalnie wesoło rozmawiać.

A ja w środku umierałem. Potem gdy ona zbierała się do siebie próbowałem jakoś załagodzić sytuacje i uratować to, prosząc o szansę. Tylko bardziej się zdenerwowała i wyrzuciła z siebie wszystkie zarzuty pod moim adresem. Że jestem tokstyczny i jeśli się nie zmienię to w końcu nikogo obok mnie nie będzie. W końcu wyszła. Przez dwa dni nie wiedziałem kompletnie jak sobie poradzić, płakałem jak jakaś ciota, wyszarpywałem sobie włosy z głowy, życie się dla mnie skończyło. Potem odezwała się do mnie na portalu społecznościowym pytając jak się czuję. Zaczęliśmy pisać normalnie, ale w końcu coś we mnie pękło i znów zacząłem jej mówić że jest dla mnie najważniejsza na świecie, że zrobiłbym dla niej wszystko i chcę o nią walczyć, tylko chcę żeby mi dała na to szansę. Żeby tego nie skreślała raz na zawsze. Napisała żebym nie wymuszał na niej poczucia winy, uszanował i zrozumiał jej decyzję. Jako że nadal miałem możliwość sprawdzenia jej rozmów widziałem, że po moim monologu zaczęła się pytać większości naszych wspólnych przyjaciół a także jej koleżanek czy dobrze robi. W tym mojego współlokatora. I wszyscy, dosłownie wszyscy powiedzieli jej że dobrze zrobiła. Że jest teraz niezależna i że będzie zdrowsza beze mnie. W końcu sama mi to napisała. Że czuje się wolna beze mnie i zdrowsza. Wiem, że przestało jej też na mnie zależeć całkowicie. Martwiła się tylko tym, że jeśli spotkamy się na jakiejkolwiek imprezie sportowej to będę miał jej za złe że się tam pojawia. Że zabiera mi moich znajomych, którzy ją polubili i wiem że jak dowiedzą się że nie jesteśmy razem to będą po jej stronie.
I ma rację. Choć mi tego przy rozstaniu ani potem nie powiedziała, to wiem że do swojej najbliższej koleżanki powiedziała że mnie już nie kocha. I jednocześnie nie chce rezygnować z tego życia i chce zebysmy byli znajomymi (zeby nie było kwasu na imprezach i w ogóle). Ale ja nie wiem czy tak potrafię. Od dwóch tygodni żyję jak trup, ciągle myślę o niej, jak ją odzyskać, przewija mi się tysiąc scenariuszy w głowie jak to będzie gdy spotkam się z nią gdzieś na zawodach a ona będzie z kimś innym. Do tego widziałem że zaczęła teraz flirtować z jednym z moich znajomych. Z moim współlokatorem jej nie wyszło, bo choć dalej z nią rozmawia to on wie już jak ona do tego podchodzi i nie chce jej dawać żadnych sygnałów że chce coś więcej z nią. A ona jest przez to zdenerwowana. Cały czas mi mówiła że między nimi nic nie ma, żadnej chemii (z jego strony owszem) ale teraz widzę że to było kłamstwo.

Jednocześnie nadal ją kocham i wiem, że być może zachowuje się tak teraz (bo NIGDY, przenigdy się tak nie zachowywała wcześniej, nigdy bym jej nie posądził że może się tak zachować po rozstaniu) bo jest po prostu zła. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Słowa nawet tego nie oddadzą, bo przez te dwa tygodnie postanowiłem że chcę się zmienić dla niej, nawet dla samego siebie i wiem że ma sporo racji w tym co mi mówiła. Wiem, że ona nie chce mysleć nawet o powrocie ani o tym żebym o nią walczył. Ale ja chcę o nią walczyć i nie wyobrażam sobie żebym mógł jakoś inaczej to rozwiązać. Złożyła mi życzenia w święta dziękując za to co było między nami i "ma nadzieje ze kiedy bedzie dobrze miedzy nami". Odpowiedziałem jej zyczeniami i zaczelismy rozmawiać, jak normalni ludzie, jak gdyby nic sie nie stało. Spytała się mnie wtedy czy będę miał coś przeciwko jeśli nadal będzie jeździć na te imprezy sportowe, i zostanie w tej społeczności. Co jej miałem powiedzieć? Oczywiście że powiedziałem że nie mam nic przeciwko, bo cholera, nadal ją kocham i chce zeby była szczęśliwa. Do koleżanki napisała zaraz po naszej rozmowie, że jest okej, bo gadała ze mną normalnie i że chyba wreszcie się pogodziłem z tym rozstaniem.

I tutaj pytanie do was. Czy uważacie, że ona może mnie jeszcze pokochać? Chcę przystopować na pewien czas, sama wyszła z propozycją spotkania, więc chciałbym zaczac sie z nią spotykac jak dawniej, na samym poczatku. Spróbować ją "zdobyć" jak za pierwszym razem. Bo wierze że może być ze mną szczęśliwa, jeśli zobaczy że się zmieniłem. Tylko jeśli ona neguje to z każdej strony w tym momencie i w tej chwili chce żebyśmy byli tylko znajomymi, przyjaciółmi na zawsze i że nie chce już mi nigdy dawać szansy , to czy ona może zmienić swoje zdanie? Czy jest szansa na to że ona faktycznie może zrozumieć, że warto ze mną być? Skoro tak bardzo to teraz neguje? Akceptuję to że nie chce ze mną być, ale nadal chcę o nią walczyć bo uważam że jeśli jest jakakolwiek dziewczyna o którą chciałbym walczyć to jest to właśnie ona. Wiem, że pojawią się zaraz rady żebym dał sobie spokój, że znajdę sobie kogoś innego itd. Ale ja nie chcę nikogo innego. Ona jest wyjątkowa, zjawiskowa, i nikt w całym moim życiu, ani rodzice, ani znajomi, przyjaciele, nikt nie rozumiał mnie tak dobrze jak ona. Rozmawiałem z nią tak jak mówiłem zaraz po wysłaniu życzeń i coś gadaliśmy o spotkaniu. Na razie nie chcę nic ruszać w tym temacie, dać jej czas, odezwać się w Sylwestra z życzenia na Nowy Rok i potem spróbować jakoś o nią walczyć. Proszę, pomóżcie, bo gniję we własnym umyśle i nie jestem w stanie sobie pomóc. Czy myślicie, że istnieje jakakolwiek szansa na to że po jakimś czasie ona może zakochać sie we mna nowo? Nie da się odkochać z dnia na dzień, więc domyślam się że nie kochała mnie już od dłuzszego czasu, a nie od chwili rozstania. Chcę o nią walczyć, tylko nie wiem czy ktoś kto jest tak pewny swej decyzji, może chcieć ją kiedykolwiek zmienić...

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez Grubbs (2012-12-26 17:30:39)

Odp: Próba odzyskania

Wow, muszę Ci powiedzieć, że przechodziłem bardzo niedawno i jeszcze pewnie przechodzę przez coś identycznego. Opisałeś prawie dokładnie moją sytuacje z kobieta i dlatego wydaje mi się, że będę potrafił powiedzieć Ci coś mądrego na ten temat.

Jeżeli chcesz ją odzyskać, to jedyną skuteczną metodą jest życie dalej jakby nic się nie stało, musisz pokazać jej, że radzisz sobie bez niej świetnie. Najpierw powiedz jej, że rozumiesz jej decyzje i zrób to jakby nic się nie stało. Nie miej oporów przed spotykaniem się z znajomymi jak i innymi kobietami. Nie inicjuj spotkań, nie pisz do niej, nie dzwoń. Niech wasze spotkania ograniczają się do przypadków i bądź wtedy miły, ale chłodny. Desperacja w postaci błagania, mówienia, że się zmienisz, że będzie lepiej tylko popsują sprawę. Nie używaj tez nigdy argumentów logicznych, kobiety są na nie bardzo odporne.
Kobiety to istoty bardzo emocjonalne i trzeba ten mechanizm zrozumieć. Kiedy kobieta zrywa bez jakiegoś bardzo wyraźnego powodu, dzieje się to z 2 powodów: ma kogoś innego lub mężczyzna przestał być dla niej interesujący.
Kiedy popadniesz w desperacje, będziesz do niej wydzwaniał, chodził za nią i błagał o szanse, mówił, że tęsknisz tylko ją odepchniesz bo one nie zobaczy w Tobie nic interesującego, tylko wrak faceta i tylko upewnisz ją w przekonaniu, że miała racje wg jej kryteriów odchodząc i tylko pogorszysz sprawę.
Dlatego, własnie musisz jej pokazać, że radzisz sobie bez niej świetnie, że świetnie spędzasz czas ze znajomymi, ze interesują się Tobą inne kobiety, innymi słowy pokazać, że wg Ciebie z wami koniec i żyjesz dalej. Ona wtedy, prędzej czy później, zacznie myśleć, że może jednak popełniła błąd, to Ci gwarantuje.
Prosty fakt dotyczący ludzkiej psychiki - Zawsze chcemy mieć to czego, nie możemy mieć. Jest to bardzo silne.
Ona, odchodząc od Ciebie, nie zdawała sobie sprawy, że to znaczy, że w pewien sposób Ty już nie jesteś jej i własnie to musisz jej pokazać. To jest bardzo silna broń i działa w 99% przypadków.
Jeżeli, zrobisz dokładnie tak jak piszę to gwarantuje Ci, że prędzej czy później, ona da Ci jakiś znak, że jednak może się pomyliła i wtedy bardzo ostrożnie, bo to dopiero początek.

UWAGA! Napisałem Ci jak sprawić, aby kobieta się Tobą zainteresowała na nowo, ale jest to bardzo trudny i wyczerpujący psychicznie proces. Bardzo ciężko jest tak postępować. Będzie miotało Twoimi myslami, bedziesz chciał napisać, zadzwonić, spotkać się, ale będziesz musiał się powstrzymywać. Jest to cholernie ciężkie i bardzo trudne.

Wiem jak ciężko jest się rozstać z kimś, z kim wiązało się plany na przyszłość, wiem jak ciężko, jest się pogodzić z tym, że ona powiedziała "odchodzę". Uwierz mi, chłopie, mogę Cię zapewnić, że przechodziłem przez coś identycznego i wiem jak ciężko poradzić sobie z myślami, ale ostrzegam - NIE WARTO PRÓBOWAĆ WRACAĆ DO SIEBIE. TO SIĘ PO PROSTU NIE UDAJE.

Ludzka psychika ma prosty system obronny przed złymi emocjami. Mianowicie, wypiera złe wspomnienia. Twoja partnerka jest teraz w Twoich myślach wyidealizowania, jest tylko wymysłem Twojej wyobraźni. Prawdziwa osoba jest zupełnie inna od tej z Twoich myśli, o wiele gorsza. Jest to trudna prawda, ale trzeba się z nią pogodzić.

Napisałem Ci jak najprościej tylko umiałem, jak odzyskać kobietę. To działa ZAWSZE, bo ludzie są różni, ale ludzka psychika jest zawsze taka sama. Co Ty z tym zrobisz, Twoja sprawa. Ja odradzam prób powrotu. Radzę wziąć się w garść i przetrwać te cholernie trudne chwile, bo będzie już tylko lepiej. Nie katuj się przeszłością, bo to jest zbyt trudne i nie warte swojej ceny.

Mówię Ci to wszystko, bo sam zmagałem się i nadal zmagam z identycznym problemem. Ja wiem jak bardzo mózg tęskni, a serce cierpi, to jest po prostu tego nie warte.

Trzymaj się, chłopie smile

3 Ostatnio edytowany przez Artemida (2012-12-26 19:49:26)

Odp: Próba odzyskania

Ona wciąż Cię w pewien sposób kocha, troszczy się o Ciebie.

A Ty... Napisałeś, że jesteś zadziorny. Co to znaczy? Czy wszyscy mają się z Tobą zgadzać, albo będziesz dyskutował i złośliwił? Wszyscy znajomi uznali, że jest dla Ciebie za dobra, że lepiej jej będzie samej. Co robiłeś, skoro wszyscy tak myśleli? Co musisz zmienić? Rozważałeś to już?

Współlokator... Nie byłby groźny, gdybyś Ty był dla niej taki, jakiego potrzebowała.

Czy uważasz, że możesz się zmienić? Czy uważasz, że będziesz szczęśliwy, gdy się zmienisz? Czy wciąż będziesz sobą?

Grubbs napisał/a:

Najpierw powiedz jej, że rozumiesz jej decyzje i zrób to jakby nic się nie stało. Nie miej oporów przed spotykaniem się z znajomymi jak i innymi kobietami. Nie inicjuj spotkań, nie pisz do niej, nie dzwoń. Niech wasze spotkania ograniczają się do przypadków i bądź wtedy miły, ale chłodny.

Jestem kobietą. Takie zachowanie upewniłoby mnie, że dobrze zrobiłam odchodząc - on mnie nie kochał. Moje odejście nie zrobiło na nim wrażenia - gdybym uwierzyła. Gdybym nie uwierzyła (gdybym zauważyła w tym grę), uznałabym takie zachowanie za żałosne, za dziecinadę.

Grubbs napisał/a:

Nie używaj tez nigdy argumentów logicznych, kobiety są na nie bardzo odporne.

Bardzo niebezpieczne uogólnienie. Nie jestem "odporna na logiczne argumenty", jednak gdy mowa o tym co CZUJĘ, gdy jestem z mężczyzną, gdy jestem bez niego, nie wyjaśniam niczego logicznym argumentami, bo są po prostu nie na miejscu.

Grubbs napisał/a:

Kobiety to istoty bardzo emocjonalne i trzeba ten mechanizm zrozumieć.

Kobiety, to ludzie, tylko innej płci. Czasem nimi rządzą emocje, czasem nie. Dokładnie tak samo jak facetami.

Grubbs napisał/a:

Kiedy kobieta zrywa bez jakiegoś bardzo wyraźnego powodu, dzieje się to z 2 powodów: ma kogoś innego lub mężczyzna przestał być dla niej interesujący.

Albo dlatego, że ukochany bardzo ją zranił.
Albo dlatego, że zawiódł, gdy bardzo liczyła na niego.
Albo dlatego, że nie widzi żeby ją kochał i jest nieszczęśliwa.
Albo dlatego, że ma nadzieję, że on się obudzi i zacznie się starać, gdy ona nie będzie na wyciągnięcie ręki (to twardzielka).
Albo dlatego, że czuła się ignorowana.
Albo dlatego, że nie widziała, żeby miała na niego jakikolwiek wpływ.
Albo dlatego, że czuła się zupełnie zaniedbywana.
Albo dlatego, że czuła jakby wszystko było ważniejsze od niej.
Albo dlatego, że nie czuła się szanowana.
Albo z 1000 innych powodów.

Grubbs napisał/a:

musisz jej pokazać, że radzisz sobie bez niej świetnie, że świetnie spędzasz czas ze znajomymi, ze interesują się Tobą inne kobiety, innymi słowy pokazać, że wg Ciebie z wami koniec i żyjesz dalej. Ona wtedy, prędzej czy później, zacznie myśleć, że może jednak popełniła błąd, to Ci gwarantuje.

A ja Ci gwarantuję, że jeśli nie przejdziesz głębokiej duchowej przemiany, jeśli się  nie obudzisz i nie zaczniesz szanować i słuchać kobiet, to prędzej czy później znajdziesz się w czarnej d... Bo trafisz na pustą laskę, która nie przejrzy głupich gierek. Jedynie ona da się zwabić. Wartościowa kobieta ucieknie gdzie pieprz rośnie.

Grubbs napisał/a:

Prosty fakt dotyczący ludzkiej psychiki - Zawsze chcemy mieć to czego, nie możemy mieć. Jest to bardzo silne.

To prosty fakt, dotyczący Twojej psychiki, nie Mojej. A jestem człowiekiem. I w dodatku kobietą. Ja się nie angażuję w akcje z góry skazane na niepowodzenie.

Grubbs napisał/a:

Ona, odchodząc od Ciebie, nie zdawała sobie sprawy, że to znaczy, że w pewien sposób Ty już nie jesteś jej i właśnie to musisz jej pokazać. To jest bardzo silna broń i działa w 99% przypadków.
Jeżeli, zrobisz dokładnie tak jak piszę to gwarantuje Ci, że prędzej czy później, ona da Ci jakiś znak, że jednak może się pomyliła i wtedy bardzo ostrożnie, bo to dopiero początek.

Jednocześnie gwarantujesz i mówisz 99%. Gwarancja to 100%. Jeśli kobieta, na której zależy Autorowi jest tak cenna, to bardzo prawdopodobne, że jest w mniejszości - inaczej łatwo by ja było zastąpić jakąś inną.

Grubbs napisał/a:

UWAGA! Napisałem Ci jak sprawić, aby kobieta się Tobą zainteresowała na nowo, ale jest to bardzo trudny i wyczerpujący psychicznie proces. Bardzo ciężko jest tak postępować. Będzie miotało Twoimi myslami, bedziesz chciał napisać, zadzwonić, spotkać się, ale będziesz musiał się powstrzymywać. Jest to cholernie ciężkie i bardzo trudne.

I - nie bójmy się tego słowa - przeciwskuteczne.

Grubbs napisał/a:

Wiem jak ciężko jest się rozstać z kimś, z kim wiązało się plany na przyszłość, wiem jak ciężko, jest się pogodzić z tym, że ona powiedziała "odchodzę". Uwierz mi, chłopie, mogę Cię zapewnić, że przechodziłem przez coś identycznego i wiem jak ciężko poradzić sobie z myślami, ale ostrzegam - NIE WARTO PRÓBOWAĆ WRACAĆ DO SIEBIE. TO SIĘ PO PROSTU NIE UDAJE.

Nie wiesz. Wiesz jak ciężko było Tobie. Ale Autor jest innym człowiekiem. Nie siedzisz w jego głowie. Nic prawie o nim nie wiesz.

Grubbs napisał/a:

Ludzka psychika ma prosty system obronny przed złymi emocjami. Mianowicie, wypiera złe wspomnienia. Twoja partnerka jest teraz w Twoich myślach wyidealizowania, jest tylko wymysłem Twojej wyobraźni. Prawdziwa osoba jest zupełnie inna od tej z Twoich myśli, o wiele gorsza. Jest to trudna prawda, ale trzeba się z nią pogodzić.

Ludzka pamięć notuje co emocjonujące i co sprawia ból. Nie notuje drobnych ranek, notuje głębokie urazy na bardzo długo, nawet na zawsze. Autor całkiem dobrze pamięta. Jeszcze nie idealizuje. I skoro wszyscy wokół dziewczynę kochają, to ona właśnie jest taka cudowna - dobra, ciepła, kochająca.

Grubbs napisał/a:

Napisałem Ci jak najprościej tylko umiałem, jak odzyskać kobietę.

Napisałeś jak zniechęcić do siebie kobietę.

Grubbs napisał/a:

To działa ZAWSZE, bo ludzie są różni, ale ludzka psychika jest zawsze taka sama.

Naczytałeś się głupich poradników, czy sam to wymyśliłeś?

Grubbs napisał/a:

Radzę wziąć się w garść i przetrwać te cholernie trudne chwile, bo będzie już tylko lepiej.

Może być lepiej, może być gorzej ale na pewno będzie inaczej.

Grubbs napisał/a:

Nie katuj się przeszłością, bo to jest zbyt trudne i nie warte swojej ceny.

A to już pozostawmy ocenie Autora.

Grubbs napisał/a:

Mówię Ci to wszystko, bo sam zmagałem się i nadal zmagam z identycznym problemem. Ja wiem jak bardzo mózg tęskni, a serce cierpi, to jest po prostu tego nie warte.

Nie warte? Więc z czym się zmagasz? Gdyby nie miało znaczenia, odwróciłbyś się, lekko uśmiechnął i poszedł swoją drogą.

Nie masz pojęcia o psychice kobiety. Nie masz pojęcia co robisz, nie masz pojęcia jakie będą skutki. Współczuję. Szczerze i serdecznie.

Drogi riverdrive2, nie ma recepty uniwersalnej na wszystkie kobiety.

Aby stworzyć receptę dla Ciebie, trzeba by było przyjrzeć się tej kobiecie. Ty zrobisz to najlepiej. Otwórz się na nią. Nawet gdyby nic nie wyszło, nauczysz się być otwartym na kobietę, czas wyleczy rany i gdy spotkasz inną świetną dziewczynę, nie spaprzesz niczego. Będziesz wymarzonym mężem, kochankiem w końcu ojcem jej dzieci. Będziesz szczęśliwy. Zobaczysz.

4

Odp: Próba odzyskania

na czym polega ta zadziornosc????mam meza...100osob mowi tak, on jeden  NIE....cholery mozna dostac,w sumie to,  duzo traci bo ludzie konstruktywnie myslacy uwazaja  go za tlumoka, ktory gada i gada i nic z tego nie wynika....pamietaj, ze ciezko zmienic sie na zawsze...zmienisz sie , aby osiagnasc cel ...dziewczyne....potem wracasz do swoich cech charakteru.....

5

Odp: Próba odzyskania

Dziękuję za odzew. Już bardzo mi pomogliście. Cholernie mnie cieszy to, że jestem w stanie porozmawiać o tym z osobami które już to przechodziły i choć trochę mnie rozumieją.

Boję się tylko że metoda typu "bądź chłodny, spraw żeby myślała że pogodziłeś się z tym i żyjesz dalej" na nią nie podziała. Z rozmów z jej najbliższymi które widziałem wynika jasno, że ona właśnie tego chce. Żebym poszedł dalej, zaczął cokolwiek robić, byleby pogodzić się z tym. Napisała do swojej najlepszej przyjaciółki, która jednocześnie przyjaźniła się ze mną na długo zanim się poznaliśmy (przez co starała się nam pomóc od czasu do czasu, choć cały czas mówi że nie chce się wtrącać bo jest między młotem a kowadłem), że już mnie nie kocha, że chce żebym dał jej święty spokój i wg. tego co mi powiedziała owa przyjaciółka, myśli i liczy na to że ja właśnie znajdę sobie kogoś szybko. To jest bardzo specyficzny typ kobiety. Umawiałem się z wieloma osobami przed nią, i naprawdę, uważam że ona całkiem inaczej patrzy na związek i na te sprawy niż reszta kobiet. Jak już mówiłem, byłem jej pierwszym i ona kompletnie inaczej podchodzi do tej sprawy, ze względu na to że nigdy wcześniej się z nikim nie rozstawała. Jakiś czas temu mieliśmy również spięcie o moją znajomą ze studiów, z którą codziennie jeżdżę tramwajem na zajęcia - nie wiem czy była zazdrosna, ale strasznie się jej nie spodobała. Powiedziała mi, że jej nie trawi. A teraz po rozstaniu, rozmawiała z przyjaciółką że "chce żebym jej dał święty spokój", a gdy ta jej powiedziała że może w końcu zacznę coś ze sobą robić, odpowiedziała że "mogę robić cokolwiek zechcę, byle z dala od niej." I że najlepszą opcją by było żebym związał się z tą moją znajomą, bo do siebie pasujemy i "byłoby po kłopocie".

