Witajcie, ja choruję na nerwicę lękową. Chodzę na terapie, biorę leki. Jednak ostatnio pojawiły sie objawy.
Wychodzę z domu, wsiadam do autobusu i zaczyna mnie "przeć" w jelitach, czuję, że załatwię się do majtek. Ostatnio prosiłam kierowce, by się zatrzymał w polu (dobrze, że na mnie poczekał, bo miałam do przejechania 80 km i tylko kilka pks-ów na dobę). Załatwiłam się w polu, czułam się dobrze. Najgorszy był wzrok osób w autobusie. Ja przepraszałam, bo wszyscy musieli na mnie czekać. Ktoś mamrotał, że nie zdąży na kolejny autobus. Za 5 minut znów to samo. Uczucie gorąca, miękkie nogi, panika, ogromne wzdęcia i prawie pełne majtki. Zaczęłam płakać z bezsilności a nogi i ręce mi drżały tak, jakbym bardzo się czegoś bała. jakoś dojechałam do celu, z autobusu biegiem do w-c i nie mogłam iść dalej, bo co 5 minut leciałam znów do ubikacji (sama woda). Żadne środki przeciwbiegunkowe nie pomogły. Pani w ubikacji patrzała na mnie jak na głupią. To takie upokarzające. Brałam tabletki już przed podróżą, ale to jak widać nic nie dało. Na miejskie ubikacje straciłam sporo - każde wejście 2,50.
Wstyd mi i boję się kolejnych wyjść z domu. Gdy wracałam już było dobrze.
Wczoraj musiałam jechać pociągiem - znów to samo. Pociąg się spóźniał, ja czułam,że jeszcze chwile, a będę musiała zrezygnować z podroży. Dziecko trzymałam za rękę, pełne torby z bagażem - ani do ubikacji ani czekać na pociąg.
Gdy wsiadłam do pociągu to łzy płynęły mi same po policzkach. Nie umiałam tego opanować. Po jakiejś godzinie mi przeszło.
Gdy o tym piszę, czuję lekkie skręty jelit.
To rujnuje mi życie. Jestem pośmiewiskiem dla rodziny.
Czy ktoś tak ma? Leki mi na to nie pomagają. Uspokajają mnie, ale jelita rządzą się swoimi prawami.
1 2011-03-22 10:03:32 Ostatnio edytowany przez sandra.sandra (2011-03-22 10:07:05)
Nikt z chorujących na nerwicę lub depresją nie ma żadnych objawów ze strony "ciała"? Może to źle nazwałam?
Objawy psychosomatyczne są bardzo częste przy nerwicy. Spróbuj na kilka godzin przed podróżą połknąć kilka tabletek węgla (tym bardziej, jeśli leki przeciwbiegunkowe nie działają). By zwalczyć przyczynę, prawdopodobnie będziesz musiała odwiedzić psychologa. Odpowiednia terapia może pomóc Ci nauczyć się radzić sobie z atakami nerwicy, a być może zostaniesz także skierowana do psychiatry - dobrze dobrane, łagodne leki również mogą okazać się nieocenioną pomocą.
Witaj! Ja mam podobne problemy, mam zespół jelita drażliwego. Przy każdym stresie biegunki i skurcze żołądka. Tyle że na mnie działają leki przeciwbiegunkowe, nawet zwykła smecta - może spróbuj przed wyjściem ją wypić. A jakie leki bierzesz?
Ja mam najgorzej przed wyjściem z domu, wtedy mnie goni co chwilę, ale jak już wyjdę to skurcze w jelitach i uczucie parcia mijają.
Może dlatego że zaczynam się skupiać na czymś innym (pracy itp).
Ja mam "po wyjściu". Wypicie smekty lub innych leków "przed" nie działa' Byłam u psycholog, będzie starała się to "odkręcać", jednak na efekty muszę poczekać.
Przeczytaj sobie ulotkę leku bez recepty:
http://www.laremid.pl/ulotka.pdf
Moze on Ci pomoże, jeśli nie masz przeciwskazań. Trzeba wziac godzine przed podrózą.
Dzięki, spróbuję tej metody. Kolejny wyjazd za tydzień, zastosuję to i zobaczymy. Napiszę.
