Jestem wyczerpana podejmowaniem tej decyzji.., a jednak podjelam. Doskonale wiem,ze tak bedzie lepiej dla nas obojga, ale narazie ta swiadomosc nie pomaga w niwelowaniu smutku, przykrosci, wpsomnien itp.. Decyzje oznajmilam Mezowi kilka godzin temu, scisle mowiac 2, ale jakos sie trzymam. Oboje odzywamy sie do siebie z szacunkiem, Maz wie,ze walczylam o nasz zwiazek jak lew - od samego poczatku , pokonujac nasze tak bardzo rozne charaktery , pasje , potrzeby..potrafilam sie dostosowac do wszystkiego, tak dla Niego wszystko,zeby byl szczesliwy i czul sie spelniony na kazdej plaszczyznie, docenil to,ale dopiero teraz , kiedy powiedzialam,ze nie umiem dac nam kolejnej szansy , bo juz tyle ich dawalam..Maz za pozno sie zorientowal, za pozno zrozumial, a ja przeplakalam ostatnie 2 dni w strasznym smutku ,ze nie umiem wskrzesic w sobie sily na naprawianie..,ale chyba i lepiej ,bo tak znow meczylibysmy sie kolejne kilka lat, dostosowujac sie jedno do drugiego..On chce mieszkac w cihcym miejsc (mieszkamy tak dla Niego juz te 8 lat) ja znowu w miescie pelnym wyzwan, ludzi i zycia. Ja kocham sie smiac , calowac , przytulac wylewnie oznajmiac jak mi sie On podoba, Maz natomiast chce mnie uciszac, odpycha, jest stonowany i nie potrzebuje zadnych czulosc, draznia Go moje glosne, szybkie , bardzo zdecydowane zachowania praktycznie zawsze (a teraz kiedy mnie nie ma tydzien w domu mowi,ze brakuje Mu mnie,ale ja nie jestem przekonana , poniewaz gdyby brakowalo akurat mnie, to nie irytowalyby Go TE WSZYSTKIE MOJE NATURALNE ZACHOWANIA - czyz nie?). Tyle razy pytalam co moge zrobic badz przestac robic,zeby mial ochote po prostu ze mna przebywac nie tylko w kwestii domowych obowiazkow,ale tak jak dwoje kochajacych sie ludzi, a On na to,ze nic, ze On taki juz po prostu jest..Wyczerpalam chyba wszystkie sposoby zeby poczul jak milo moze byc po prsotu razem, ale na marne i to.. Nie lagodzi takze smutku rozstania to,ze On teraz zdaje sobie sprawe, przeprosil i powiedzial,ze wie,ze to Jego wina w 100%, bo ja Mu na to,ze nie moze byc Jego w calosci wina, bo nigdy tak nie jest miedzy dwojgiem luddzi..po rpsotu ciezko mi chyba zaakceptowac ,ze dopiero po 8 latach dotarlo do mnie tak naprawde ,ze roznimy sie kompletnie....dodam,ze pomogly mi w tym takze neistety ,ale nieprzemyslane oraz glupie , ciagle docinki Meza, wiec nie dosc ,ze nie docenial moich staran , to jeszcze tak jakby...nie szanowal..:( JAKIE DZIWNE JEST,ze piszac to czuje sie nie fair w stosunku do Niego,bo wiem,ze jest to bardzo dobry Czlowiek, tyle ,ze bardziej dla innych niz dla mnie..,ale to nic probowalam stworzyc Mu cudowne zycie - nie chcial takiego, moze tylko w moim wizerunku i dczuciu byloby to cudowne zycie, On najwyrazniej tego nie chcial, chociaz teraz mowi co innego..
Pewnie że mówi co innego , a wiesz dlaczego ? Dlatego że dopiero zaczynamy doceniać to co mieliśmy ale po stracie , wierzę że zabrakło mu ciebie , twojego hałaśliwego trybu życia, tego uśmiechu i harmideru. Mnie też irytowało wiele rzeczy w moim małżeństwie, ale gdy wszystko legło w gruzach, zabrakło mi tych wszystkich irytujących rzeczy.
Wspomnienia wspólnych chwil bolą i będą bolały, ale z czasem miną.
