Szczerze to nie wiem od czego zacząć...
Kolejna nieprzespana noc, gdzie setki myśli próbuje znaleźć odpowiedz na pytania dotyczące związku, relacji z bardzo bliską mi osobą.
Otóż w najbliższych dniach czeka mnie poważna rozmawa(y), która mam nadzieję wyjaśni na czym stoję. Mam wrażenie, a wręcz bardzo mocno czuję, że po tej rozmowie będę miał tylko dwa wyjścia: kochać ją jeszcze mocniej lub znienawidzić...
Próbuję teraz przemyśleć i uporządkować wszystko, a nie jest to łatwe. W jednym ułamku sekundy czuję złość i żal o pewne sprawy, a w innym zaś miłość i troskę, która karze uspokoić się i patrzeć z resztkami nadziei w przyszłość. Dziwne to, bo po 3 latach bliskiej znajomości, gdzie były rozstania i powroty oraz wiele trudnych momentów, nawet nie wiem jak teraz zdefiniować naszą obecną sytuację. Jesto to jednak bardzo trudny okres dla mnie i nie mogę dłużej czekać nie wiadomo ile, pełniąc rolę wyjścia awaryjnego. Ona nie potrafi określić co do mnie czuje (choć wcześniej wielokrotnie zapewniała o miłości) i czy chce być ze mną w przyszłości. Uważa, że jest wolna i chce być teraz sama, a jednak nie chce abym zniknął z jej życia. Ja natomiast nie wyobrażam siebie w roli znajomego, jednego z wielu. Mogę być tylko tym jedynym albo nikim... I jeśli przyjdzie mi być nikim, to prędzej będę ją wspominał z nienawiścią niż z sentymentem.
Zastanawiam się czy byliście kiedyś w podobnej sytuacji i jak się to potoczyło? Czy konsekwencje Waszych kluczowych rozmów również sprowadzały się do takich dwóch skrajnosci?