Jestem w związku dość krótko, bo od stycznia. Od jakiegoś czasu jestem bardzo zazdrosna o swojego faceta. Nie mam ku temu żadnych przesłanek. Kocham go bardzo, ale boję się strasznie, że może mnie zostawić dla innej. Denerwowało mnie, że pisał z koleżankami, jak się poznaliśmy, ale jakoś to przetrawiłam, a z jedną nawet się "zakumplowałam". Teraz jednak, gdy tylko widzę, że z kimś pisze szlag mnie trafia. Nie robię mu wyrzutów, bo wiem, że to chore, ale zamykam się w sobie zupełnie, jestem wiecznie smutna, zła i płacze. Wiem, że i on to widzi. Czasem zdarza mi się też powiedzieć coś niemiłego i w sumie dla niego też jestem niemiła bez powodu, i dla innych kobiet też. Źle się z tym czuje, ale nie umiem też sobie z tym poradzić... W pracy staram się o awans, teraz kupujemy mieszkanie... boję się o przyszłość. Boję się, że skończę, tak jak wcześniej i boję się, że on może wywinąć mi numer. Kiedyś całował się z dziewczyną swojego najlepszego kolegi (nie znaliśmy się wtedy), zastanawia mnie to, czy skoro wobec przyjaciela nie był fair, to czy będzie w stanie wytrwać w wierności. Boję się, tym bardziej, że sporo czeka nas zmian... w sumie niby jest dobrze... będzie mieszkanie... miały być zaręczyny (ale raczej chyba to przełożymy, tzn. wiem, że on to przełoży, bo mamy za dużo wydatków). Seks też jest inny... jemu się przytyło... a mnie spadło libido... kiedyś byłam bardziej pomysłowa i zachęcałam go do czegokolwiek, ostatnio czuje, że zdziadzialiśmy. Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić.
Masz ten sam problem co ja. Tez mam w sobie mnóstwo lęków o mój związek o nasza przyszłość. I tak jak i ty tez zamykałam się na początku, ale jak już się otworzyłam to ze zdwojona siła i to zaczęło być z czasem już chore.
Rozmawiać? Tak po prostu? Boje się, że pomyśli, że go oskarżam o zdradę.
Rozmawiać? Tak po prostu? Boje się, że pomyśli, że go oskarżam o zdradę.
Te lęki są w nas. Wystarczy spojrzec na świat, jest tyle zdrad i złamanych serc.
5 2018-10-01 09:33:25 Ostatnio edytowany przez Kajlana (2018-10-01 09:33:45)
Ja od początku się bałam, ale na początku nie było to tak silne, bo wiadomo to były pierwsze chwile te najfajniejsze. Ale z czasem kiedy zaczęło jiz być normalnie bez fajerwerków, ten łęk się nasilił, powoli zaczęłam tracić zaufanie mimo ze nie miałam powodów i zaczęłam być chorobliwie zazdrosna. A później kiedy już przestałam wierzyć w różne rzeczy zaczęłam się otwierać zadawać mnóstwo pytań, zaczął się płacz histeria i to często powtarza się do dziś, a moi chłopak często nie daje rady, a teraz jesteśmy na takim etapie ze on jest wręcz załamany bo myśli ze mi jest strasznie z nim zle. No i ma dość mojego gadania
Nie chcę go sobą męczyć w żaden sposób... ani tym, że płaczę i jestem smutna, ani tym, że tak bardzo się boję... ani męczącymi rozmowami... chciałabym, przestać się bać, przecież prawda jest taka, że może mnie zostawić, przez wiele powodów, a ja nie chcę mu takowych dawać. Kto normalny wytrzyma z chorobliwie zazdrosną kobietą bądź wiecznie smutną i zapłakaną? Kurna... zajmuje się sobą... ostatnio było z tym gorzej, bo brak czasu, ale znów ogarniam siebie i swój umysł, chociażby czytając, gorzej z ciałem... czuję, że ostatnio przytyłam i gorzej mi z tym... kiepsko jem... i mało się ruszam... brak mi motywacji...
