Jak czuliście się przed przyjmowaniem leków a jak po? Co się zmieniło w waszym życiu? Jak oceniacie skutki brania leków na depresje? Pomogły wam? W jaki sposób? I jak teraz funkjonujecie?
Jak czuliście się przed przyjmowaniem leków a jak po? Co się zmieniło w waszym życiu? Jak oceniacie skutki brania leków na depresje? Pomogły wam? W jaki sposób? I jak teraz funkjonujecie?
Brałam duże dawki leku antydepresyjnego, po tragicznej utracie dwoje bliskich mi osób - pomogło na tyle, że byłam na tyle 'przymulona', ze mogłam coś przełknąć, bo zagłodziłabym się na śmierć, a miałam na tyle świadomość, że muszę żyć. Mnie pomogły. Jednak odstawianie było problemem, musiałam zmniejszać dawki..
Ale z mojej perspektywy, mnie pomogły. Obecnie tylko sporadycznie zażywam i mam kontrolę nad sobą. Ale pozostała mi taka zależność, że choć ich nie używam, muszę je mieć, aby czuć się bezpiecznie.
Moje życie zmieniły. Gdy już sięgnęłam "dna" i myślałam o samobójstwie, przez szczęśliwy traf i zupełnie przypadkiem trafiłam do mądrej Pani psychiatry. Wysłuchała, przepisała lek antydepresyjny i powiedziała coś, co pamiętam do dziś "będziesz w stanie spojrzeć realistycznie na swoje życie, a nie przez pryzmat depresji". I miała rację. Leki dały mi wsparcie i siłę, aby zacząć porządkować życie, zmieniać w nim to, co było dla mnie i mojej rodziny szkodliwe. Potrzebowałam ich przez jakieś 3 lata, potem powoli odstawiłam. To było 15 lat temu, teraz wracam do nich okresowo, gdy znów czuję, że problemy mnie przerastają a siły psychiczne słabną.
Wow! Tylko dwóm osobom pomogły. Skuteczność na poziomie placebo.
Uzytkowniku444, widzę że przeprowadziłeś poważne badanie statystyczne, gratulacje!
A w temacie to mi swego czasu bardzo pomogły i raz na parę lat okresowo wracam do brania, kiedy czuję, że problemy mnie przerastają. Nie mniej droga do właściwego środka to była gehenna - nic z drugiej ani trzeciej generacji mi nie podeszło, dopiero stara dobra fluoxetyna zrobiła robotę;)
Dwukrotnie wyciągały mnie z porządnego "dołka". Potem brałem je latami trochę jakby się "ubezpieczając", ze strachu przed kolejnym "dołkiem". Trudno mi ocenić jaki miały efekt, bo generalnie jestem po prostu depresyjnym typem. Ich ujemnym efektem jest to jak wpływają na libido, seks. Odstawiłem je w listopadzie i nie biorę do tej pory. Ale jest ciężko.
Bardzo mi pomogły, szczególnie wyregulować moje kłopoty ze snem. Gdy zaczęłam spać normalnie, mój stan się poprawił. Następnie odczułam poprawę na poziomie nastroju.
Jednakże brałam je równolegle z chodzeniem na terapię i ogólnie uważam, że to właśnie te połączenie dało tak dobre efekty.
Dwukrotnie wyciągały mnie z porządnego "dołka". Potem brałem je latami trochę jakby się "ubezpieczając", ze strachu przed kolejnym "dołkiem". Trudno mi ocenić jaki miały efekt, bo generalnie jestem po prostu depresyjnym typem. Ich ujemnym efektem jest to jak wpływają na libido, seks. Odstawiłem je w listopadzie i nie biorę do tej pory. Ale jest ciężko.
Ważny temat poruszyłeś - wpływ na libido i seks. Na forach wielu mężczyzn skarży się, że antydepresanty skutecznie i nieodwracalnie zniszczyły ich życie pozbawiając popędu i satysfakcji z seksu, utrudniając bądź uniemożliwiając osiągnięcie orgazmu, spłycając doznania do minimum.
Kobiety oczywiście o tym nie rozmawiają. Kobieca seksualność to nadal temat tabu.
Prawdę powiedziawszy mi one za bardzo nie pomogły, a wręcz na odwrót - pogorszyły stan.
Nie zauważyłam spadku libido. W moim przypadku pojawił się wzrost. Zaczęłam się wysypiać, byłam wypoczęta, psychicznie też czułam się lepiej, wiec ochota na seks wzrosła.
Prawdę powiedziawszy mi one za bardzo nie pomogły, a wręcz na odwrót - pogorszyły stan.
Ja tak samo, wystraszylem się i odstawilem. A libido wynosiło dosłownie zero. To chyba kobietom tylko wszystko wokół je poprawia.
12 2019-03-22 12:41:12 Ostatnio edytowany przez Lucyfer666 (2019-03-22 12:41:36)
Lucyfer666 napisał/a:Prawdę powiedziawszy mi one za bardzo nie pomogły, a wręcz na odwrót - pogorszyły stan.
Ja tak samo, wystraszylem się i odstawilem. A libido wynosiło dosłownie zero. To chyba kobietom tylko wszystko wokół je poprawia.
A to ww. efekty są u mnie normą. Po prostu po środkach byłem taki wyłączony i zobojętniały, że wolałem je odłożyć.
Ano ja głównie spałem. 15h na dobę, świetna sprawa. Akurat ze snem nigdy problemów nie miałem. Ogólnie nie jestem fanem takich leków, depresja nie pojawia się bez przyczyny i ze wszystkiego da się wyjść, takie mam zdanie.
14 2019-03-22 13:05:45 Ostatnio edytowany przez Misinx (2019-03-22 13:06:32)
Misinx napisał/a:Dwukrotnie wyciągały mnie z porządnego "dołka". Potem brałem je latami trochę jakby się "ubezpieczając", ze strachu przed kolejnym "dołkiem". Trudno mi ocenić jaki miały efekt, bo generalnie jestem po prostu depresyjnym typem. Ich ujemnym efektem jest to jak wpływają na libido, seks. Odstawiłem je w listopadzie i nie biorę do tej pory. Ale jest ciężko.
Ważny temat poruszyłeś - wpływ na libido i seks. Na forach wielu mężczyzn skarży się, że antydepresanty skutecznie i nieodwracalnie zniszczyły ich życie pozbawiając popędu i satysfakcji z seksu, utrudniając bądź uniemożliwiając osiągnięcie orgazmu, spłycając doznania do minimum.
