Moja sytuacja jest beznadziejna. Mam 18 lat, uczę się mieszkam z moim ojcem, który tylko by ustawiał wszystkich po kątach. Awantury w moim domu to codzienność. Moja mama umarła prawie 3 lata temu na raka, bardzo to przeżywałam, potem moje siostry jedna po drugiej zostały wygnane przez ojca który później się zarzekał że on nikogo nie wyrzuca z domu.
Je jeszcze z nim mieszkam ponieważ nie pracuje i nie mam jak sama na siebie zarabiać, a poza tym uczę się w technikum.
Mam trzy siostry, jedna jest za granicą i nie chce z nim mieć nic wspólnego, druga już jest zamężna i mieszka na swoim. Trzecia jest w trakcie przeprowadzki bo już nie mogła wytrzymać w tym domu, ojciec kazał jej płacić na opłaty a jak nie dała to robił straszne awantury...czasami prawie doszłoby do rękoczynu (teraz boi się podnieść na nas rękę bo moja siostra straszy go policją, jednak w dzieciństwie nieraz oberwało się nam za byle co). Po śmierci mojej mamy a także przed mój ojciec schematycznie odwiedzał bary, upijał się do nieprzytomności i robił straszny syf domu, smród i pełno puszek po piwie walało się przynajmniej przez tydz, często też robił pod siebie, a jego wygląd był wręcz odrzucający. Przestawał dopiero jak zabierałam mu dokumenty a wtedy jak był już trochę trzeźwy nękał mnie a raczej wręcz kazał mi je oddać...i wszystko zaczynało się od nowa. A gdy raz zrobił wielką awanturę a ja nie wytrzymałam i nazwałam go alkoholikiem uderzył mnie tak, że aż nie umiałam złapać oddechu. On tego faktu po prostu tego nie przyjmuje do świadomości. Często słyszę od niego, że jesteś śmieciem g*wno warta, żadnego pożytku ze mnie nie ma...
W akcie miłosierdzia oddał mi moją część renty po mamie którą wcześniej on dostawał (ponieważ byłam jeszcze niepełnoletnia) a normalnie mi się należy ale według niego on robi mi wielką przysługę i powinnam mu dziękować na kolanach za taki prezent..
Gdy moja siostra także odebrała sobie swoją część zaczął wyzywać ją od szmat kur* i złodziei ponieważ to są jego pieniądze a ona mu je ukradła.
Mimo, że dostaje co mies ok 330zł, on kazał mi samej se płacić za swoje udogodnienia czyli internet, telefon, bilet miesięczny, ciuchy, kosmetyki, jedzenie...i pomimo że się uczę według niego powinnam iść do pracy i zarobić na prąd i gaz bo nic nie jest za darmo.
Mój ojciec znalazł sobie nową kobietę, przy której jest całkiem innym człowiekiem, nikt by se o nim źle nie pomyślał przy nim ani nie domyślił jaki tyran i jak ciężkie życie przy nim miała moja mama, która musiała harować na 4 dzieci i męża alkoholika.
A ja marzę żeby się wyrwać z tego domu bo już nie wytrzymuje psychicznie.
Co najlepsze on poszedł do mojej szkoły naskarżyć na mnie jakie to ze mnie niedobra córka jest bo wczoraj uciekłam do siostry po kilku ładnych wyzwiskach z jego strony. Pewnie wymyśli jakąś bajeczkę i sprzeda ją pani pedagog, co dla mnie jest chore bo to ja jestem ofiarą czy on ?
Myślałam nad wynajmem pokoju ale to mies. kosztuje ok 400-500zł więc z samej renty bym się nie utrzymała. Dlatego chciałabym poszukać prace na weekend jednak pochodzę z małego miasta i ciężką osobom uczącym się cokolwiek znaleźć. Mogę liczyć na pomoc sióstr, ale wiadomo, że one mają swoje życie, wydatki a ja nie chce być kogoś utrzymankiem. Zastanawiam się czy pomoc społeczna nie pomaga takim osobom jak ja, bo ja już naprawdę nie wiem co robić...