Witam Jestem szczęściarą, bo mam wspaniałego chłopaka, który mnie kocha i wspiera w każdej sytuacji.
Jednak, jak to w życiu bywa, do pełni szczęścia troszkę brakuje. Niekiedy odczuwam dużą "blokadę" (?), jeśli chodzi o swobodę w niektórych sytuacjach. Może lepiej opiszę o co mi chodzi
Gdy zaczynam żartować, wygłupiać się - on już ma zniesmaczoną minę i po chwili mówi mi, żebym tak nie robiła... Czuję się wtedy jakbym robiła coś złego A chodzi tu o mój śmiech albo o reakcje (np. bardzo nie lubi jak mówię "yyyyy?"). To są drobiazgi, wiem, ale po 2 latach już doszło do tego, że inaczej zachowuję się w jego obecności, a inaczej przy koleżankach, w domu. Brakuje mi tej swobody przy nim. Rozmawiałam z nim o tym, tak, on mi to wyjaśniał, że ja przecież też nie lubię jego marszczenia twarzy itp., więc ja mogę mu tego zakazywać, a on mi nic i foch Problem polega na tym, że on nie lubi we mnie rzeczy, które bardzo ciężko będzie mi zmienić (np. głośny śmiech), a on żeby tak zniekształcić twarz musi użyć rąk i wszystkich mięśni na twarzy ;D No zabrzmi to absurdalnie, ale staram się przy nim nie śmiać i mam tak zwane "opóźnione reakcje", gdyż najpierw myślę jak powinnam zareagować skoro mnie widzi i słyszy.
Chciałam się Was zapytać, drogie forumowiczki, czy u Was w związku jest podobnie. Czy takie zwracanie uwagi partnerowi jest zrozumiałe i jak się w tej kwestii dogadujecie?
Aha, zapomniałam o czymś jeszcze istotnym - on nazywa to kobiecością, nie pasuje mu bardzo jak czasami nie jestem kobieca tylko powiedzmy bardziej jak kumpela. A ja nie jestem taka delikatna i powabna jak on chyba myśli... Męczy mnie ciągłe bycie miłą i wrażliwą. Często mam ochotę krzyknąć albo postawić na swoim Co o tym myślicie?