Rozmawiałem z moim współlokatorem na ten temat, bo sam nie byłem pewien czy on też nie poczuł do niej jakiejś mięty. Był zszokowany tym co mu powiedziałem i stwierdził, że choć uważa ją za przyjaciółkę to zachowuje się w stosunku do niej całkowicie aseksualnie. Niestety, znam moją kobietę i widzę że jego zachowanie zaczęło przypominać moje gdy starałem się o nią 3 lata temu - i jej się to spodobało. Poprosiłem go żeby przestał do niej pisać w ten sposób czy jakkolwiek się z nią komunikować dając jakieś sygnały. Teraz widzę że był ze mną szczery i wykonał moją prośbę, bo moja była jest strasznie zdenerwowana na niego że przez ten czas świąt on w ogóle się nie odzywa, ledwo co odpisał jej na życzenia i w tym momencie wydaje mi się że to mógł być kolejny mój błąd - bo obwinia o to mnie. Rozmawiała ze swoją przyjaciółką i stwierdziła że mój współlokator zachowuje się w stosunku do niej chłodno ze względu na mnie. Że starał się ją zrozumieć gdy był kryzys i pocieszał ją, ale teraz gdy zobaczył (jej słowa) że gdy 'już mi "prawie" przeszło' to stanie po mojej stronie ze względu na to że mamy wspólne interesy i działalność. Wiem, że mój współlokator (a raczej najlepszy przyjaciel) po naszym rozstaniu choć próbował pocieszyć mnie, także starał się zrozumieć ją i powiedział parę przykrych słów na mój temat. I utwierdził ją w przekonaniu że dobrze zrobiła, że jest wolna i ma prawo do decydowania o sobie. Nie mam mu tego teraz za złe, bo wiem, że pomimo że jest moim przyjacielem to także stał się jej przyjacielem i boli go to, że ona czuła się ze mną źle.

Nie wiem czy ona jakkolwiek się o mnie troszczy. Widzę że martwi ją to (w tym negatywnym znaczeniu słowa martwi), że między nami wszystkimi, i w naszym społeczeństwie i w naszej działalności będzie ogromne spięcie przez to że się rozstaliśmy. Bo będzie, nasza grupa jest bardzo silnie związana ze sobą i niestety nie wyobrażam sobie sytuacji że możemy działać wszyscy razem tak jakby nic się nie stało.  Że gdy będziemy się wszyscy spotykać, to ja i ona będziemy zachowywać się jak jak dobrzy znajomi tylko po to, żeby nie robić kwasu wokół.

Artemida - mówiąc o zadziorności... Mam ciężki charakter jeśli chodzi o wiele spraw. Osiągnąłem sporo, zajmuję się naprawdę wieloma rzeczami, ale teraz widzę że większość z tych rzeczy osiągnąłem "za wszelką cenę po swojemu". W naszej działalności od jakiegoś czasu nie zgadzałem się z innymi, starałem się wszystko zrobić po swojemu, denerwowałem się gdy coś było robione poza moimi plecami (a było, bo każdy z grupy żył ze świadomością że gdy się dowiem to i tak to zaneguję). Wiem, że to moja straszna wada i widzę, że moja była miała rację gdy bała się że przeze mnie nasza działalność się rozpadnie. Denerwowały ją moje stosunki z rodzicami, konkretnie z moim ojcem. Wiecznie byłem zdenerwowany gdy przychodziło mi coś mu pomóc, i po prostu wkurzałem się za każdym razem. Jej to strasznie przeszkadzało, bo oboje pochodzimy z kompletnie innych rodzin. Jej rodzina nie była i nie jest za bardzo zamożna, a u mnie od wielu lat powodziło się dobrze. Ze względu na studia dostałem bardzo wiele od moich rodziców, między innymi mieszkanie i drogie prezenty. Ale nadal mnie denerwuje pomoc mojemu ojcu (nie mówię o mojej mamie, która jest kompletnie inna), ze względu na to że niezależnie od tego ile mi daje teraz nie jestem w stanie zapomnieć o tym, że w moim dzieciństwie zapamiętałem go jako alkoholika który prawie zniszczył rodzinę. A od długiego czasu starał się wszystko polepszyć drogimi prezentami, typu własne mieszkanie, i uważał że te pieniądze wszystko załatwią. Chcę mieć z nim dobre stosunki, ale było mi po prostu ciężko - nadal mam swego rodzaju uraz do niego w głowie. A moja była nie jest w stanie tego zrozumieć, bo ona nigdy czegoś takiego nie doznała i gdy jej powiedziałem czemu zachowuję sie w taki sposób w stosunku do mojego ojca to powiedziała że ona nigdy nie poznała ojca i wolałaby mieć nawet takiego i mu pomagać.

Wiele spraw we mnie ją denerwowało, właśnie to że mam nieco luźne podejście do życia, że chciałem z niego czerpać pełnymi garściami i często zapominałem o niej. Że zapominałem o prostych gestach, sam nawet biję się w piersi o to teraz, że nie pamiętam kiedy ostatnio tak "po prostu" trzymałem ją za rękę gdy razem gdzieś szliśmy. A między innymi to mi wypomniała. Jednocześnie przeszkadzało jej moje luźne podejście do tematu mieszkania, gdzie razem mieszkaliśmy. Cały czas chciała w nim sprzątać, i była zła na mnie że nic nie robię (po prostu nie uważałem że potrzeba sprzątać co 10 minut).

Czy rozważałem zmiany? Oczywiście że tak. Chcę, cholernie chcę się zmienić i już wiem w jakich aspektach muszę się poprawić. Chcę naprawić moje stosunki z innymi ludźmi, rzucić palenie (bo wiem, że także jej to przeszkadzało) , zacząć dbać o siebie i o swoje otoczenie. Wziąć się w garść i zająć się porządnie swoim mieszkaniem, zagarnąć się do życia, bo wiem że sporo przespałem i w wielu sprawach moja dziewczyna mnie po prostu wyręczała a mi z tym było wygodnie. Że przyzwyczaiłem się do tego że ona jest "cokolwiek by się nie stało".

Czy uważam że będę szczęśliwy jeśli się zmienię? Tak. Bo tym razem nie chcę się zmienić tylko dla niej, ale także dla siebie. Widzę że przez mój charakter wiele osób, nie tylko ona, czuło że jestem toksyczny. A ja kocham tych wszystkich ludzi wokół mnie i nie chcę ich ranić moimi głupimi przypadłościami, bo uważam że jestem w stanie je zwalczyć. Często wmawiałem sobie że się zmienię gdy "prawie się rozstawaliśmy", i niestety tylko "prawie" się zmieniałem. Teraz wiem, że inaczej się nie da i muszę to zrobić. Chcę to zrobić. Może nie będę już do końca sobą, może nie osiągnę już tak wiele, ale chcę to zrobić. Chcę dawać ludziom szczęście, aniżeli ranić ich z korzyścią dla mnie.

Grubbs - czy to co teraz napisałem w jakikolwiek zmienia moją sytuację? W tym momencie dodałem wiele faktów z mojego życia, może jednak twoje rady się dla mnie nie nadają, jak sądzisz? Czy uważasz że na nią to podziała skoro sama stwierdziła że jest zdecydowana i ona CHCE tego, żebym właśnie odpuścił, zajął sie czymś innym i znalazł sobie kogoś? Skoro sama napisała do swojej przyjaciółki że "uff, rozmawiałam z nim normalnie, chyba mu przeszło"?

Tak jak mówiłem, porozmawialiśmy chwilę, naprawdę normalnie zaraz po tym jak otrzymałem od niej życzenia świąteczne. Wtedy napisałem jej (teraz widzę że to był błąd, ale chciałem jej lekko dać do zrozumienia że się zmieniam) co u mnie, że rzuciłem palenie i ogólnie starałem się pokazać że cieszę się życiem. Napisałem też wtedy, że jeśli będzie sie chciała spotkać to będzie mi miło (odpowiedziała że z chęcią, ale wiem że jeśli się ze mną spotka to tylko dlatego że chce mieć ze mną dobre, "przyjacielskie" stosunki, żeby nie było tego "kwasu" w grupie). Teraz gdy zobaczyłem co napisaliście, nie proponowałbym jej żadnego spotkania ani nic. Mam zamiar nie odzywać się kompletnie, jedynie wysłać życzenia na Sylwestra i tyle. A spotkać się jedynie gdy sama to zaproponuje. Dobrze robię?

Dziękuję z góry za czytanie moich wypocin. Naprawdę pomagacie. wink

6

Odp: Próba odzyskania

Drogi riverdrive2

czytalam z zaciekawieniem Twojego posta i powiem Ci ze chyba w tym samym momencie stanelam twarza w twarz z podobna sytuacja tylko tutaj to on porzucal a ja bylam porzucana... kilka miesiecy po zareczynach.

Najwiekszy problem jak sie okazalo to fakt iz nie mowil do mnie przez kilka lat zwiazku, nie mowil co mu nie pasuje, co go wkurza, co go drazni itd. oczekiwal ze sie domysle, glaskal mnie cokolwiek i jakkolwiek zle nie zrobilam. Dzis gdy mysle o tym czasie zabijam sie od srodka jak pomysle ile rzeczy zrobilam sie... chcialabym wykrzyczec na caly swiat by mi wybaczyl to wszystko przez co go tak dobijalam, za kazde zachowanie ktore musial znosic, za wszystkie sytuacje w ktorych go stawialam. Ale jednoczesnie mam ochote wrzeszczec na siebie ile w relacji jeden na jeden dawalam z siebie.. Popelnialam miliony bledow w odniesieniu do otoczenia, ludzi wokol, wszystkiego co na zewnatrz. Ale w czterech scianach bylam gotowa oddac i zorbic wszystko. byl rozpieszczony jak dziecko. dzis dopiero osoby obok mowia mi jak to postrzegaly... zrobilabym wszystko na zawolanie bo tak po porstu mam. ale mialam ogromny problem ze soba i swoim podejsciem do ludzi nastawieniem na swiat zewnetrzny. On po prostu poki jeszcze cos czul trwal w tym zamazujac to co zle bo bylo mu wygodnie z tym co dobre. ale w koncu i uczucie szlag trafil.

Przy rozstaniu tez blagalam o szanse, zalosne... blagalam. mowilam ze wiem ze to co najabrdziej mu przeszkadzalo to moj blad i wiem ze musze to zmienic, nie dla nego tylko dla siebie. Ulsyszalam ze nie wierzy ze sie zmienie. To najbardziej zabolalo. Nie bede wnikac w szczegoly sytuacji az tak jak Ty opisales, ale powiem Ci tak... kilka peirwszych dni bylo strasznych. Wlasnie to sobie tluklam bede walczyc, bede walczyc do upadlego. nie wiedzialam jak ale bylam gotowa walczyc. nie potrafilam sobie wyobrazic ze jego nie bedzie obok mnie. wiedzialam ze do rozpadu doprowadzilam swoim zachowaniem, alre to zachowanie niszczy mnie sama i chce to zmienic. czyli jak to zmienie to i w zwiazku bede idealna.

Dzis chwilke pozniej nie chce walczyc, nie mam ani sily ani potrzeby ani nastawianie na to. Cierpie przez to jak sie zachowywalam i jak wiele przez to starcilam ale wiem ze walka to jest bezsens. W zyciu bedzie co ma byc i taka jest parwda, w kwestii uczuc i emocji nic na sile. Gdyby sie mialo cos stac  miedzy nami jeszcze kiedys to i tak sie stanie cokolwiek i jakkolwiek on sie teraz odemnie nie odsunie jak kolwiek nie zaprzeczy swoim emocjom i uczuciom wobec mnie. I nawet gdybym ja teraz walczycla czy skapitulowala to nic nie zmieni. Jesli nie mamy nigdy juz byc ze soba to po porstu jakkolwiek nie bede teraz walczyc i tak nic nie wywalcze.

Teraz chce sie skupic na sobie. Napisales rowniez ze chcesz sie zmienic... wiec moze skup sie na tym. na tym ze chcesz sie zmienic. nie chce Ci nic radzic ale powiem Ci ze ja postawnowilam ze teraz zawalcze ale o siebie. boli i to bardzo ale inaczej nie umiem. Przy swietach znowu doszlo do tego ze napisalam niepotrzebnie o tej calej sytuacji miedzy nami, ale teraz juz wiem ze nigdy wiecej. po porstu nie chce. chce zawalczyc o siebie i jak wygram siebie naucze sie kochac sama siebie to wtedy ktos (moze on na nowo moze ktos inny juz wtedy) tez mnie pokocha.

Gdybys mial ochote na dalszy kontakt zapraszam do kontaktu mailwoego. torche nie lubie tu pisac postow itd bo nie lubiue jak ktos sie potem odnosi do moich slow i je krytykuje, bo kazdy ma parwo do swojego zdania:)

Pzdr Cie cieplo i pamietaj w zyciu liczysz sie przede wszstkim Ty bo jesli nie bedziesz mial siebie nie bedziesz mial nic!!

smile

7

Odp: Próba odzyskania

Powiem Ci szczerze, że w chwili obecnej chcę walczyć, bo uważam że mimo wszystko jest to kobieta o którą chce walczyć. Ktoś mi może mówić, że mam całe życie przede mną i jeszcze nie raz poznam kogoś lepszego. Problem w tym, że... Ja nie chcę. Ja nie chcę kogoś lepszego, idealnej kobiety która nie istnieje. Pokochałem ją za to jaka jest, za jej wady i za jej zalety. Przeszła mi czarna rozpacz jaką miałem przez pierwsze kilka dni, i zdaję sobie sprawę z tego co mi mówią wszyscy przyjaciele wokół - że świat się nie kończy, że znajdę sobie kogoś itd. Problem w tym, że kurczę... Ja nie chce nikogo innego. Jej poświęciłem całe swoje życie, nie jestem w stanie żyć zarówno bez niej jak i bez tego czym się zajmowałem do tej pory. Nie byłbym w stanie poświęcić dla kogoś tego wszystkiego jeszcze raz, bo żyłbym ze świadomością, że ta druga osoba może zachować się tak samo jak moja była. To były trzy lata ciężkiego wysiłku, zbudować to tak żeby to pokochała... Przez co ja ją kochalem, bo dla mnie czystą definicją miłości jest wzajemne dzielenie swoich pasji, swoich uczuć i przeżyć. A ja nie byłbym w stanie być z kimś kto akceptuje moje zainteresowania ale jednocześnie w ogóle go to nie rusza, nie chce wejść w to głębiej. Ona weszła w to moje prywatne, małe życie bardzo głęboko i nie chcę żeby z niego znikała.  Tyle chciałbym jej powiedzieć, tak bardzo chciałbym nadal móc z nią to wszystko dzielić, sprawiać uśmiech na jej twarzy. Nic bardziej mnie nie cieszyło w tym związku jak to, że ona tak bardzo wkręciła się w moje zainteresowania. A teraz to wszystko ma być mi zabrane. Bo "przyjaźń" po związku to bullshit. Nie wierzę w coś takiego. Próbowałem jej to tłumaczyć, ale ona jest święcie przekonana że to jest możliwe. Że możemy się nadal świetnie dogadywać tak żeby nie było kwasu między nami, spotykać wraz ze znajomymi cały czas, współpracować tak jakby nigdy nic. Ale ja nie umiem przekreślić trzech lat związku od tak. Nie chcę zamykać tych drzwi za sobą, nie umiem ich zamknąć. Ale jednocześnie nie jestem w stanie jej powiedzieć (bo sama już się mnie o to spytała, czy mam coś przeciwko, by uspokoić swoje sumienie) że nie chcę jej w tym moim świecie widzieć. Że chcę urwać kontakt, czy zrobić tak żebyśmy się po prostu "tolerowali" przy spotkaniach. A spotkań całkowicie urwać nie możemy ze względu na to co oboje wspólnie robimy. Nie mógłbym sobie spojrzeć w twarz, że jestem aż takim egoistą. Bądź co bądź, nadal ją kocham ponad życie i chcę żeby była szczęśliwa, i jeśli czuje się w tym szczęśliwa beze mnie to nie jestem w stanie jej tego zabronić "bo to moje". Ja ją do tego wszystkiego wprowadziłem, ale ona sama tego też chciała, więc nie jest to całkowicie moja zasługa.
Nie wiem kompletnie co robić. Na razie planuję się nie odzywać. Boję się tylko, że ona naprawdę się strasznie zmieniła i ją to kompletnie nie rusza i już nie ruszy, niezależnie co będę robił. Zawsze podchodziła emocjonalnie do tych spraw, teraz nawet nie zapłakała przy rozstaniu. Jej przyjaciółka powiedziała mi że zapłakała dopiero jak wróciła do siebie, ale jak jej powiedziała, było to z czystej złości. Zawsze kierowała się uczuciami, a to rozstanie było kompletnie... bezuczuciowe. Puste, nienasycone żadnymi emocjami słowa "przepraszam Cię, ale uważam że to jest dobra decyzja." Jakby mówiła o liście zakupów. Widziałem jej rozmowy między przyjaciółkami, że sama się sobie dziwi ale nadal nic nie czuje. Że czuje się zdrowsza, wolna, że może na początku miała trochę wyrzutów sumienia i poczucia winy, to teraz tego nie czuje już kompletnie. Nie jestem w stanie pojąć jak ktokolwiek, a już najbardziej jak ONA, osoba która ZAWSZE bardzo emocjonalnie do wszystkiego podchodziła i zawsze po trzysta razy zastanawiała się czy kogoś nie zrani, jest w stanie od tak ucieszyć się że jest singlem, że tego co było nie ma i koniec, i trzy dni po rozstaniu ze swoim jedynym w życiu mężczyzną zaczyna pisać do innego. Żeby było śmieszniej, osoba do której pisze to nasz wspólny znajomy, o którym zarówna ja i ona wiemy że ma dziewczynę od czterech lat. A że moja była zaczęła bardzo ostro, od samego początku z nim flirtować, koleś stracił dla niej w tym momencie głowę i bezczelnie robi wszystko za plecami swojej obecnej dziewczyny, rozmawia, wydzwania. A moja była wiedząc o jego związku nawet porusza ten temat przy nim i bawi się tym, że z nim flirtuje. Zachowuje się jak całkowite przeciwieństwo swojej osoby sprzed paru dni, tygodni czy miesięcy. Jakby faktycznie ją to kompletnie nie ruszało. Że jest w stanie komuś spieprzyć związek. Ona NIGDY, przenigdy by o czymś takim nawet nie pomyślała.
Nie jestem w stanie zrozumieć jej zachowania.

8

Odp: Próba odzyskania

wiesz co kazdy z nas ma prawo postepowac tak jak uwaza za dobre i tak aby jemu bylo dobrze, wazne zeby on z tym co robi czul sie ok. Zachowanie kazdego czlowieka odzwierciedla jego samego i tak naparwde nigdy nikt obok jakkolwiek dobrze by go nie znal - lub tez nie uwazal ze go zna - tego nie pojmie do konca.

Powiem Ci szczerze, nie bede mowila nie przejmuj sie, na tym sie swiat nie konczy, nie ta bedzie inna itd, tak jak sugerujesz ze juz Ci jest radzone. Nie mam do tego prawa. Jedyne co moge Ci podpowiedziec to rob tak abys Ty wiedzial ze robisz dobrze wobec siebie, bo starcic i zatracic mozemy wiele, ale musimy zorbic wszystko zeby nie zatracic siebie samych. Jesli chcesz walczyc - walcz, jesli chcesz odpuscic -  odpusc, chcesz sie odzywac - odzywaj sie, chcesz zamilnakc - zamilcz, chcesz jej zniknac z oczu - zniknij, chcesz jej codziennie o sobie przypominac - przypominaj, chcesz jej dac zapomniec o sobie - pozwol je zapomniec, chcesz sie z  nia spotykac - probuj sie spotykac. To jest tylko i wylacznie Twoja decyzja, zadna dobra rada tu nie jest potrzebna.

Z tego co przeczytalam bardzo interpretujesz jej obecne zachowanie. wiesz co, kiedy ja zaczelam cos takiego robic, moja dobra kumpela powiedziala mi - zyj dziewczyno swoim zyciem, chociaz Cie to boli i chcialabys walczyc. I powiem Ci co uslyszalam od niej w kwestii tego zachowania takiego wlasnie zupelniemnie odrzucajacego - ona po prostu dzisiaj wyrwala sie z czegos co ja meczylo w takiej postaci w jakiej funkcjonowalo, w niej jest gorycz, zlosc poranione uczucie, totalne zwatpienie w to co bylo. Nawet jesli jest tak jak sugerowales ze od pewnego czasu juz to musialo wygasac - byc moze. Ale sprobuj sobie ulozyc w glowie ze dzis ona czuje sie jak (przepraszam za porownanie) "piesek puszczony po dlugim czasie ze smyczyc". Ona dzis mysli o wszystkim zlym, niedobrym, problemach, zlosciach, kłotniach, Twoich wadach, z;lych zachowniach, bo tak jest po porstu wygodniej w momencie kiedy sie cos traci a tym bardziej samemu do tego doprowadza. Pewnie przemyslanie i po dlugich dywagacjach ze sama soba i pewnie przyjaciolkami czy mama pwiedziala Ci koniec, ale teraz musi sobie samej pomoc w tym ze to powiedziala i dlatego widzi tylko to zle bo wtedy jest latwiej. Po porstu po ludzku latwiej. Za chwile do niej dotra tez te lepsze coraz lepsze i w ogole wspaniale chwile i dopiero wtedy kiedy zestawi to ze soba po prostu bedzie w stanie zweryfikowac swoja decyzje. I wtedy albo stweirdzi ze podjela dobra decyzje albo bedzie chciala do tego wrocic.