Kobiety oczywiście o tym nie rozmawiają. Kobieca seksualność to nadal temat tabu.
No to ja od razu dementuję to, że jest to nieodwracalne. Po odstawieniu antydepresantu wraca "czucie poniżej pępka" i orgazmy są całkiem normalne, jak za dawnych czasów. Inna sprawa to to, że generalnie depresyjność ma ogromny wpływ na seks, ponieważ często jest to połączone z różnymi nerwicami, stanami lękowymi, fatalnym poczuciem wartości.
Seks zaczyna się w głowie i kiedy tam coś się psuje to ma to wpływ też na inne sprawy.
Kobieca seksualność to temat tabu xD. Chyba nie rozmawiają o tym, bo nic im nie jest w stanie zaszkodzić!
Wydaje mi się, że przy złym samopoczuciu psychicznym/fizycznym libido raczej schodzi na drugi plan.
Wydaje mi się, że przy złym samopoczuciu psychicznym/fizycznym libido raczej schodzi na drugi plan.
Z tym różnie bywa. Bywa też tak, że sam problem z libido też mocno wpływa właśnie na samopoczucie psychiczne. To jest trochę takie sprężenie zwrotne. Masz problemy ze sobą, więc nie idzie ci w seksie. Nie idzie Ci w seksie, więc to podsyca Twoja problemy ze sobą.
Temat rzeka.
Ale my tu rozmawiamy o wpływie antydepresantów. I na kobiece libido wpływają one tak samo, bo podlega ono tym samym procesom biochemicznym co u mężczyzn. Nic tu nie da zaklinanie rzeczywistości. Owszem, "dziurka" nie zarośnie, ale gospodarka dopaminą, serotoniną, oksytocyną i testosteronem będzie rozregulowana. Znam osobiście kilka takich osób, które ucierpiały nieodwracalnie po antydepresantach, a fora internetowe huczą od dyskusji na ten temat.
19 2019-03-22 13:48:02 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-03-22 13:48:20)
Wydaje mi się, że jak człowiek ma myśli samobójcze to powinien sie ratować jakimkolwiek sposobem i w tej chwili libido nie jest priorytetem. Ale to tylko moja opinia...
Wydaje mi się, że jak człowiek ma myśli samobójcze to powinien sie ratować jakimkolwiek sposobem i w tej chwili libido nie jest priorytetem. Ale to tylko moja opinia...
Zgadza się.
No dobra, ale używanie "leków", które czasowo bądź trwałe upośledzają podstawowe funkcje życiowe nie może być dobre, zdrowe, nieobojętne dla pacjenta.
To prawda, ja nie czułem się najlepiej ze swoją chwilową aseksualnoscia, szczególnie że był obok ktoś, na kim mi zależało. Bałem się, ze to się już nie zmieni itd.
A kiedy jest ten moment, że trzeba/można sięgnąć po antydepresanty?
Nie mam takiej depresji, że leżę i gapię się w ścianę, nie mam myśli samobójczych. Pracuję, funkcjonuje ale nic mnie nie cieszy, nic nie przynosi zadowolenia. Budzę się z czarnymi myślami i zasypiam z nimi. Ciągle jestem " w dole". Lubię się śmiać, lubię ludzi ale moje kłopoty, których nie mogę rozwiązać i ten stres, niezadowolenie nie dają żyć i cieszyć się niczym.
Teraz, jak czytam ten wątek , to mnie oświeciło, że może właśnie powinnam sięgnąć po antydepresanty ?
Ale czy to nie przyniesie więcej szkody niż pożytku ?
I kto się tym zajmuje psychiatra czy psycholog ?
Może ktoś coś poradzi ?
A kiedy jest ten moment, że trzeba/można sięgnąć po antydepresanty?
Nie mam takiej depresji, że leżę i gapię się w ścianę, nie mam myśli samobójczych. Pracuję, funkcjonuje ale nic mnie nie cieszy, nic nie przynosi zadowolenia. Budzę się z czarnymi myślami i zasypiam z nimi. Ciągle jestem " w dole". Lubię się śmiać, lubię ludzi ale moje kłopoty, których nie mogę rozwiązać i ten stres, niezadowolenie nie dają żyć i cieszyć się niczym.
Teraz, jak czytam ten wątek , to mnie oświeciło, że może właśnie powinnam sięgnąć po antydepresanty ?
Ale czy to nie przyniesie więcej szkody niż pożytku ?
I kto się tym zajmuje psychiatra czy psycholog ?
Może ktoś coś poradzi ?
Psychiatra.
Dobrze dobrane leki nie zrobią Ci krzywdy.
Znajdź dobrego psychiatrę, umów się (nie potrzeba skierowania). Lekarz po paru spotkaniach postawi diagnozę i zadecyduje, czy potrzebna Ci pomoc farmakologiczna, czy nie.
Masz rację Cyngli. Właśnie wynalazłam sobie dwóch psychiatrów z dobrymi opiniami. W poniedziałek spróbuje się zarejestrować. Może wreszcie mi ulży. Dzięki.
A czujecie coś innego niż wyciszenie po tych dobrze dobranych lekach?
Ja liczę raczej na taki efekt jak opisała Dorisz .. a nie na wyciszenie.
Ja liczę raczej na taki efekt jak opisała Dorisz .. a nie na wyciszenie.
Różne leki mają różne działanie. Ja brałam 3 różne.
Najbardziej mi pomogły te na spanie, wyciszali mnie wieczorem i pozwalały zasnąć. A ja już zaczęłam normalnie spać, to wstawałam rano zupełnie inna niż wcześniej. Miałam więcej siły i energii.
Te pozostałe dwa to były stabilizatory nastroju. Po prostu czułam się normalnie po nich.
Żadnego efektu przymulenia stanowczo nie odczuwałam.
Chyba o to mi chodzi , stabilizatory nastroju. Choć jeśli chodzi o nazwę, to ja mam stabilny nastrój - ciągle paskudny (żartuję oczywiście).
Chyba o to mi chodzi , stabilizatory nastroju. Choć jeśli chodzi o nazwę, to ja mam stabilny nastrój - ciągle paskudny (żartuję oczywiście).
Będzie dobrze.
Pomyśl o równoległej terapii.
Wygadanie się dużo daje.
Leki pokazały mi inne życie. Że nie jestem tą smutną osobą. Że moje życie może być dobre.