Wiesz wydaje mi się że powinnaś dać kolejną szansę dla męża , tylko nie od razu, przetrzymaj go z miesiąc niech przemyśli wszystko, niech zrobi rachunek sumienia.Szkoda marnować 8 lat wspólnego życia. Tym bardziej że nie ma zdrady, skoków w bok , czy innych czynników, dajcie sobie czas. Macie dobry kontakt z sobą nie wrzeszczycie na siebie, ni nie ubliżacie , drobne docinki no cóż , jak to w życiu dodają trochę dziekciu do beczki z miodem, przemyśl decyzję na spokojnie bez niczyjej ingerencji , mamusi ,koleżanki niczyjej .
Sama się dobrze zastanów czy naprawdę mocno kochasz swojego męża, trzymam za was kciuki.
W pełni popieram mojego przedmówcę!!! Każdym członkiem podpisuje się pod tym co napisał!!;D
Ja również zrozumiałem swoje błędy, ale było już za późno... moja żona w między czasie była już zaangażowana uczuciowo z innym mężczyzną.
Przemyśl to wszystko na spokojnie, daj mężowi ochłonąć, niech zobaczy ile może stracić. Ja jak przejrzałem na oczy walczyłem, ale w tej walce byłem sam jak palec. Była żona nie chciała nic naprawiać, bo jak twierdziła coś w niej pękło... po kilku tygodniach od jej słów dowiedziałem się, że w między czasie spotykała się z kimś z pracy. A my byliśmy raptem 4 miesiące po ślubie ;(
Nie mogę odżałować, że tak łatwo się poddała, że nie zawalczyła o siebie, o nas... chociaż dla niej nas już nie było!! Nie ważna była dla niej przysięga małżeńska, wszystko było nie istotne, nawet próbowała mi wmówić, że mi lepiej bez niej!! Wszystko byle nie spróbować raz jeszcze. Piszac raz jeszcze mam na myśli dosłownie drugą!! szansę, a nie kolejną!!
Powalczcie o wasze małżeństwo. Mam nadzieję, że Twój mąż podobnie jak ja zrozumie co było nie tak i będzie już tylko lepiej...:)
W każdym razie mocno 3mam kciuki za was i bardzo się cieszę, że napisałaś
Pozdrawiam gorąco i serdecznie
K.
Dziekuje Wam bardzo za opinie Narazie czuje calym serduchem,ze robie dobrze, szkoda tylko,ze tak pozno to zobaczylam, ze do tanga trzeba dwojga a nie jednej ciagle osoby..napisal mi,ze szkoda,ze nie dalam Mu ostatniej szansy, bo chcial mi przypomnic jak bylo i pokazac ,ze moze byc jeszcze lepiej, i nie watpie ,ze moze byc fajnie - ale tylko fajnie, bo naprawde ciezko mi teraz przestawic sie od razu z powrotem na to wszystko..Poza tym szkoda,ze Maz nie widzial wczesniej ile razy poswiecalam wszystko aby tylko sprawic Mu przyjemnosc, teraz dopiero doszlo do mnie,ze nadaremnie, bo oboje potrzebujemy zupelnie innych rzeczy..wiec pewnie tez Go w jakims stopniu krzywdzilam
(((( Przykro mi , bardzo, odpisalam,ze wiem Skarbie ,ze zaslugujemy na kolejna szanse ze wzgledu na przezyte 8 wpsolnych lat ,zle nie umiem sie na to teraz zdobyc, bo widze na przemian Jego placzaca przez chwilke buzie i zaraz po ta "naburmuszona, majaca ciagle pretensje"..nie ma cudow, napislalam i tak czuje: chcialam sie zmusic do naprawy,ale kompletnie nie mam sily..sily wyczerpalam przez tyluletnia walke , jeja ile ja z siebie dalam, i z jakich rzeczy rezygnowalam..powiedzialam Mu,ze wiem i czuje ,ze On chcialby zebym byla o polowe bardziej cicha, mniej energiczna itp...,zeby bylo mnie po prostu o polowe mniej i..nie odpowiedzial,bo wiedzial,ze mam racje....zobaczymy, moze wyjade , moze zatra sie zle , bolace mnie aspekty ..nie wiadomo. Z jednej strony czuje,ze to co robie jest mocny ,bardzo radykalnym krokiem, ale zarazem straaasznie gleboko przemyslanym, rozbitym na drobne, najdrobniejsze detale i czasteczki..Martwi mnie reakcja naszych Rodzin, z ktorymi oboje mamy bardzo dobry kontakt ,chociaz tylko raz w roku,ale jednak, ale nie moge przeciez patrzec na takie rzeczy, to Oni beda musieli sie z tym wszystkim borykac tylko my, mielismy fantastyczne wesele, trwajace 3 dni, ale jak teraz pomysle, to tak malo mialam Meza w tych dniach i tak malo mialam Go w ogole,ze na sile probowalam przypomniec sobie przez ten czas wyprowadzki 2 tygodniowej za czym bede tesknic - smutne ale prawdziwe, musialam przypominac sobie na sile..wycieczke, grilla, badz jeden usmiech..taki rzadki , a tak cholernie potrzebny..za malo Go mialam i chyba za bardzo chcialam Go miec na sile i sie nie udalo..laczy sie z tym wszystkim takze porazka moja Kobieca
( Ale wierze,ze albo woz albo przewoz, jesli naprawde mielibysmy byc ze soba to odnajdziemy sie po jakims czasie znowu, jesli nie, trudno, za duzo roznic miedzy nami i za malo walki ze strony Meza..2 smsy, to stanowczo za malo..a gdzie kwiaty? gdzie Kocham? napisac sms latwiej niz powiedziec prosto w oczy, kurcze , brakuje tego na maksa..