Przepraszam Cie bo mysle ze chcialbys uslyszec cos innego, na pewno chcesz uslyszec cos innego, ale parwda jest taka, ze cokolwiek ne zrobisz nie wplyniesz na to co jest w niej, co ona czuje i co chce. Mlozesz sie bac ze jesli teraz zamilkniesz to ona albo pomysli sobie "super, dal mi spokoj" albo pomysli sobie "kurcze co jest grane" i pojawi sie efekt zakazanego owocu. Mozesz sobie teraz myslec ze jesli bedziesz ja "nagabywal" to ona albo Cie odtraci do konca albo da Ci szanse... ale tutaj nic nie zalezy od Ciebie, nic... Ty mozesz zachowywac sie teraz na milion sposobow, ale to ona jest odbiorca....

Pomysl po prostu czy nie warto sobie samemu dac troche czasu i zweryfikowac czy naprawde jest tak ze to ona i tylko ona...

9

Odp: Próba odzyskania

Świetna historia. Ubawiłem się (prawie) do łez.

riverdrive2 napisał/a:

ale po prostu szlag mnie trafiał gdy widziałem jak ja wracam na mieszkanie a ona i mój współlokator rozprawiają w najlepsze. Jeśli ja jej dawałem sygnały że nie czuję się z tym dobrze, albo mam o coś do niej pretensje, to ona uciekała do niego i rozprawiała z nim jakby się nic nie stało, jakby mnie nie było. A mój współlokator z racji swojego charakteru i tego, że nie chce się do nas mieszać również odpowiadał jej miło i uprzejmie. Cały czas chodziłem wściekły na to jak się oboje zachowują, a gdy powiedziałem o tym mojej dziewczynie to była wściekła że jestem w stanie coś takiego myśleć o niej i o moim współlokatorze.

Jasne.... w ogóle nie wiedziała o co chodzi wink

riverdrive2 napisał/a:

Przytuliła mnie i powiedziała "przecież wiesz że i tak bym odmówiła".

Tadam ! Kobieta modliszka.

riverdrive2 napisał/a:

Zniszczyło mnie w tym momencie to, że gdy tylko mnie przytuliła, wróciła do pokoju i spytała wesoło mojego współlokatora czy chce kawę , a potem zaczeli normalnie wesoło rozmawiać.

A Ty zapewne w tym momencie powinieneś zacząć się masturbować.

riverdrive2 napisał/a:

A ja w środku umierałem.

Nie podniecało Cię to? Wcale? wink

riverdrive2 napisał/a:

Spytała się mnie wtedy czy będę miał coś przeciwko jeśli nadal będzie jeździć na te imprezy sportowe, i zostanie w tej społeczności. Co jej miałem powiedzieć?

Że rozumiesz pojęcie "brak honoru" i nie akceptujesz tego o co Cię prosi.

riverdrive2 napisał/a:

Oczywiście że powiedziałem że nie mam nic przeciwko,

Źle zrobiłeś.

riverdrive2 napisał/a:

bo cholera, nadal ją kocham i chce zeby była szczęśliwa.

Ale ona jest. Niestety bez względu na Twoje uczucia... co za pech...

riverdrive2 napisał/a:

I tutaj pytanie do was. Czy uważacie, że ona może mnie jeszcze pokochać?

Ona nie wie co to miłość.

riverdrive2 napisał/a:

Chcę przystopować na pewien czas

Mało... człowieku, uciekaj od niej gdzie pieprz rośnie!!!!!!!!!

Chcesz żyć??

10 Ostatnio edytowany przez oczyszczony (2012-12-27 12:24:30)

Odp: Próba odzyskania

Witaj bardzo fajnie opisany wątek przyjemnie się czyta i dogłębnie analizuje problem.

Z własnego doświadczenia mi się udało. Po pół roku. Tylko że ja postąpiłem tak jak pisze grubss całkowicie zerwałem kontakt,  zero życzeń , pytań typu co słychać itd. Zająłem się sobą swoim życiem powiem więcej nawet jej unikałem (bardzo dużo wspólnych znajomych) Ciężko było, bardzo i gdy było już ze mną ok, uśmiech energia do życia pełen optymizm ona się odezwała...

Co do Twojego tematu na chwile obecną nie widzę szans, Ty ciągle jesteś obecny w jej życiu przez co ranisz sam siebie, ona jest już wolna ona Cię nie potrzebuje jest szczęśliwa. Nie gadaj o niej z nikim mi by to orało moją dumę, gdybym sobie później myślał jak paplają do siebie że się wypytuje o nią.

Ciężki to czas wiem, ale wszystko da się przeżyć uwierz mi

11

Odp: Próba odzyskania

Właśnie w tym problem, że nie jest szczęśliwa. Do szczęścia brakuje jej tylko tego, żeby mogła nadal obracać się w moim, naszym, wspólnym towarzystwie. Żeby mój współlokator z którym ma więź przyjacielską nie musiał wybierać pomiędzy nami dwoma. Żeby nasi wspólni znajomi nie musieli pomiędzy nami wybierać. Ale przede wszystkim ona chce tego bym sobie kogoś znalazł, zajął się czymś innym i widzę że nawet sztucznie chce tą znajomość ze mną prowadzić, tak żebyśmy mogli pojawiać się razem we wspólnym towarzystwie i by nie rodziło to kwasu. Napisała do mnie teraz, że przemyślała wszystko i nie chce nic robić przeciwko mnie, dlatego na razie zrezygnuje z wspólnych wyjazdów czy czegokolwiek, żebym JA się z tym źle nie czuł. Tzn, otrzymałem jasny sygnał, pomimo zapewnień że jej też jest z tym ciężko bo byłem jej pierwszym i w ogóle mocno byliśmy ze sobą związani, że jej to rybka, tylko uparcie chce żebyśmy mieli dobre stosunki bo jeśli tak nie będzie to nasze wspólne otoczenia ją/mnie/nas zniszczy i żadne z nas nie będzie sie dobrze bawić. Boli mnie cholernie, że włączyła w to ostro mojego współlokatora, który może i dla niej stał się przyjacielem, ale nigdy bym nie przypuszczał że osoba która tak nisko stała w jej rankingu gdy próbowałem ją do niego przekonać, nagle znaczy dla niej o wiele więcej niż ja. Bo wiem też, że gdybym od samego początku powiedział że nie widzę problemów z wspólnymi wyjazdami etc, to ona by się do mnie nawet nie odezwała. W tym momencie ona martwi się cholernie i jest zła na mojego współlokatora który się od niej lekko "odciął" po uprzedniej rozmowie ze mną. Wiem też, że obwinia o to mimo wszystko mnie, że owy mój przyjaciel ją olewa ze względu na mnie, że nie wiadomo co mu powiedziałem i teraz się odcina bo chce mieć dobre stosunki między nami oboma.

Porozmawialiśmy, i zanim się zorientowałem o co tak naprawdę chodzi to doszliśmy do wniosku żeby spróbować naprawić relacje między nami i dopiero wtedy wspólnie zdecydujemy na temat wspólnych wyjazdów itd. Mimo wszystko, bądź co bądź ją nadal kocham i gdzieś tam głęboko wierzę że może uda mi się sprawić by do mnie wróciła. Dlatego zaproponowałem jej, że powinniśmy spróbować odbudować naszą relację na kompletnie innych zasadach, podobnie jak wtedy gdy nie byliśmy ze sobą i zobaczyć co z tego wyniknie. Powiedziałem jej że i ona i ja nie wiemy co będziemy czuli za miesiąc, dwa, i nie jesteśmy w stanie obecnie podejmować takich decyzji o przyszłości. Po cichu napisałem to z nadzieją, że może właśnie za ten jakiś czas, podczas odbudowywania tej relacji ona poczuje jednak że warto i chce ze mną być (choć wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią że jest dokładnie odwrotnie). Zgodziła się na to i to był dla mnie dobry impuls do tego żeby zacząć pracować nad sobą i przez pretekst wspólnej pracy nad naszą nową relację zachęcić ją do siebie, zawalczyć o nią z czasem. Ale teraz, szczególnie po tym jak widziałem co pisała do przyjaciółki o naszej rozmowie, mam niestety wrażenie że ta praca nad naszą relacją będzie jednostronna. Albo z jej strony sztuczna. W sensie prowadzona do samego końca w taki sposób, żebym po prostu zobojętniał na to wszystko i ona będzie wtedy szczęśliwa, że upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu.

Nie wiem co obecnie robić. W tym momencie zaproponowałem jej takie rozwiązanie, bo innego wyjścia nie widze, w końcu albo jedno albo drugie będzie musiało odpuścić ten nasz wspólny świat, albo zobojętnić się na tyle żeby żyć w nim razem bez kwasu, "tolerować" się.

Większość porad zarówno w internecie, jak i od moich znajomych sugeruje kompletne zerwanie kontaktu jako formę lekarstwa i jedyne co może sprawić żeby kobieta zatęskniła. W naszym przypadku takie rozwiązanie jest całkowicie niemożliwe, bo któraś ze stron musiałaby po prostu zrezygnować ze swojego dorobku życia, przyjaciół, znajomych, bliskich, za dużo każdy z nas ma zobowiązań, nie tylko do samych siebie ale do rzeczy które wspólnie tworzyliśmy do tej pory. Musimy wejść w jakąś formę relacji. Tylko powiedzcie, czy są jakiekolwiek szanse że ona zatęskni jeśli będziemy nad sobą pracować na "moich" zasadach które opisałem, i w ogóle spotykać się, widywać, i starać się rozmawiać normalnie, jak gdyby nigdy nic nas nie łączyło?

12

Odp: Próba odzyskania
riverdrive2 napisał/a:

Właśnie w tym problem, że nie jest szczęśliwa. Do szczęścia brakuje jej tylko tego, żeby mogła nadal obracać się w moim, naszym, wspólnym towarzystwie.

A może bardziej jej chodzi o towarzystwo Twojego współlokatora a Ty niefortunnie z nim mieszkasz, więc musi niestety chcąc nie chcąc z Tobą się liczyć, mimo, że w rzeczywistości może być jej to w pewnym sensie nie na rękę. W rzeczywistości stałeś się dla niej pewnego rodzaju utrudnieniem. Zauważ logikę. Ty wprowadziłeś ją do określonego środowiska w aspekcie związku. Zapoznałeś ją ze swoim współlokatorem. W którymś momencie poczuła miętę do współlokatora. Ok, może się zdarzyć. W tym momencie ona na pewno poczuła rozdarcie w aspekcie tego że z jednej strony poczuła miętę do współlokatora, a z drugiej strony miała świadomość, że to Ty ją do niego doprowadziłeś. Co powinna zrobić uczciwa kobieta w takiej sytuacji? Wycofać się. Ona jednak tego nie zrobiła, pomyślała "biedny chłopak"... co ja dla niego w tej sytuacji mogę zrobić... tak się zdarzyło i cóż... co ja na to poradzę... musi być tak jak jest... Jak myślisz, "kim" musi "być" osoba która ma takie podejście? Doświadczyłeś właśnie ciemnej strony Boga pod postacią kobiety... i dalej nie rozumiesz tego w co rzeczywiście brniesz. Brniesz w całkowity mrok bracie.

13

Odp: Próba odzyskania

Wg mnie to nie powinienes mieć dylematu,kto ma odejść czy Ty z zespołu który jakiś tam tworzycie ,czy ona.Przeciez to był Twój świat i to ty ją do niego wprowadziłeś,wiec teraz dlaczego to Ty masz z tego rezygnować?dlatego ze ona sie w to zaangażowała,i chcesz zeby była szczesliwa.Dobrze to o Tobie świadczy jako człowieku ,ale nie bądz na tyle głupi.I nie jest to mozliwe zebyście mogli razem sie spotykać i widywać,jęsli nie jesteście ze sobą,bedziesz cierpiał podwójnie,a ona może jedynie czuć objętność.Po rozstaniu z moim juz byłym musieliśmy jeszcze pracować razem,to były katusze,nie da sie z miłości przejść do przyjacielskich relacji,to wyniszcza i bardzo boli oczywiście osobę porzuconą bo ta druga ma to gdzieś.Bedziesz cierpaiał i świdomie sobie to cierpienie zadawał.Wg mnie to ona już podjeła decyzje i myśle ze juz jej nie zmieni,nie wiem.Najlepszym rozwiązaniem jest sie od niej odciąć definitywnie,myśle ze ona jest cwańsza niz Ci sie wydaje.

14

Odp: Próba odzyskania

Osh Maya lepiej bym tego nie ujął, przykre to ale brniesz w mrok i zmierzasz do totalnego samo-zatracenia. Z jej punktu widzenia gdybyś Ty znalazł sobie kogoś to wszystko byłoby już ok, a ludzie Ci tak radzą bo to jest dobre rozwiązanie

15

Odp: Próba odzyskania

Jednocześnie nie mogę jej powiedzieć wprost, że ona powinna zniknąć z tego świata. Zbyt wiele wspólnych znajomych ją polubiło, pokochało i wiem że prędzej czy później obróci się to przeciwko mnie. Tak cholernie chciałbym o nią powalczyć, widziałem że sama pisała do swojej znajomej że "dogadaliśmy się", że musimy nad naszą relacją popracować. Napisała też, że chce tylko żeby nie było żadnych spin i kwasu. Ja nie jestem w stanie zobojętnić się na to teraz, i wydaje mi się że może za jakiś czas ona dojdzie do wniosku, że to było ważne i to nadal jest ważne. I nie będzie chciała jedynie sztucznie tego podtrzymywać. Chcąc nie chcąc będziemy mieć ze sobą kontakt praktycznie cały czas, i też mi zależy na tym, żeby nie utracić tego (choć zdaję sobie sprawę że to byłoby najlepsze wyjście), i nie ciągnąć przez parę lat sytuacji że spotykamy się i do siebie nie odzywamy albo oboje obrzucamy się błotem.
Cholera, wiem że będę cierpiał strasznie, bo spotykać się i rozmawiać z pustą skorupą człowieka którego się pokochało i który nie ma żadnych uczuć obecnie, będzie przerażające. Nie wyobrażam sobie tego nadal, ale wydaje mi się że innego wyjścia nie ma. Jeśli chciałbym naprawdę zerwać z nią kontakt to musiałbym zrezygnować JA z całego mojego świata, bo ona się nie wycofa. A jak się wycofa to zostanę zlinczowany przez wszystkich że ją do tego zmusiłem. I jedno i drugie wyjście sucks.

16

Odp: Próba odzyskania

mówisz ze predzej czy pozniej jesli ona odejdzie to obróci sie przeciwko Tobie to co to za przyjaciele ze miało by sie tak stać ,zapewne ani jeden ani drugi w gdyby był w sytuacji której Ty sie znalazłes nie patrzyłby, ani na była dziewczyne, ani na reszte grupy tylko na własny czubek nosa.Niestety taka jest prawda,a Ty nade wszystko sie chcesz poświecać,owszem mozesz spróbować ,ale na dłuższa mete długo tego nie udżwigniesz chyba ze zdarzy sie cud i ona bedzie chciała jednak z Tobą  być ,wątpie w to bo skoro powiedziała ze juz nie kocha to jej uczuć juz chyba nic nie przywroci,gdyby mówiła ze żłe jej z Tobą z Twoim charakterem a dalej coś czuje ,to była by szansa ,a w takim przypadku ze ona powiedziała wprost i pisze tak do kolęzanek to raczej niż już z jej strony to koniec.Nie ma na tyle honoru zeby odejsc tylko stawia Cie w łupiej sytuacji,nie powinna nikogo pytać o zdanie ,tylko dla Twojego dobra sama sie usunąć,ale jest na tyle egoistką ze bedzie robiła z siebie marysie sierotke i dalej w tym tkwiła licząć na to ze poznak kogos dasz jej spokój,a ona bedzie sobie żyła tam skad powinna odejść.

17

Odp: Próba odzyskania

Wiesz co? Ty nie szukasz rad jak wyzwolic sie ze swoich uczuc. Ty szukasz potwierdzenia, ze jesli bedziecie spedzac czas razem w grupie to ona nagle "pstryk" i wroci. Chcesz wiedziec jak to zrobic. Po to szpiegujesz jej rozmowy i w ogole. Nie przyszlo ci do glowy, ze MASZ wlasnie czytac te wypociny i wiedziec, ze jej chodzi tylko o "wasz swiat" a nie o ciebie. Jak sadzisz, dlaczego mozesz czytac jej rozmowy? Czy jestes calkowiecie slepy? Ona chce, abys sie od niej odwali raz na zawsze jednoczesnie majac dzieki Tobie dostep do "swiata".
Ona juz cie skreslila, nie istniejesz dla niej jako facet. Sztucznie chce podtrzymywac kontakty z Toba, aby dzieki temu miec inne kontakty.
Ona sie nie zmienila, ona dojrzala do decyzji o rozstaniu. Nie nastapilo to od razu, napewno miales jasne sygnaly albo pogadanki, ktore uznales za babskie gadanie czy fochy. To byly ostrzezenia, ktore zignorowales. A teraz daj jej swoiety spokoj, niczego nie wskorasz. Pozwol jej zyc po swojemu, jesli naprawde Cie kochala to zechce wrocic, jesli jej milosc zostala przez Was zabita-nie wroci.

18

Odp: Próba odzyskania

Rozmawiałem z nią szczerze i doszliśmy do wniosku, że spróbujemy od nowa, od zera. Tzn. tak jak wtedy gdy się nie znaliśmy i ja zacząłem ją zdobywać. Powiedziałem że ja chcę się zmienić i chcę jej pokazać swoje nowe 'ja' i jednocześnie ona się zmieniła, więc chcialbym żebysmy zaczeli odkrywać się na nowo. Jak dawniej. I żeby żadne z nas nie nastawiało się na cokolwiek, ani na przyjaźń, ani na miłość, na nic. Żeby po prostu wyszło w praniu co z tego wszystkiego będzie.
Pierwszy raz od rozstania też zarzuciłem jej parę rzeczy z którymi się biłem od dłuższego czasu. Między innymi to, że ani przy rozstaniu, ani potem, nie powiedziała mi wprost że mnie nie kocha. Na co ona odpowiedziała, że "to nie jest prawda, w życiu nie potrafiłabym ci powiedzieć że cie nie kocham", i potem "przeżyliśmy tyle razem, że bez względu na to co by było nie potrafiłabym powiedzieć nie kocham cie, wiem że to dziwne i nieskładne."
Wytłumaczyłem jej dlaczego po rozstaniu ją błagałem i czemu chciałem, żeby nie mówiła mi że zamyka to raz na zawsze. Że żadne z nas nie wie co będzie czuło po miesiącu, dwóch, pół roku, roku.
Odpowiedziała że się z tym zgadza ale w tym momencie jest zdecydowana. Napisałem jej że właśnie dlatego nie chciałem żeby mi powiedziała żebym nie walczył. Odpowiedziała, że nie powiedziała tego w żaden sposób tylko chciała żebym uszanował jej decyzję.
Zgodziłem się również na to żebyśmy wspólnie jechali na najbliższy grupowy wyjazd, na którym zarówno jej i mnie cholernie zależy. Powiedziałem jedynie, że nie wiem jak się będę zachowywał bo nie jestem w stanie określić co będę czuł jutro a co dopiero za jakiś czas. I że to zależy od tego jak nasza relacja "od zera" się rozwinie. Prawda jest taka, że nie jestem jej w stanie niczego zabronić, a mimo wszystko chcę żeby była szczęśliwa, dlatego jej to powiedziałem. Robię głupotę według was pewnie, ale kurczę, nadal ją tak cholernie kocham i chcę wierzyć, że mimo jej decyzji teraz, czas pokaże że coś w niej odżyje. Jeśli to zrobimy właśnie "od zera". Będzie to ciężkie, tym bardziej że po 3 latach każde z nas wie czego mniej więcej sie spodziewać po drugiej osobie. Ja chcę spojrzeć na to nieszablonowo i inaczej spróbować jak 3 lata temu. Odpuścić jakiekolwiek intencje, aż do czasu gdy ona sama da sygnał. Jeśli nie da - trudno. Innego wyjścia za bardzo nie mam. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że choć ja chciałem umilknąć na jakiś czas to ona ciągle do mnie wypisywała i prowokowała do rozmów. A przez to ten temat jest ciągle świeży, jak gdybyśmy rozstali się wczoraj. Ona rozmawia ze mną, martwi się co będzie i rozmawia o tym z przyjaciółkami, z moim wspóllokatorem. Powiedziałem jej żeby to odpuściła, zachowała naszą rozmowę dla siebie i już nie poruszała tego tematu wśród innych, bo inaczej to cały czas będzie świeże i mój pomysł nie zadziała w żaden sposób. Zgodziła się ze mną, ale też doskonale sobie zdaję sprawę że będzie z przyjaciółkami wałkować ten temat. No ale z tym już nic nie zrobię niestety. Na razie przerwa świąteczna temu służy, może do woli rozmawiać o tym z kim chce, widzę że przesiaduje na portalu społecznościowym do późna, czego nigdy nie robiła. Liczę na to, że po Nowym Roku, gdy oboje wrócimy na studia to faktycznie ta sprawa trochę ucichnie, ona i ja będziemy mieć więcej czasu na rozmowy z samym sobą, a nie z tysiącem przyjaciół którzy radzą co im się podoba w danym momencie. Napisalem zebysmy sie nie spotykali na razie, powiedziała ze to ona napisze do mnie za jakiś czas. Nie mam zamiaru się z nią spotkać, chyba że to ona zaaranżuje spotkanie. Chcę w tym czasie popracować nad sobą i faktycznie się zmienić, jeśli nie dla niej to przynajmniej dla siebie. Co sądzicie?