W jakiś sposób była to też pułapka. Leki zadziałały na mnie rewelacyjnie. Taka pigułka szczęścia. Nie było dla mnie żadnych problemów. Niczym się nie przejmowałam. Jak wiadomo życie takie nie jest. Leki odstawiłam. Nastrój po odstawieniu się pogorszył, ale potem było dobrze. Radziłam sobie z problemami, byłam wesoła. I tak kilka lat aż teraz dosiegnely mnie problemy, z którymi nie umiem sobie poradzić. Biorę znowu.
Uważam, że te leki są po to, żeby pomagać. Nie ma co demonizowac. Uważam, że lepiej spróbować niż marnować czas na wieczny smutek.
Leki pokazały mi inne życie. Że nie jestem tą smutną osobą. Że moje życie może być dobre.
W jakiś sposób była to też pułapka. Leki zadziałały na mnie rewelacyjnie. Taka pigułka szczęścia. Nie było dla mnie żadnych problemów. Niczym się nie przejmowałam. Jak wiadomo życie takie nie jest. Leki odstawiłam. Nastrój po odstawieniu się pogorszył, ale potem było dobrze. Radziłam sobie z problemami, byłam wesoła. I tak kilka lat aż teraz dosiegnely mnie problemy, z którymi nie umiem sobie poradzić. Biorę znowu.
Uważam, że te leki są po to, żeby pomagać. Nie ma co demonizowac. Uważam, że lepiej spróbować niż marnować czas na wieczny smutek.
Ale dlaczego pułapka ?
Przyznam, że trochę się obawiam.
Żeby to nie było tak, że bez leków nie można będzie potem funkcjonować.
Row8plot6 napisał/a:Leki pokazały mi inne życie. Że nie jestem tą smutną osobą. Że moje życie może być dobre.
W jakiś sposób była to też pułapka. Leki zadziałały na mnie rewelacyjnie. Taka pigułka szczęścia. Nie było dla mnie żadnych problemów. Niczym się nie przejmowałam. Jak wiadomo życie takie nie jest. Leki odstawiłam. Nastrój po odstawieniu się pogorszył, ale potem było dobrze. Radziłam sobie z problemami, byłam wesoła. I tak kilka lat aż teraz dosiegnely mnie problemy, z którymi nie umiem sobie poradzić. Biorę znowu.
Uważam, że te leki są po to, żeby pomagać. Nie ma co demonizowac. Uważam, że lepiej spróbować niż marnować czas na wieczny smutek.Ale dlaczego pułapka ?
Przyznam, że trochę się obawiam.
Żeby to nie było tak, że bez leków nie można będzie potem funkcjonować.
Tak jak napisałam powyżej. Dzięki lekom niczym się nie przejmowalam, nie stresowałam. W sumie teraz mi tego brakuje. Wiesz, takie życie bez nerwów. Byłam zawsze zadowolona.
Zaczęłam jeść.
Oczywiście jest to kwestia indywidualna.
Trzeba po prostu mieć świadomość, że konieczna jest też terapia.
Dziś podjelabym taka sama decyzję. Uważam, że za późno sięgnęłam po leki. Depresja zabrała mi kilka lat życia. Straconego czasu nie odzyskam.
A może pułapka tez pod tym względem, że jak teraz bardzo cierpię, to wiem, że można trochę zabić cierpienie lekami. Nie chciałam brać drugi raz leków. Próbowałam bez, ale nie dałam rady i było bardzo źle.
Dostałam BIOXETIN. Niestety jak pisze w ulotce czas działania leku dopiero za 2 tygodnie.
Ktoś może coś o tym leku powiedziec ?
Jak czuliście się przed przyjmowaniem leków a jak po? Co się zmieniło w waszym życiu? Jak oceniacie skutki brania leków na depresje? Pomogły wam? W jaki sposób? I jak teraz funkjonujecie?
Zależy jakie antydepresanty. SSRI i Xanaxy to straszne świństwo. Brain fog murowany. A to chyba nie jest dobra droga do wyjścia z depresji.
37 2019-03-25 22:47:22 Ostatnio edytowany przez Row8plot6 (2019-03-25 22:47:42)
Dostałam BIOXETIN. Niestety jak pisze w ulotce czas działania leku dopiero za 2 tygodnie.
Ktoś może coś o tym leku powiedziec ?
To fluoksetyna. Czyli słynny prozac.
To był mój pierwszy lek. Zadziałał na mnie rewelacyjnie. Brałam też lek na sen i w końcu zaczęłam żyć. Nie byłam zamulona. Byłam wypoczęta, wesoła i spokojna. Nauka szła mi lepiej. Łatwiej. Byłam wtedy na studiach. Zarówno materiał pamięciowy jak i projektowy szedł mi dobrze. Lepiej niż wcześniej bo byłam wyspana.
Zaczyna działać po 2-4tygodniach. W niektórych wypadkach nie działa. Taki urok tych leków. Niestety lek ma zły wpływ na moja inna chorobę i nie mogę go brać.
Nie wiem co by ze mną było, gdyby nie ten lek.
Nie bój się leków. Jak ja zaczynałam brać, to byłam przerażona. Jak tylko miałam czas, to czytałam o lekach. Zawsze znajdziesz pozytywy i negatywy. Musisz sprawdzić na sobie. Jak będzie źle, to możesz odstawić. Zaczyna się od małych dawek, więc powinno być ok.
Tylko nie zrób mojego błędu i idź na terapię. Trzeba nad sobą pracować.
A co mi pomoże terapia ? Swoje problemy muszę rozwiązać sama, nikt za mnie tego nie zrobi. Skończą się problemy to i nastrój się poprawi - tak myślę.
O problemach dobrze jest z kimś pogadać.
A za którym razem trafiliscie z lekami? Ja uważam, ze depresji nie mam, chociaz 6 lat temu padła taka opinia. Wiem natomiast z czym się wiążą wahania nastroju. Psycholog jednak mówił, ze skoro uważam, ze nie mam, to nie mam i tyle. Od siebie polecam książki o depresji, można poznać jej mechanizm i po co ona nam właściwie. Po ostatnim rozstaniu trochę mną wstrząsnęło i skierowalem się do specjalistow. Tam padło stwierdzenie, ze niewiarygodnie szybko sobie wszystko w głowie poukladalem, ale oberwalem fizycznie, organizm musiał odreagować. W sumie psychiatra przypisał mi leki psychotropowe, jeden pomógł na napięcie mięśni, które się pojawiło, a drugi znów wyciszal, tylko ja problemów ze snem nigdy nie mialem. A po odstawieniu leków takie się pojawiły. To jest wszystko takie niepewne jak dla mnie.