Miała tak moja koleżanka i moja mama. To był dla nich koszmar. Koleżanka przestała wogóle brać udział w jakimkolwiek życiu towarzyskim i tylko przez przypadek dowiedziałam się, że ona coś takiego ma ( nigdy wcześniej o tym nie słyszałam). U niej niestety dochodziło do tego, że nawet nie zawsze zdążyła do ubikacji!!! więc nie ma się co dziwić , że przestała gdziekolwiek chodzić.
Ale z moją mamą było tak jak z Tobą. Tylko wyszła z domu zaraz albo musiała wracać albo szukać toalety. Poza tym bała się np. wejść do dużego marketu ( reala czy tesco - bo się zgubi). To było jakieś 4 lata temu. Prawie siłą zaciągnęłam ją do psychiatry. Dostała leki i jak ręką odjął. Nawet ostatnio wspominała, że chyba odstawi te leki więc przypomniałam jej o tym koszmarze - nawet nie pamiętała za bardzo co wtedy przeżywała a w każdym razie stwierdziła, że ja przesadzam!!!
Tak więc odpowiednie leki i po kłopocie.....niby, bo to leki jednak uzależniające. Więc nie wiem ale chyba lepsze leki.
Leki przeciwbiegunkowe nic nie pomogą jeśli będziemy się stresować. Ja polecam leki uspokajające, wtedy miną lęki, niepokój i znikną wszystkie objawy somatyczne. Nie wszystkie leki uspokajające uzależniają, ja biorę Doxepin to jest lek antydepresyjny, ale jest stosowany również w leczeniu nerwic, on nie uzależnia. Ja wprawdzie takich uciążliwych biegunek nie miałam, ale miałam inne objawy somatyczne i po lekach ich nie mam, ale wystarczy, że jeden raz nie wezmę leku od razu się pojawiają. Ciężko nazwać to lekami, bo one nigdy nas z nerwicy nie wyleczą, one tylko maskują objawy, wyleczyć jedynie może terapia u psychologa. Ja chodzę do psychologa plus biorę leki i jakoś się trzymam.
Z tego, co piszesz to najlepiej by było gdbyś zdecydowała się na terapię u specjalisty. Doraźnie możesz spróbować sobie pomóc, np. węglem czy buscopanem, który działa rozkurczająco, więc powinien przynieść ulgę przy skurczach. I polecalabym też delikatne środki uspokajające, ziołowe, dostępne bez recepty..;)
11 2011-03-28 18:51:02 Ostatnio edytowany przez sandra.sandra (2011-03-28 18:56:24)
Z doświadczenia wiem, że leki przeciwbiegunkowe niezbyt pomagają. Ja też nie umiałam wejść do dużego sklepu, bo robiło mi się słabo i goniło do ubikacji. Nie raz zostawiałam koszyk pełen zakupów w sklepie i biegłam do WC. Potem było mi wstyd wrócić, bo zdarzało się, że jak tylko wróciłam, od razu poczułam parcie. Wiele razy płakałam jak dziecko, bo nie dość, że ja się męczyłam, to jeszcze inni się śmieli. Potem zanim gdzieś wyszłam od razu były docinki typu od najbliższej rodziny) - "idź się wys..."lub "nie przesadzaj, nie pieść się ze soba". Więc zaczęłam mówić, że nie mam ochoty nigdzie iść, ani do sklepu (teściowa uznała ze jestem śmierdzącym leniem, bo nawet po zakupy nei chce mi się chodzić, ani na kawę do koleżanki. W sklepie mięsnym stoję, 2 osoby przede mną, pani pyta co podać a mi słabo i mówię, "dziękuje" i biegnę do ubikacji. W tych sklepach to mi wstyd.
Biorę od lipca seroxat, ale to chyba za mało. Miałam afobam, który mnie wspierał, jednak lekarz nie przepisała ani tego ani niczego innego.
Chcę mieć w najbliższej przyszłości dziecko, to mój ostatni gwizdek, bo wiek już nie ten, a tu taki koszmar.
Chodzę od niedawna na psychoterapię poznawczo-behawioralną. Pracujemy, ale gdzie efekty i czy w ogóle?
W sobotę znów podróż pks-em, nie poddam się i pojadę. Boję się. Pojutrze wizyta u psycholog. Ostatnio o tym opowiedziałam, zrobiłyśmy analizę tego (jakie mam myśli przed i w czasie, jakie działania podejmuję...). Mam zadanie domowe stworzyć wizualizację "jak wygląda moja podróż, gdy nie mam lęku przed biegunką i żyję "normalnie").