19

Odp: Próba odzyskania

Love is not a place
To come and go as we please
It's a house we enter in
And then commit to never leave

Lock the door behind you
Throw away the key
We'll work it out together
Let it bring us to our knees

Love is a shelter in the raging storm
Love is peace in the middle of a war
If we try to leave, may God send angels to guard the door
No, love is not a fight but it's something worth fighting for

To some, love is a word
That they can fall into
But when they're falling out
Keeping that word is hard to do

Love is a shelter in the raging storm
Love is peace in the middle of a war
If we try to leave, may God send angels to guard the door
No, love is not a fight but it's something worth fighting for

Love will come to save us
If we'll only call
He will ask nothing from us
But demand we give our all

Love is a shelter in the raging storm
Love is peace in the middle of a war
If we try to leave, may God send angels to guard the door
No, love is not a fight but it's something worth fighting for

I will fight for you
Would you fight for me?
It's worth fighting for

20

Odp: Próba odzyskania

Drogi Autorze, to przykre, że część ludzi (spoko, ja też się do nich zaliczam) w swojej naiwności ma klapki na oczach i nie wiem co na rozumie, za to pozostała część ludzkości- w tym Twoja eks, jak sądzę- doskonale wie jak zadbać o własny interes, udając przy tym osobę nieskazitelnie dobrą.
Dobry to jesteś Ty, bo dostałeś po tyłku, poszedłeś w odstawkę i jeszcze myślisz o innych, Twojej byłej i ludziach z ekipy żeby im towarzyskiej atmosfery nie spsuć. Mój drogi, może ją i wszyscy pokochali za inteligencję i urodę, ale to Ty z nią byłeś, Tobie będzie ciężko i Tobie jako osobie porzuconej może być nie w smak ją oglądać na codzień, skoro Wasze relacje uległy zmianie.  Gdyby ona była osobą honorową pomyślałaby o tym sama, gdyby była osobą DOBRĄ nawet do głowy by jej nie przyszło troszczyć się o grzanie miejsca w Twoim towarzystwie tylko zeszła by Ci z oczu, żeby nie dolewać oliwy do ognia czyli nie dokładać Ci więcej bólu.
Tymczasem co robi ? Daje Ci do zrozumienia (wiadomości do koleżanek, które WIE, że możesz czytać) że było by super jakbyś się nie czepiał, nie robił kwasów, problemów, słowem nie zaprzątał już sobą więcej jej głowy i pozwolił spokojnie egzystować w "świecie", w którym znalazła się dzięki Tobie.
Moim zdaniem ten powrót na etap "zero"- początku znajomości, to taki wybieg, wyjście hybrydowe, bo Ty będziesz trochę usatysfakcjonowany, że szanse jakieś masz a ona nic nie jest Ci winna i nie ma zobowiązań.
Kwestia flirtu z zajętym od czterech lat znajomym- naprawdę uważasz, że ona nagle przeszła jakąś szaloną metamorfozę w bezwzględną uwodzicielkę bez skrupułów wcześniej nią nie będąc ? Czy nie bardziej prawdopodobne jest, że dopóki byłeś jej potrzebny/zależało jej na Tobie dobrze się maskowała i udawała dobroć i liczenie się z cudzymi uczuciami ?
Moim zdaniem, choć przedstawiasz Tą osobę jak cud miód serce na dłoni, wiele przemawia za tym, że to osoba wyrachowana, zimna, która wie jak się zachować, żeby osiągnąć swój cel.
Osh Maya ujął wszystko prosto, zwięźle i najdosadniej jak się dało, popierając cytatami, ma chłop łeb na karku wink
Ty jesteś na etapie gorącego uczucia, dużo w tym szczerości i idealizmu, to chyba nie moment by oceniać chłodno.
Staraj się być jednak ostrożnym, choć trochę, w dobroduszności, nie przypisuj na siłę ludziom cech, których nie mają. Nie radzę co robić, napiasałam co ja sądzę a po Twoich wypowiedziach widać, że i tak jesteś zdeterminowany działać całkowicie zgodnie z własnymi odczuciami wink Życzę powodzenia, jakkolwiek się potoczy smile Trzymam kciuki.

21

Odp: Próba odzyskania

Minęło kilka dni i sytuacja raczej się nie zmieniła. Nadal chciałbym ją tak cholernie z powrotem. Zaczynam czytać "Sekret" i obejrzałem już do połowy film. Nie wiem co o tym sądzić, ale myślę że warto dać temu szansę skoro wszystko inne zawiodło. Od byłej dostałem jedynie życzenia na Sylwestra (sama napisała wcześniej), ja staram się z nią nie kontaktować. Za cel postawiłem sobie, że nie odezwę się pierwszy chyba że ona to zrobi najpierw. Wtedy jak najbardziej będę odpisywał, ale na neutralnym gruncie. Myślę że sam w sobie zaakceptowałem już tą decyzję i zrozumiałem ją, że tak musiało być, tylko i wyłącznie że nie wystarczająco pielęgnowałem naszą miłość. Potrzeba było ciągłej troski o związek, a ja praktycznie "zrywałem" dopiero jak było źle i się kłóciliśmy. Rozmawiałem z współlokatorem - przyjacielem, dzisiaj, po raz pierwszy na żywo od spotkania. Powiedział mi, że on sam szczerze uważa że moja eks zrobiła dobrą rzecz, bo męczyła się w naszym związku i to było widać. Powiedział mi też, że nie odwiedzie mnie od żadnego pomysłu walczenia o nią, że sam muszę ocenić czy warto i czy mam jakieś szansę, on nie jest ani za , ani przeciwko. Wyznał też, że po rozstaniu moja była rozmawiała z nim szczerze i powiedziała mu, że niestety już mnie nie kocha, nie czuje do mnie nic i nie jest w stanie odwzajemniać mojego uczucia ale zależy jej na mnie i na mojej osobie. Dało mi trochę do myślenia, ale szczerze - nadal wierzę że będę w stanie pokierować jakoś naszą nową relacją tak by ona mogła zakochać się we mnie od nowa. Jakbym był inną osobą. Tylko potrzebuję od niej tej szansy. Przeszukałem chyba wszystko co się da w internecie i każdy radzi by zerwać kontakt zupełnie - no niestety u mnie takiej opcji nie ma, jest to niemożliwe w żaden sposób. W zamian za to chcę stworzyć chociaż namiastkę tego, by nie kontaktować się z nią chyba że ona to zrobi. Spotykać się nie mam zamiaru, bo wiem że na dobre by to nie wyszło - nie chcę przy niej udawać człowieka którym jeszcze nie jestem i pokazywać że jest okej, jak nie jest okej. Bo ona doskonale wie że nie umiem ukrywać uczuć i będzie wiedziała, że jak będę zachowywał się wesoło i pogodnie to pogodziłem się z wszystkim i chcę jej dać spokój na zawsze.
Jak na ironię, ona zaczęła do mnie pisać. O takich zwykłych, normalnych sprawach, neutralnie, bez poruszania tematu 'nas'. Co u mnie, jak się czuję i co robię. Odpowiadam do tej pory dopiero po jakimś czasie i z lekką nutą obojętności, nie angażuję się mocno w te rozmowy. Sama już dwukrotnie pisała ze mną po czym w trakcie rozmowy nagle urwała po mojej ostatniej wiadomości i dopiero w inny dzień się odezwała. Ale już nie pytam co się dzieje, czemu nie odpisuje - staram się być obojętny. Zacząłem interesować się Prawem Przyciągania - czy ktoś z tutaj obecnych widzi jakiś związek PP z moją sytuacją? Nawet tam pisze żeby zerwać kontakt zupełnie nawet na 3 miesiące, jak nie więcej - czy to Prawo może mieć jakiekolwiek skutki jeśli ja nie jestem w stanie zerwać tego kontaktu zupełnie? Za raptem półtora miesiąca pojedziemy wspólnie na imprezę sportową całą naszą "grupą" kilkuosobową. Więc nawet jakbym unikał kontaktu face to face do tego czasu to i tak się skonfrontujemy na tej imprezie, gdzie będziemy spać w tym samym pokoju, spędzać czas w wspólnym gronie no i nie ma mowy o nie-integracji.
Może powinienem starać się zaprzyjaźnić się z nią od nowa tak jak ona tego chce, a dopiero potem spróbować ją w sobie rozkochać na nowo? Tylko pytanie czy ktokolwiek jest w stanie pokochać tą samą osobę drugi raz. Bo wydaje mi się że większość par które do siebie wróciły kochały się nawet po rozstaniu (w sensie że nawet strona zrywająca związek nadal coś czuła po jego końcu), i dlatego to działało, a tutaj wszystko wskazuje na to że jestem w moim uczuciu całkowicie sam, nawet mój współlokator przyznał że mu to powiedziała, że już nic do mnie nie czuje. Wierzyć mu wierzę, bo nigdy nie nadwyrężył mojego zaufania i nie jest typem osoby która kłamie.

Co do tego co napisał Osh Maya i ty Fajka - niestety, wydaje mi się że niestety jest tak że ona jest naprawdę dobra tylko ja spieprzyłem sprawę dokumentnie. Nie idealizuję jej teraz, ale jest to osoba która odwdzięcza się niesamowicie jeśli czuje sie zadbana. Przez cholernie długi czas ja wszystko psułem w naszym związku, a to ona zawsze dawała mi kolejne szansy których nie wykorzystywałem. Charakter ma naprawdę świetny i dlatego ludzie z mojego towarzystwa ją tak pokochali jak ja - bo ona nie udaje, ona taka po prostu jest. To ja zawsze czułem się poirytowany, że ona jest tak dobra dla wszystkich (choć to nie wykluczało mnie), że martwi się cholernie o wszystkich wokół i jest mega altruistką. Ona była w stanie dawać milion szans i pomagać ludziom którzy dosłownie na niej pasożytowali i mieli ją kompletnie gdzieś.

Wiem co teraz pewnie powiecie - że skoro tak jest, to jestem sam sobie winien. Rozumiem to i zaakceptowalem, że to ja do tego doprowadziłem. Nie zwalam całej winy na siebie, ale fakt faktem nawet mój współlokator nie stanowiłby przeszkody i nigdy by na niego nie spojrzała w taki a nie inny sposób gdyby nie fakt, że ja jej przestałem zapewniać odpowiednie uczucia. Głupi jestem strasznie, że dopiero teraz doceniłem, po fakcie. Gdyby ktoś powiedział mi przed rozstaniem, że tak będę się zachowywał jak przez ostatnie dwa tygodnie to wyśmiałbym go całkowicie. A ja straciłem dla niej głowę. Odpuściłem już, nie błagam, nie proszę, nie piszę, ale gdzieś tam w środku mam nadzieję że istnieje jakiś cholerny sposób na to żeby w niej to uczucie odżyło. I dlatego pytam was - co powinienem zrobić? Czy to w jaki sposób obecnie się zachowuję, że ograniczyłem kontakty, nie chcę się z nią spotkać , w czymś może mi pomóc?  Czy spróbować w całkiem inny sposób, tzn zbliżyć się do niej już teraz, po części tak jak ona tego chce, w sensie żeby unormować nasze relacje, żebyśmy mogli zacząć się spotykać i bawić w swoim towarzystwie , i wtedy po cichu zacząć powoli walczyć o nią? Czytałem setki historii, ale żadna nie przypomina mi wystarczająco mojej. Może tylko szukam potwierdzenia w tym co robię, ale mimo wszystko chciałbym wiedzieć czy wy, osoby które są po podobnych przejściach, mające doświadczenie i chłodno patrzące na sytuacje uważają że mam jakieś szanse to odbudować na nowo, sprawić by dała szansę nam raz jeszcze - czy tylko żyję złudzeniem...

22

Odp: Próba odzyskania

Jak dla mnie to jest bardzo dziwne ze tak szybko sie odkochała,moze z jej strony to nie była prawdziwa miłosć i nie obarczaj sie tak winą,bo ja w to nie wierze ze ona była taka wspaniała a Tylko Ty ten zły który zniszczył związek.Do tanga trzeba dwojga.A skoro cie kochała wiadomo ze jak żle sie zachowywałes to mogłes przygasic uczucia,ale ona wprost wszystkim mówi ze Cie nie kocha no to ja nie wiem jakich jasniejszych słow Ci trzeba.Zawaiłeś ok gdyby jej na Tobie zalezało to by nie mogła zyć bez Ciebie umierałaby z tesknoty,a ona co robi?chodzi po zanjomych i mówi ze Cie nie kocha,a Ty włosy z głowy siebie wyrywasz,i myślisz jak obudzić w niej uczucie.Miłosc albo jest albo jej nie ma.Nie rozumiesz?i skoro mówisz ze taka dobrz i wszystkim wybacza to i Tobie by wybaczyła,gdyby kochała i dała by wam szanse.

23

Odp: Próba odzyskania
riverdrive2 napisał/a:

Może tylko szukam potwierdzenia w tym co robię, ale mimo wszystko chciałbym wiedzieć czy wy, osoby które są po podobnych przejściach, mające doświadczenie i chłodno patrzące na sytuacje uważają że mam jakieś szanse to odbudować na nowo, sprawić by dała szansę nam raz jeszcze - czy tylko żyję złudzeniem...

Oj, chłopaku. Żyjesz złudzeniem. W takim stanie, w którym jesteś teraz, na pewno jej nie odzyskasz. Może kiedyś, za pół roku, kilka lat, kiedy Ci przejdą wszystkie emocje, co do jednej, i nastąpi w Tobie zmiana... Może wtedy. Może.

Czytałam Twój post, w którym piszesz, że tracisz nadzieję, wypaliłeś się i nawet nie masz siły o siebie zadbać, żeby dziewczyna się zachwyciła.
Ja jestem po rozstaniu pół roku - wiem, co przeżywasz i co odczuwasz, bo miałam to samo. A kiedy już wydawało mi się, że stanęłam na nogi - okazało się, że mój były chłopak znalazł nową dziewczynę na mojej uczelni. I nie pomogło moje odizolowanie się od wspólnych znajomych, omijanie naszych ważnych miejsc. Spotykam ich na studiach. I długo potem odchorowuję te spotkania.

To, że nie możesz się odciąć, i że sytuacja Cię dobija - no takie jest życie, tak bywa. Wybór masz taki: albo zmieniasz środowisko (a zawsze da się to zrobić, cokolwiek sobie i nam wmawiasz), albo zaciskasz zęby, chociaż rozrywa Ci serce, i dalej robisz swoje. Ja wybrałam to drugie, i kiedy widzę byłego i mam ochotę się przywitać, zagadać, cokolwiek zrobić: powtarzam sobie w myślach: "On ma dziewczynę, on ma dziewczynę, on ma dziewczynę...". Skupiam się na tym, żeby nie narobić głupot (nie próbować znów prosić, żeby wrócił, nie dzwonić, nie przychodzić tam, gdzie akurat siedzi itp.).

Ja już wiem, że tak naprawdę nie jestem gotowa na powrót swojego chłopaka. Nie wypiękniałam od rozstania, nie dokonałam niczego wielkiego, nie rozwinęłam się w sposób, który mógłby go zachwycić. Przeciwnie: zdałam sobie sprawę, jak bardzo... jestem słaba. Słaba przez to, że kocham. Gdybyśmy do siebie wrócili, byłabym w jego ręku jak plastelina. Sam fakt, że by wrócił, dałby mi szczęście.

A nie o to chodzi.

Jeśli się schodzić, to wtedy, kiedy obie osoby nie tylko coś zrozumiały, ale i wcieliły to w życie. Wracać można dopiero, gdy nabierze się dystansu, i odzyska się wewnętrzną równowagę. Nie chodzi o to, żeby się odkochać, tylko o to, żeby nauczyć się kochać mądrze.
Ja na przykład teraz, po pół roku, widzę swoje rozstanie zupełnie inaczej niż jeszcze parę miesięcy temu. Wiem, jaka część winy była w tym moja, jakie popełniłam błędy. I zdaję sobie sprawę, że jeszcze jestem taka sama, jeszcze tego w sobie nie poprawiłam.
Ty, jak widzę, masz to samo. Bo na razie - wybacz określenie - na razie świrujesz. Jesteś jeszcze na etapie wariowania z rozpaczy.

Poczekaj parę miesięcy, daj sobie czas. Zmień coś w sobie, cokolwiek. Dołowanie się to dobry etap, bo oznacza, że zdrowiejesz: dajesz sobie szansę odczuć cały ten żal i bezradność, czyli przeżywasz żałobę. Dzięki temu jak już z tego wyjdziesz, to raz na zawsze, i to znacznie silniejszy i lepszy, niż kiedykolwiek wcześniej.
Ale na razie, póki jesteś w oku cyklonu - stopniowo uświadamiaj sobie, że to naprawdę koniec. Prawdziwa miłość zawsze do Ciebie wróci, ale nie wtedy, kiedy Ty będziesz za nią biegał jak opętany, tylko kiedy odpuścisz. Uwierz, dopiero wtedy.

24 Ostatnio edytowany przez trelemorele (2013-01-03 12:29:17)

Odp: Próba odzyskania

Powiem Ci tak, najgorszy jest stan kiedy chcesz odzyskac na sile. Ja swoja byla przez to chyba jeszcze bardziej odsunalem od siebie? Zerwalem z nia w marcu , i ona chciala sie przyjaznic wiec spotykalismy sie wiele razy przez ten czas (tylko tyle ,ze duza odleglosc nas dzieli weic jak przyjezdzalem albo ona to minimum 1-2 dni )w polowie lipca powiedziala mi ,ze chyba juz nigdy nie bedziemy razem a  w sierpniu bylismy na wspolnych wakacjach i wlasnie po nich uświadomiłem sobie jak wielki blad popelnilem... ten zal do siebie trwa do teraz. ostatni raz widzialem sie z nia w polowie listopada, a od konca listopada urwal nam sie kontakt bo ona nie chce juz rozmawiac i odezwala sie tylko w wigilie (rozmawialismy godzine) a w sylwka ja napisalem i dostalem bardzo suchego sms'a.  Probowalem sie zbierac czyli wychodzic ze znajomymi, nawet do klubu sie pobawic ale to nic nie pomoglo ,bo kiedy ona w ta wigilie zadzwonila to wszystko runelo z powrotem . Nawet pompki zaczalem robic i wytrwalem az 3 tyg haha, ale teraz postanowilem ,ze robie je dalej. Tobie tez to radze, spojrzyj na to jak na odzyskanie siebie i swojej godnosci! Mi tez to nie przechodzi jeszcze przez gardlo i mam non stop wahanie nastroju od usmiechu do zalamki. Ciagle o tym rozmawiam i sam sobie jestem winny bo nie powinno sie tak robic. Ale jednak to jest silniejsze , przynajmniej narazie od nas. Jezeli ,ktos chcialby pomoc to zapraszam tutaj, tylko czytajcie od poczatku aby wiedziec co i jak ,bo historia naprawde nie jest latwa!  http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?pid=1330853#p1330853

25

Odp: Próba odzyskania

Dużo widzę tu swoich doświadczeń. Podzielę się z autorem wątku swoim doświadczeniem, może też otworzy mu oczy. Jestem pół roku od momentu, w którym chłopak powiedział, że nie wie, czy chce ze mną być.

Też przedstawiałam go swoim znajomym z uczelni, zabierałam na spotkania... na które przez ostatnie pól roku on jest nadal zapraszany, a mnie po prostu już nikt o tych spotkaniach nie informuje. Nawet Ci moi znajomi, których zawsze krytykował, kiedy widzą mnie na korytarzu uczelni, są zakłopotani i wyraźnie mnie unikają.
Na początku tego nie rozumiałam, ale tuż przed Świętami spotkałam chłopaka... z nową dziewczyną. Nie dziwię się, że znajomi mnie nie zapraszają, pewnie nie chcą, żeby jego nowa dziewczyna czuła się zakłopotana itp.
Wiem, że autor wątku ma trochę inaczej, bo on jest nadal bardzo pożądany w swoim towarzystwie. Ale mimo wszystko rozumiem, co się czuje, kiedy własne środowisko dokłada się do bólu, zamiast podnieść na duchu.

Trelemorele walczył od razu po tym, jak dziewczyna chciała zerwać. Kiedyś też tak zrobiłam, raz w życiu. Nic to nie dało. Ale nie dlatego, że starałam się za bardzo i zniechęciłam faceta, tylko dlatego, że on naprawdę nie chciał ze mną być. Odszedłby tak czy siak. Dziś zdaję sobie z tego sprawę. Także, Trelemorele, nie patrz na to w ten sposób, nie warto. Z doświadczenia wiem, że jeśli coś zaczyna się psuć tak poważnie, że jedna strona zrywa, nic tego nie uratuje. Ale to tak na marginesie.

Natomiast kiedy pół roku temu chłopak powiedział, że potrzebuje czasu, żeby przemyśleć, czy chce ze mną być, zniknęłam. Na początku wierzyłam, że to chwilowe, więc pojechałam do niego i zadzwoniłam po 2 tygodniach. Nie było go w domu i nie odebrał, wtedy zrozumiałam, że to rozstanie.
Przez kilka miesięcy miałam dołek, szczerze mówiąc doszłam do momentu, w którym nawet wstawanie z łóżka było czynnością wymagającą wielkiej siły woli. Ale ani razu nie zadzwoniłam, nie pojechałam, omijałam miejsca, w których on bywał. Byłam z siebie naprawdę dumna, że nie zniechęciłam go do siebie i nie pogorszyłam sytuacji, a to ważne tuż po rozstaniu.

Do czasu.

Po 3 miesiącach przestraszyłam się, że jeśli nie zrobię czegoś teraz, on znajdzie nową dziewczynę i o mnie zapomni. W ciągu miesiąca dzwoniłam do niego 3-4 razy, raz pojechałam, ale chociaż był w domu, nie otworzył mi drzwi.
Pewnie robiłabym to dalej, gdybym nie spotkała go dwa tygodnie temu... z nową dziewczyną. Kiedy zobaczyłam ich razem, zmieniło się wszystko. Niczego nie żałuję teraz tak, jak tamtych telefonów, próśb o powrót, zaproszeń... Wiem, że 3-4 razy to i tak niedużo i nie przekroczyłam granicy żenady, ale i tak czuję się upokorzona, że robiłam to wszystko, a mój chłopak miał już wtedy dziewczynę.

Także mam nadzieję, że autor wątku weźmie sobie do serca, że - naprawdę - czasem zdrowiej odpuścić, niż próbować.

Ja teraz też biegam, dbam o siebie - mimo że wiem, że to już mi chłopaka nie wróci. Po prostu powoli, małymi kroczkami, staram się nauczyć żyć sama na nowo. I nie popaść w depresję, choć momentami byłam jej naprawdę blisko.

Odp: Próba odzyskania

riverdrive2 Być może moja historia troche Ci pomoże. Na początku napiszę, że 4 miesiące temu też zostałam porzucona nie będę się tutaj rozpisywać dlaczego itd bo to nie ważne, istotne jest to, że doskonale wiem jaki ból czujesz Ty, mój był rozdzierający. Gdyby nie to, że musiałam chodzić do pracy pewnie nie robiłabym kompletnie nic - z resztą i tak przez pierwsze kilka tygodni żyłam jak na jakimś autopilocie, jakbym była zaprogramowana - tak samo jak Kobietka85 byłam wręcz bliska depresji - wstanie z łóżka było niewyobrażalną walką ze sobą.