Zrozumie , na pewno zrozumie swój błąd z czasem będzie więcej pisał niby z troski i ciekawości ale tak na prawdę to będzie tęsknił i badał czy jest nadzieja bo Ona umiera ostatnia.Dajcie sobie czas, na poukładanie wszystkiego. Nie bronie twojego męża, powinien walczyć bardziej. Wiem sam po sobie tak jak kolega post wyżej, obu nas żony odstawiły na bok, ja to nazwałem że wymieniła mnie na nowszy model bo młodsza o 9 lat jest ex. Ale boli równie mocno gdyby była starsza o 10. Ja też poświęciłem wszystko Ex nawet własną rodzinę nie wspominając o kolegach których miałem garść. Teraz zostałem sam Ex ma córkę i nowego partnera.
Więc dobrze się zastanów, oboje zastanówcie się, w jaki sposób ratować te rozsypane puzzle zwane małżeństwem, każdy kawałek to każdy dzień życia wspólnie, jeśli sami nie dacie rady poproście specjalistę. Wiele bym oddał, ba wszystko byle ktoś tak próbował tłumaczyć mojej Ex , podejrzewam że K.82 również.Tak do tanga trzeba dwojga, dwoje idzie przez życie wolniej, więcej się uczy niż w pojedynkę.
Chlopaki....Maz pisze mi,ze teraz wie, ze zrozumial, ze jak mogl spierniczyc cos tak wspanialego itp....,ja jestem dla Niego doslownie jak Przyjaciolka, mimo,ze powiedzialam Mu (wczoraj sie widzielismy) nie widze zadnej szansy na odbudowanie tego wszystkiego teraz, jestem w totalnej rozsypce i On to widzi, rozumie i nawet przeprosil,ze doprowadzil do takiego mojego stanu , wiem, naprawde doceniam co powiedzialam Mu wprost, doceniam cholernie to,ze tak zrozumial,ale nie potrafie sie zmusic zeby znowu zamieszkac razem i sprobowac wrocic do tamtego zycia, zycia,ktore tylko dla Niego bylo dobre nota bene..i On tez to wie tak naprawde, uswiadomil sobie doslownie wszystko, ja wytlumaczylam doslownie kazdy szczegol na spokojnie, to rozstanie jest przeprowadzone przeze mnie tak delikatnie,ze az sama siebie zadziwiam..ja jestem w kompletnej kraksie, nigdy w zyciu nie czulam sie taka..krucha - doslownie, wystarczy jeden glosniejszy dzwiek w pracy, trzasniecie drzwiami, a mi zamiera serce na sekundy..Matko, nie wiedzialam,ze kiedys bede sie tak czula..przeplakalam kilka dni, to byla doslownie histeria, dlatego,ze czuje,ze nie wszystko we mnie zgaslo,ze traktuje Meza jak Przyjaciela, a nie Mezczyzne, On przyznal,ze to dlatego ,ze mnie tak zaniedbal oraz upokorzyl nieraz i nigdy sobie tego nie wybaczy, prosi o szanse naprawy, ktorej nie potrafie dac - to mnie dobija wrecz!! I jeszcze do tego wszystkiego pisze mi,ze poczeka na mnie tyle na ile Mu starczy sil,a potem postapi tragicznie, bo nie chce sie takiego i nie chce zeby Go ktokolwiek takiego pamietal...to sms z dzisiaj rano - padlam z przerazenia.....i mimo,ze ja czuje sie tak fatalnie, tak slabo , to znowu spycham siebie na drugi plan martwiac sie o Meza, ktory jest rowniez bardzo wrazliwy - jak widac to dopiero teraz.....Boje sie ,ze cos sobie zrobi..CO JA MAM ROBIC?? Tak brakuje mi Mamy..nie umiem sobie z tym wszystkim poradzic ;(((((((((((((((
Boje sie ,ze cos sobie zrobi.