Napiszę to, zobaczymy jak dalej będę na tym pracowała.
Mojej mamie lekarz przepisał lorafen i levinton ( nie wiem jak to się pisze) - i podziałało. Ale nikt z niej się nie śmiał tylko ją wspieraliśmy.Chociaż trochę nas wkurzało, że do sklepu boi się iść i też mówiliśmy jej , żeby nie przesadzała ale psychiatra powiedział mi ( bo najpierw ja sama poszłam w jej sprawie do lekarza) że takie gadanie i tłumaczenie nic nie da bo to nerwica i jak chcemy jej pomóc to do tego sklepu mamy ją zabierać żeby czuła się bezpieczna i powoli się "oswajała". Ale ta nerwica u mojej mamy to nie wynik jakichś życiowych przejść a tylko braku pewności siebie i przejmowanie się wszystkim a raczej wszystkimi ( coś na zasadzie "co ludzie powiedzą"), słaba psychicznie i nieodporna na krytykę - tak mi się wydaje. A piszę to bo może Tobie także potrzeba pewności siebie i za bardzo Ci zależy aby spełniać oczekiwania innych, żeby wszyscy byli z Ciebie zadowoleni, jaka świetna z Ciebie matka , zona, gospodyni ? A może jesteś trochę zaszczuta ? Gdybym ja mieszkała z teściową albo z matką to nie wiem jak bym to wytrzymała.
Przepraszam, że tak wymyślam - ale bardzo Ci współczuję.
Eska_62 - cechy, które charakteryzują Twoją mamę są moimi cechami. A najbardziej to chyba się boje co ludzie powiedzą, a co za tym idzie to niska samoocena. Mimo, że mam tego świadomość, to tego nie da się przerwać tak po prostu - wmawiając sobie "nie obchodzi mnie co ludzie pomyślą". Zresztą chyba każdy by się denerwował, jakby go łapała biegunka. Pani psycholog mówi, że to takie błędne koło. Mogę powiedzieć, że nerwica poprzez swoje objawy zniszczyła mi życie.
Drażni mnie jak moja koleżanka robi awantury wszystkim naokoło, aż kamienica drży, potem się tłumaczy "bo mam nerwicę". Też bym chciała czasami wygarnąć np. teściowej to i owo. Tylko różnica jest taka, ze po niej to spłynie (a wręcz ironicznie uśmiecha się), a ja po wszystkim idę do siebie i płaczę w wyniku emocji.
Mam kogoś kto mnie kocha, ale w sercu mam ogromny żal do tych, co do których miałam oczekiwania, że to oni będą mnie kochać, wspierać (mama, mąż).
sandra.sandra - przede wszystkim owszem wizyta u psychologa jest dobra ale sama w sobie nie pomoże gdyż twoje stany depresyjno lękowe mają podloże chorobowe i należy je leczyć (niestety) farmakologicznie czyli wizyta u lekarza psychiatry następnie wypróbowanie i dostosowanie odpowiednichleków dopiero wtedy zaczniesz normalnie funkcjonować. I moja rada zrób to jak najszybciej bo następstwa nie leczonej choroby powodują nasilenie tak ogromne że nawet tabletki nie pomagają.
I jeśli brałaś lub bierzesz coś co nie przynosi zamierzonego skutku -to powinnaś udać się do lekarza o ich zmianę.
Też mi się wydaje , że atinasarz ma rację.
A co do Twojej niskiej samooceny to da się ją przerwać ( wiem to po sobie ) - jak Ci tak wszyscy dokuczą, dokopią, że powiesz DOŚĆ, mam ich w dupie. Przyjdzie taki czas, że zrozumiesz, że nie jesteś i nie będziesz najlepsza, wszystkich nie zadowolisz, że i Ty i każdy z nas robił w swoim zyciu nie raz takie rzeczy, że lepiej ich nie wspominać - dotyczy to wszystkich. Popatrz na wszystkich dookoła krytycznym okiem, jak się głupio a czasem podle zachowują, jak się wyrażają o innych ludziach i czy zasługują na Twój szacunek. Dlaczego Ty się innymi przejmujesz a oni Tobą nie? Myśl o sobie, troszcz się o siebie, dbaj o siebie - jeśli najbliżsi Cię olali i zawiedli Twoje oczekiwania.