Chciałam powrotu byłego, ale nie chciałam żeby wrócił do mnie z litości w myśl przysłowia " Jeśli kogoś kochasz puść go wolno, jeśli wróci jest Twój jeśli nie wróci to tak naprawde nigdy nie był "
Więc puściłam, nie pisałam, nie dzwoniłam - totalny zlew chciałam żeby zobaczył jak to jest/ będzie beze mnie. Raz tylko wymiękłam i napisałam do niego mniej więcej po tygodniu od zerwania był to moment kryzysu - nie byłam przyzwyczajona do takiego braku kontaktu.
Ja wysłałam do niego wiadomość pełną uczuć, pytań itd - w odpowiedzi dostałam informacje jaki to on zalatany nie jest, że kupuje samochód - słowem żyje i korzysta z życia, zero odpowiedzi na moje pytania totalnie olanie tematu - zabalało i to mocno, padło wtedy postanowienie : n i e   o d e z w ę   s i ę wtedy bardzo żałowałam, że napisałam tą wiadomość, ale paradoksalnie bardzo mi to pomogło tkwić w postanowieniu.
No i nie odzywałam się było mi ciężko, chodziłam wręcz po ścianach, nie mogłam jeść, spałam po kilka godzin na dobę, nic mnie nie cieszyło dawne pasje straciły sens, gdy nadchodził kryzys i chciałam napisać przypominałam sobie tamtą feralną wiadomość i jego odpowiedz- od razu mi przechodziło.
Długo nie musiałam czekać, po około 2 tygodniach zadzwonił sam ( podobno się pomylił wink ) powiem szczerze - nie czekałam na jego telefon ba nawet się go nie spodziewałam - rozmowę szybko uciełam, potem dostałam kilka smsów - zapragnął wiedzieć co u mnie kulturalnie odpowiedziałam nie starałam się w żaden sposób przeciągać "pisania".

Potem nastał czas braku totalnego kontaktu przez dobre 3 miesiące nie miałam zielonego pojęcia co się u niego dzieje - ja tkwiłam w swoim postanowieniu on też się nie odezwał.
Po okresie stagnaci ruszyłam do przodu, przetrawiłam rozstanie, dostrzegłam błędy, dojrzałam, postawiłam sobie cele do których chce dążyć, które chce osiągnąć, nauczyłam się być zdrową egoistką, rozpoczęłam studia - godzę je z pracą, dostrzegłam ile poświęcałam i jak bardzo zatraciłam [!] się w tym związku a najgorszę w tym wszystkim jest to, że zrobiłam to na własne życzenie bo co jak co eks tego odemnie nie wymagał. Oczywiście żeby nie było za idealnie zrobiłam też mnóstwo głupstw m. in głupstwo pt " zapcham pustkę kimś innym " Dzięki Bogu zanim doszło do czegoś poważnego ocknęłam się aczkolwiek niesmak pozostał.


Nadszedł czas świąt doszłam więc do wniosku, że w tym jednym wypadku mogę nagiąć moje postanowienie i wysłałam mu życzenia - zwykłe, jak na mnie wręcz suche - żadych pytań co u niego, okazało się, że on czekał na tą wiadomość, sam nie miał odwagi do mnie napisać - dostałam takie wiadomości które pozwalają mi domniemywać, że żałuje i chciałby wrócić.
Gdybym zachowała się inaczej gdybym go zadręczałam telefonami, smsami najprawdopodobniej zniechęciłam bym go do siebie i nawet gdybym potem przestała się odzywać i tak nic by to nie dało bo on miałby mnie dosyć i marzył by o spokoju.

Znam przypadek chłopak zawinił, dziewczyna go rzuciała bardzo tego żałuje i chce to naprawić wypisując do niej i dzwoniąc po kilka razy dziennie,co tym osiągnął? Tylko tyle, że tak jak na początku była szansa na powrót tak teraz ona ma go serdecznie dosyć i nawet nie odczytuje wiadomości od niego tylko od razu je kasuje. - Wiem, że Ty tak nie robisz, napisałam to ku przestrodze.

Były nie jest mi obojętny, nadal są we mnie uczucia, ale nie grają już głównej roli moim działanią nie przewodzi już myśl pt " odzyskać go"

Po co to wszystko napisałam? Bo Tobą nadal kieruje ślepa chęć odzyskania eks, mówisz o zmianach, ale ona są jeszcze nie dokonane i nawet jeżeli wrócicie do siebie to kompletnie nic nie zmieni się w waszych relacja a w konsekwencji i tak się rozejdziecie.
Z perspektywy czasu wiem, że jeżeli wrócilibyśmy z moim eksem do siebie po 2, 3 tygodniach to ja bym się nie zmieniła wszystko wróciło by do starego porządku i rozstalibyśmy się i tak pozostawiając sobie na pamiętkę wielkie rany, dopiero teraz czuje się w pewien sposob gotowa na myśli o powrocie do eks i wiem, że dopiero teraz jestem gotowa na takowy powrót i wprowadzenie w życie owych zmian.

Wiem, że u Ciebie z pewnych przyczyn zerwanie kontaktu nie jest możliwe, ale czy nie istniałaby możliwość żebyś na pewien czas np do momentu wyjazdu zrezygnował z tych spotkań?
Trudno tu sprawiedliwie rozstrzygnąć kto ma prawo pozostać w waszym środowisku a kto powinien zniknąć.
Piszesz, że przyjaciele mieli by pretensje do Ciebie, że ona rezygnuje z tego - ja uważam, że jeżeli oni są prawdziwymi przyjaciółmi to nie mieli by powinni zrozumieć, że przynajmniej narazie wasze wspólne uczestnictwo jest niemożliwe - i nie trzeba by im byłe tego tłumaczyć bo to raczej oczywiste. Poza tym Ty nie nakazujesz jej zrywać z nimi kontaktu przecież mogą się z nią spotykać osobno. smile

Powtórze się zerwanie konaktu jest tutaj najlepszą metodą, bo jak ona ma zatęsknić skoro regularnie Cię widuje ? No nie da się.

To tyle w kwesti odzyskania.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

A jeżeli mam być szczera uważam, że co byś nie zrobił masz raczej niewielkie szanse na odzyskanie jej, ona nie odzywa się do Ciebie po to bo jej zależy tylko dlatego żeby utrzymać kontakt w cywilizowanej formie żeby nie było zgrzytów podczas wspólnych spotkań z grupą jej tylko na tym zależy na niczym więcej gdyby nie było waszej wspólnej pasji sądze, że nie miał byś co liczyć na tak częste wiadomości od niej. Zobacz, że całe jej to odzywanie się ogranicza się praktycznie do pytań o Waszą pasje, ( pomijam pytanie co u Ciebie - bo to tylko zwykły grzecznościowy zwrot)

Co Ci mogę poradzić ? Pisz duuużo na forum to pomaga i z pewnością otrzymasz wiele wartościowych, mądrych i pomocnych, porad, gdy zajdzie taka potrzeba zostaniesz też "oblany wiadrem lodowatej wody" smile
Poszperaj na forum napewno znajdziesz ludzi ktorzy tak samo jak Ty borykają się z codziennością po rozstaniu, mogę polecić Ci wątek "Jest źle - 36 lat i rozwód"  - teraz jeśli się nie myle ludzie z tego wątku utworzyli wątek "przetrąconych" mi osobiście czytanie bardzo pomogło.

Pozdrawiam Cię serdecznie.

27

Odp: Próba odzyskania

babieniedogodzisz - dziękuję bardzo za posta. Otworzył mi oczy na wiele spraw.

Dzisiaj spotkałem się z nią, tzn. przyjechała zabrać swoje rzeczy z mojego mieszkania. Zaczęliśmy rozmawiać i niestety sama poruszyła tematy związku, tego co było, jaki był nasz związek, dlaczego się rozeszliśmy i czego ona chce teraz.
Pomimo moich protestów (bo wiem, że wyszedłbym na egoistę i powiedziałem jej to nawet, że tego nie chcę) chciała mi przekazać że jest jeszcze za wcześnie na wspólny wyjazd (ten za 1,5 miesiąca). Spytałem jej czy chce i uważa że powinna jechać, i czy będzie dzięki temu szczęśliwa. Powiedziała że tak, ale że z drugiej strony wie jak muszę się teraz czuć i ona nie chce nic robić przeciwko mnie, że wie że ona może udawać uczucia i grać a ja tego nie potrafię i po prostu mogłoby dojść do sytuacji gdzie ona się zajebiście bawi na owym wyjeździe a ja wręcz przeciwnie. Ma rację, bo domyślam się że tak dokładnie by było. Powiedziałem jej żeby przemyślała to sobie i że chcę zeby jechała i dobrze się bawiła. To była nasza pierwsza rozmowa na temat związku od czasu rozstania i moich błagań. Gdy wychodziła odprowadziłem ją na przystanek i przekazałem to co było poruszane w wielu tematach dt. odzyskiwania eks. Że rozumiem i szanuję jej decyzję i że wiem że tak było trzeba. Że dojrzałem do tego, żeby odpuścić, i chcę by była szczęśliwa - i skoro jest szczęśliwa beze mnie, to ja mogę się tylko z tego cieszyć.

Powiedziała, że niestety nasz związek wyglądał jak wyglądał i wina była po obu stronach. Że brakowało jej tego, że możemy gadać i śmiać się na tysiace tematów ale o nas samych nie mogliśmy rozmawiać. I że wie o tym, że wina jest też po jej stronie bo od jakiegoś czasu nawet jak ja chciałem o tym rozmawiać to ona ucinała rozmowy albo się do nich nie odnosiła w życiu w żaden sposób.

Powiedziałem jej, że nie wiem jak będziemy się czuć za miesiąc, dwa, że ja tego nie wiem i ona tego nie wie. I że dlatego szczerze jej mówię, że chcę by jechała na ten wspólny wyjazd ale nie jestem w stanie teraz odpowiedzieć jak będę się zachowywał. I że jest to ryzyko konieczne. Że oboje nie wiemy jak to się potoczy. Żebyśmy spróbowali od zera, i zobaczyli jak to się rozwinie. Że na razie zero kontaktów, i dopiero stopniowo powinniśmy na nowo zacząć siebie odkrywać. Ja gdzieś głęboko mam nadzieję, że ten zabieg pozwoli mi się do niej zbliżyć tak jak 3 lata temu do siebie. Że może ona zakocha się we mnie jak w nowym człowieku, żeby to nie było jak wchodzenie dwa razy do tej samej rzeki, tylko żeby nowy związek był na całkiem odrębnych i innych zasadach. Nadzieja podobno  umiera ostatnia, ale nadal nie jestem w stanie sobie wyperswadować myśli że już nigdy nie będziemy razem. Oczywiście nie powiedziałem jej tego, starałem się zachować obojętność w racjonalnym stopniu, pokazać że mnie to już nie rusza tak jak na początku i jestem w stanie sobie poradzić bez niej. Że jedyne co teraz czuję, to fakt że mi na niej zależy ze względu na to co ze sobą przeżyliśmy przez te 3 lata. Odpowiedziała tym samym, i że ona nie potrafi i nie chce zerwać ze mną kontaktu pomimo faktu że nie jesteśmy już razem.

Niestety, choć minęły trzy tygodnie od rozstania, pomimo moich nadzieji nie zobaczyłem ani jednego sygnału że za mną zatęskniła w sposób "związkowy". Zobaczyłem że jej naprawdę zależy na tym, żebyśmy mieli dobre kontakty i zależy jej na mnie, ale czuje się dobrze ze swoją decyzją nawet po takim czasie i spokojnie, bez skrępowania, chłodno mówi że czuje się z tym dobrze. Nie wiem, miałem jakąś drobną nadzieję że może jednak jakieś uczucie w niej odżyje , no ale jak na razie chyba nic z tego. I raczej nie zanosi się na nic w przyszłości. Bo kto może zmienić swoje zdanie jeśli tak uparcie się z tym pogodził, i tak spokojnie na to patrzy, rozmawiając w sposób jakby zamknęło się te drzwi na zawsze?

Znowu mam siano w mózgu, nie wiem co czuć, co myśleć, co robić. Nadal cholernie zależy mi na tym, żeby nie teraz, ale w przyszłości ją do siebie przekonać. Pomimo tego, że ostatnimi czasy powoli już godziłem się z tym wszystkim, stwierdzałem że znajdę sobie kogoś lepszego , osobę na której znowu zacznie mi zależeć, ale teraz widzę że do tego długa droga. Że osoba z którą rozmawiałem chłodno i starałem się okazać obojętność na całą sytuację rozstania, to osoba którą nadal szczerze kocham i chciałbym żeby mnie przytuliła, żeby wróciła, powiedziała że to głupi test i świata poza mną nie widzi. Piękna, inteligentna osoba, która kiedyś mnie pokochała i dla której z nieczułego drania (bo taką osobą kiedyś byłem) zmieniłem się w wrażliwego mężczyznę który potrafi kogoś pokochać szczerze i bezgranicznie.

Boli, cholernie boli jej obojętność na to co było. Niby powiedziała że jej samej jest ciężko i nie chce przekreślać trzech lat bycia razem od tak. Przeprosiła mnie również że ciągnęła decyzję o rozstaniu od dłuższego czasu i powinna mi o tym powiedzieć już wcześniej, i że ja męczyłem się starając uratować uczucie które już wygasało/wygasło. Bo tak było.
Nie wiem, może tacy faceci jak ja już nie są "modni" i to że mi zależy jest jakąś przywarą, ale uważam że nawet jeśli uczucie wygasło ale kiedyś się kogoś kochało to chociażby przez wzgląd na to co było, warto by sprobować trochę o to powalczyć. I nie rezygnować z tego raz na zawsze.

Chciałbym, żeby ktoś mi powiedział że pomimo jej zachowania i decyzji, to jeszcze się może zmienić o 180 stopni. Że jeśli to rozegram odpowiednio to ona będzie w stanie mnie pokochać na nowo i być ze mną z powrotem. Ja z nową ją, a ona z nowym mną. Że możemy kiedyś zbudować solidny związek na innych zasadach. Ale czy to jest szczerze jeszcze w ogóle możliwe? Co sądzicie? Czy osoba która jest tak bardzo utrwalona w swojej decyzji i jest z jej powodu szczęśliwa może poczuć kiedyś w przyszłości miętę na nowo?

Wiem, że gdy ze mną rozmawiała to mówiąc o tym, że jej na mnie zależy mówiła to szczerze. Sama powiedziała że dużo osób powiedziało jej po rozstaniu, że nie powinna się mną przejmować i powinienem się od niej odpieprzyć. Myślicie że nawet z tak prostego uczucia jak to że jej na mnie pomimo rozstania nadal zależy, kiedyś da zbudować się zakochanie?

Powiedziała mi również, że głupio jej jest że sugerowała mi żebym kogoś sobie znalazł i że to była by najlepsza możliwa opcja, bo dałbym jej święty spokój. Również powiedziała, że ona sama nikogo nie chce sobie szukać i, że chce żebym o tym wiedział i nie myślał sobie że szuka sobie kogoś do związku np. z mojego/naszego wspólnego towarzystwa. I chce zobaczyć jak będzie się czuła będąc sama. Że jak na razie jest przez to szczęśliwa i uważa że to była słuszna decyzja bo czuje się tak lepiej.

Nie dokończyłem z nią rozmowy bo przyjechał tramwaj i pojechała. Sama powiedziała że porozmawiamy więcej jak wróci i sama do mnie napisze. Proszę, przeanalizujcie sytuację - czy jestem w stanie coś, kiedyś w przyszłości zrobić? Nie chcę sobie zadawać sam bólu jeśli moje starania z góry są skazane na niepowodzenie. Nie chcę się rozczarować tym, że postaram się z nią mieć dobre stosunki i gdy się do siebie zbliżymy to ona powie, że stop, zostajemy na tym etapie i nigdy nie skoczymy poziom wyżej. Ja nie jestem w stanie odczytać kobiecego zachowania tak jak wy. Może będziecie w stanie mi coś pomóc. Czy jeśli ktoś kto uważa swoją decyzję po 3 tygodniach od rozstania za słuszną, wykazuje obojętność na związek ale jednocześnie jej zależy na kimś z kim się rozstała może być w stanie pokochać tą osobę w przyszłości, niezależnie od swoich uczuć w danej chwili?

28

Odp: Próba odzyskania

Słuchajcie, popełniłem głupstwo, tzn. po raz ostatni wszedłem na jej konto i sprawdziłem wiadomości. Niby nie zanegowała tego co razem postanowiliśmy, ale dobiło mnie jak otwarcie z każdym o tym pisała. I że wypomniała każdemu to, że zszedłem na dół do niej pod blok gdy przyszła odebrać ode mnie swoje rzeczy i jej dałem. Powiedziała niby że mogłem jej już zrzucić normalnie rzeczy z balkonu jak nie chciałem jej tak bardzo widzieć i przebywać z nią. A to nieprawda, moją intencją w moim zachowaniu był fakt że to ja myślałem że będzie się czuła głupio przychodząc do mnie do mieszkanie. No ale oczywiście wyszło tak, że to ja jestem ten zły. Wkurzyło mnie cholernie, że napisała do kolesia z którym flirtuje (do swoich przyjaciółek już nie), że niby to ona się mnie spytała czy jej nawet na kawę nie zaproszę, a ja miałem niby odpowiedzieć że jak chce to żeby poszła ze mną. A było dokładnie odwrotnie, chciała się ulotnić od razu i raz po raz jej mówiłem że jest zimno na dworze i żeby chociaż na chwilę się ogrzała przy kawie.

Zaczyna powoli do mnie dochodzić fakt, że jest bardzo sprytną i wyrachowaną osobą która doskonale sobie zdaje sprawę z tego jak postępuje. Swoich uczuć do niej nie cofam, i myślę że jeszcze dużo czasu minie zanim się wyleczę z tego rozstania, ale chyba resztki nadzieji wyjadły mi posty które pisała do swojego zajebistego nowego obiektu westchnień. Że osoba która zawsze podchodziła do spraw łóżkowych jak do sakrum, czegoś do czego dochodzi się przez długie miesiące, może bez skrępowania pisać z osobą którą poznała parę tygodni temu na totalnym luzie. Widziałem ich rozmowy bez skrępowania, to jak on mówi jej jak jest podniecony a ona ostro odpisuje że nie będzie w stanie zasnąć i tylko go kusi. Jak niby ona cały czas o nim myśli, jak wizualizuje sobie to co będą ze sobą robić jak się spotkają... Rozerwało mnie to na strzępy, całkowicie, tzn. na początku tłumaczyłem sobie to tak że ona robi te ze względu na to że pomimo tej całej otoczki że fajnie jest być singlem to jej brakuje faceta w jej życiu. Ale teraz widzę, że ona nie robi tego chyba z tego względu tylko na prawdę coś do niego poczuła. Tylko nie rozumiem, za cholerę nie rozumiem jak można do takich relacji przejść z kimś kogo widziało się na żywo (i to były zwykłe mignięcia) dwa razy w życiu i przejść do takich głębokich (bo moim zdaniem nawet pisanie o takich rzeczach jest dużą rzeczą i wymaga do tego uczuć) relacji tylko poprzez pisanie smsów, rozmowy na facebooku itd. Zrobiło mi się siano z mózgu , dobrze że miałem z kim porozmawiać i teraz trochę chłodniej patrzę na ten temat. Wiem już teraz jaka ona jest. Cięzko mi się z tym pogodzić, ale chyba będę musiał.

Niby porozmawialiśmy razem że spróbujemy na nowo odbudować naszą relację, zobaczyć co z tego wyniknie i teraz głupio mi się z tego wycofywać (bo dawaliśmy sobie jasno do zrozumienia że chcemy żeby między nami było ok). Ale z drugiej strony przyjaciel poradził mi żebym zerwał jednak kontakt całkowicie i nawet nie odpisywać jej na wiadomości. Ale ona w końcu poczułaby że o czymś wiem, że coś się we mnie zmieniło i tak nagle zmieniłem decyzję o 180 stopni. Sam uważam że zerwanie kontaktu całkowicie byłoby gówniarskim podejście. Na razie mam plan odpisywać jej neutralnie, ale sam do niej nie pisać nic, wbrew temu że chcieliśmy teraz spróbować zaznajomić się od nowa. I że po jakimś czasie ona sama niby zobaczy że mi już nie zalezy i przestanie się odzywać. Uważacie to za dobre rozwiązanie? Przepraszam że tak chaotycznie i rozwięźle piszę, ale ciężko mi z tym poradzić sobie samemu i myślę że wy spojrzycie na to własnym okiem i możecie mi coś zasugerować. Gdzieś tam mam głęboko nadzieję, że może ona poczuje miętę do mnie za parę miesięcy, pół roku, rok, ale z drugiej strony przyjaciel zaznajomiony z wszystkim co tutaj opisuję powiedział żebym nie robił sobie już żadnych nadzieji i że ona niestety już nigdy do mnie nie wróci. Myślicie że ma rację?

29

Odp: Próba odzyskania

Zaczyna powoli do mnie dochodzić fakt, że jest bardzo sprytną i wyrachowaną osobą która doskonale sobie zdaje sprawę z tego jak postępuje.
Już czytając pierwszego posta odniosłam wrażenie, że to bardzo cwana osóbka, która potrafi sobie owinąć wokół paluszka zakochanego faceta wink Ty tego nie dostrzegałeś, bo jesteś zakochany, a miłość, jak powiadają, nie idzie z rozsądkiem w parze.

Powiedz mi tylko, jak pogodzić to, że jest taka dobra i wrażliwa, skoro bez skrupułów flirtuje z zajętym facetem? Czy to jest oznaka dobra i wrażliwości? Z tego, co piszesz, ona jest bardzo wyrachowana i świadoma tego, jak działa na facetów. Być może zgrywa taką słodziutką, bezbronną i nieskazitelną istotkę, co wzbudza w facetach instynkt opiekuńczy? Nie wiem.. Ale na podstawie tego, co napisałeś na pewno nie wyłania się obraz dobrej i wrażliwej dziewczyny.

