Tak wiem rozstanie to nie koniec świata i są o wiele większe tragedie.. jednak Dla mnie to jest właśnie koniec świata.
Założyłam tu profil.. by usłyszeć jakies rady od postronnych osób..
byłam z moim chłopakiem prawie 3lata(bez miesiąca). i nagle buch.. Nawet nie wiem od czego mam zaczać
Zabiegał o mnie długo bo prawie 3 lata jednak ja go olewałam.. ale wkońcu dałam się przekonać. Było naprawde cudownie. Jakoś nie pamietam dokladnie ale chyba dwa lata pózniej to była zimna.. zaczął pracę i wtedy się wszystko popsuło.. koledzy mieli na niego taki wpływ że wkońcu i chyba jemu się odniechciało mieć dziewczny.. może ja wtedy też nie byłam całkiem wporządku (nie chodzi tu o zdrade czy kogoś innego) ale walczyłam o nas i udało się, wróciliśmy do siebie. Wszystko się zmieniło i ja i on.. i byliśmy naprawde SZCZĘŚLIWI!. Wszytko robiliśmy razem wydawało się ze swiata poza soba nie widzimy. Zawsze byłam przy nim wspierałam go, doradzałam, myślałam o wszystkim - mimo że on czasami zapominał wspierać mnie. Coś zaczeło się między nami psuć okłamywał mnie itp. ale wierzyłąm w to że mnie bardzo kocha i mimo wszystko każdy z nas ma prawo się zagubić.
No i teraz się zaczeło. Zawsze było tak że jeśli gdzieś chciałam wyjsc ze swoimi znajomymi to mu proponowałam zeby szedł ze mna- z jego strony nie było nigdy tego noo i teraz się zaczał wyrzut, że zabraniam mu sie spotykac z kolegami..
No i pewnego dnia umówił się z kolega.. ale umówiliśmy się ze po niego przyjade mówił ze siedzą gdzies na ławce gadają i pija piwko i tak mineła godizna od umówione między nami i wkońu pojechałam z kolezanka przeszłysmy po klubach żey zobaczyć jaka jest zabawa i w jednym patrze a tu on. No i sie zaczeło.. nie chciał wrócic ze mna do domu, pozniej spotkaliśmy się myslalam ze doszlismy do porozumienia ale nie.
Sytuacja sie powtórzyła okłamał mnie.. mimo później pisał ze mnie kocha, że jestemy stworzeni dla siebie, że wie że jestesmy sobie pisani tylko sie pogubił i nie wie co się dzieje
Na smsy odpisywał sporadycznie.. jednego dnia spotkalismy sie ustaliliśmy ze probujemy ratować nasz zwiazek ze sie kochamy i zalezy nam na nas.. no i znów bach
Na drugi dzień były moje urodziny.. do południa było wszystko ok.. ale później znów przesatł sie odzywać.. czekałam-nie przyszedł, poszedł do pracy i pozniej dostałam smsa .. ze nam sie chyba jednak nie uda.. ze nie chce mnie juz wiecej oklamywac, ze nie ma sily, ze chce być sam
Tylko wiecie co.. wszsytko się zaczeło od kad wyszedł z kolega. który nie ma dzwiczyny.. wydaje mi sie że ten kolega tak mu nagadal ze nastawil sie tak przecwiko mnie..
Bo czy skoro dzien wczesniej mnie kochał to pozniej nagle przestał?, mielismy razem tyle planów.. byliśmy naprawde wpatrzeni w siebie.. Czy kolega może mieć na niego taki wpływ?
Co mam teraz zrobić... walczyć?, nie mogę sobie miejsca znaleźć, nie umiem sobie z tym poradzic..