Ale najpierw idź do psychiatry po leki bo spotkania z psychologiem i wizualizacje w takim stanie chyba nic nie dadzą. Takie coś jak Ty masz to nawet człowieka bez nerwicy doprowadziłoby do depresji - nie no koszmar. I tak jesteś odważna, ja nie wsiadłabym do autobusu mimo, że jestem osobą raczej pewną siebie ( co nie przyszło samo i nie urodziłam się z tym).
Nie wiem za bardzo czym różni się psychiatra od psychologa ale ja zaciągnęłam mamę do psychiatry i już Ci pisałam, że wszystko przeszło prawie natychmiast jak zaczęła brać leki.
Dziękuję za słowa wsparcia. Biorę od lipca Seroxat, dopiero od niedawna te objawy się nasiliły.
A na tych ludzi patrzę krytycznym wzrokiem, ale potem są chwile zadumania i męczą mnie myśli, że mają rację. Pracuję nad sobą już kilka lat, ale chyba za słabo.
Są dni, okresy kiedy jestem ważna dla siebie i wtedy mogę nawet pieszo lecieć gdziekolwiek. Nie wiem dlaczego, ale najgorsze są ranki.
Do psychiatry pójdę dopiero koło Wielkanocy (terminy). Może wystarczy zwiększyć dawkę tego leku? Ale o tym powinien zadecydować lekarz.
Ciąg dalszy...
Po pojawieniu się na nowo objawów somatycznych, pisałam tu coś niecoś. Potem byłam na terapii (chodzę co tydzień) i rozrysowałyśmy to na kartce. Jakie uczucia mam wtedy lub chwile przedtem, jakie myśli automatyczne itp. (to się naprawdę da odtworzyć, mimo, że wydaje się, że się o niczym nie myśli). Miałam zrobić wizualizację, co by było, gdybym nie miała tych objawów. Było mi ciężko tak sobie to wyobrazić. Ciągle miałam jakieś "ale", jednak stworzyłam jakąś tam historyjkę. Potem omówiłam to. Doszłyśmy do wniosku (ja doszłam, że to moje myśli, przekonania nakręcają moje ciało i wtedy mam te biegunki (niby logiczne, ale trudne do opanowania).
Pani psycholog spostrzegła, że dzień przed podrożą "planuję" gdzie będzie ewentualna ubikacja, czy mam pieniądze na WC, czy mam papier toaletowy, czy mam tabletki na biegunkę (słabsze i mocniejsze), czy mam leki przeciwlękowe (często pakowałam je w rożne miejsca, np. cześć do torebki a część do kieszeni, gdyby mnie ktoś napadł i ukradł torebkę). Więc emocjonalnie już dzień naprzód przygotowywałam się do podróży. TE PRZYGOTOWANIA poniekąd DAWAŁY NAPĘD CAŁEMU PROCESOWI.
W związku z powyższym pani psycholog powiedziała tak. Skoro pomimo, że ma pani pół torebki leków, skrupulatnie dobraną strategię działania i jak widać nawet łyknięcie tabletki przed i w trakcie podróży nie przynosi efektu to "olejmy" je skoro i tak nam nie pomagają. Po co dźwigać.
Poprosiła bym w następna podróż nie wzięła żadnej tabletki przeciwlękowej (doraźnie stosowanej). Miałam wziąć tylko te, które biorę na codzień, bo ich przerwać nie mogę, oraz jedną na biegunkę i jakieśtam kropelki na uspokojenie.
bałam się bardzo, jednak "obiecałam" pani psycholog. Wahałam się do ostatniej chwili, walczyłam sama ze sobą, to chowając tabletki do torebki, to do szafki w kuchni, to opracowując kolejny plan, by tabletki te schować głęboko pod ubrania do torby podróżnej. W końcu schowałam do szafki w kuchni i sobie pomyślałam _jeśli mi się coś stanie to przecież ludzie wezwą pogotowie i ktoś na pewno mi pomoże. Nie mogę żyć w strachu, chcę być normalna. Zaryzykuję. I pojechałam na 4 dni bez tabletek.
Już wychodząc z domu czułam się dumna, że podjęłam taką decyzję. Naprawdę czułam się dumna, zadowolona i w końcu "normalna".
Po kilku minutach już podziwiałam co się dzieje za oknem. Nie myślałam o tabletkach. Był taki moment, że sobie pomyślałam "a jak mnie złapie, to co zrobię?", ale zaraz pomyślałam inaczej - że nie będę się zastanawiała co by było gdyby. Mam prawo podróżować normalnie.