41 2019-03-26 12:35:27 Ostatnio edytowany przez jjbp (2019-03-26 12:43:59)
Mi leki ogromnie pomogły. Zatrzymały wieczna hustawke nastrojow, wyciszyly przy czym wcale nie zmulily. Ktoś wyżej dobrze opisał to co ja czuję - leki pozwolily mi realistycznie spojrzeć na swoje życie bez niezdrowych stale towarzyszących myśli i lęków. Jakbym miala jeszcze raz podjąć decyzję o leczeniu farmakologicznym to bez dwóch zdań bym je wybrała.
Minusem faktycznie jest spadek libido, na samym początku senność (po paru tyg się to znowu uregulowalo, śpię jak przed przyjmowaniem leków), niewielki wzrost wagi co mi akurat nie przeszkadza. Oprócz tego same plusy, bardzo poprawił się mój komfort życia.
Za którym razem trafiłam z lekami - za drugim.
Edit. Z istotnych informacji ja nie brałam leków na stany depresyjne, a bardziej lękowe (chociaż czasem z objawami depresyjnych)
42 2019-03-26 13:01:52 Ostatnio edytowany przez uzytkownik444 (2019-03-26 13:49:41)
Dostałam BIOXETIN. Niestety jak pisze w ulotce czas działania leku dopiero za 2 tygodnie.
Ktoś może coś o tym leku powiedziec ?
Taniej ci wyjdzie jak łykniesz pastę do zębów. Zawiera ten sam składnik aktywny - fluor. Truciznę.
Doktor Mengele przetestował jego skuteczność w niemieckich obozach koncentracyjnych. Także możesz mieć pewność, że zadziała.
I bardzo proszę administrację forum o nie karanie mnie za mówienie prawdy.
justa_pl napisał/a:Dostałam BIOXETIN. Niestety jak pisze w ulotce czas działania leku dopiero za 2 tygodnie.
Ktoś może coś o tym leku powiedziec ?Taniej ci wyjdzie jak łykniesz pastę do zębów. Zawiera ten sam składnik aktywny - fluor. Truciznę.
Doktor Mengele przetestował jego skuteczność w niemieckich obozach koncentracyjnych. Także możesz mieć pewność, że zadziała.
I bardzo proszę administrację forum o nie karanie mnie za mówienie prawdy.
Spiskowa teoria dziejów.
justa_pl napisał/a:Dostałam BIOXETIN. Niestety jak pisze w ulotce czas działania leku dopiero za 2 tygodnie.
Ktoś może coś o tym leku powiedziec ?Taniej ci wyjdzie jak łykniesz pastę do zębów. Zawiera ten sam składnik aktywny - fluor. Truciznę.
Doktor Mengele przetestował jego skuteczność w niemieckich obozach koncentracyjnych. Także możesz mieć pewność, że zadziała.
I bardzo proszę administrację forum o nie karanie mnie za mówienie prawdy.
Bez przesady. Nie wpadajmy w paranoje. Przynajmniej w moim przypadku to jeszcze nie ten etap.
Spokojnie, podstawowa wiedza o chemii Was obroni przed paranoją jakby co .
Niestety, testowałam parę leków i każdy okazał się katastrofą.
Albo wzmagały lęki, powodowały halucynację, uczucie odrealnienia, brak śliny, szybkie męczenie się. Po paru tabletkach wenlafaxyny czułam dosłownie jakby mój mózg się palił. Źrenice wielkie, czułam się jak robot, zamknięta w środku. Nie wyobrażam sobie brak leków będąc sama z dzieckiem w domu. Musi ktoś doglądać osobę chorą.
Niestety, testowałam parę leków i każdy okazał się katastrofą.
Albo wzmagały lęki, powodowały halucynację, uczucie odrealnienia, brak śliny, szybkie męczenie się. Po paru tabletkach wenlafaxyny czułam dosłownie jakby mój mózg się palił. Źrenice wielkie, czułam się jak robot, zamknięta w środku. Nie wyobrażam sobie brak leków będąc sama z dzieckiem w domu. Musi ktoś doglądać osobę chorą.
Na mnie najlepiej działała właśnie wenlafaxyna. Na początku jej brania są owszem trochę dziwne odczucia. Ja to nazywałem "prądem przez mózg". Ale to było krótkotrwałe i potem mija. Brałem wenlafaxynę kilka lat, więc wiem jak to jest. Podobne wrażenia są potem przy odstawianiu. Dlatego dawkę należy zmniejszać stopniowo. Ale to są naprawdę skutki przejściowe.
Z tym, że oczywiście każdy reaguje indywidualnie.
48 2019-04-08 08:52:28 Ostatnio edytowany przez Kalvar25 (2019-04-08 08:55:54)
Najpierw trzeba ustalić co jest powodem Twojego samopoczucia, wenflaksyna jest inhibitorem wychwytu zwrotnego serotoniny i noradrenaliny generalnie powodem złego samopoczucia na początku brania antydepresantów jest zwiększenie poziomu serotoniny w tych rejonach mózgu w których jest ona i tak już za wysoka (depresja nie jest związana z niskim poziomem serotoniny, w niektórych rejonach mózgu jest on nawet zbyt wysoki) dlatego też osoby na początku stosowania antydepresantów czują się gorzej - mają nasilone lęki, bezsenność, silniejszą depresje dopiero po około 2-3 tygodniach z nieznanych jeszcze powodów poziom serotoniny w tych rejonach mózgu gdzie był za wysoki zaczyna się obniżać i człowiek zaczyna czuć się lepiej, są oczywiście leki które mają mniej skutków ubocznych niż np trójpierścieniowe leki przeciwdepresyjne(mają ich dużo), takim nowszym lekiem jest na przykład escilatopram chociaż ludzie dosyć często zgłaszają po nim koszmary senne. Depresja jest powiązana z rozregulowaniem neuroprzekaźników i podwyższonym poziomem kortyzolu który powoduje obumieranie neuronów w mózgu oraz m.in w hipokampie czyli miejscu który odpowiada za pamięć,emocję (to wszystko skutki stresu) jeżeli chcesz się tego pozbyć to najpierw trzeba było by wyregulować neuroprzekaźniki i zwiększyć neurogenezę w mózgu czyli powstawanie nowych komórek oraz zwiększyć ich gęstość. Substancje które to robią to Omega 3 w dawcę około 1000 mg EPA / 500 DHA dziennie (wychodzi to czasami 3-4 kapsułki dziennie) dodatkowo Urydyna (koniecznie) oraz jakiś zestaw adaptogenów (Gotu