Trafilem na to forum w amoku , w szoku... wrzucalem hasla do google i trafilem tu , zaczalem czytac, tego chyba potrzebuje , potrzebuje zrozumiec i wygadac sie ..
... w szoku po tym jak w czwartek żona powiedziala ze odchodzi !!! ((
Ale od poczatku , jestesmy mlodzi , prawie 5 lat ze soba , 3 lata po slubie minelo. Malzenstwo mielismy/mamy uwazam dobre (ale wlasnie chyba tylko ja tak uwazam) , dobre to znaczy zwyczajne , byly chwile cudowne , gorsze i zwykle. Standardowo.
Klotnie wieksze zdarzaly sie ale to na poczatku , jak bylismy mlodzi i sie docieralismy , a od jakiegos ladnego juz czasu raczej jak sie juz cios zdarzalo to byly to glosniejsze wymiany kilku zdan , wiedzielismy raczej kiedy przestac , czego nei powiedziec , kiedy sobie odpuscic , wyciszyc sie na chwile i poprzytulac .
Ale tez od roku zaczely pojawiac sie problemy w naszej sypialni , tz zona zaczela brac antykoncepcje , libido zaczynalo spadac , kochalismy sie coraz rzadzej , wspolzycie zaczelo byc "szarpane" az w lutym sie zakonczylo. OD lutego przestalismy uprawiac seks.
Zona najpier nie widziala problemu ale pozniej i z tym doszlismy do porozumienia , w miedzyczasie zmienila tabletki na plastry , a ostatnio dogadalismy sie ze pojdzie do lekarza po skierowanie i zrobimy badania hormonow.
Przez brak seksu pojawialy sie docinki , moja frustracja rosla , zonie pewnei tez bylo przykro i ciezko , zdazaly sie ciche dni , czasem bylo normalnie a czasami 2-3 dni bylo smutno i przygnebiajaco , ale w koncu miala isc do lekarza , mialo byc normalnie , ja wiernie czekalem bo KOCHAM DO SZALENSTWA TA KOBIETE.
Az nastal czwartek , zona wrocila blada z pracy , usiadla na fotelu , widzialem ze cos jest nie tak , wzialem ja na kolana a ona sie rozplakala , po chwili wyznala ze chce odejsc.
Mowila ze nie pasujemy do siebie , ze jestemy mlodzi i mozemy jeszcze byc szczesliwi , ze ja lubie wyjsc na basen czy rower a ona woli polezec w domu , ze znajde sobie taka kobiete z ktora bede szczesliwy , ze sie nie kochamy i jej to nawet nie przeszkadza , nie mysli juz o tym. Ze kocha mnie ale nie tak jak na poczatku.
Tlumaczylem ze na poczatku zawsze jest ogien a pozniej przychodzi szacunek , bezpieczenstwo stabilnosc . Upierala sie ze WIE ZE JUZ NIE BEDZIE DOBRZE BO ROZNIMY SIE. Obylo sie bez klotni , spokojna rozmowa z placzem . Nastepnego dnia miala wyjechac do mamy.
Wrocila z pracy , prosilem jeszcze raz zeby zostala ,ze to kryzys , wiele par go ma ale jak sie kochamy to to przetrwamy i po czasie znow bedzie dobrze, ze mozna sie dograc itp , ZONA STWIERDZILA ZE MUSI WYJECHAC BO CHCE ODPOCZAC "OD TEGO WSZYSTKIEGO" , obiecala ze wszystko sobie przemysli i nic nie moze obiecac ale moze kiedys bedzie dobrze , zobaczymy, odwiazlem ja do mamy i sie pozegnalismy.
nie wiem co o tym wszystkim myslec ? Jestem zrozpaczony , KOCHAM TA KOBIETE , uwielbiam ja i szaleje za nia , nie moge jej stracic , jest cudowna.
Co mam robic ? Wiem ze musze walczyc , ze nie moge odpuscic i poprostu tak pozwolic jej odejsc . Tylko jak walczyc ? Chce odpoczac wiec powinienem odpuscic i nie kontaktowac sie w nadmiarze ? Ale czy wtedy nie pomysli ze mi nie zalezy ? ze odpuscilem ?
Z koleji jak bede wydzwanial , umawial sie to moze zobaczy ze mi zalezy ale chce odpoczac moze to ja tez zdenerwowac. We wtorek ma wpasc po reszte rzeczy.
Wczoraj zaproponowalem zebysmy kilka dni ze soba nie pisali nawet , zeby z czysta glowa o tym wszystkim pomyslec ale juz dzis mam ochote napisac zeby wrocila , ze ja kocham. Wiem jedno jak wroci bede ja nosil na rekach do konca zycie !! Nieba jej uchyle !!
Musialem to z siebie gdzies wyrzucic.