Witajcie dziewczyny,
wpisuję nowy wątek, który jest częścią składową tego o czym tu piszemy. Niektóre z Was po części poznały moją historię, ja staram się walczyć... o odzyskanie spokoju ducha, o normalne życie... staram się zapomnieć.
Zastanawia mnie, co Wy robicie, co robiłyście, w tak krytycznym dla Was momencie? kiedy już wszystko było jasne, kiedy zdałyście sobie sprawę, że to już koniec... kiedy upokorzenia, ból, smutek przelały czarę i jedyne o czym myślałyście... to uwolnienie się od tej miłości.
Miałam 23 lata kiedy go poznałam, przewrócił mój świat do góry nogami... byliśmy ze sobą 4 lata, przez trzy mieszkaliśmy ze sobą. Od dwóch miesięcy mieszkam sama, psuło się od dawna, wyprowadziłam się na miesiąc przed tym felernym sylwestrem... po nim było tragicznie, myślałam, że oszaleję. Spotykaliśmy się ... to dopiero było szaleństwo, obdarte ze krzty szacunku, oboje to wiedzieliśmy... pewnego dnia powiedziałam filmowe... JA JUŻ TAK NIE MOGĘ,NIE DAJĘ RADY!!!
ani ja, ani on...zero odzewu!!!
co ja robię? tysiące rzeczy... ciągle kręcili się wokół mnie faceci, staram się to wykorzystywać, umawiam się, wyjeżdżam do znajomych na weekendy... jak wracam do domu z pracy, całe wieczory spędzam na necie...
Dzisiaj wyjeżdżam do cudownego miasta... kultury umysłów i szału zmysłów;) nie będzie mnie do poniedziałku, jadę do mężczyzny, który od kiedy mnie uczył fizyki (miałam 13lat) do dnia dzisiejszego wyznaje mi miłość...
Tak, to chyba klin... nie wiem czy pomoże... nie chcę go skrzywdzić!!!
Czekam na Wasze opinie, opiszcie co Wy robiłyście, co robicie... ??pozdrawiam