Kola, Ashwagandha, Rhodiola, Cytryniec Chiński) adaptogeny zwiększają odporność na stres, poprawiają libido, powodują że lepiej się wysypiasz, regenerują nadnercza, obniżają kortyzol, działają przeciwdepresyjnie i przeciwlękowo - najlepiej połączyć kilka naraz w niedużych dawkach. Antydepresanty jedynie maskują objawy.. niestety, chyba że wynajdą kiedyś antydepresant który regeneruje mózg - takim czymś miała być substancja NSI-189 dla Amerykańskiego wojska w leczeniu PTSD. Jeżeli chcesz tak bardzo stosować antydepresanty do dołóż do nich omegę, urydynę oraz np kompleks witamin z gr B (już bez adaptogenów żeby nie dostać zespołu serotoninowego.) Można do tego dorzucić witaminę D3 z lanoliny w dawce około 3000-4000 jednostek + koniecznie magnez w dobrej formie może być cytrynian, mleczan. (Witamina D3 do aktywacji potrzebuje magnezu i pobiera go z organizmu, jeżeli nie dostarczymy odpowiedniej ilości to z czasem możemy czuć się gorzej niż przed braniem witaminy D3 z powodu wyczerpania zapasów a objawy to właśnie stany depresyjne, bezsenność, bóle głowy)
Najpierw trzeba ustalić co jest powodem Twojego samopoczucia, wenflaksyna jest inhibitorem wychwytu zwrotnego serotoniny i noradrenaliny generalnie powodem złego samopoczucia na początku brania antydepresantów jest zwiększenie poziomu serotoniny w tych rejonach mózgu w których jest ona i tak już za wysoka (depresja nie jest związana z niskim poziomem serotoniny, w niektórych rejonach mózgu jest on nawet zbyt wysoki) dlatego też osoby na początku stosowania antydepresantów czują się gorzej - mają nasilone lęki, bezsenność, silniejszą depresje dopiero po około 2-3 tygodniach z nieznanych jeszcze powodów poziom serotoniny w tych rejonach mózgu gdzie był za wysoki zaczyna się obniżać i człowiek zaczyna czuć się lepiej, są oczywiście leki które mają mniej skutków ubocznych niż np trójpierścieniowe leki przeciwdepresyjne(mają ich dużo), takim nowszym lekiem jest na przykład escilatopram chociaż ludzie dosyć często zgłaszają po nim koszmary senne. Depresja jest powiązana z rozregulowaniem neuroprzekaźników i podwyższonym poziomem kortyzolu który powoduje obumieranie neuronów w mózgu oraz m.in w hipokampie czyli miejscu który odpowiada za pamięć,emocję (to wszystko skutki stresu) jeżeli chcesz się tego pozbyć to najpierw trzeba było by wyregulować neuroprzekaźniki i zwiększyć neurogenezę w mózgu czyli powstawanie nowych komórek oraz zwiększyć ich gęstość. Substancje które to robią to Omega 3 w dawcę około 1000 mg EPA / 500 DHA dziennie (wychodzi to czasami 3-4 kapsułki dziennie) dodatkowo Urydyna (koniecznie) oraz jakiś zestaw adaptogenów (Gotu Kola, Ashwagandha, Rhodiola, Cytryniec Chiński) adaptogeny zwiększają odporność na stres, poprawiają libido, powodują że lepiej się wysypiasz, regenerują nadnercza, obniżają kortyzol, działają przeciwdepresyjnie i przeciwlękowo - najlepiej połączyć kilka naraz w niedużych dawkach. Antydepresanty jedynie maskują objawy.. niestety, chyba że wynajdą kiedyś antydepresant który regeneruje mózg - takim czymś miała być substancja NSI-189 dla Amerykańskiego wojska w leczeniu PTSD. Jeżeli chcesz tak bardzo stosować antydepresanty do dołóż do nich omegę, urydynę oraz np kompleks witamin z gr B (już bez adaptogenów żeby nie dostać zespołu serotoninowego.) Można do tego dorzucić witaminę D3 z lanoliny w dawce około 3000-4000 jednostek + koniecznie magnez w dobrej formie może być cytrynian, mleczan. (Witamina D3 do aktywacji potrzebuje magnezu i pobiera go z organizmu, jeżeli nie dostarczymy odpowiedniej ilości to z czasem możemy czuć się gorzej niż przed braniem witaminy D3 z powodu wyczerpania zapasów a objawy to właśnie stany depresyjne, bezsenność, bóle głowy)
Przypomniałeś mi o tych snach. U mnie nie było jakiś koszmarów, ale generalnie po wenflaksynie miałem prawie co noc jakieś sny i były one bardziej wyraziste. Po dłuższym czasie to się w końcu uspokoiło.
Jeżeli nie było koszmarów to jest to całkowicie naturalne, serotonina tak działa
Chyba już mogę odpowiedzieć na Twoje pytanie.
Tabletki szczęścia to z pewnością nie są , ale:
- przestały mi towarzyszyć czarne, dołujące myśli, których nie mogłam się pozbyć, które zatruwały mi życie mimo, że nie było i nie ma żadnych racjonalnych podstaw do takich dołów, pesymizmu,
- przestało mnie wszystko irytować, byle co potrafiło wyprowadzić mnie z równowagi - czyjeś zachowanie, mina, gest, słowa - masakra,
- jeśli coś nie idzie tak jak trzeba, myślę sobie " mam to w du..ie. kiedyś już tak próbowałam ale nic z tego nie wychodziło. A dzisiaj tak, sprawy mijają, ja się nimi nie przejmuję ani o nich nie myślę,
- myślę sobie, że moje problemy to tak bardziej są wymyślone przeze mnie a nawet uświadomiłam sobie, że jestem w bardzo dobrej sytuacji i daję sobie radę ze wszystkim,
Trochę mnie te tabletki przymulają i spać mi się chce ale to trwa tak gdzieś pół godziny i przechodzi.
O i tyle.
Brałam antydepresanty jakieś 12 lat temu więc nie pamiętam jakie to były leki. O ile się nie mylę to trafiłam za pierwszym razem. Brałam je dobre 2 lata i odstawiłam z dnia na dzień. Nie pamiętam, aby były jakieś reakcje z tego powodu. Libido nieco się poprawiło bo w depresji było zerowe. Jednak nigdy nie wróciło stanu sprzed choroby.
Leki nie dawały pczucia szczęścia lecz pozwalały spojrzeć realnie, bez lęków i blokad jakie miałam.