Rozmawiać? Tak po prostu? Boje się, że pomyśli, że go oskarżam o zdradę.
Jak wyobrażasz sobie taką rozmowę?
Jak? Mówię mu wprost, że boję się naszej przyszłości... że boję się, że mnie zdradzi. Wiecie on ma dwójkę małych dzieci, które tak naprawdę porzucił... boje się, że jeśli nie znajdzie u mnie tego, co szuka, pójdzie gdzie indziej. Ten strach mnie paraliżuje i dlatego bywam smutna, płaczliwa etc. Nie chce tylko żeby pomyślał, że chce go ograniczyć w jakiś sposób. Po prostu chce sobie z tym poradzić, żeby nie zwariować.
Dał Ci powód do tych lęków?
Całował się z dziewczyną kumpla, ale ... Co z tego, skoro nie byliście razem?
Jeśli nie weźmiesz się za siebie,Twój lęk stanie się jak najbardziej realny, bo nawet święty nie wytrzyma takich jazd.
Wiem, że nie wytrzyma, bo sama takich nie wytrzymywałam. Pretensji o wszystko.
Właśnie nie daje mi powodów, dla mnie jest bardzo dobry, kochający, czuły etc.
Właśnie nie daje mi powodów, dla mnie jest bardzo dobry, kochający, czuły etc.
To mu tego najlepiej nie mów, nie rozmawiaj o swoich lękach, musisz sobie sama z tym poradzić jeśli nie daje ci powodów.
Mój facet tez mi w zasadzie nie dawał i żałuje ze zaczęłam mu o tym mówić bo sama jeszcze bardziej się nakręcalam, a już najgorzej jak usłyszałam coś czego wolałam nie słyszeć, bo niby to było normalne ale ja byłam tak nakręcona ze nie mogłam tego wytrzymać.
To ze mu powiesz to nic to nie da bo co właściwie? Powie ci ze nie masz się czego obawiać? Może zacznie przez jakiś czas bardziej ci okazywać pewne rzcezy żebyś się tak nie bała, ty się uspokoisz, on przestanie a ty znowu zaczniesz się bać.
Ja przestarszliwie żałuje ze mu zaczęłam o tym mówić.
A jak przystylas to zmotywuj się jakos, może twoje lęki maja tutaj źródło. Ja zaczęłam ćwiczyć chociaż zawsze byłam szczula ale nie akceptuje swojego ciała. Odkąd ćwiczę jest mi dużo lepiej.
Jak? Mówię mu wprost, że boję się naszej przyszłości... że boję się, że mnie zdradzi. Wiecie on ma dwójkę małych dzieci, które tak naprawdę porzucił... boje się, że jeśli nie znajdzie u mnie tego, co szuka, pójdzie gdzie indziej. Ten strach mnie paraliżuje i dlatego bywam smutna, płaczliwa etc. Nie chce tylko żeby pomyślał, że chce go ograniczyć w jakiś sposób. Po prostu chce sobie z tym poradzić, żeby nie zwariować.
Na Twoim miejscu nie martwiłabym się tym, że kiedyś całował dziewczynę swojego kumpla. Większym problemem i aspektem, mogącym skutkować brakiem zaufania, jest fakt porzucenia swoich dzieci. Osobiście nie zdecydowałabym się na związek z kimś, kto postępuje w ten sposób, ale to zostawiam Tobie.
Uważam, że istnieje duża różnica między mówieniem a rozmawianiem. Jak chcecie rozwiązywać problemy w związku, nie rozmawiając ze sobą? Zachowywanie niepokoju dla siebie nie polepszy sprawy. Wasz strach dotyczy Was, ale i partnera. Będąc w bliskiej relacji nasze nastroje mają wpływ na jakość wspólnego życia. Poza tym przecież nie o to chodzi, aby cierpieć i żyć w ciągłym napięciu? Jeśli Wasi partnerzy Was kochają (bo kochają prawda? W przeciwnym wypadku byście z nimi nie były), to możecie liczyć na wsparcie i nie musicie radzić sobie z tym same.