30

Odp: Próba odzyskania

No właśnie kurczę, przez te 3 lata w związku i rok zanim zaczęliśmy być razem, NIGDY, przenigdy nie zachowywała się w ten sposób, ba, wiem po rozmowach z nią i po jej zachowaniu że nawet by o czymś takim nie pomyślała. I dlatego to mnie najbardziej uderza, bo nawet namniejszych sygnałów na ten temat nigdy nie dostałem, naprawdę. Czy to możliwe że zachowuje się w ten sposób (flirt itd) żeby zapchać dziurę emocjonalną po mnie? Wiem że źle zrobiłem czytając i katując się jej wiadomościami z tym kolesiem i obiecałem sobie że już tego nie zrobię, ale nie mogę dopuścić do siebie myśli że ona taka jest naprawdę (bo cholera, nie mam wątpliwości że taka wcześniej nie była, przecież bym z taką osobą nawet nie chciał być). Wiem też że zaraz po końcówce naszej rozmowy na facebooku pisała do tego kolesia i była rozszargana emocjami, pisała do niego że chce się do niego przytulić, że jest jej smutno i w ogóle. Myślicie że ten cały flirt itd to taka gra żeby sobie łatwiej poradzić po rozstaniu? Nigdy nie miałem styku z rozstaniem w ten sposób i nie wiem jak kobiety podchodzą do tematu po rozstaniu, jak sobie z tym radzą (nawet jak to one zerwały). Ciężko mi to w głowie poukładać, ale myślicie że to może przerodzić się w coś większego? W sumie nie rozumiem kompletnie jej postępowania. Bo typ wygląda może i podobnie do mnie bardzo (jest szczupły, ma podobne włosy, okulary), ale nawet pomimo tego że mam zaniżony stosunek o sobie to wygląda na totalnego patałacha i naprawdę nie jest przystojny. Do tego dochodzi sprawa że on mieszka w Szczecinie, my na samym południu Polski, więc ich "związek" nie ma szans być normalnym związkiem bez przeprowadzki jednego z nich. Plus fakt że koleś jest w związku 4letnim i powiedział mojej byłej (na jej obawy że zniszczy im związek), że w ich związku jest wszystko w porządku i żeby się nie martwiła, że przez nią się nie rozejdą. Więc wszystko stoi za tym że ich związek, pseudo uczucie czy jakkolwiek to można nazwać nie ma w ogóle przyszłosci na dłuższą metę.

Czy to jest możliwe? Że jej to może przejsc za jakis czas i po prostu jej system obronny po rozstaniu sprawia że zaczeła z nim flirtować? Nie chcę żyć złudzeniami, trzeźwo nie jestem w stanie spojrzeć na tą sytuację więc proszę, po waszym doświadczeniu, historiach i perspektywie - czy mam jakiekolwiek szanse żeby ją jeszcze kiedyś w sobie rozkochać na nowo? Czy nie ma na to szans w ogóle... Ktoś mi poradził żebym ograniczył z nią teraz kontakty tak jak oboje postanowiliśmy, żebym udał że nie wiem o niej i o tym kolesiu, i przez jakiś czas udawał że chcę tego co ona, być kumplem, znajomym, przyjacielem / whatever i przez to spróbował się do niej zbliżyć. I że dopiero wtedy może ona odpuści tego typa i przekona się bardziej do mnie. Myślicie że jest w tym ziarno prawdy czy raczej niemądra porada? Bags, ktokolwiek kto jest doświadczony - co sądzicie?

31 Ostatnio edytowany przez bags (2013-01-07 16:04:58)

Odp: Próba odzyskania

Witaj...
Ponieważ wywołałeś mnie do tablicy służbowo (na forum big_smile ) i prywatnie, nie omieszkam Ci pomóc i wskazać co robisz dobrze a co źle - tak moim zdaniem i z mojego doświadczenia, które można poznać na tym forum.
Przeczytałem przelotem kiedyś Twój wątek ale teraz skupię się na Tobie i Twoich postach. I niestety nie mam dla Ciebie dobrych wieści na już.

Pierwsza podstawowa i ważna kwestia: jesteś w związku, który jest toksyczny i ma bardzo dużo "dodatków" w postaci egoizmu, narcyzmu oraz pochodnych z osobowości schizoidalnych, DDA, DDR i DDD. I to nie Ty jesteś samczym toksykiem alfa a właśnie Ona.
Zacznijmy od tego, że książkowo - od strony toksycznej - owinęła Cię wokół palca i wpasowała - powiedziałbym nawet, że wprasowała - nie tyle pod pantofel, co pod klosz. Udowodnię Ci to na podstawie pierwszego postu i dwuczęściowego zagadnienia pt "Twoje plany zaręczyn" i "Jej odpowiedź".

riverdrive2 napisał/a:

Byłem z moją dziewczyną przez 3 lata... Uczucie pojawiło się znikąd, tym bardziej że ona przede mną nie miała nikogo i kompletnie nie interesowały ją jakiekolwiek związki. Walczyłem o nią bardzo długo, by wreszcie otrzymać odpowiedź - tak, chcę być z Tobą. Było pięknie, przez jakieś 1,5 roku szaleliśmy za sobą. Potem pojawiły się drobne sprzeczki wynikające i z mojego jak i jej charakteru.

Nie odpowiadaj Nam sobie skąd to wiesz???... i le jest w tym prawdy???

riverdrive2 napisał/a:

Jednocześnie dziewczyna dawała mi znaki że życia sobie beze mnie nie wyobraża i pomimo moich wad chce być ze mną zawsze. Odgrzebałem nawet stary list który od niej kiedyś dostałem w formie zadośćuczynienia za brak prezentu, wszystko to było tam zawarte. Pokochałem ją strasznie, było raz lepiej, raz gorzej, ale mimo wszystko strasznie ją pokochałem. Mimo wszystko przez jej zapewnienia i to co było na samym początku między nami poczułem się... Zbyt pewny w związku. Jakby to miało trwać wiecznie i nigdy się nie rozpaść.

Zaczyna się toksyk - to co pisałem z dodatkami na wstępie - i... zaginanie parola na Ciebie. Pogrubiony tekst powinien dać Ci do myślenia. 

riverdrive2 napisał/a:

że zauważyła mnie i pokochała za to, że zajmuję się pewnym specyficznym sportem na skalę światową. Nigdy nie byłem w tym wybitnie dobry, ale mimo wszystko ona to zauważyła i poprzez nasze uczucie coraz bardziej się jej to podobało. Mnie na początku jedynie bawiło, że chce się tego uczyć ode mnie (jest to całe moje życie), potem już cholernie cieszyło.

...wpadłeś. W sidła.

riverdrive2 napisał/a:

Wkręciła się jak nigdy w moje towarzystwo, całe sportowe community, dosłownie wszyscy ją pokochali za to samo za co ja ją pokochałem - że jest ładna, inteligentna i po prostu... dobra. Po prostu zaczęła tym żyć jak swoim własnym życiem. Nie zajmowała się tym już dlatego że robiła to dla mnie, tylko dla siebie.

Pozory... mylą. Zawładnęła Tobą.

riverdrive2 napisał/a:

W moim mieszkaniu pojawił się współlokator, nasz wspólny znajomy, swego rodzaju dusza owego sportowe społeczeństwa. Był i myślę że nadal jest moim najlepszym przyjacielem któremu mogę powiedzieć wszystko. Jest on jednak dużo starszy, przez co często się kłóciliśmy i były między nami spięcia. Moja dziewczyna choć początkowo kompletnie go nie znosiła, z czasem zaczęła go lubieć, rozmawiać z nim ciągle itd. A on, z racji swojego charakteru podtrzymywał tą przyjaźń między nimi z racji tego że jest bardzo miłym i dobrym człowiekiem.

Pajęcza sieć Twojej lubej owija przyjaciela.

riverdrive2 napisał/a:

Przestaliśmy się kochać, przestaliśmy się nawet dotykać. Mi to nie pasowało, w końcu kocham ją nadal bardzo i chciałbym z nią być na takim etapie na jakim już wcześniej byłem. Dlatego szukałem jakiejkolwiek okazji żeby się do niej zbliżyć. Coraz częściej pojawiały się między nami spięcia, większość wynikała niestety z mojej dumy. Mniej więcej pół roku temu, zaraz po tym jak prawie sie rozstalismy przejrzałem na oczy i naprawdę chciałem się zmienić. Zmienić w sobie wszystko co jej przeszkadzało.

Przecież cały w tym ambaras, żeby dwoje - Was - chciało na raz... a jest Was troje. Ona i Wy... panimajesz? big_smile
No i zaczyna się pierwsze zagadnienie "twoje zaręczyny"... czytaj uważnie!

riverdrive2 napisał/a:

Postanowiłem że chcę się jej oświadczyć i przez te pół roku walczyłem o to, żeby być w stanie to zrobić. Chociaż wiedziałem, że ona nie chce się żenić ani nic w tym stylu, chciałem jej pokazać że podchodzę i chcę podejść do tego poważnie, dojrzale. I przez te pół roku walki byłem tak tym nabuzowany, że przestałem się martwić prostymi rzeczami tylko na siłę chciałem żeby było między nami dobrze. Popełniałem wiele błędów, kupowałem drogie prezenty zamiast usiąść i porozmawiać. Coraz mniej zacząłem z nią rozmawiać, ale po prostu szlag mnie trafiał gdy widziałem jak ja wracam na mieszkanie a ona i mój współlokator rozprawiają w najlepsze. Jeśli ja jej dawałem sygnały że nie czuję się z tym dobrze, albo mam o coś do niej pretensje, to ona uciekała do niego i rozprawiała z nim jakby się nic nie stało, jakby mnie nie było. A mój współlokator z racji swojego charakteru i tego, że nie chce się do nas mieszać również odpowiadał jej miło i uprzejmie. Cały czas chodziłem wściekły na to jak się oboje zachowują, a gdy powiedziałem o tym mojej dziewczynie to była wściekła że jestem w stanie coś takiego myśleć o niej i o moim współlokatorze.

Jest Jej zainteresowanie Twoimi zamiarami??? Nie ma! Ciekawe dlaczego? Ale to się wyda za chwilę...

riverdrive2 napisał/a:

Przez cały ten czas pieprzyło się na wielu frontach... Z POZORU TYLKO W 3 MIĘDZY WAMI Ja zacząłem odnosić się niedobrze do ludzi, nic mi nie pasowało, nikt nie mógł mnie przekonać do swojej racji, nie byłem w stanie znaleźć wspólnego języka z rodzicami itd. Teraz to widzę i wiem że na tym polu miała rację, a jej przeszkadzało to cholernie. Do tego doszła sprawa jej koleżanek. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic... CZY ABY NA PEWNO???, dlatego każdy z nas znał do siebie hasło na portale społecznościowe. Kiedyś podkusiło mnie sprawdzenie czy czasem nie piszą coś o mnie... I wtedy zobaczyłem jej wiadomości z najbliższymi koleżankami, że powinna mnie zostawić bo ją to boli, że się męczy w tym związku i na nią nie zasługuje. I że ona sama to rozważała tylko nie wiedziała co tak naprawdę robić.

Cwana i wyrachowana... wiedziała, że "szpiegujesz" z miłości i pisała z haczykiem... łyknąłeś to jak pelikan - za przeproszeniem. Dowód:

riverdrive2 napisał/a:

...rozstaliśmy się. Była na mnie zdenerwowana o moje zachowanie na sportowej imprezie którą razem organizowaliśmy parę dni wcześniej. Ja, co tu dużo mówić, wypiłem trochę za dużo i zacząłem jej wyrzucać co mi przeszkadza itd. I była na mnie o to zła, choć na następny dzień było między nami okej. Wieczorem gdy razem oglądaliśmy film chciałem ją zaprosić na Sylwestra, ale zanim nawet zacząłem temat, powiedziała sama że chce spędzić tego Sylwestra w domu, razem z mamą (jej mama była samotna i poznała kogoś poza granicami kraju, także widzą się raz na ruski rok). Oczywiście że w każdej innej sytuacji bym to zrozumiał, bo wiem że jest to dla niej bardzo ważne i dla mnie też, i cholernie cieszyłem się że wreszcie sie spotkają. Ale coś we mnie pękło, bo właśnie na tego Sylwestra chciałem się jej oświadczyć. Strzeliłem głupiego focha, tzn. próbowałem nie dać nic po sobie znać, ale kilka razy w ciągu paru minut wyszedłem na papierosa i strasznie byłem tym nabuzowany...DOSTRZEGASZ TO??? CZYTAJ DALEJ...
Zauważyła to i potem gdy, już kładliśmy się spać zaczęła ze mną rozmawiać. Najpierw żebyśmy dali sobie trochę czasu i przestali się spotykać, bo jej jest już z tym źle i nie wie jak sobie z tym poradzić. Nie mogłem w ogóle przyjąć tego do wiadomości, nie mieściło mi się to kompletnie w głowie. Próbowałem ją jakoś przekonać, żeby spróbować inaczej, po czym ona stwierdziła że powinniśmy się rozstać. I że tak będzie najlepiej. Dobiło mnie to całkowicie, tym bardziej że jeszcze przed chwilą chciała żebyśmy dali sobie trochę czasu i nie spotykali się. Nie wiedziałem co kompletnie zrobić, powiedziałem jej spokojnie że muszę wyjść. DLACZEGO MUSIAŁEŚ WYJŚĆ??? WPADŁEŚ W JEJ SIDŁA I MOTASZ SIĘ SIŁĄ BY WYRWAĆ ZE SZPONÓW...
Wyszedłem na zewnątrz w samej bluzie i włóczyłem się po okolicy prawie przez całą noc. Z własnej głupoty i nieostrożności chciałem przejść przez pasy na czerwonym świetle i potrąciło mnie lekko auto. Uciekłem od razu jak tylko się pozbierałem i do 5tej nad ranem się włóczyłem. Potem chciałem wrócić na mieszkanie, ale gdy położyłem się obok niej (i zauważyłem że śpi spokojnie) nie wytrzymałem nerwów i znowu wyszedłem. Pojawiłem się dopiero o 8mej rano i zasnąłem w kuchni nie mogąc nawet położyć się koło niej spać. Gdy wstała próbowała mnie jakoś zaciągnąć do łóżka, ale nie chciałem.

Zaczynasz kumać temat toksyka???

riverdrive2 napisał/a:

Z nerwów nie wytrzymałem i powiedziałem jej czemu byłem na nią zły gdy poinformowała mnie o Sylwestrze, że chciałem się jej oświadczyć. Pierwszy raz w życiu z powodu kobiety się rozpłakałem.

Znasz pojęcie "rozdarta sosna" z literatury szkolnej? Jesteś nią i nie wiesz - przez to pranie mózgu - czy jesteś sobą czy Jej wizją partnera.
Część 2... "zaręczyny - odpowiedź"...

riverdrive2 napisał/a:

Przytuliła mnie i powiedziała "przecież wiesz że i tak bym odmówiła". Zniszczyło mnie w tym momencie to, że gdy tylko mnie przytuliła, wróciła do pokoju i spytała wesoło mojego współlokatora czy chce kawę , a potem zaczeli normalnie wesoło rozmawiać.

... i nic tylko zanucić: "wiła - z Nim - wianki i rzucała do falującej wody... zakrapiając wódką big_smile "

riverdrive2 napisał/a:

A ja w środku umierałem. Potem gdy ona zbierała się do siebie próbowałem jakoś załagodzić sytuacje i uratować to, prosząc o szansę. Tylko bardziej się zdenerwowała i wyrzuciła z siebie wszystkie zarzuty pod moim adresem. Że jestem tokstyczny i jeśli się nie zmienię to w końcu nikogo obok mnie nie będzie. W końcu wyszła. Przez dwa dni nie wiedziałem kompletnie jak sobie poradzić, płakałem jak jakaś ciota, wyszarpywałem sobie włosy z głowy, życie się dla mnie skończyło...

Jak to w Psach Pasikowskiego było po akcji: "ja chce qwa do biura..." Wyrywasz włosy, chcąc być sobą... ale w Jej wydaniu!
Teleturniej "Wielka gra" na żywo i zabieg, przy którym operacja się udała a pacjent - czyli Ty - zmarł:

riverdrive2 napisał/a:

Potem odezwała się do mnie na portalu społecznościowym pytając jak się czuję JAKIE TĘTNO??? 180/90???[/b]... Zaczęliśmy pisać normalnie, ale w końcu coś we mnie pękło i znów zacząłem jej mówić że jest dla mnie najważniejsza na świecie, że zrobiłbym dla niej wszystko i chcę o nią walczyć, tylko chcę żeby mi dała na to szansę. Żeby tego nie skreślała raz na zawsze. Napisała żebym nie wymuszał na niej poczucia winy, uszanował i zrozumiał jej decyzję.

SPOKOJNIE, TO TYLKO AWARIA... RESPIRATORA!!! NARKOZA ZA SŁABA.

riverdrive2 napisał/a:

Jako że nadal miałem możliwość sprawdzenia jej rozmów widziałem, że po moim monologu zaczęła się pytać większości naszych wspólnych przyjaciół a także jej koleżanek czy dobrze robi. W tym mojego współlokatora. I wszyscy, dosłownie wszyscy powiedzieli jej że dobrze zrobiła. Że jest teraz niezależna i że będzie zdrowsza beze mnie. W końcu sama mi to napisała. Że czuje się wolna beze mnie i zdrowsza. Wiem, że przestało jej też na mnie zależeć całkowicie. Martwiła się tylko tym, że jeśli spotkamy się na jakiejkolwiek imprezie sportowej to będę miał jej za złe że się tam pojawia. Że zabiera mi moich znajomych, którzy ją polubili i wiem że jak dowiedzą się że nie jesteśmy razem to będą po jej stronie.
I ma rację. Choć mi tego przy rozstaniu ani potem nie powiedziała, to wiem że do swojej najbliższej koleżanki powiedziała że mnie już nie kocha. I jednocześnie nie chce rezygnować z tego życia i chce zebysmy byli znajomymi (zeby nie było kwasu na imprezach i w ogóle). Ale ja nie wiem czy tak potrafię. Od dwóch tygodni żyję jak trup, ciągle myślę o niej, jak ją odzyskać, przewija mi się tysiąc scenariuszy w głowie jak to będzie gdy spotkam się z nią gdzieś na zawodach a ona będzie z kimś innym. Do tego widziałem że zaczęła teraz flirtować z jednym z moich znajomych. Z moim współlokatorem jej nie wyszło, bo choć dalej z nią rozmawia to on wie już jak ona do tego podchodzi i nie chce jej dawać żadnych sygnałów że chce coś więcej z nią. A ona jest przez to zdenerwowana. Cały czas mi mówiła że między nimi nic nie ma, żadnej chemii (z jego strony owszem) ale teraz widzę że to było kłamstwo.

Raport dla "szpiegującego" z miłości - jak wcześniej pisałem - część II!

riverdrive2 napisał/a:

Jednocześnie nadal ją kocham i wiem, że być może zachowuje się tak teraz (bo NIGDY, przenigdy się tak nie zachowywała wcześniej, nigdy bym jej nie posądził że może się tak zachować po rozstaniu) bo jest po prostu zła. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. Słowa nawet tego nie oddadzą, bo przez te dwa tygodnie postanowiłem że chcę się zmienić dla niej, nawet dla samego siebie i wiem że ma sporo racji w tym co mi mówiła. Wiem, że ona nie chce mysleć nawet o powrocie ani o tym żebym o nią walczył. Ale ja chcę o nią walczyć i nie wyobrażam sobie żebym mógł jakoś inaczej to rozwiązać. Złożyła mi życzenia w święta dziękując za to co było między nami i "ma nadzieje ze kiedy bedzie dobrze miedzy nami". Odpowiedziałem jej zyczeniami i zaczelismy rozmawiać, jak normalni ludzie, jak gdyby nic sie nie stało. Spytała się mnie wtedy czy będę miał coś przeciwko jeśli nadal będzie jeździć na te imprezy sportowe, i zostanie w tej społeczności. Co jej miałem powiedzieć? Oczywiście że powiedziałem że nie mam nic przeciwko, bo cholera, nadal ją kocham i chce zeby była szczęśliwa. Do koleżanki napisała zaraz po naszej rozmowie, że jest okej, bo gadała ze mną normalnie i że chyba wreszcie się pogodziłem z tym rozstaniem.

Przejrzałeś na oczy czy przemywasz Jej "papką medialną"??? Sorry kolego i bez urazy, nie jesteś sobą i nie wiesz kim jesteś
Leżysz na drodze asfaltowej/betonowej a po Tobie jeździ walec z kolcami w obie strony. Ciekawe kto za kółkiem siedzi...   

riverdrive2 napisał/a:

I tutaj pytanie do was. Czy uważacie, że ona może mnie jeszcze pokochać? Chcę przystopować na pewien czas, sama wyszła z propozycją spotkania, więc chciałbym zaczac sie z nią spotykac jak dawniej, na samym poczatku. Spróbować ją "zdobyć" jak za pierwszym razem. Bo wierze że może być ze mną szczęśliwa, jeśli zobaczy że się zmieniłem. Tylko jeśli ona neguje to z każdej strony w tym momencie i w tej chwili chce żebyśmy byli tylko znajomymi, przyjaciółmi na zawsze i że nie chce już mi nigdy dawać szansy , to czy ona może zmienić swoje zdanie? Czy jest szansa na to że ona faktycznie może zrozumieć, że warto ze mną być? Skoro tak bardzo to teraz neguje? Akceptuję to że nie chce ze mną być, ale nadal chcę o nią walczyć bo uważam że jeśli jest jakakolwiek dziewczyna o którą chciałbym walczyć to jest to właśnie ona. Wiem, że pojawią się zaraz rady żebym dał sobie spokój, że znajdę sobie kogoś innego itd. Ale ja nie chcę nikogo innego. Ona jest wyjątkowa, zjawiskowa, i nikt w całym moim życiu, ani rodzice, ani znajomi, przyjaciele, nikt nie rozumiał mnie tak dobrze jak ona. Rozmawiałem z nią tak jak mówiłem zaraz po wysłaniu życzeń i coś gadaliśmy o spotkaniu. Na razie nie chcę nic ruszać w tym temacie, dać jej czas, odezwać się w Sylwestra z życzenia na Nowy Rok i potem spróbować jakoś o nią walczyć. Proszę, pomóżcie, bo gniję we własnym umyśle i nie jestem w stanie sobie pomóc. Czy myślicie, że istnieje jakakolwiek szansa na to że po jakimś czasie ona może zakochać sie we mna nowo? Nie da się odkochać z dnia na dzień, więc domyślam się że nie kochała mnie już od dłuzszego czasu, a nie od chwili rozstania. Chcę o nią walczyć, tylko nie wiem czy ktoś kto jest tak pewny swej decyzji, może chcieć ją kiedykolwiek zmienić...