Jednak ja jednocześnie chodziłam na terapię. Poznałam źródła swoich problemów i nauczyłam sobie z nimi radzić. Terapia jest ważna i nie można jej ignorować. Mi się też wydawało, że znam przyczyny swoich problemów i nikt obcy mi nie pomoże. Bardzo sie myliłam. Nie byłam obiektywna i tylko mi się wydawało, że wiem wszystko, że sobie sama poradzę.
Ja się wyleczyłam z depresji i od tamtej pory trzymam się dobrze... Coraz lepiej.
Dla porównania: moja koleżanka jest na antydepresantach od długich lat. Nie chodziła na terapię bo w czym ona pomoże. Tkwi w tym maraźmie i pewnie będzie tkwiła dopóki nie włączy w leczenie terapeuty.
Drugi przykład to bliska osoba z rodziny. Co jakiś czas powraca do leków, bo co jest jakiś większy problem to antydepresanty. Dzieje sie tak bo nie umie radzić sobie z problemami, a tego nauczyłaby sie na terapii gdyby na nią chodziła.
Brałam antydepresanty jakieś 12 lat temu więc nie pamiętam jakie to były leki. O ile się nie mylę to trafiłam za pierwszym razem. Brałam je dobre 2 lata i odstawiłam z dnia na dzień. Nie pamiętam, aby były jakieś reakcje z tego powodu. Libido nieco się poprawiło bo w depresji było zerowe. Jednak nigdy nie wróciło stanu sprzed choroby.
Leki nie dawały pczucia szczęścia lecz pozwalały spojrzeć realnie, bez lęków i blokad jakie miałam.
Jednak ja jednocześnie chodziłam na terapię. Poznałam źródła swoich problemów i nauczyłam sobie z nimi radzić. Terapia jest ważna i nie można jej ignorować. Mi się też wydawało, że znam przyczyny swoich problemów i nikt obcy mi nie pomoże. Bardzo sie myliłam. Nie byłam obiektywna i tylko mi się wydawało, że wiem wszystko, że sobie sama poradzę.
Ja się wyleczyłam z depresji i od tamtej pory trzymam się dobrze... Coraz lepiej.
Dla porównania: moja koleżanka jest na antydepresantach od długich lat. Nie chodziła na terapię bo w czym ona pomoże. Tkwi w tym maraźmie i pewnie będzie tkwiła dopóki nie włączy w leczenie terapeuty.
Drugi przykład to bliska osoba z rodziny. Co jakiś czas powraca do leków, bo co jest jakiś większy problem to antydepresanty. Dzieje sie tak bo nie umie radzić sobie z problemami, a tego nauczyłaby sie na terapii gdyby na nią chodziła.
To też zależy bardzo od tego na jakiego terapeutę trafisz i jaką masz w ogóle podatność na wpływ terapii. Ja przez lata brałem antydepresanty. Długo też chodziłem na terapię. I ciągle czuję się w dupie. Tylko ja się w tej dupie tak już urządziłem, że nie umiem sobie wyobrazić, że może być inaczej.
54 2019-04-16 12:54:59 Ostatnio edytowany przez Lucyfer666 (2019-04-16 12:58:03)
Brałam antydepresanty jakieś 12 lat temu więc nie pamiętam jakie to były leki. O ile się nie mylę to trafiłam za pierwszym razem. Brałam je dobre 2 lata i odstawiłam z dnia na dzień. Nie pamiętam, aby były jakieś reakcje z tego powodu. Libido nieco się poprawiło bo w depresji było zerowe. Jednak nigdy nie wróciło stanu sprzed choroby.
Leki nie dawały pczucia szczęścia lecz pozwalały spojrzeć realnie, bez lęków i blokad jakie miałam.
Jednak ja jednocześnie chodziłam na terapię. Poznałam źródła swoich problemów i nauczyłam sobie z nimi radzić. Terapia jest ważna i nie można jej ignorować. Mi się też wydawało, że znam przyczyny swoich problemów i nikt obcy mi nie pomoże. Bardzo sie myliłam. Nie byłam obiektywna i tylko mi się wydawało, że wiem wszystko, że sobie sama poradzę.
Ja się wyleczyłam z depresji i od tamtej pory trzymam się dobrze... Coraz lepiej.
Dla porównania: moja koleżanka jest na antydepresantach od długich lat. Nie chodziła na terapię bo w czym ona pomoże. Tkwi w tym maraźmie i pewnie będzie tkwiła dopóki nie włączy w leczenie terapeuty.
Drugi przykład to bliska osoba z rodziny. Co jakiś czas powraca do leków, bo co jest jakiś większy problem to antydepresanty. Dzieje sie tak bo nie umie radzić sobie z problemami, a tego nauczyłaby sie na terapii gdyby na nią chodziła.
Nie zgodzę się.
Prawdę powiedziawszy teraz mogę śmiało powiedzieć, że terapia, jak i leki ostatecznie nic nie dały. Jedynie czego żałuję to straconego czasu oraz pieniędzy, tylko po to, żeby ostatecznie być świadomym tego, że człowiek wpada w błędne koło, a terapeutka nie była skora za bardzo ostatecznie zrobić coś z tym, żeby pomóc z niego wyjść.
Zapewne mam to samo co Misinx - za długo człowiek w tym szambie siedzi i ostatecznie mimo, że jest źle to nie widzi wyjścia, a ochoty na eksperymenty nie ma, bo mimo, że to szambo, to jednak znane.
W każdym razie nie mam ani motywacji, ani obecnie powodów, żeby wyjść z pułapki własnego umysłu. Po prostu zaakceptowałem to, że przez życie tak będzie trzeba iść i co najwyżej ostatecznie jednym szybkim aktem człowiek pozbędzie się wszystkich problemów.
Lucyfer, jaki jest powód Twojego samopoczucia ? depresja czy nerwica mało kiedy biorą się z powodu prawdziwej choroby, często są spowodowane kompleksami, przeszłością, brakiem pewności siebie, złymi wzorcami - nad tym wszystkim można popracować i można z tego wyjść. Jeżeli jest to choroba to również można poprzez odpowiednie środki doprowadzić do homeostazy neuroprzekaźników - nie koniecznie poprzez ssri.
56 2019-04-16 13:38:13 Ostatnio edytowany przez Misinx (2019-04-16 13:39:08)
tajemnicza75 napisał/a:Brałam antydepresanty jakieś 12 lat temu więc nie pamiętam jakie to były leki. O ile się nie mylę to trafiłam za pierwszym razem. Brałam je dobre 2 lata i odstawiłam z dnia na dzień. Nie pamiętam, aby były jakieś reakcje z tego powodu. Libido nieco się poprawiło bo w depresji było zerowe. Jednak nigdy nie wróciło stanu sprzed choroby.