I nawet nie wiem jak to się stało, ale udało się. Nie dość ze byłam "bez stresu" to i biegunki też nie było. do dziś, a od tamtej pory minęły 2 tygodnie.
mam świadomość, ze to może być efekt krótkotrwały, ale mam świadomość tez, że jestem w stanie sobie z tym poradzić.
Teraz pracuję nadal nad sobą, to długa droga, ale pierwszy sukces mam!! I bardzo mnie on motywuje, by nie chować głowy w piasek i walczyć o siebie, o swoje zdrowie. A to dzięki pomocy pani psycholog. (a w zasadzie psychoterapeuty, bo to chyba nie to samo).
Sandro, jeśli jeszcze jesteś na forum, to napisz jak tam Twoje postępy.
Przeczytalam Twój wątek z wielkim zaciekawieniem, ponieważ sama zmagam się z identycznym problemem już od 4 lat.
Moimi objawami są nudności. Pojawiają się zwłaszcza w środkach lokomocji. Podróżuję tylko pociągami (bo tam są toalety i wiem, że "w razie czego" mogę tam pobiec). Do PKS-u nie wsiadłam już od 3 lat. Na myśl o tym, że zrobi mi się niedobrze i nie daj Boże zwymiotuję..... aż cała trzęsę się ze strachu, a to jeszcze bardziej nakręca moje myśli.
Nic mnie nie cieszy. Od lat nie byłam na urlopie. Dlaczego? Bo bałam się podróży. Nie latam samolotem, nie pływam promem.
W torebce wożę opakowanie aviomarinu "na wszelki wypadek".
Ostatnio problem przeniósł się na inne sfery życia. Boję się miejsc publicznych, dużej ilości osób. Boję się, że zrobi mi się niedobrze, zwymiotuję i wszyscy będą się ze mnie śmiać, wytykać palcami. Co za upokorzenie!!! Wychodząc z domu obmyślam trasę. Wolę iść przez park (bo tam są krzaki w które w razie czego mogę uciec), chodzę mniej uczęszczanymi uliczkami (żeby w razie czego nie być widzianą przez wielu ludzi)....................
Nie leczę się. Nie chodzę do psychologa, nie zażywam leków. Ciągle wydaje mi się że sama sobie z tym poradzę. A tymczasem pogrążam się w nerwicy (bo to chyba nerwica?) coraz bardziej.
19 2011-07-07 21:43:20 Ostatnio edytowany przez sandra.sandra (2011-07-07 22:14:35)
Bubu, jestem. Odpisze zaraz...Jeśli nie będzie Ci to przeszkadzało - częsciowo możemy porozmawiać przez pocztę...
Mam nadal te objawy, ale dużo się zmieniły.
Leczę się od kilku lat. Najpierw brałam różne leki (nie pamietam nazw), które po 1-2 tabletkach odstawiałam, bo dostawałam natychmiast (1godzina od połknięcia tabletki) tak silnych ataków lekowych, że myślałam, ze ze mną już koniec. To nie są same biegunki (to sa ataki lęku z elementami paniki). Potem brałam Moklar i teoretycznie się wyleczyłam. Jednak moja sytuacja rodzinna tak się zmieniła, że leki wróciły. Najpierw same lęki, potem zaś biegunki... Kładłam sie spać. by juz nie czuć i nagle budził mnie ból brzucha i biegiem do kibelka. Tak mogłam całą noc. W domu zaczęłam się "przygotowywać" - czyli załatwiałam się "na siłę" przed wyjściem. Jednak to nic nie dawało, gdy wsiadłam do autobusu, lub gdy widziałam jak dojeżdża do przystanku, nagle gorąco, ból brzucha i czasami wracałam do domu i faktycznie "załatwiałam" się i to bardzo ostro.
Wiec doszłam do wniosku, że nalezy wrócić do lekarza psychiatry (ogólny niewiele pomoże).
Dostałam seroxat, doraźnie afobam i polecono mi psychoterapię behawioralno-poznawczą (kiedyś stosowałam inna, ale była do kitu).
Chodze od zimy na te zajęcia regularnie raz w tygodniu, kobieta mi podpasowała. Dostaję zadania do domu.
