Zdałem sobie sprawę, że mogę cierpieć na swoistą niedojrzałość emocjonalną...Mimo tego że wciąż się tego wypieram, bardzo obchodzi mnie opinia innych..Trudne decyzje wymagają u mnie skonsultowania się z kimkolwiek kto zechce mnie wysłuchać..Bardzo nadal polegam na opinii moich rodziców, a z drugiej strony nie jestem w stanie powiedzieć im o wszystkim bo zwyczajnie boję się niezrozumienia, słów krytyki z ich strony, sprawienia im przykrości. Lubię czuć się nagradzany za to że coś zrobię dobrze, lubię słyszeć te pochwały. Słowa krytyki natomiast zazwyczaj bardzo mnie dotykają...nie spędzają mi snu z powiek, ale tyrają mnie straszliwie..Dają dużo do myślenia, aczkolwiek nie wpływały na to że starałem się zmienić.Zawsze byłem samotnym i skrytym chłopcem który poszukiwał akceptacji, przyjaciół. Gdy już się tacy znaleźli, okazanego zainteresowania nie potrafiłem odwzajemnić, nie umiałem zbyt długo się o nich troszczyć..gdy wyjechałem na studia momentalnie zapomniałem o nich, tłumacząc się "a bo tyle nauki, a bo nie mam czasu"..na studiach paradoksalnie odsunąłem się od ludzi..czułem się zadowolony z zaspokajania tylko i wyłącznie własnych potrzeb..Dzwonię do kogoś sporadycznie gdy przypomnę sobie o takiej osobie..w zasadzie to nie dzwonię..piszę smsa bo myślę że potrzeba mi jeszcze pieniędzy na koncie na kogo innego..na kogo jeśli nie mam przyjaciół..? Z drugiej natomiast strony strasznie boję się do kogoś odezwać..gdy mam zaproponować nawet dobremu znajomemu jakieś wyjście na piwo, nie umiem..Gdy chodzi o wyjście na deskorolkę co jest moją życiową pasją, nie mam tego problemu...Sądzę, że wynika to z faktu że przy wyjściu "na piwo" mam do zaoferowania tylko i wyłącznie samego siebie przez co boję się odrzucenia, zrobienia pierwszego kroku..przy deskorolce chodzi tylko i wyłącznie samą jazdę a nie o moje towarzystwo..
Mam bardzo niską samoocenę..Analizuję swoje błędy z czego absolutnie nic nie wynika poza moim strasznie pogorszonym nastrojem, poprawiam się na jakiś czas, później znowu zachowuję się jak wcześniej.Boli mnie fakt, gdy zrobię komuś krzywdę..Jednak bardziej płaczę nad sobą w stylu "co ja narobiłem.." i nie skupiam się wtedy na tej osobie..wiadomo, przepraszam, ale gdy poczuję taką potrzebę..To samo ze sprawieniem komuś frajdy - sprawiam ją tylko gdy czuję że i mi sprawi to przyjemność, więc nie wynika to z samej potrzeby sprawienia komuś radości..lecz z potrzeby sprawienia radości również i sobie..Przy kontaktach z ludźmi nie umiem patrzeć im w oczy za długo..przy rozmowie, wygląda to jakbym kierował ją ku niebu bo jeżeli patrzę komuś w oczy to bardzo krótko..Początki znajomości są dla mnie zawsze najłatwiejsze bo ma się typowe tematy - skąd jesteś, co studiujesz/uczysz się w liceum(z czego matura), co robisz na codzień..później jest mi tylko trudniej..Nie umiem podtrzymywać znajomości, brak mi tej woli..Nie odzywam się do ludzi bo boję się że pomyślą że coś od nich chcę..Moim wegetarianizmem i zasadom odnośnie nie picia alkoholu wyobcowałem sam siebie jeszcze bardziej..Mam straszliwie problemy motywacyjne, gdy się mobilizuję robię co sobie założyłem tylko przez kilka dni..później przestaję..Nie umiem odczuwać wielkich emocji w swoim życiu...Tęsknota, miłość, nienawiść..Kocham swoją rodzinę, nie umiem jednak powiedzieć skąd się to bierze. Nie tęsknię za ludźmi generalnie, chyba że wyjątkowo poczuję się już bardzo samotny..Nie umiem też żywić do nich tych wielkich negatywnych uczuć..Albo ich lubię albo są mi obojętni..Dlatego też nie umiem odnaleźć radości w swoim życiu..Jeżdżę na deskorolce już 7 lat.Sprawia mi to wiele radości, ale nawet tutaj nie umiem użyć stwierdzenia "kocham to" bo czuję że jest nad wyrost. Mój słomiany zapał zniszczył wiele innych pasji jakie miałem. Co na samo zakończenie dodatkowo - nie umiem nazywać swoich uczuć..Były dziewczyny które sądziłem że kochałem, ale wyznawałem im to dopiero po rozstaniu, albo one zostawiały mnie niemal zaraz po moich uczuciowych deklaracjach..
Co również postrzegałem jako moją winę, a ja dodatkowo tak szybko się zniechęcam..
Widać, że jestem bardzo skupiony na sobie co bardzo mnie boli, ale po prostu nie umiem inaczej..
Nie umiem sobie poradzić bo brak mi woli, brak mi sił do działania..Mój pesymizm nie daje mi wiary na przyszłość..Moje kalkulacje niszczą wszelkie dobre myśli które ktoś wpoi do mojej głowy, nawet jeśli ktoś coś mi przetłumaczy - szybko zapominam o tym co powiedział bo nie jestem nigdy skupiony na tym co kto do mnie mówi.