Czy to jest miłość, czy to jest kochanie???
Kochasz Ją czy Jej wyobrażenie???
I fundamentalne pytanie ode mnie - osoby z brutalnym doświadczeniem w toksyku - do Ciebie: Gdzie tu widzisz zauroczenie, zainteresowanie/fascynację Tobą, uczucie i miłość? JEJ DO CIEBIE! NIE NA ODWRÓT!!!

Moje posty czytałeś, pomogły Ci zapewne coś "zakumać" i przestawiły "zwoje mózgowe pod deklem" - bez urazy - na właściwy tor myślenia.. co mnie cieszy niezmiernie. Chcesz poznać szczegóły toksyka i jego zasady działania to poszukaj mój wątek tutaj - nawet przez nick.
I na koniec...
Skocz do sklepu po pół litra/zgrzewkę piwa, paczkę fajek... weź głęboki oddech, chlapnij sobie ruskiego stakańczyka - szklankę wódki na raz - i poczytaj sobie swoje posty rozkładając je na czynniki pierwsze - tak jak ja to powyżej zrobiłem - z podziałem na role. Skup się na Niej i Jej działaniach wobec Ciebie i skonfrontuj je z powiedzeniem "zobacz siebie w drugim człowieku i drugiego człowieka w sobie" i regułką o partnerstwie, którą tu na forum możesz znaleźć. I co widzisz??? lub dostrzegasz???
Poczytaj sobie wątek autora Beznadziejny, to Ci też otworzy oczy.
Powiem Ci tyko tyle... tak jak rozłożyłem Twojego posta na części, tak ja rozłożyłem 3 lata swojego związku uwieńczonego małżeństwem "do ostatniej śrubki" i wiesz kiedy??? w okresie od praktycznie połowy maja do momentu przyjścia tutaj na forum, czyli wtedy, kiedy moja qrwica na wszystko sięgała daleko poza horyzont wzroku i granic wytrzymałości człowieka.

Dalej już sobie powinieneś poradzić sam opierając się/wzorując na tym moim poście. Jak potrzebujesz pomocy... wal na priv.

32

Odp: Próba odzyskania

Drogi riverdrive2 jak tam Ci się wiedzie ?
Nie ukrywam że śledzę Twoją historie, może dlatego że sam przechodziłem przez coś podobnego.

33 Ostatnio edytowany przez Fajka (2013-01-10 14:40:40)

Odp: Próba odzyskania
riverdrive2 napisał/a:

Chciałbym, żeby ktoś mi powiedział że pomimo jej zachowania i decyzji, to jeszcze się może zmienić o 180 stopni. Że jeśli to rozegram odpowiednio to ona będzie w stanie mnie pokochać na nowo i być ze mną z powrotem. Ja z nową ją, a ona z nowym mną. Że możemy kiedyś zbudować solidny związek na innych zasadach. Ale czy to jest szczerze jeszcze w ogóle możliwe? Co sądzicie? Czy osoba która jest tak bardzo utrwalona w swojej decyzji i jest z jej powodu szczęśliwa może poczuć kiedyś w przyszłości miętę na nowo?

Wiem, że gdy ze mną rozmawiała to mówiąc o tym, że jej na mnie zależy mówiła to szczerze. Sama powiedziała że dużo osób powiedziało jej po rozstaniu, że nie powinna się mną przejmować i powinienem się od niej odpieprzyć. Myślicie że nawet z tak prostego uczucia jak to że jej na mnie pomimo rozstania nadal zależy, kiedyś da zbudować się zakochanie?

(...)

Proszę, przeanalizujcie sytuację - czy jestem w stanie coś, kiedyś w przyszłości zrobić? Nie chcę sobie zadawać sam bólu jeśli moje starania z góry są skazane na niepowodzenie. Nie chcę się rozczarować tym, że postaram się z nią mieć dobre stosunki i gdy się do siebie zbliżymy to ona powie, że stop, zostajemy na tym etapie i nigdy nie skoczymy poziom wyżej. Ja nie jestem w stanie odczytać kobiecego zachowania tak jak wy. Może będziecie w stanie mi coś pomóc. Czy jeśli ktoś kto uważa swoją decyzję po 3 tygodniach od rozstania za słuszną, wykazuje obojętność na związek ale jednocześnie jej zależy na kimś z kim się rozstała może być w stanie pokochać tą osobę w przyszłości, niezależnie od swoich uczuć w danej chwili?

River, ja generalnie odnoszę wrażenie, że właśnie tego w dużej mierze oczekujesz, pewnie głównie nawet podświadomie - że ktoś tutaj z opisu sytuacji wywnioskuje, że teraz nic tego nie zapowiada, ale jeszcze można spodziewać się happy endu wink smile To jest zrozumiałe, znaczy ja przynajmniej, nie wiem czy słusznie, rozumiem to na swój sposób. Nie możesz odzyskać jej natychmiast, z jej strony dostajesz zimny prysznic, więc układasz scenariusz, że pomęczysz się trochę, ale suma sumarum będzie jak trzy lata temu, powoli przekonasz ją do siebie itd., to chyba obronny mechanizm. Nie wiem czy to ma sens, nie wiem, czy nie lepiej właśnie od razu przyjąć za prawdopodobną najgorszą opcję tzn. taką, że utraciłeś ją już na zawsze. A co do mozliwości zmiany jej zdania- tak, możliwe jest wszystko. Czas niesie ze sobą wiele zmian, także w uczuciach każdego człowieka. Ona za jakiś czas może dojść do zupełnie innych wniosków niż takie, do jakich przekonana jest w tej chwili, a uczucie do kogoś nie raz odżywa po jakimś czasie. Tylko nie możesz brać tego za pewnik, nie możesz z tego robić w tym momencie swojej podpory i fundamentu, na jakim będziesz się opierał, bo np. za pół roku może się okazać, że jesteś jej całkowicie obojętny i wtedy wszystko co zaczynasz budować w tym momencie runie, a Ty znajdziesz się jeszcze niżej niż teraz. Wiem, że dobrze zrobiło by Ci zdystansowanie się, nie wiem tylko jakie są metody, żeby się zdystansować tak od ręki, chyba się nie da wink W każdym razie do tego powinieneś stopniowo dążyć. Na razie pogódź się z myślą, że jej nie ma i nie będzie, niech to będzie dla Ciebie punkt wyjścia. Skup się na sobie, nie na planowaniu przyszłych zdarzeń z nią w roli głównej.

Powinieneś też liczyć się z jedną opcją, co do której mam nadzieję przekonasz się na drodze własnego doświadczenia. Z biegiem czasu nie tylko jej uczucia i zdanie na Twój temat mogą ulec zmianie, ale i vice versa. Już zaczynasz dostrzegać pewne rzeczy, których nie widziałeś wcześniej i pewnie tak będzie w dalszym ciągu.
Wyraziłam już swoje odczucie co do osobowości Twojej byłej dziewczyny i choć wcale nie mam przekonania do słuszności własnego poglądu (nie da się bezbłędnie ocenić człowieka nie mówiąc o człowieku, którego się nie zna ani nie widziało;) ) wciąż mam wrażenie, że realizm Twojej oceny został nadszarpnięty poprzez Twoje uczucia.

Jakikolwiek ma być efekt końcowy- czy odzyskanie jej, czy odzyskanie (być może) obiektywizmu, czy weryfikacja uczuć z jej strony, z Twojej strony- jedyną drogą prowadzącą do wszystkich tych rozwiązań jest brak kontaktu, w miarę możliwości wręcz izolacja i to, że zajmiesz się wyłącznie SWOIM życiem, SWOJĄ osobą. Tylko tak będziesz w stanie wzbudzić czyjeś zainteresowanie, czy to byłej czy jakiejkolwiek dziewczyny.

Aha, jeszcze jedno odniesienie do cytowanego już fragmentu

Że jeśli to rozegram odpowiednio to ona będzie w stanie mnie pokochać na nowo i być ze mną z powrotem. Ja z nową ją, a ona z nowym mną.

Bardzo niebezpieczne myślenie, prawdziwe tylko w połowie wink Na pewno możesz rozegrać to TAK ŹLE, że ona z pewnością nie będzie chciała mieć z Tobą nic wspólnego ;D wink A niebezpieczne jest myślenie, że możesz coś zrobić na tyle dobrze, że ona/ktokolwiek Cię pokocha. Nie, nie możesz. Mamy wpływ na nasze postawy i zachowanie, ale nie możemy wpływać na uczucia i wybory drugiej osoby. Możemy zachowywać się najwspanialej, ale to nie gwarantuje nam, że ktoś nas za to pokocha. I już wink

34 Ostatnio edytowany przez zakochaniec (2013-01-10 18:14:45)

Odp: Próba odzyskania

Możemy zachowywać się najwspanialej, ale to nie gwarantuje nam, że ktoś nas za to pokocha. I już


podepnę sie pod wątek co myślicie o tym?


Ostatnio spotkała mnie dziwna rzecz.Mianowicie śniło mi sie że mówie wiersz dla swojej byłej.No i obudziłem sie wziałem kartkę i zacząłem pisać ,byłem jakby w transie, nie myslałem nad tym co pisze poprostu pisałem. Oto co napisałem

1 Zimny scyzoryk,na żyłach nacięcia
bo ten świat jest nie do przyjęcia
nie masz pracy nie masz zajęcia
jestes jak wiekszosc człowiekiem po przejsciach
Matka mówi ah Ci koledzy jacy wspaniali
tylko dlatego bo z tąd wyjechali
Nie oceniaj mnie teraz gdy mój świat sie zawalił
czuje sie tak jak wtedy gdy bylismy mali
kiedy ktoś moj rysunek spalił
rysunek na którym były marzenia
które dziś sa nie do spełnienia
pytasz mnie czy mam jakies życzenia,
tak mam życzenie jedno
niech ktoś rozgoni tą ciemność

2 Kieliszek i butla to twoi toważysze
zastanów się czy tak ma wyglądać życie
przeglądanie zdjęc i wódki picie
pamietam tamte chwile,gorące lato słońce w zenicie
na kocu ty i ona czułe słowa sobie mówicie
-kocham Cie najbardziej na świecie
Zastanawiasz sie co ona plecie
- Najbardziej to ja Cie kocham w całym wszechświecie
Teraz jakie to śmieszne kłutnie ,kto bardziej kocha
to może teraz pokłućmy się kto bardziej szlocha
kto nie spi po nocach i żyje marzeniami
bo tylko tam możecie być znowu razem szczęsliwie zakochani
Miłość skończyła sie wraz z jesiennymi deszczami
Pamietam jak dzis stałem a po policzkach krople spływały
czy to był deszcz czy tylko moje łzy
tego akurat nie wie nikt
i zadam Ci pytanie jedno
jak mam rozgonić tą ciemność
3
Kłamstwo za kłamstwem tak niszczyłem ten związek
teraz nie przyda mi sie doswiadczenie ani wiedza z książek
dziś znowu myslami w przeszłosci bładze
i tak na tej pętli między kiedyś a dziś krąże
taka pętla jest lepsza niż taka na szyi
Wiem że tylko ten co nic nie robi sie nie myli
Wiem ze gdyby nie te błedy razem dalej byśmy żyli
każdy bład ma swoje konsekfencje
jeden małe a drugi niszczy komuś serce
Czego chce od życia? Tylko twojej miłosci
niech w naszych sercach radość zagości
bo pragne aby nie było już wiecej ciemności
bo jestes tą osobą jedyna jedna
która może rozgonić tą okropną ciemność


Co o tym sądzicie jako o wierszu i czy i jak na taki wiersz mogła by zareagować moja była?

nie odzywalem sie do niej dłuższy czas.Myslicie ze to pomoże czy zaszkodzi?

35

Odp: Próba odzyskania

Witajcie,

Cóż. Powiem tak. Niestety pomimo moich nadziei, jedynie trochę mi się poprawiło. Jestem jednak szczęśliwy że przez całą sytuację zyskałem dwie osoby z którymi pomimo krótkiej znajomości mogę szczerze na ten i inne tematy porozmawiać. Cóż, obie osoby są kobietami, i choć znam je niecałe pół roku, a dopiero od niedawna zaczęliśmy się przyjaźnić to już wiem że spotkałem kogoś kogo warto mieć przy sobie jako przyjaciela. Obie w związku, więc traktuję to jednocześnie jako skuteczny odstraszacz przed uciekaniem w skrajne emocje i zranienie drugiej osoby swoim głupim zachowaniem (sam widzę jak "radzi" sobie moja eks po rozstaniu, boję się że mógłbym pójść w jej ślady i kogoś tylko zranić swoją "ucieczką", jeśli wiecie o czym mówię).
Czy pozbyłem się myśli o powrocie eks do mnie? Nieszczególnie. Uczucie to jednak zmalało, tak mi się przynajmniej wydaje. Ewoluowało. Jeśli byliście kiedyś zakochani i kogoś straciliście, to zrozumiecie o czym mówię. Że pomimo rozpracowania na kawałki przez rozum zachowania i uczuć drugiej osoby, to serce walczy w drugą stronę. Bo tak właśnie jest w moim przypadku - gdyby ktoś znajomy powiedziałby mi że ma taki problem, z miejsca odpowiedziałbym że powinien olać kobietę i zająć się sobą, bo nie jest tego warta. A tutaj następuje paradoks - serce myśli kompletnie inaczej. Myśli "to nieważne, ona tylko teraz się tak zachowuje, gdzieś tam w środku jest osoba którą pokochałem".

Wiem, że to nielogiczne i sadystyczne, w końcu sam sobie zadaję ból takim myśleniem. Ale nie umiem kontrolować tych myśli. Jeszcze. I nie wiem kiedy będę smile
Straszne uczucie, którego chyba nigdy nie czułem wcześniej (nawet nie mogę tego porównać do bólu po śmierci bliskiej osoby, bo nigdy nie spotkało mnie to), kiedy umysł stara się pracować normalnie i odrzucać swoje uczucia i emocje, a na każdym kroku przeszłość przypomina o sobie. Przypominają się rzeczy o których dawno zapomniałem, wspólne plany, niezrealizowane marzenia na przyszłość, przypominają się naprawdę cieciowate (z perspektywy czasu) i komiczne zagrywki podczas starania się o nią 3 lata temu. I inne. Pierwszy pocałunek, pierwsze zbliżenie, wszystkie intymne rzeczy które ona kochała dawniej, które sprawiały że bez słów mówiła "jestem twoja". Zamienić swoją ukochaną dziewczynę w kobietę... Takiego czegoś się nie zapomina.

Co do ograniczenia kontaktu - choć czasami mam ochotę napisać, to jak na razie udało mi się wytrzymać. Pomimo tego, że ukryłem ją na portalach społecznościowych to nadal łapię się jednak na tym, że sprawdzam jej profil, co robi, chłonę każdą informację co tylko doprowadza mnie do szału. Zabawne jest widzieć ją zgłaszającą swój udział w imprezie karnawałowej w klubie identycznym jak te do których nawet siłą nie dało się jej zaciągnąć. Zabawne jest myśleć że to ja zmieniłem swoje zachcianki i przyzwyczajenia, bo sam lubiałem takie kluby, ze względu na nią, która zawsze pragnęła wyszaleć się w nieco bardziej spokojnej atmosferze a nie typowej "mordowni". Zabawne.
Zabawny jest też fakt, że co kilka dni odzywa się, niby mimochodem, z jakąś pierdołą czy linkiem, po czym po krótkiej (i uprzejmej z mojej strony) wymianie zdań sama milknie. Dosłownie kilka postów i cisza. Na początku mnie to denerwowało, teraz już odpuszczam, gdy sama milknie to nie kontynuuję rozmowy na siłę. Nie ma po co. Rozpoczęcia rozmów z jej strony wydają mi się strasznie naciągane i sztuczne. I chyba też mam wewnętrzne przekonanie że nie jest to szczera walka o relację tylko próba zmiany na siłę.

Nie wiem już co o tym wszystkim myśleć. Boli mnie to, że śnię o niej, śnię rzeczy o których zapomniałem albo uważałem za niewarte uwagi, śnię WSPOMNIENIA, co wcześniej bardzo rzadko mi się zdarzało. Po przebudzeniu, zamiast typowej porannej dezorientacji moje myśli od razu kierują się ku niej i jej zachowaniu. Życie.

Ale i tak najgorszą rzeczą obecnie dla mnie jest cisza.
Wracam do mieszkania w którym panuje cisza. Pustka. Brak emocji. I to cisza, która panuje nawet wtedy gdy gra muzyka czy współlokator nuci coś pod nosem pichcąc obiad. Brakuje jej. Jej głosu, śmiechu, lekkiego stąpania po podłodze, zabawnego strzelania kostek u nóg. Być może poetyzuję, ale cholera, to właśnie czuję. I potworna świadomość, że już nie wróci, nie podniesie głosu że znów meble są zakurzone, nie zamruczy rano że olewa studia i zostaje w łóżku.

Może i macie rację, może to przyzwyczajenie, uzależnienie. Nie przeczę temu że związek był tokstyczny. Ale kurczę, czy tak się czuje facet który nie kocha?
Trzymać jakoś się trzymam. Pozostała złość i niemoc. I solenne przyrzeczenie, że nikomu już nigdy tak bardzo się nie poświęcę. Nie warto smile

Dziękuję Fajka za posta. Bardzo mi pomógł. I dziękuję Oczyszczony za miłe słowa. Pomagacie , naprawdę smile Sytuacja już chyba jest bez wyjścia. Ale rozmowa z wami koi tą świadomość smile

36

Odp: Próba odzyskania

I kolejny dzień za mną i kolejna huśtawka. Raz jest dobrze, a raz źle. Nie wiem, łapię się na tym że przeglądam profile innych kobiet na facebooku, znajomych, przyjaciółek, z cholerną chęcia uświadomienia sobie że jest ktoś o kogo mógłbym się ponownie starać, troszczyć i zdobywać. I nic. Każda zostaje wyeliminowana z takiego albo innego powodu.
Myślę o byłej cały czas. Cholernie kusi mnie sprawdzenie jej rozmów, od 5 dni nie odezwała się do mnie słowem. To samo do współlokatora (choć akurat na niego jest zła, bo powiedział jej wprost że powinni ograniczyć kontakty dopóki ja i ona nie dogadamy się po rozstaniu), z ciekawości nie mogłem się powstrzymać żeby nie zerknąć mu przez ramię czy czasem odezwała się wcześniej niż do mnie. Ale wiem że muszę to olać bo inaczej to będzie ciągnęło się za mną wieki. Nie mogę wyzbyć się jej obrazu z głowy, nie mogę przestać rozmyślać nad tym co ona teraz czuje, co robi i co myśli. Brakuje mi jej tak cholernie...
Jak poradziliście sobie z taką mieszanką emocji po rozstaniu? Ból, obrzydzenie, strach, cierpienie? Chcę przestać o tym myśleć i zająć się sobą, tym bardziej że jestem w okresie gdzie mogę sobie zawalić sporo na uczelni i w pracy, ale... nie potrafię. Jak to przetrwać?

37

Odp: Próba odzyskania

Czas leczy rany, a nowa miłość wreszcie przyjdzie, i może być wspanialsza niż tą którą doświadczyłeś z byłą. Wszystko zalezy od ciebie smile

38

Odp: Próba odzyskania

Minęło dokładnie 30 dni od rozstania, a ja nadal w rozsypce. Czuję się podle, nic nie ma sensu i nie cieszy mnie jak dawniej. Nie mam ochoty wychodzić nigdzie, a mieszkanie dla mnie zmieniło się nie do poznania. Jest tak przerażająco cicho... Nie wiem co ona ma teraz w głowie, bo sama uwielbiała spędzać tu czas, razem, aniżeli siedzieć u siebie w obskurnym mieszkaniu z pokręconymi współlokatorkami.  Zaczynają mi się przypominać setki rzeczy, czynności które robiliśmy razem, codziennych rozmów na różne tematy, nawet wspólnego sprzątania. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze w październiku razem ze mną malowała ściany do tego mieszkania z uśmiechem że zamieszkamy wreszcie razem...
Dziewczyny - czy któraś z was, po tym co pisałem do tej pory, może chociaż zgadnąć co ona ma w głowie? Czy można od tak mieć aż tak srogo gdzieś to wszystko? Proszę, rozmawiajcie ze mną, radźcie, cokolwiek - przeglądam setki tematów tutaj i nadal nie mogę znaleźć ukojenia.
Zacząłem sobie analizować dosłownie WSZYSTKO co jej poświęciłem, i co ona poświęciła dla mnie i cholera, pomimo usilnych chęci przekonania samego siebie że "to nie ta", wszystko wskazuje na to że to owa jedyna. Dzięki niej stałem się lepszym człowiekiem i zrobiłem tysiąc rzeczy których normalnie bym nie zrobił. Nie ograniczała mnie w niczym, nie poświęciłem żadnej pasji dla niej, ba, zaraziłem ją swoją najważniejszą. Nie bronię się przed tym, że ona też spieprzyła po całej linii na wielu frontach w ostatnim czasie, ale naprawdę - czy to tak łatwo można ocenić że się kogoś nie kocha w tak krótkim czasie? Przez wrzesień i październik żyliśmy jak w bajce, która pękła przez pojawienie się mojego współlokatora, coraz mniejsze spędzanie ze sobą czasu i rozmowy, ale cholera... To było 3 miesiące temu! I wiem że wtedy była zakochana po uszy. Czy przez taki okres czasu naprawdę można się odkochać, aż tak bardzo zobojętnić że od razu po rozstaniu szuka się pocieszyciela w postaci obcej osoby, która żadnych uczuć nie może przesłać przez facebooka ani sms?
Dziewczyny, czy tak właśnie zwykle się zachowujecie? Ktoś mi powiedział, że jej obecny pocieszyciel to taka "odskocznia" ze względu na to że ona też nie może się pozbierać po rozstaniu, ale która minie po jakimś czasie i może wtedy faktycznie zatęskni i coś w niej odżyje. Czy znacie taki przypadek, czy jest to w ogóle realne? Nie chcę żyć złudzeniami, ale chcę po prostu spróbować zrozumieć jej obecne zachowanie. Może któraś z was przeżyła coś takiego i wie co się czuje po "drugiej stronie barykady"?
Chciałbym żyć z myślą że mam po co żyć, a obecnie nic dla mnie sensu nie ma.
Czy ktokolwiek z was stosował zasadę "zero kontaktu"? Czy jest realna szansa że to odnosi jakiś skutek, czy jest to po prostu bullshit na którym dobrze się zarabia? Tak, chwytam się każdej możliwej opcji, ale naprawdę nie mam pojęcia co ze sobą zrobić.