Kieruję się książka "umysł ponad nastrojem". Zapis myśli bardzo pomaga (70%). tez jeżdżę tylko autem (bo w każdej chwili mogę zawrócić) lub pociągiem (och, jaki to komfort).
Jednak sytuacja życiowa zmusiła mnie do odbywania czasami podróży PKS-em. Zdarzyło się raz ze poprosiłam kierowce, by się zatrzymał i dosłownie zrobiłam to "na zielonej trawce". Było mi bardzo wstyd. Prawie płakałam. Potem bałam się jeździć, ale pani psycholog powiedziała, że tylko wystawiając się na próbę wygram.
Jeśli nie radzę sobie, mam zeszycik, gdzie pisze swoje mysli (wg schematu z w.w książki).
Jest coraz lepiej.
Na terapii oprócz rozwiązywania "problemów bieżących" zauważamy "zmiany".
Doszłyśmy do wniosku, że JA lepiej funkcjonuję, gdy nie planuję podróży. Tzn. staram się:
- nie pakować tabletek przeciwbiegunkowych (Bo i tak nic nie dawały nigdy)
- nie planuję, że pójdę tamtą droga, bo tam jest po drodze WC (najtrudniejsze zadanie - na razie walczę sama ze sobą)
- mam zeszyt z "gorącymi myślami" i je zapisuję - potem je podważam, mowiąc "Sandro, głupio myslisz, to nieprawda"...
Robię to sumiennie, nie do końca mi się udaje, ale...
Zamiast... wozić opakowania smekty, do tego laremidu, jakby to nie zadziałało to w razie "w" stoperan..., do tego tabletki na stres ziołowe, ale w razie czego coś na receptę, do tego Nerwosol, do tego paczkę gum, żeby nie śmierdziało, do tego papier toaletowy i majtki na zmianę i chusteczki zapachowe, do tego cały zestaw wizytówek i mapkę miasta z zaznaczonymi toaletami....
to pani psycholog zaproponowała - proszę wziąć na tydzień w podróży 1 tabletkę przeciwbiegunkową, 1 na uspokojenie i paczkę chusteczek na katar.
I tak zrobiłam. Bałam się jak cholera. Paczkę z lekami dwa razy kładałm na dno torby (w sumie zostawiłam w domu, bo nie wykonałabym zadania).
Ale poszłam "na żywioł".
Owszem, boli mnie brzuch, ale wtedy pytam pani obok jaka jutro może być pogoda i sobie myslę "jestem normalna i każdemu się zdarza biegunka" a ja mam w życiu ważniejsze sprawy...
I tak jadę te 2 godziny w jedna strone PKS-em, 2 godziny w drugą. Czuję tę "biegunkę" już na majtkach, ma czasami wrażenie, że za chwile napruję w majtki. Stresuje się, zastanawiam, czy nie zatrzymac ruchu ulicznego i kazać kierowcy podjechać pod najblizsze WC, ale mówię "musze wytrzymać" - nie cofnę się bo za sobą mam już duży sukces.
więc radzę sobie "ćwiczeniami". To potrwa, ale się nie cofnę.
Przepraszam, że pisze mało "składnie" ale taki ze mnie roztrzepaniec...
moje objawy są nietypowe , mam stracha ze zemdleje ,ze ktos mnie zobaczy jak sie lękam , w ogole jak wychodze to cała karuzela myśli się automatycznie nakręca-wstydzę się ludzi ,ze zobaczą te moje objawy -jakby to ktos inny sterowal mnie , a ja jakbym w ogole nie miala na to wplywu !
Niesia - to typowe objawy. Nie piszemy pewnie tu o nich, bo one u mnie pojawiły się na poczatku. Potem dołączyły biegunki... Kiedyś mdlałam non stop. W lutym otwierałam okno w tramwaju a ludzie na mnie krzyczeli. Nie umiałam się bronić i wysiadałam z płaczem (dorosła kobieta).