Zagrywka stara jak świat, sama musisz zdecydować , tym bardziej że masz w nim przyjaciela i on w tobie, Oboje stanęliście na rozstaju drug i zastanawiacie się w którą stronę iść , teraz masz szanse na terapię, podejrzewam że zgodzi się natychmiast , postaw warunki, zaufaj samej sobie. Ty musisz sama podjąć decyzję jak dalej ma wyglądać Wasze życie. Ja bym spróbował terapii, nie wracając jeszcze od razu do męża, niech to poczuje daj mu cień szansy , niech powalczy mocniej, puki sama nie zobaczysz że naprawdę coś w nim pękło i się zmienia, powiedz że nie wiesz co dalej , ale idźcie na terapię, nie pokazuj że ci zależy bardziej niżeli jemu, bądź twarda.
Powodzenia
Przed chwila rozmawialismy, bo pracujemy w tyej samej firmie, powiedzial,ze nie chcial mnie wystarszyc, przeprasza i,ze nie chce wywierac presji zmiany decyzji,ale tylko sie mi zwierza , poniewaz wie,ze nie radzi sobie z Jego wlasna porazka.., ja Mu na to,ze modle sie za nas oboje o sile i wsparcie w tym piekielnie ciezkim czasie dla nas i,ze zawsze moze na mnie liczyc..To tak jakbym sie rozstawala z Przyjacielem nie z Mezczyzna..jeja....jakie to wszystko dziwne??!! Czy to mozliwe? Mam nadzieje, wrecz wiem,ze czas nam zaleczy te niezagojone jeszcze rany i,ze pozniej spojrzymy na to innym "okiem" , wtedy dopiero bedziemy oboje wiedzieli co tak naprawde czujemy, mam racje?
Masz rację , doceniamy coś dopiero wówczas gdy stracimy to "coś", więc pytanie czy warto tracić ??, spróbujcie terapii, dajcie sobie czas, tam dowiecie się wszystkiego o sobie , co was boli i cieszy, warto spróbować , choć by dla dziecka
Azahiel, nie mamy dziecka, a ja naprawde, naprawde nie chce teraz ani terapii ani powrotu, nie czuje tego w ogole, dlatego przeplakalam tyle, dlatego tak bardzo jestem przewrazliwiona na dzwiek, dotyk..Jestem naprawde wyczerpana, szczegolnie, ze czuje,ze w koncu , ZE NARESZCIE robie cos dla siebie i TYLKO DLA SIEBIE..pomoglam juz tylu osobom na rozdrozu , Kuzynowi, Przyjaciolce, Tacie, Mezowi kilka razy w ciagu naszego zwiazku, dlaczego tak bardzo bronie sie przed pomoca SOBIE? Przeciez zasluguje na to wszystko, a teraz mam prosto obrany cel - wyjazd, o ktorym marzylam latami, chce tego bardzo , czemu ciagle czuje wspolczucie dla Meza i ciagle boje sie Go urazic tym wyjazdem ? Moze dlatego,ze przyzwyczailam sie do ciaglego podporzadkowywania sie potrzebom innych ludzi?? Czy to uzaleznienie? Prosze , oby nie.., bo juz nigdy nie bede szczesliwa SAMA DLA SIEBIE.
Skoro tak mówisz .. szkoda ... ale jeśli nie macie dzieci ... to powinien zrozumieć, będzie miał nauczkę na przyszłość, kiedyś jeszcze za tęsknicie za sobą, kto wie może wasze drogi znów się zejdą , ze swojej strony życzę wam rozsądku i szczęścia.
Dziekuje za poswiecenie uwagi
Osemko,a mozesz opisac jakie bledy Twoj maz popelnial w trakcie waszego zwiazku?
Co najbardziej Ci w nim przeszkadzalo,na co zwracalas uwage a On sobie z tego nic nie robil,a moze nie dokonca sobie zdawal sprawe z tego co robi zle.