Leki nie dawały pczucia szczęścia lecz pozwalały spojrzeć realnie, bez lęków i blokad jakie miałam.
Jednak ja jednocześnie chodziłam na terapię. Poznałam źródła swoich problemów i nauczyłam sobie z nimi radzić. Terapia jest ważna i nie można jej ignorować. Mi się też wydawało, że znam przyczyny swoich problemów i nikt obcy mi nie pomoże. Bardzo sie myliłam. Nie byłam obiektywna i tylko mi się wydawało, że wiem wszystko, że sobie sama poradzę.
Ja się wyleczyłam z depresji i od tamtej pory trzymam się dobrze... Coraz lepiej.
Dla porównania: moja koleżanka jest na antydepresantach od długich lat. Nie chodziła na terapię bo w czym ona pomoże. Tkwi w tym maraźmie i pewnie będzie tkwiła dopóki nie włączy w leczenie terapeuty.
Drugi przykład to bliska osoba z rodziny. Co jakiś czas powraca do leków, bo co jest jakiś większy problem to antydepresanty. Dzieje sie tak bo nie umie radzić sobie z problemami, a tego nauczyłaby sie na terapii gdyby na nią chodziła.Nie zgodzę się.
Prawdę powiedziawszy teraz mogę śmiało powiedzieć, że terapia, jak i leki ostatecznie nic nie dały. Jedynie czego żałuję to straconego czasu oraz pieniędzy, tylko po to, żeby ostatecznie być świadomym tego, że człowiek wpada w błędne koło, a terapeutka nie była skora za bardzo ostatecznie zrobić coś z tym, żeby pomóc z niego wyjść.
Zapewne mam to samo co Misinx - za długo człowiek w tym szambie siedzi i ostatecznie mimo, że jest źle to nie widzi wyjścia, a ochoty na eksperymenty nie ma, bo mimo, że to szambo, to jednak znane.W każdym razie nie mam ani motywacji, ani obecnie powodów, żeby wyjść z pułapki własnego umysłu. Po prostu zaakceptowałem to, że przez życie tak będzie trzeba iść i co najwyżej ostatecznie jednym szybkim aktem człowiek pozbędzie się wszystkich problemów.
Ja terapii i wydanych na nie pieniędzy nie żałuję. Mimo wszystko coś na pewno mi dały. Sama możliwość rozmawiania z kimś o sprawach trudnych, kto potrafi zadawać dobre pytania też jest wg mnie bardzo wartościowa. A depresja jest po prostu uzależniająca. To też jest w niej parszywe. Strasznie ciężko wyjść z tego zaklętego kręgu.
Lucyfer666 napisał/a:tajemnicza75 napisał/a:Brałam antydepresanty jakieś 12 lat temu więc nie pamiętam jakie to były leki. O ile się nie mylę to trafiłam za pierwszym razem. Brałam je dobre 2 lata i odstawiłam z dnia na dzień. Nie pamiętam, aby były jakieś reakcje z tego powodu. Libido nieco się poprawiło bo w depresji było zerowe. Jednak nigdy nie wróciło stanu sprzed choroby.
Leki nie dawały pczucia szczęścia lecz pozwalały spojrzeć realnie, bez lęków i blokad jakie miałam.
Jednak ja jednocześnie chodziłam na terapię. Poznałam źródła swoich problemów i nauczyłam sobie z nimi radzić. Terapia jest ważna i nie można jej ignorować. Mi się też wydawało, że znam przyczyny swoich problemów i nikt obcy mi nie pomoże. Bardzo sie myliłam. Nie byłam obiektywna i tylko mi się wydawało, że wiem wszystko, że sobie sama poradzę.
Ja się wyleczyłam z depresji i od tamtej pory trzymam się dobrze... Coraz lepiej.
Dla porównania: moja koleżanka jest na antydepresantach od długich lat. Nie chodziła na terapię bo w czym ona pomoże. Tkwi w tym maraźmie i pewnie będzie tkwiła dopóki nie włączy w leczenie terapeuty.
Drugi przykład to bliska osoba z rodziny. Co jakiś czas powraca do leków, bo co jest jakiś większy problem to antydepresanty. Dzieje sie tak bo nie umie radzić sobie z problemami, a tego nauczyłaby sie na terapii gdyby na nią chodziła.Nie zgodzę się.
Prawdę powiedziawszy teraz mogę śmiało powiedzieć, że terapia, jak i leki ostatecznie nic nie dały. Jedynie czego żałuję to straconego czasu oraz pieniędzy, tylko po to, żeby ostatecznie być świadomym tego, że człowiek wpada w błędne koło, a terapeutka nie była skora za bardzo ostatecznie zrobić coś z tym, żeby pomóc z niego wyjść.
Zapewne mam to samo co Misinx - za długo człowiek w tym szambie siedzi i ostatecznie mimo, że jest źle to nie widzi wyjścia, a ochoty na eksperymenty nie ma, bo mimo, że to szambo, to jednak znane.W każdym razie nie mam ani motywacji, ani obecnie powodów, żeby wyjść z pułapki własnego umysłu. Po prostu zaakceptowałem to, że przez życie tak będzie trzeba iść i co najwyżej ostatecznie jednym szybkim aktem człowiek pozbędzie się wszystkich problemów.
Ja terapii i wydanych na nie pieniędzy nie żałuję. Mimo wszystko coś na pewno mi dały. Sama możliwość rozmawiania z kimś o sprawach trudnych, kto potrafi zadawać dobre pytania też jest wg mnie bardzo wartościowa. A depresja jest po prostu uzależniająca. To też jest w niej parszywe. Strasznie ciężko wyjść z tego zaklętego kręgu.
Problem pojawia się wtedy, kiedy na wszystkie pytania znasz już odpowiedzi, ale trzeciej drogi nie widzisz...
Tutaj za dużo mi nie dało, bo o większości problemów już podejrzewałem źródło, więc terapia tylko mnie w tym upewniła, ale nic poza tym, a 9 miesięcy skończyło się na tym, że ostatecznie wróciłem do punktu wyjścia - swoje wiem, ale nie widzę żadnej innej drogi.
Kalvar25 - oj tutaj to "Wielki miks"
58 2019-04-16 18:34:58 Ostatnio edytowany przez justa_pl (2019-04-16 18:35:45)
Misinx napisał/a:Lucyfer666 napisał/a:Nie zgodzę się.