Z tego co się orientuję to należy połączyć leki z psychoterapią. Jak dla mnie najbardziej skuteczna jest behawioralno - poznawcza.
sandra.sandra a ja Cię podziwiam ,ze Ty dawalas rade z takimi objawami lęku , paniki jezdzić i funkcjonowac wsród ludzi .Mnie takie objawy zamykaja w domu. Kilka lat wstecz pomimo strachu wlasnie chcialam byc wsrod ludzi to mnie uspokajało. Teraz z wiekiem uciekam , w domu czuje sie najbezpieczniej. Zapisuje sobie te automatyczne mysli , emocje ktore nakrecaja cała spirale strachu. Głównie mam jakies poczucie wstydu to mnie cholernie męczy i ogromna świadomosc ,ze ten strach jest irracjonalny, to wszystko jest tylko w mojej głowie. Moja terapeutka mowi ,zebym w razie takich lęków tłumaczyla sobie ze ten strach jest irracjonalny.Ja to sobie uświadamiam ,ze to irracjonalny strach , jeszcze musze pracowac nad emocjami . To jest bardzo trudne ale działa.
23 2011-07-24 15:38:58 Ostatnio edytowany przez sandra.sandra (2011-07-24 16:11:11)
Niesia, to działa, ale bardzo, bardzo powoli.
Widzisz, Ty czujesz się bezpiecznie w domu, ale ja niestety we "własnym" mieszkaniu ni czuję się dobrze, zwłaszcza, gdy za ścianą są moje szwagierki. Nie umiem się wyluzować i staram się ich nie spotykać na podwórku. Być może dlatego "uciekam" z domu, bo ten dom to dla mnie nie jest bezpiecznym miejscem.
Ja miałam ostre biegunki podczas wyjść poza ogrodzenie domu, ale wychodziłam "na siłę" - czasami wracałam od razu, czasami lądowałam w krzakach... Pomimo to nie chciałam dać się lękowi i walczyłam...Widzisz mieszkam za miastem i musiałam zrobić zakupy, pojechać po dzieci, pojechać do pracy i mimo, że czułam w drodze, że zaraz padnę to jechałam. Nie raz miałam łzy w oczach, nie raz do mnie w autobusie odzywała się sąsiadka (a to potęgowało moje objawy) i mówiłam "przepraszam, ale muszę wyjść, bo źle się czuję". Wtedy ta sąsiadka chciała wyjść ze mną, a ja prosiłam, żeby nie szła. Ona chciała dobrze, ale nie wiedziała, że to jej "kontakt" ze mną powoduje te objawy. Oczywiście nie chodzi o konkretną sąsiadkę, to mogła być nawet obca osoba, która zagadnęła o cokolwiek i ja już czułam ból brzucha, parcie na kiszkę stolcową, miękkie nogi, suchość w ustach, mrowienie ust, duszność... To był koszmar, bo ludzie zaczęli mnie uważać za dziwaczkę i wten sposób 90% moich znajomych ograniczyło kontakty...Czasami to wraca
Witam,
Trafiłam tu zupełnie przypadkowo szukając w Google informacji na temat mojej dolegliwości...
Mam 22 lata - w tym roku skończyłam studia.
W sumie mam to samo co osoby piszące. Gdy na przykład zmierzam na przystanek autobusowy/pkp zaczyna mnie boleć brzuch.
Potem jest coraz gorzej - wielokrotnie już musiałam zawrócić szukając toalety bądź ustronnego miejsca. Wrażenie, że nie dam razy, nie wytrzymam.
Z tym, że nigdy bym się nie odważyła zatrzymać autobusu. Najczęściej wysiadałam wcześniej bo miałam obmyślony plan toalet w mieście.
Często w zimie przy wielkim mrozie rozbierałam się z kurtki, szalika bo było mi tak gorąco, że myślałam, że zemdleje. Do tego mam ciągłe uczucie duszenia przez szalik, wisiorki, cokolwiek co mi ściska chociaż trochę szyję.
Mogę jeździć rowerem, chociaż początkowo zdarzało mi się wymiotować podczas jazdy to nigdy nie odpuściłam na tyle żeby się zatrzymać lub zawrócić do domu. Samochodem się boję strasznie przed samym faktem bo jak już wsiądę to jadę i jest spokojnie (potem wielka satysfakcja, że mi się udało).
Od poniedziałku zaczynam pracę i już od niedzieli mnie dręczy strach, że mnie dopadnie znowu bo w zasadzie jak jadę autobusem to nie ma możliwości żeby było inaczej...
Co zawsze mnie dziwiło to przed obroną pracy inżynierskiej czy egzaminem na prawo jazdy nie czułam takiego stresu jak przed jazdą autobusem.
