Piszę tutaj ponieważ skończyły mi się już jakiekolwiek pomysły na porozumienie się z kuzynką, i już sama nie wiem czy to ja jestem problemem czy ona.
Zacznę od początku mam dość bliską kuzynkę ona jest jedynaczką i rodzice zawsze wychowywali ją w przekonaniu, że wszystko się jej należy co chciała to miała nie znała słowa nie - nawet jeśli rodzice powiedzieli nie i tak dostała to co chciała. Jak byłyśmy młodsze to większego problemu nie było jakoś się dogadywałyśmy.
Problemy zaczęły się gdy zaczęłyśmy dorastać ja miałam swoje zdanie i ona swoje często ja musiałam ustępować, bo inaczej to byśmy pewnie już dawno ze sobą nie rozmawiały. Potem sytuacja się zmieniła ona znalazła sobie chłopaka i trochę się uspokoiła on pokazał jej, że nie jest pępkiem świata i nie wszystko kręci się wokół niej. I nasze relacje zdecydowanie bardziej się poprawiły bardziej się zżyłyśmy co prawda były jakieś nieporozumienia, ale jakoś sobie z nimi dawałyśmy radę.
Jednak wszystko się zmieniło jakiś czas temu około roku, Kinga zaszła w ciąże i urodziła dziecko ( notabene mała jest moją chrześniaczką), którą niesamowicie bardzo kocham i od urodzenia małej dostałam przysłowiowego hopla na punkcie małej. I bardzo chętnie zawszę się nią zajmowałam, jednak coś zaczęło dziać się nie tak, mianowicie Kinga widziała mnie tylko jak trzeba było zająć się malutką, latem gdy przyjechała rodzina z Londynu ( na miesiąc) praktycznie się do mnie nie odzywała co za tym idzie prawie w ogóle nie widywałam się z małą (do tej pory widywałam się z nią bardzo często ) w końcu jak już się spotkałyśmy na ulicy ( rodzice jej narzeczonego mieszkają obok mnie) no to pogadałyśmy i Kinga wyskoczyła mi z tekstem czy nie zajęłabym się małą, może i bym się zgodziła, ale ona powiedziała co zamarzają robić chcieli iść ze znajomymi do kina na film na który umawiałyśmy się, ze pójdziemy razem bo obydwie chciałyśmy go zobaczyć, wtedy we mnie jakby jakiś piorun strzelił i uniesionym głosem powiedziałam jej co o tym myślę między innymi powiedziałam jej, że nie podoba mi się to co ona robi, że mnie widzi tylko jak potrzebuję kogoś do opieki nad małą, że już nawet nie pomyśli, żeby mi zaproponować żebyśmy gdzieś poszły we dwie i, że nie ma liczyć na to, że zostanę z małą bo bardzo nie fair się zachowała. Trochę chyba nawet zrobiło jej się głupio i na film nie poszli potem po kilku dniach zadzwoniła do mnie i zaprosiła na babski wieczór - nie powiem było nawet miło no i trochę się poprawiło dzwoniła proponowała imprezy, jednak ja nie miałam ochoty z powodu ludzi którzy tam szli ( oni nie umieją się normalnie bawić zawsze impreza kończyła się aferą) no i w efekcie zostałam z małą a oni poszli na imprezę to był pierwszy weekend w następnym zapytała się czy do niej nie przyjadę żeby jej pomóc bo miała parę rzeczy do zrobienia zgodziłam się i znowu ja zajmowałam się małą. to był drugi weekend byłam ciekawa co będzie z kolejnym, bowiem w piątek przypadały urodziny jej narzeczonego ( w duchy byłam przekonana, że znowu będzie chciała żebym zajęła się małą ) jednak byłam zaskoczona i nie powiem było mi nawet głupio bo przyjechała i tak pogadałyśmy sobie między innymi o planach na urodziny Jacka i powiedziała, że chciała nawet zorganizować jakąś imprezę, ale nie chciała żebym ja znowu zajmowała się małą w końcu miałyśmy świętować razem i postanowiła, że spędzą dzień zwyczajnie było mi nawet głupio, że pomyślałam jak pomyślałam o niej, jednak jak się okazało zupełnie nie potrzebnie.
W piątek około godziny 15 zadzwoniła do mnie i zapytała się co dzisiaj robię ( jej standardowy tekst jak chciała żebym zajęła się małą) ja jednak miałam już plany byłam umówione z koleżankami na imprezę była bardzo zawiedziona i nawet kombinowała że do mojego powrotu małą zajęła by się moja mama ( jakby mała się obudziła a ja jak wrócę to ją przejmę) Ja jednak stanowczo powiedziałam, że nie bo ja chce się pobawić a tak to wiadomo już bym się bawiła z zegarkiem w ręku widząc że muszę wrócić wcześniej ,żeby te kilka godzin pospać i być w stanie zająć się małą ( mała jest niesamowicie aktywnym dzieckiem) była bardzo niezadowolona nawet zapytała mnie czy nie mogę tej imprezy odwołać! ;/ Po głosie słyszałam, że jest obrażona nie skomentowałam jednak tego. Pomyślał by kto, że to koniec tej nieco dziwnej sytuacji ależ skąd! Gdy byłam już na mieście dzwoni jej narzeczony i pyta się czy zajęłabym się małą następnego dnia tak od popołudnia pomyślałam sobie czemu nie zdążę odpocząć po imprezie więc odparłam, że tak nie przewidziałam jednak tego, że następnego dnia będę się czuła fatalnie ( nie wiem w sumie po czym bo praktycznie nie piłam na imprezie) no ale fakt był faktem, że wymiotowałam byłam słaba i ogólnie nie miałam siły nawet żeby zrobić sobie herbaty a co dopiero żeby zająć się takim aktywnym dzieckiem jakim jest Ola więc zadzwoniłam do nich i powiedziałam jaka jest sytuacja Kinga nie była zadowolona i kombinowała, żebym jednak została z małą i gdy ja oponowałam stanęło na tym, że przyjedzie i zobaczymy. Gdy przyjechała zachowywała się tak jakbym ja w ogóle nie wyraziła swojej niezgody na to żeby mała została. W końcu powiedziałam dobitnie słuchaj nie czuję się na siłach,żeby zająć się Olą wtedy nagle zaczęła się spieszyć zabrała małą i tyle ją widziałam. Obraziła się to jest pewne tylko pytanie o co? Bo ja nie widzę w tym swojej winy? A może zrobiłam coś nie tak?
Od tej pory minął miesiąc a my nie mamy ze sobą żadnego kontaktu ( jak spotkałyśmy się na ulicy ja normalnie powiedziałam cześć a ona zrobiła dziwny grymas twarzy który przywitaniem nazwać nie można. Najbardziej mi w tym wszystkim brakuje małej bo strasznie za nią tęsknie . I nie wiem czy powinnam wyciągnąć do niej rękę na zgodę czy nie. Dodam, że jej narzeczony normalnie ze mną rozmawia. Ja mam 20 lat ona 21.
Z góry przepraszam za taki monolog wiem, że ciężko się takie rzeczy czyta, ale musiałam opisać to dokładnie żebyście miały zarys tej sytuacji. Będę wdzięczna, za jakiekolwiek wskazówki a może któraś z Was ukaże mi coś czego ja nie dostrzegam.