39

Odp: Próba odzyskania

Zastosowałem, zero kontaktu ale to ZERO, spaliłem wszystko wyrzuciłem ze swojego życia. Powiem Ci że nie wszystko można przemyśleć ale wszystko da się przetrzymać

40

Odp: Próba odzyskania

To co przeżywasz teraz jest obrzydliwe i trudne, ale bardzo potrzebne. Każdą stratę trzeba emocjonalnie tak właśnie przepracować, żeby móc iść dalej. Żal, złość, smutek, załamanie, tęsknota, apatia i wszelkie hustawki tym podobnych nastrojów. To, że przypominają Ci się wspólnie spędzone momenty to naturalne i też bardzo potrzebne. Właśnie po takiej mieszance uczuć przychodzi akceptacja.
To nie jest specyfika kobiet, że sprawiają wrażenie zakochanych a potem nagle coś im się odmienia, mężczyźni też tak mają i wiele rozstań właśnie tak się odbyło. Czasem coś rozpada się długo, czasem nagle. Wiem, że bardzo chciałbyś zrozumieć jej uczucia, ale nie da się zajrzeć w drugiego człowieka, najlepsze co może Ci się przytrafić to powoli oduczać się chęci analizowania jej myśli i pobudek, to nic nie daje. Oby powoli to Twoje uczucia i Twoje cele nabrały dla Ciebie pierwszorzędnego znaczenia. Mam nadzieję, że to przyjdzie z czasem.
A szukanie godnego następstwa przeszukując profile, hola, tak od razu to się nie stanie wink Wierzę, że teraz żadna nie wyda na tyle atrakcyjna jak osoba, z którą byłeś i kochałeś tyle czasu, ale taki dzień nadejdzie, prędzej czy później. Taka kolej rzeczy.
Naturalne jest, że starasz się racjonalizować sytuację, rozkazać sobie, żeby przestać się czuć jak się czujesz, ale to też zupełnie normalna sprawa, że nasze emocje nie idą krok w krok za rozumem i w momencie kiedy Ty chcesz już iść dalej, przestać czuć się tak źle, tęsknić, rozpamiętywać itd. to nie dzieje się od ręki. Parafrazując pewnego poetę, daj czasowi czas smile
Kwestia tego ile to potrwa jest bardzo indywidualna, nie powiem Ci, że za dwa tydonie, albo dwa miesiące będzie już super, tak czy siak taki moment zawsze nadchodzi.
Martwi mnie tylko, że tak bezkrytycznie podchodzisz do wizji jej powrotu; wiem, że raz, że czujesz się winny rozpadowi związku, dwa- taki powrót z miejsca uciąłby męki, przez które przechodzisz. Nie wiem co było powodem, że wiele osób radziło jej odejść od Ciebie i że ona sama podjęła taką decyzję, ale popatrz, ona sama przyznała, że ponosi część winy, że nie rozmawiała kiedy Wasz związek tego potrzebował. (Zamiast skupiać się na Was z uśmiechem serwowała kawki współlokatorowi zdaje się ?) Wniosek z tego, że cokolwiek by nie było źle jej chyba nie zależało, żeby to rozpracować. Mówiąc bardziej brutalnie- wygląda na to, że nie zależy jej na Tobie. No i chłopie, trochę zdrowej dumy wink To ona odeszła, ona wcześniej Cię olewała a Ty chcesz czekać z otwartymi ramionami ? Przecież żeby związek funkcjonował dobrze na tym musi zależeć obu stronom.
Wiesz, nieraz traciłam głowę bo wydawało mi się, że oto spotkałam na swej drodze najwartościowszą, najbardziej odpowiadającą mi osobę i jedna jedyna rzecz zawsze doprowadzała mnie do pionu w przypadku gdy osobnik demonstrował olewkę, mianowicie to, że uczucie, związek dotyczą DWOJGA osób, więc z jakiej paki to mnie ma zależeć za nas dwojga?
Nie namawiam, żebyś definitywnie przekreślał mozliwość powrotu, nic z tych rzeczy. Zacznij tylko dostrzegać, że - nie wiem na ile Ty wcześniej nabroiłeś- ale i ona bardzo nadszarpnęła Twoje zaufanie. Nie było mowy o jakiś potwornych przewinieniach z Twojej strony, mam tu na myśli kłamstwa, niewierność, brak szacunku itp. Wątpliwe więc czy rzeczywiście przestało jej zależeć, bo zachowywałeś się źle, czy może przestało jej zależeć bo tak. Bo się znudziła albo kto inny wydał jej się ciekawszy. A że to wydaje się być prawdopodobne, nie radziłabym utwierdzać jej w przekonaniu, że może do Ciebie wrócić jeśli tylko jej się zachce. Jeżeli nauczysz kogoś, że może Cię jak zabawkę brać i odkładać na półkę tak właśnie będzie Cię traktował.

41

Odp: Próba odzyskania

Zastosowałem metodę no-contact, w tym momencie dla mnie również równoznaczną z no-result. Tzn, wyników jakichkolwiek nie widać. Zauważyłem że odkąd przestałem się odzywać ona jest cały czas offline na Facebooku (po prostu mnie wyłączyła), choć widzę że coś robi w danym momencie. Zero kontaktu.
Nie wiem, może liczyłem na to że gdy się wycofam to ona gdzieś tam w środku zatęskni. Koniec końców, zaraz po rozstaniu powiedziała mi że nie chce żebym TERAZ walczył. Nie wiem w sumie czy nie zachowuje się czasem głupio, czy czasem ta zasada zero kontaktu nie oddali nas jeszcze bardziej od siebie, a ona już do reszty zobojętnieje na tyle żeby kręcić już na poważnie sobie kogoś na boku. Jest w końcu młodą, atrakcyjną dziewczyną na dobrej uczelni, widzę że zaczęła wychodzić częściej do klubów, więc raczej kwestią czasu jest to jak ktoś z jej otoczenia się na nią połakomi. I nie wiem, czy czasem nie lepiej byłoby unieść się dumą obecnie i samemu nawiązać z nią rozmowę i zacząć faktycznie odbudowywać kontakt i dopiero za jakiś czas spróbować coś ewentualnie powalczyć. Ale widzę że jak na razie nie robiąc nic, i nie odzywając się do niej to nawet chyba nie mam jak walczyć. Co myślicie? Czy faktycznie powinienem sobie całkowicie to wybić z głowy i zająć się czymś innym?

Co się zmieniło? Przede wszystkim wyrzuciłem lubą z piedestału. Tzn. kocham ją nadal szczerze i chciałbym jej powrotu, nawet po tym co się o niej dowiedziałem, ale dopuściłem możliwość że już nigdy nie będziemy razem i jest tysiąc kobiet mądrzejszych i "lepszych" od niej. No ale niestety nadal mi zależy na tym byśmy spróbowali ten jeden ostatni raz ze sobą.
Zmieniłem fryzurę, znajomi mi mówią że dobrze wyglądam, mniej palę, zacząłem wychodzić częściej na miasto, wpadłem znów we flow moich zainteresowań, tylko ten jeden jedyny cholerny demon siedzi w głowie i nie odpuszcza, psując każde dobry myśli. Po prostu za nią tęsknie. I tak cholernie chciałbym wierzyć, że jej też jest ciężko beze mnie i że może gdzieś tam głęboko czuje taką samą pustkę jak ja.

42

Odp: Próba odzyskania

Witaj...

Widze w twoim zachwaniu analogie do swojego postepowania do pewnego momentu...
Szarpiesz sie, motasz doszukujac sensownego dzialania i koncem koncow jestes jak taka rozdarta sosna, ktora szuka "kropelki w tubce", by sie poskladac w calosc i by bylo jak dawniej... NIestety wyjscia sa dwa i na oba - chcesz czy nie chcesz - musisz byc przygotowany. a ten dodatkowy, 3 najczarniejszy scenariusz jest jeszcze przed Toba... oby jednak jak najdalej.
W Twojej sytuacji na teraz najważniejszym jest udzielenie sobie odpowiedzi na tak oto postawione pytanie: Czego  ja chcę i czego oczekuję od swojego dalszego życia?

Nie mamy wpływu na osoby które się pojawiają w naszym życiu, lecz mamy wpływ na to czy w nim pozostaną.

Pozwolisz, że przytoczę Tobie to co moj znajomy pisal juz na tym forum:

Jak się człowiek dowiaduje co zrobiła najbliższa "niby" osoba to chce się zniknąć. Walnąć gdzieś w koncie i wyć. Nie je się, nie śpi, czepia się wszystkiego co tylko daje jakąś namiastkę normalności związku. Miotamy się straszliwie. Czujemy się zwyczajnie straszliwie bezsilnymi w całej tej sprawie. Chciałby by wróciło to co było a tak zwyczajnie nie ma.Bo wszytko, co było poszło  w p**u Nie zdając sobie sprawy, że to uczucie właśnie i emocje kierują nami w tej chwili.
Nie ma innej opcji jak to po prostu przeczekać.

Musisz pamiętać, że czasu przeszłego nic nam nie wróci bez względu na to, czy w naszym życiu dzieje się coś pozytywnego, czy negatywnego. To już historia. Podobnie, jak Twój poprzedni oddech. Przed oczami stają nam wydarzenia, których byłeś uczestnikiem.
Żal nam czegoś co było. Przyznasz mi jednak zapewne rację, że żałowanie rzeczy przeszłych jest irracjonalne. One już się stały, a my nie mamy na nie żadnego wpływu.
Ważniejszym. Dużo ważniejszym jest to, co przed nami. Znajduje się to w zakresie naszego oddziaływania. Bo My mamy na to wpływ.

Ja tez swego czasu bylem w pelni przekonany, ze moja luba to ta jedyna, ze to z nia chce spedzic reszte zycia i nie z jakas inna. bo bez niej zycie nie ma sensu... ale przez jeden jej ruch sam rozbilem ta banke idealistycznej wizji mojego zwiazku i zmienilem swoje poglady diametralnie.
Do tego co Ty teraz - jak i ja swego czasu - uwazasz za niepodwazalna opcje, idealnie pasuje bardzo wymowny cytat z Małego Księcia:

-Dzień dobry - odpowiedziały róże.
Mały Książę przyjrzał się im. Bardzo były podobne do jego róży. Kim jesteście? - zapytał zdziwiony.
- Jesteśmy różami - odparły róże.
Ach... - westchnął Mały Książę. I poczuł się bardzo nieszczęśliwy... Jego róża zapewniała go, że jest jedyna na świecie. A oto tu, w jednym ogrodzie, jest pięć tysięcy podobnych!

Bycie i uparte trzymanie sie swojego pewnika za niezmienny w tym wszystkim sam na sam może po prostu "zabić".

43

Odp: Próba odzyskania

Chcę żeby ona pozostała w moim życiu, jako osoba którą kocham i która jest w stanie mnie pokochać, ale nie wiem jak się do tego nawet zabrać. Ktoś mi powiedział, że już kiedyś tam w jej głowie byłem, coś w niej wzbudziłem że udało mi się ją w sobie rozkochać i tutaj mam duży plus, bo wiem że potrafiłem to zrobić, to i teraz może się udać. Tylko cholera, nawet nie wiem jak się do tego zabrać. Chciałbym strasznie żeby w niej coś ruszyło, po prostu strasznie jest mi żyć z myślą że ja dwoję się i troję by zapomnieć i sobie ulżyć, a ona w ogóle ma to już za sobą. Przestała się odzywać do obojgu z nas - i do mnie, i do współlokatora, choć 1,5 tygodnia temu sama zagadała i chwilę porozmawialiśmy. Nie chcę sam do niej pisać i wzmagać kontaktu. Jesteście w stanie mi coś poradzić jeśli faktycznie nadal mam nadzieję i chciałbym ją odzyskać? Wiem, że końcowy efekt może być odwrotny do mojego zamierzenia, ale mimo wszystko, jest mi tak cholernie źle w środku że nie walczę... Pamiętam że kiedyś, dawno temu powiedziałem do niej, że jeśli jest ktoś o kogo chciałbym walczyć po dostaniu kosza to jest właśnie ona. Myślałem że ją coś ruszy po tym jak wypłakiwałem się jej i prosiłem o to bym mógł zawalczyć, a potem z tego zrezygnowałem. Chyba w tą stronę to też ją nie ruszyło. Co do tamtego kolesia-plastra-internetowego - nadal ze sobą piszą. Dzisiaj wrzuciła zdjęcie na swoją ścianę na facebooku na którym trzyma dłoń tak aby ewidentnie było widać bransoletkę jaką dostała od niego. Nie wiem czy to celowe, ona nie wie że ja wiem o tym że dostała taki prezent. Najbardziej jednak zabolało mnie to, że pierwszy raz zobaczyłem ją bez błękitnego naszyjnika który dostała ode mnie na naszą pierwszą rocznicę - i którego nie zdejmowała przez cały ten czas, nigdy. Ani na jeden dzień.
Miotam się, miotam straszliwie bags, ale cholera, obejrzałem sobie film i przeczytałem książkę Sekret, czytałem wiele o życiu ostatnimi czasy i naprawdę, aż mi się płakać chce gdy wiem że moją odpowiedzią na "Co chcę w życiu, co chcę od życia, czym jest moje szczęście" jest właśnie ona... Brakuje mi dosłownie wszystkiego. Inspiracji, kogoś kogo mogę się troszczyć, z kim mogę trochę ponarzekać, pośmiać się, przytulić jak jest mu źle, wszystkie moje czynności zmieniły się o 180 stopni. Jak dawniej na słowo "klub" ochoczo wyskoczyłbym na miasto, to teraz owszem, zmuszam się do pójścia gdzieś, trochę napoję alkoholem i "dobrze się bawię" ale wystarczy jeden krótki sygnał w postaci przytulającej się pary żeby wszystko wróciło, nie mam za bardzo na nic ochoty. Praktycznie wszystko co robię ostatnimi czasy jest wymuszone, bo mówię sobie "cholera, weź się w garść i rób to to i to", ale to wszystko ułuda. Kiedyś moje działania były zbudowane na pasji, na idei, teraz wydaje mi się że wszystko robię tylko po to by ona to zauważyła..

44

Odp: Próba odzyskania

Witam,

Już raz, w grudniu, zawitałem na to forum. Trochę od tego czasu się pozmieniało, dlatego chcę spytać was o radę.

W skrócie: zostawiła mnie dziewczyna, i pomimo usilnych rad otoczenia ja nadal chciałem ją odzyskać.
Ogółem, sprawa kończyła się mniej więcej tak. Z racji tego, że ja nadal coś do niej czułem, ale po prostu umierałem z nieodwzajemnionej miłości, za radą użytkowników z tego forum (chyba inny wątek), spakowałem w końcu jej rzeczy i pojechałem do niej mając na celu zakończenie tego wszystkiego. Doradzono mi, żeby dać jej wybór - jakiego ona mi nie dała. Powiedziałem jej wtedy, u niej na mieszkaniu, że nie jestem w stanie być jej przyjacielem i jeśli nie widzi żadnej opcji na "nowy start" i jeśli wie że już nigdy nie będziemy razem - to chcę zerwać kontakt kompletnie.
Reakcja była kompletnie niespodziewana - popłakała się. Wytrąciło mnie to z mojego "planu" - nigdy wcześniej od czasu zerwania nie widziałem jej w takim stanie, w takich emocjach. Cały czas bardziej odczuwałem że jej kompletnie już na niczym, na mnie nie zależy. Rozmawialiśmy do nocy. Spytałem się jej czy nie chciałaby zobaczyć, czy teraz, po przerobieniu tych błędów, jesteśmy w stanie być razem i tworzyć szczęśliwy związek. Odpowiedziała przez łzy, że tak, tego chce. Spytałem czy zdając sobie sprawę z tego jakie błędy popełnialiśmy to czy nadal myśli że popełnialibyśmy je ponownie. Odpowiedziała że wie, że nie, że teraz byłoby inaczej. Mówiła że chciałaby się ze mną spotykać, tak jak było na początku, pójść na spacer, robić wszystkie rzeczy o których zapomnieliśmy w związku. Koniec końców, rozstaliśmy się z rozmową, że dajemy sobie trochę czasu na przemyślenie i potem któreś z nas się odezwie i spróbujemy się spotkać. Po miesiącu czasu odezwałem się nieśmiało, spotkałem się z nią w dzień po jej urodzinach i wręczyłem jej prezent. I nie, nie kupowałem bóg wie czego jak zadurzony cieć - zwykłe kwiaty z małą słodkością, coś co równie dobrze można dać przyjaciółce na urodziny. Choć była zdziwiona to wydaje mi się, że jej się miło zrobiło mimo wszystko. Od tamtego czasu spotkaliśmy się kilkakrotnie, spędziliśmy dużo czasu na przechadzkach po krakowskim Kazimierzu, i wydawało mi się że jest szczęśliwa. Pisze do mnie praktycznie codziennie, prawie zawsze to ona inicjuje rozmowę, wygląda to praktycznie kropka w kropkę jak ten okres gdy się dopiero poznawaliśmy i ani jedna ani druga osoba jeszcze nie czuły się za pewnie żeby wyjść z czymś więcej. Niestety, pisać to my sobie możemy, ale spotkania na żywo nic nie zastąpi. Od ostatniego spotkania minął ponad miesiąc, ani razu spotkanie nie wyszło z jej inicjatywy, cały czas tylko i wyłącznie z mojej. Prawie nigdy termin nie jest odpowiedni, teraz ma sesję i też nie wygląda to zbyt kolorowo. No po prostu - mi czegoś brakuje. Nie wierzę w powrót zakochania poprzez facebooka, no litości... Dodatkowo zaobserwowałem, że chyba próbuje we mnie wzbudzić zazdrość/cokolwiek - jako że oboje pokrętnie interesujemy się takimi rzeczami jak snowboard, zaczęła mi wysyłać klipy świetnych zawodników. Prawie zawsze pojawia się dopisek, że są mega przystojni. Szlag mnie trafia jak to czytam, i chyba musi to czuć bo zazwyczaj po czymś takim odpisuję raczej oschle. No bo cholera - po co robić coś takiego? Może przez te 3 lata wyszedłem z wprawy, ale czy to się drogie dziewczyny nazywa flirt z chłopakiem? Wysyłając klipy ludzi którzy dla niej zawsze pozostaną w formacie youtube czy jpg?
No i pytam was o radę. Co robić w tym momencie. Brakuje mi czegoś cholernie, brakuje mi kolejnego kroku, nie wiem - choćby tego że chwycę ją za rękę i ona jej nie odrzuci. Coś co da mi znać, że to idzie w dobrym kierunku. Minęła już taka kupa czasu, i dalej stoimy w miejscu. Nie mam nawet okazji żeby starać wzbudzić w niej uczucia - po prostu za mało razy się spotkaliśmy, żeby wyskoczyć nagle z czymś bardziej romantycznym i już bezpośrednio nakierowanym na te emocje. Nie wiem kompletnie już co robić, nie wiem jakie przełożenie na rzeczywistość ma obecnie nasza rozmowa gdy jej oddawałem rzeczy - czy ona czasem w międzyczasie nie zmieniła zdania i teraz pisze i spotyka się ze mną od czasu do czasu po to żeby zostać faktycznie "kumplami". Utknąłem, utknąłem cholernie i nie wiem gdzie się ruszyć. Pół roku minęło jak z bicza a ja nadal jestem cholernie zakochany i zdeterminowany, żeby o nią walczyć. Żyję już z tą myślą że jej nie ma, ale każdy wieczór wygląda u mnie tak samo - z myśleniem o niej, jaki ruch następny wykonać. Przyjaciółka radziła mi, żebym postawił sprawę jasno, że tak dalej nie mogę i żeby się określiła. Ale kurczę, to tak nie działa, no bo jakby to wyglądało - spytam się ją o to, a ta nagle wskoczy mi w ramiona, albo nagle chwyci mnie za rękę? Takie rzeczy odbywają się spontanicznie, w życiu nie spotkałem się z jasnym "określeniem etapu" przez dwie osoby. Chciałbym to zrobić, spytać się jej, porozmawiać po raz pierwszy od rozmowy u niej o nas. Bo do tej pory choć flirtowałem z nią, to tematu "nas" nie poruszałem w ogóle. Raczej starałem się znowu pokazać jej że jestem interesującą osobą z którą warto być. Ale z drugiej strony, przez to że pomimo tak długiego czasu tylko kilka razy się spotkaliśmy, boję się spytać i spotkać z odpowiedzią negatywną, bo wyjadę z czymś takim za wcześnie. Kocham i tęsknie za nią strasznie, brakuje mi bliskości jej ciała, brakuje mi tego że nawet jak ją widzę to nie mogę się wtulić w jej włosy i pocieszyć gdy jest zła..

Proszę, pomyślcie o tym i poradźcie coś. Jestem psychicznie wykończony sesją, kłopotami w własnej firmie a ciągła myśl o niej doprowadza mnie do szału. A jak mówili do mnie - nie zakochuj się, to nie słuchałem...

45

Odp: Próba odzyskania

Zbliża się lato, zaproponuj jej wspólny wyjazd na kilka dni. Może kiedyś wspominała o miejscu, które chciałaby odwiedzić. Jeśli jest to w Twoim zasięgu, to zabierz ją tam. A nawet jeśli spędzicie ten czas gdziekolwiek, choćby nad polskim morzem i ciągle będzie lało, to i tak będziecie mieli sporo czasu, żeby ze sobą pobyć i porozmawiać, a na tym Ci chyba najbardziej zależy. Powodzenia!

46 Ostatnio edytowany przez Alterego1 (2013-06-12 12:30:50)

Odp: Próba odzyskania

Chcesz wiedzieć jaki powinien być twój następny krok?
Ok.
Żaden.
Nie rób nic a raczej rób wszystko to co ty lubisz i co chciałbyś ale nie mogłeś zrobić.
Ona,jeśli zechce,to przyłączy się do ciebie a jeśli nie to będziesz wiedział jak bardzo jej zależy na tobie.
Nie poświęcaj swojego czasu dla kogoś kto nie chce poświęcić swojego dla ciebie.

Posty [ 47 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024