Jest sens jeszcze w tym tygodniu zapisać się na wizytę do psychologa/psychiatry? Wiem, że jedna wizyta to mało, ale próbuje znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie oprócz leków przeciwbiegunkowych, wożenia torebek na wypadek gdyby zrobiło mi się niedobrze i picia ziółek uspokajających...
Czy terapia długo trwa? Ile kosztuje wizyta? Co ile trzeba się stawić na wizytę?
Mam problem bo u mnie w mieście nie dam rady korzystać z NFZ (sami znajomi i rodzina... wstydzę się) dlatego podejmę koszty opłacenia wizyt prywatnych...
Zapisz sie koniecznie do psychologa , to naprawde pomaga . Wizyta nic nie kosztuje jak pojdziesz na NFZ.Sama sobie nie pomozesz.
Zapisz sie koniecznie do psychologa , to naprawde pomaga . Wizyta nic nie kosztuje jak pojdziesz na NFZ.Sama sobie nie pomozesz.
A mogę prosić o jakieś szczegóły? Mam się przygotować na "spowiedź" ze swojego życia?
Bo jest lepiej, ale jak będę robiła sama postępy w takim tempie jak teraz to zanim się wyleczę będę miała ze 100 lat...
Dlatego nie widzę innego wyjścia niż lekarz.
27 2011-09-28 13:18:04 Ostatnio edytowany przez niesia28 (2011-09-28 13:19:14)
Na spotkaniu najlepiej jest być sobą. Mowic o tym co sie dzieje faktycznie ,jak było ,jakie masz obawy. Psycholog to osoba , ktora Cie zrozumie i pomoże. Jak bedzie Tobie ciezko mówic ,na pewno pomoze zadajac pytania. Tez miałam wiele obaw przed wizytą ale gdzieś głęboko w sobie miałam wiare że zwracam sie o pomoc we wlasciwym kierunku. Było mi ciezko podjac tę decyzje bo wierzylam ,ze sama sobie pomoge. Z chwila kiedy uznalam swoją bezsilnośc wobec tego co sie działo i jak jest teraz ,poddalam sie. Nie żałuje ,ze podjelam taka decyzje,ciesze się. Moje życie zmienia się na lepsze.
Czy ktos z was bral doxepin? ja sie czuje z kazdym dniem coraz gorzej biore juz 10 dzien i nie wiem czy nie odstawic
hey , chciałabym opisać mój przypadek,a więc 3 lata temu miałam grypę żołądkową prawdopodobnie,nigdy tak zle się nie czułam,ciagłe mdłości wymioty biegunka ,bolący brzuch pare dni ( dodam że mam fobię okropną na punkcie wymiotowania od zawsze) to był koszmar wolałam umrzeć .od tamtej pory całe moje życie się zmieniło,dalej zle się czułam.długo to trwało,prawie nic nie jadłam długi czas,lekarz rodzinny nie pomagał,chodziłam do niego jak idotka co chwile ;/ pozniej specjalisci -gastrolog,i inni ,aż w końcu trafiłam do psychologa,stwierdziła że mam początki depresji ,stany lękowe,nerwowość oraz objawy psychosomatyczne...brałam bardzo małe dawki leków ,po 3 miesiącach przestałam.sama sie powoli podnosiłam po tym,coraz więcej jadłam,nie bałam sie tak ,nie bałam się wyjsc sama z domu ale to długo trwało zanim do tego doszłam.jak sobie teraz pomyślę że ja byłam wtedy pewna że nie wstanę z łóżka już nigdy ,marzyłam o tym żeby pójść na zwykły spacer...nie umiałam tego tylko wstawalam to gorzej się czułam.bałam się że zwymiotuje,poczuje się słabo itp.teraz zdałam sobie sprawę że miałam ciężką depresję nawet nie pamiętam co się ze mną działo to nie byłam ja...z wesołej pełnej energii przebojowej dziewczyny ,która niczego się nie bała stałam sie wrakiem,schudłam dużo ,ale podniosłam się...to wszystko było strachem ,tym że jestem chora,bo jak wyszło z badań dolegliwości jednak nie były bez przyczyny,lekarze się bardzo zle mną zajęli...teraz też często czuję się zle ,bo nie biorę jeszcze leków na moje dolegliwości ale nauczyłam się z tym żyć,męczy mnie to ale to jest już część mnie ,nawet nie wyobrażam sobie życia bez tego jak wcześniej...mimo że bardzo bym chciała się tego pozbyć..bo dalej determinuje to moje życie...