To i ja przyłączę się do wspomnień. Jak tylko mam fundusze i czas, to mogę podróżować. Uwielbiam to. Żadne dobra materialne nie są warte tyle, co wspomnienia z wyjazdów. I dokładnie tak, jak Marena napisała- w pamięci zostają właśnie te migawki.
Opiszę mój pobyt we Włoszech.
Rok temu w czasie sesji zimowej zadzwoniła do mnie koleżanka z czasów liceum podekscytowana, że znalazła tani lot do Mediolanu,dokładniej Bergamo oddalone ok. 50 km od Mediolanu. Okazało się, że wylot był dokładnie za dwa tygodnie od jej telefonu i musiałam się zdecydować szybko. Co prawda miałam w planie wyjazd na narty, ale pomyślałam- "Czemu nie?". Miał to być wyjazd tylko z bagażem podręcznym, tzw. tanie podróżowanie.
Leciałyśmy tylko na 3 dni- w piątek wieczór wylot z Wrocławia, a powrót w poniedziałek rano.
Przez te dwa tygodnie o niczym inny nie myślałam, tylko o wylocie, co zobaczyć, jakie miasta zwiedzić, hotel zarezerwować? Przez co zawaliłam ostatni egzamin, który był w dniu wylotu .
Stanęło na tym, że zarezerwowałam hotel w Bergamo w zabytkowym budynku z XV wieku, zamówiłyśmy odbiór z lotniska.
W końcu nadszedł moment, kiedy nasz samolot odbił się od ziemi. Doleciałyśmy przed czasem. Po pól godzinie pojawił się chłopak, który miał nas zawieźć do hotelu- był to wysoki barczysty murzyn (przystojny), ale niestety nie mogłyśmy się z nim dogadać, ponieważ rozmawiał tylko po włosku lub francusku.
Hotel był wspaniały, cudny, ludzie bardzo mili i pomocni. Na dodatek naprawdę zabytkowy. Az nam żal było opuszczać to miejsce, lecz na drugi dzień zaplanowałyśmy sobie Jezioro Como.
Trochę pochodziłyśmy po samym Bergamo (na pewno tam wrócę, bo to piękne miasteczko), po czym pojechałyśmy na dworzec kolejowy- Ospedale Stazione (po polsku spedalona stacja ). To był 5 luty, a pogoda była wiosenna. U nas był mróz, a tam 19 stopni.
Wsiadłyśmy w pociąg do Varenny- tam to już na pewno muszę wrócić. Piękne miasteczko, jezioro Como plus zatoczki, a wokół alpejskie szczyty. Niestety musiałyśmy opuścić to urokliwe miejsce, ponieważ prom przypłynął, a my miałyśmy w planie Cadenabbię.
Podróż promem mogłaby trwać bez końca, widoki zapierały dech w piersiach. Pomijam fakt temperatury, jednak lutowe słońce nie grzało. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. W tym jednak przypadku dobre się skończyło, a lepsze nadeszło.
Cadenabbia to miejscowość, która w sezonie tętni życiem. Widać, że cieszy się powodzeniem zamożniejszych turystów.
Wybrałyśmy na noc Grand Hotel Britannia Excelsior (nie sugerujcie się nazwą, kwota którą zapłaciłyśmy za noc była dość przyzwoita dla trzech studentek). Jednakże różnił się on od poprzedniego noclegu. Osobiście wolałam klimat L'Angolo del Poeta, gdyż przepych i złoto tego hotelu aż oślepiała.
Po zakwaterowaniu przypomniałyśmy sobie, że mamy żołądki i wybrałyśmy się na obchód miejscowości. Po zjedzeniu lasagni u starszego Włocha, który prosił nas, żebyśmy zostały, bo on potrzebuje kelnerek w restauracji, zrobiłyśmy sobie spacer po promenadzie w czasie zachodu słońca. Oczywiście widoki były przepiękne. Nie chciało nam się wracać do złotego hotelu, więc poszłyśmy po wino, usiadłyśmy na ławeczce przy jeziorze i tak napawałyśmy się włoskim klimatem. To był jeden z najlepszych wieczorów mojego życia.
Rano po "wykwintnym" śniadaniu udałyśmy się w dalszą podróż. Najpierw autobusem do miejscowości Como (nic specjalnego), ale trasa do miasteczka wiodła przez piękne wybrzeże jeziora. Z miejscowości Como pojechałyśmy do Mediolanu. Mediolan nas rozczarował. Nie podobało mi się to miasto, dużo ludzi, tłumy praktycznie wszędzie. Jedyne, co w tym mieście było dobre to pizza w Cafe Verdi niedaleko La Scali.
Z Mediolanu wróciłyśmy szybko do Bergamo, aby uzupełnić zapasy i pojechać na noc do niezwykłego hotelu, jakim jest lotnisko Orio al Serio. Przyznam, że nie spałyśmy wcale, ponieważ zapoznałyśmy się z kolegami z Litwy oraz Portugalii.
Jeszcze muszę poruszyć jedną kwestię. Otóż w Cadenabbii po winku nad jeziorem zachciało nam się więcej winka, ale sklep już był nieczynny, więc pozostał na jedynie bar w hotelu. Okazało się, że nie byłyśmy jedynymi gośćmi w hotelu, gdyż w bar był pełny starszych ludzi. Po ich rozmowie domyślałyśmy się, że to Brytyjczycy. Jako, że młodych osób było tam, jak na lekarstwo, stałyśmy się obiektem zainteresowania. Rozmawiałyśmy z nimi. Gdy już szłyśmy do pokoju, zatrzymał nas jeden z panów i zaczął z nami rozmawiać o Polsce. Że cieszy się, że po młodzi Polacy mogą poruszać się swobodnie po świecie, bo przecież przez tyle lat byliśmy sterowani przez rosyjskich przyjaciół. Ogólnie rozmawiał z nami o historii naszego kraju, znał ją lepiej niż niektórzy Polacy. Wręcz miał zaszczyt z nami rozmawiać. Dał nam adres do grobów polskich żołnierzy z czasów II wojny światowej w Newark. To był dowód, że nie wszyscy odbierają nas jako złodziei i cwaniaków.