Prawdę powiedziawszy teraz mogę śmiało powiedzieć, że terapia, jak i leki ostatecznie nic nie dały. Jedynie czego żałuję to straconego czasu oraz pieniędzy, tylko po to, żeby ostatecznie być świadomym tego, że człowiek wpada w błędne koło, a terapeutka nie była skora za bardzo ostatecznie zrobić coś z tym, żeby pomóc z niego wyjść.
Zapewne mam to samo co Misinx - za długo człowiek w tym szambie siedzi i ostatecznie mimo, że jest źle to nie widzi wyjścia, a ochoty na eksperymenty nie ma, bo mimo, że to szambo, to jednak znane.W każdym razie nie mam ani motywacji, ani obecnie powodów, żeby wyjść z pułapki własnego umysłu. Po prostu zaakceptowałem to, że przez życie tak będzie trzeba iść i co najwyżej ostatecznie jednym szybkim aktem człowiek pozbędzie się wszystkich problemów.
Ja terapii i wydanych na nie pieniędzy nie żałuję. Mimo wszystko coś na pewno mi dały. Sama możliwość rozmawiania z kimś o sprawach trudnych, kto potrafi zadawać dobre pytania też jest wg mnie bardzo wartościowa. A depresja jest po prostu uzależniająca. To też jest w niej parszywe. Strasznie ciężko wyjść z tego zaklętego kręgu.
Problem pojawia się wtedy, kiedy na wszystkie pytania znasz już odpowiedzi, ale trzeciej drogi nie widzisz...
Tutaj za dużo mi nie dało, bo o większości problemów już podejrzewałem źródło, więc terapia tylko mnie w tym upewniła, ale nic poza tym, a 9 miesięcy skończyło się na tym, że ostatecznie wróciłem do punktu wyjścia - swoje wiem, ale nie widzę żadnej innej drogi.Kalvar25 - oj tutaj to "Wielki miks"
No właśnie w tym rzecz. Jak się zna źródło problemu i nie można lub nie chce się z tym nic zrobić, to co pomoże terapeuta ? Trzeba zaakceptować sytuację, jakoś się ogarnąć lub samemu radykalnie ją zmienić. Nie ma innego wyjścia. Antydepresanty pomagają nabrać dystansu, spojrzeć na problemy obiektywnie a tym samym wyrwać się z tej czarnej dziury swoich destrukcyjnych myśli. Tak to odbieram.
59 2019-04-16 19:13:13 Ostatnio edytowany przez tajemnicza75 (2019-04-16 19:13:58)
Tylko ja się w tej dupie tak już urządziłem, że nie umiem sobie wyobrazić, że może być inaczej.
I to jest przyczyna, a nie terapeuta i jego wpływ na Ciebie. Tak naprawdę przywykłeś i nie chcesz się zmieniać. W tym sęk, że zamknąłeś się w skorupie i jedyne co robisz to wyścibiasz czasem nos... jednak nie czujesz się bezpiecznie więc się z powrotem chowasz do skorupy. Nie są podatne na terapię właśnie takie osoby, które nie chcą się wyleczyć. Tak więc nie myl kwestii . Terapia wraz z lekami pomoże, tylko trzeba tego naprawdę bardzo chcieć.
To samo się odnosi do Lucyfera.
Misinx napisał/a:Tylko ja się w tej dupie tak już urządziłem, że nie umiem sobie wyobrazić, że może być inaczej.
I to jest przyczyna, a nie terapeuta i jego wpływ na Ciebie. Tak naprawdę przywykłeś i nie chcesz się zmieniać. W tym sęk, że zamknąłeś się w skorupie i jedyne co robisz to wyścibiasz czasem nos... jednak nie czujesz się bezpiecznie więc się z powrotem chowasz do skorupy. Nie są podatne na terapię właśnie takie osoby, które nie chcą się wyleczyć. Tak więc nie myl kwestii . Terapia wraz z lekami pomoże, tylko trzeba tego naprawdę bardzo chcieć.
To samo się odnosi do Lucyfera.
Jestem zdania, że terapeuta również zawiódł. Mimo wszystko, jeżeli człowiek sam mówi, że nie widzi żadnych opcji, a w odpowiedzi otrzymuje coś w stylu "domyśl się co powinieneś zrobić" to człowiekowi, jak najbardziej nie chcę się bardziej w tym grzebać, a raczej włącza się przeczucie, że te spotkania są na zasadzie "płać i wypad"
Ja jestem zadowolona ze swoich leków, ale mają mnóstwo nieodwracalnych skutków ubocznych takich jak wzrost wagi ciała (źle się z tym czuję, że przybrałam na wadze), senność w ciągu dnia, niskie libido. Ja myślę, że już lepiej działa alkohol na poprawę nastroju niż leki.
Ja jestem zadowolona ze swoich leków, ale mają mnóstwo nieodwracalnych skutków ubocznych takich jak wzrost wagi ciała (źle się z tym czuję, że przybrałam na wadze), senność w ciągu dnia, niskie libido. Ja myślę, że już lepiej działa alkohol na poprawę nastroju niż leki.
Nieodwracalnym skutkiem jest utycie ?? a nie mozesz zrzucić,jak waga szła w górę,nie mogłaś zasygnalizować lekarzowi,że waga idzie do góry i żeby dał inne leki ?
Ja jestem zadowolona ze swoich leków, ale mają mnóstwo nieodwracalnych skutków ubocznych takich jak wzrost wagi ciała (źle się z tym czuję, że przybrałam na wadze), senność w ciągu dnia, niskie libido. Ja myślę, że już lepiej działa alkohol na poprawę nastroju niż leki.
Jasne. Różnica jest taka, że jak alkohol przestanie działać, to czujesz się gorzej niż wcześniej. I co wtedy? Więcej alkoholu? Tak tworzą się alkoholicy i pijacy.
Wiem, że to nie jest miejsce na doradzanie jak się leczyć itp., ale polecam duże dawki Witaminy D3 + K2MK7 i Protokół Jodowy. Zapomniałam co to jest depresja czy chroniczne zmęczenie i wiele innych dolegliwości zniknęło
Ludzie nie bierzcie żadnych antydepresantów, po ich odstawieniu wasz stan zdrowia, może być jeszcze gorszy jak przed kuracją. Wzmocnijcie wasze neurotransmitery, czyli Gaba (najlepiej fenibut), Acetylocholina(Cdp Cholina) dobre efekty przynosi również ekstrakt z kurkumy w połączeniu z pieprzem( wpływa korzystnie na dopaminę i serotnonie)