witam serdecznie.Jestem na forum nowa, przedstawie od razu moj problem.Z A. bylam Dwa lata, wczesniej znalismy sie rok.dwa laat byly najcudowniejszym czasem w moim zyciu, bylo idealnie, moglam mu zaufac, liczyc na niego w kazdej nawet najbardziej trudnej sytuacji. byl niezawodny, bardzo mnie kochał,ja jego rowniez.Od wrzesnia 2010 nie jestesmy razem, juz w lipcu zaczelo sie psuc- A. pracuje w delegacjach. Nie bylo go czasem nawet miesiac, buduje mosty. No wiec poznal ja tam, nic miedzy nimi nie bylo,dopiero jak rozstal sie ze mna, zaczeli byc ze soba.Zwiazek naprawde na odleglosc, dzielilo ich 600 km,2 stycznia rozstali sie.On zerwal. wtedy zaczal szukac kontaktu ze mna, jedno spotkanie, drugie, trzecie.W tym czasie gdy nie bylismy razem przewinelo sie w moim zyciu-okrutnie mowiac- dwoch pocieszaczy.moje zycie pomalu zaczelo wygladac znowu normalnie.no wiec w styczniu zaczelismy sie znowu spotykac, nie jezdzil do pracy, siedzial na chorobowym az do konca marca. Spotkania byly czeste, telefony, nierzadko seks.Probowlam zakonczyc ta znajomosc, bo wiedzialam ze jesli sie znowu zaangazuje to bedzie bardzo zle.nie pozwalal mi o sobie zapomniec, slowka, gesty, pokazywal ze mu zalezy.Czesto wspominal jaki byl szczesliwy ze mna, ze to byl najlepszy jego czas, ze bylo mu dobrze...Twierdzil ze nie potrafi ulozyc sobie zycia z kims innym, ze zawsze ja bylam najwazniejsza, ze cos czuje, ale nie mozemy byc razem poki co, ze wzgl na jego rodzaj pracy i długi.....Ze nie chce tak, ze ja tu on tam.Ze musimy poczekac az wszyskto sie ulozy.....dlugo zylam ta nadzieja...W koncu to ja zaczelam nalegac na spotkania, on tylko czasem zadzwonil, czulam ze sie narzucam ale nie potrafiłam juz zyc bez niego... wczoraj zakonczyl znajomosc, powiedzial ze tak bedzie dla nas lepiej, ze on ma swoje zycie, ja swoje. Ze nigdy nie bedziemy juz razem.Ze nie chce byc z nikim narazie.Kilka razy juz tak bylo,raz mowil''nigdy nie bedziemy juz razem '' a raz ''poczekajmy chwile, dajmy sobie czas, niech sie wszystko ulozy''. ale wczoraj padlo duzo slow, ktore upewnily mnie ze sie nie licze az tak bardzo, ze zawsze bede na ostatnim miejscu, postanowilam nie odzywac sie .... dac mu zatesknic..... Czy to cos zmieni? Czy on wie woogle czego chce?Czy sie odezwie? Odnowi kontakt? Wiem.... pewnie nikt nie bedzie potrafil mi odpowiedziec na te pytania.... ale moze ktos rozumie co siedzi w jego glowie..... pomocie, nie radze sobie juz z tym uczuciem:(
boli:(
dodam ze bardzo mi zeleży na tym aby wrócil, żaden inny nie moze nawet równac sie z nim, a minelo juz pół roku. Ciagle Zyje nadzieja ze znowu bedzie jak kiedys.
Wszystko było na dobrej drodze, nie naciskałam, on sie staral , szukal kontaktu ze mną. Popsuło sie całkowicie gdy dałam mu do zrozumienia ze mi zależy, bardziej niz zależec powinno....Zaczał sie odsuwac coraz bardziej i bardziej, teraz zaluje, mogłam zachowywac nadal pewien dystans, nie przytłaczac go.... pozwolic mu sie wykazac.... :(