Natomiast zgadzam się, że samo mówienie nic nie da. Zupełnie nic. Jedynie wyciągniecie tego "trupa" z szafy i będzie leżał na dywanie. Będziecie się o niego potykały idąc spać. Musicie wspólnie z partnerem zastanowić się co zrobić. Konieczne jest Wasze postanowienie o zmianie swojego zachowania. Następnym krokiem jest faktyczna zmiana. Jeśli partner nie daje Wam powodu do zazdrości (nie flirtuje namiętnie z innymi/nie znika niewytłumaczalnie na noc/nie zdradza), to nie on jest źródłem problemu. Dlatego akcje w stylu:
Powie ci ze nie masz się czego obawiać? Może zacznie przez jakiś czas bardziej ci okazywać pewne rzcezy żebyś się tak nie bała, ty się uspokoisz, on przestanie a ty znowu zaczniesz się bać.
także są na nic. Strach jest w Was! Choćby obsypał Was płatkami róż i wyśpiewywał pod oknem balkonowym serenady, nie ukoi to niepokoju.
Czy myślałyście, co chcecie zrobić?
Bardzo długo miałam wątpliwości, jeśli chodzi o porzucenie dzieci. Rozmawiałam z nim na ten temat. Fakt, ta rozmowa była dziwna, bo jestem zdania, że choćby nie wiem, co działo się między dwojgiem dorosłych, dzieci nie powinny ucierpieć. Niestety tu spotkałam się z dużym "dzieckiem", zranionym, który "nie chce przechodzić przez to co było jeszcze raz, sądy, starania się o widzenia z dziećmi, wymówki byłej etc". Sporo było tych wymówek z jego strony... a dzieci nadal cierpią na tym. On dobrze wie, co ja o tym myślę i jest mi z tym ciężko... jemu już chyba nie... bo sam powiedział, że nie będzie się wcinał w nową rodzinę. Owszem, pojawiają się u mnie myśli, a co jeśli będziemy mieć dzieci i nam się zacznie kiepsko układać... zostawi je? Bo o siebie w takiej sytuacji po prostu się nie martwię, ja wiem, że sobie poradzę. Mówiłam mu o swoich obawach... ale co z tego, że on obieca mi, że dzieci nie zostawi??? Fakt, nie pozwoliłabym mu na to, żeby odciął się od dzieci. Jestem inna pod tym względem niż jego była. Pytanie tylko... czy on będzie na tyle odpowiedzialny, że podjąć trud wychowania dzieci w związku bądź nie (różne rzeczy się zdarzają)?
To nie jest tak, że nie rozmawiamy... tylko czasem jest mi strasznie ciężko przejść pewną barierę, bo nie chce go skrzywdzić słowami (pracuję nad tym, bo tyle mi pozostało, po ostatnim związku, że muszę bardzo pracować nad sobą, swoimi nerwami, relacjami). Zamykam się wtedy i właśnie nic nie mówię... i spinam się tak, że każdy żart przyjmuję jak atak na siebie. Czasem nie mogę sobie z tym poradzić, a czasem mija czas i udaje mi się przebrnąć przez samą siebie i dogadujemy się.
Co mam z tym zrobić? Jeśli mu nie powiem, nie będę fair wobec niego, jeśli mu powiem, i na tym się kończy... to nie zmieni moich obaw. Nie mogę go obarczać tym, że jestem nieufna, chociaż nie mam powodu. On może mi powtarzać non stop, że mnie kocha, budzić się w nocy i mówić mi to przez sen, ja i tak nie będę spokojna.