Osemko,a mozesz opisac jakie bledy Twoj maz popelnial w trakcie waszego zwiazku?
Co najbardziej Ci w nim przeszkadzalo,na co zwracalas uwage a On sobie z tego nic nie robil,a moze nie dokonca sobie zdawal sprawe z tego co robi zle.
Skopiowalam wczesniejsza wypowiedz , kiedy jeszcze nie wiedzialam dokladnie jak postapic:
"Oto jak probowalam ratowac Malzenstwo, moze znajdziecie tu sensowna odpowiedz:
Witam wszystkich zainteresowanych tym tematem.
Jestem zupelnie nowa ,ale sledze forum juz od dluzszego czasu.
Historia Emilki - jak wyjeta z mojego zycia..tyle,ze jestem w zwiazku 8 lat, pobralismy sie w zeszlym roku, ale problem byl od zawsze - Mezczyzna nie potrzebujacy czulosci itp.. Nie tylko nie dajacy od siebie wiele, ale ja wzielam wszystko totalnie na swoje barki.. Rozmawialam kilkanascie razy, i z placzem i smutkiem w oczach , rowniez uniesionym tonem, ale ostatnie 3 rozmowy byly pelne bolu i dlawienia mnie w przelyku..On caly czas nic - ani odpowiedzi ani nic, po prostu siedzial smutny ,ale rozumiejacy co do Niego mowie.
Walczylam o nas na wszystkie mozliwe sposoby..doslownie. Ja jestem bardzo otwarta, pelna radosci, energii Kobieta, ciekawa sprobowania rzeczy w przeroznych dziedzinach, moj Maz jest o wiele bardziej spokojny,ale rowniez nie brakuje Mu hobby.
Spotkalismy sie kiedy wyjechalam za granice i tak wlasciwie jestesmy razem od wtedy - 8 lat temu. Mamy swoja grupke znajomych i wlasciwie na tym koniec, ale organizujemy sobie weekendy i czas wolny raczej bardzo ciekawie..
Przymykalam oko zawsze na wszystkie krytyki Meza przez caly ten okres bycia razem, zarty, ktore zawsze sobie ze mnie stroil potrafilam odeprzec trafna, ale rownie zartobliwa riposta, ale do czasu..Kiedy to bylismy u znajomych i przypieklil mi tak,ze wyszlam do lazienki, bo nie umialam powstrzymac pchajacej sie "kluchy" w gardle.. na zewnatrz wygladamy jak szczesliwi ludzie, ale kazdy zawsze powtarzal nam ,ze jestesmy jak ogien -woda i gdyby nie ja i moje gesty czulosci nikt nigdy nie zorientowalby sie ,ze jestesmy para..myslalam wtedy,ze to troche jak komplement, ze tworzymy partnerski zwiazek, ale kubel wody na glowe otworzyl mi umysl. I nie jest tak,ze On popisuje sie przed kimkolwiek (to nie ten typ) , w domu jest baaaardzo podobnie...ile razy przelykalam bardzo gorzkie zwroty typu "zmien kolor wlosow", "znowu Ci nie poszlo" czy "bezmozg"..dodam ,ze jestem bardzo samodzielna Kobieta, pracujaca w biurze oraz pielegnujaca dom jak gniazdko - cieplo, czysciutko, dekoracyjnie i zarazem z "pieprzem". I naprawde chcialam dac Mezowi wszystko co mam w sobie, co czuje, co potrafie, nieraz slyszelismy od znajomych "ale Tobie sie trafila Zona - marzenie, jest jak kumpel, super atrakcyjna i jeszcze macie tak super poprowadzony dom"..To mile ,ale gdyby Maz odpowiedzial "wiem,ciesze sie" lub cokolwiek, ale nic.....Ile razy pytalalam co robie nie tak skoro nie potzrebuje mojej bliskosci, a On na to,ze nic, On taki po prostu jest. Delikatnie probowlalam go nauczyc jak przyjemnym moze byc zycie beztroskie i z bez przesadnymi czulosciami, ale to tez na nic..mowilam,ze czuje sie jakbym sie wiecznie Mu narzucala i naprawde przykrym jest jak musisz zastanawiac sie 2 razy, czy podejsc i Go przytulic, bo pewnie Cie odepchnie, po czym probujesz po takim ciezkim rachunku sumienia i znowu On mowi "nie teraz" albo w ogole siedzi jak skamienialy....Boze jakie to przykre i jak zalosne jest to,ze majac piekny dom, Meza , ktory nie ma nologow, pomaga i naprawia itp..nie masz najcenniejszego - czyli tylko bliskosci...jakie to cholernie przykre,ze musisz zastanawiac sie przez kilka dni czy w sobote mozesz Go poprosic ,zeby nie wstawal od razu z lozka,ale zeby polezal i poromawial o "glupotach".. Teraz jestm na etapie: wyprowadzilam sie z domu w piatek, wzielam tylko najbardziej potrzebne rzeczy, tlumaczac Mu jak zwykle od A do Z o co mi chodzi (zeby nie zarzucil mi,ze nie wiedzial czemu) , poprosilam o czas na przemyslenie i sprawdzenie czy tesknie, a On tylko,ze wie ,ze nie umie nic okazywac ,ale Kocha mnie taka jak na poczatku i nie wie czy bedzie potrafil beze mnie zyc"..tyle,ze ja nie widze ,ze nie moglby zyc beze mnie, bo wszystko jest ok, do tego nie dostalam nawet 1 sms , z chociazby "tesknie" albo "wroc do domu" lub chociaz "brakuje mi Ciebie"!!!!!!!!!!!!!!!!!! Moja prosba o czas, nie byla zakazaniem opisywania swoich uczuc badz tesknoty, bo przeciez On zna mnie doskonale (kazdy wie,ze mna mozna o wszystkim rozmawiac ) i wie,ze zawsze mial we mnie przyjaciolke. Do chodzi do tego wszystkiego jeszcze Jego brak cieszenia sie z moich sukcesow..na to,ze awansowalam w pracy usmiechna sie ,ale tylko tyle wlasciwie , a powtarza nieraz kiedy pytam go o pomoc przy komputerze w domu "jak Ty dostalas ta prace w biurze - nie rozumiem" , to pytam "moze trzeba tu kliknac , Maz na to "mozg sobie kliknij.." To jest po prostu zalosne, ze niby na pozor wszystko luz, a jednak slowa bola bardziej niz moznaby sie tego spodziewac.. Wszyscy wtajemniczeni pytaa , to po co ten Slub , a ja tak wlasciwie mysle,ze po to,ze naprawde mieslismy fajne zycie dopoki...ja o nie dbalam..zrobilam tez probe jakies 2 miesiace temu i pomyslalam,ze czynami pokaze (skoro rozmowa nie daje kompletnie nic) , przestalam sie "narzucac", przestalam organizowac nam czas wolny, przestalam uczestniczyc w naszym wspolnym zyciu i wiecie co...nic zaskakujacego..ON NIE ZAUWAZYL NIC, byl mily, ale nie potrzebowla ani bliskosci fizycznej ani mentalnej, po rpsotu dom zrobil sie szary, ciemny i taki smutny..bo ja caly czas chodzilam smutna..teraz tylko mysle czy jest jeszcze szansa zeby to uratowac,ale jak sie troche "obudzilam" z bolu rozstania od piatku to niestety dochodze do wniosku,ze nie mam za czym tesknic , poza naszym domem, rzeczami, czasami usmiechu Meza lub po prostu widzenia Go siedzacego...i to wszystko..i pomyslec,ze dalam Mu rozwiazanie jak na recepcie -WYPISANE SLOWAMI, CZYNAMI ORAZ UCZUCIOWOSCIA. Chyba juz tylko pozostaje mi sie oswoic z faktem,ze nie uszczesliwie Go na sile, raniac ciagle siebie i odpychajac swoje potrzeby na bok..mam racje?"
To smutne,ale chyba masz racje.
Zawsze tak bylo u Was,ze Ty wiodlas prym,a On taki bierny?
No wiesz , wlasnie zawsze, pomijam oczywiscie poczatki, w ktorych obie strony sa aktywne, no ja bardziej, bo jak powyzej opisalam,jestem o wiele bardziej wylewna i nie wymagam na sile tego od innych, dlatego tez myslalam,ze robie dobrze wiodac ten prym..kurcze, szkoda,ze sie tak zagalopowalam , bo teraz On bierze usilnie cala wine na siebie, a ja Mu powtarzam,ze nigdy nie ma winy po jednej stronie. I On ma teraz sile zawalczyc, a ja nie, bo zobacz ile ja sobie wywalczylam....kurcze