Jesteśmy z sobą rok. Mamy problemy. Ostatnio nie wytrzymałam i ucięłam kontakt na kilka tygodni.
Próbujemy jednak odbudować związek. Mieszka parę kroków ode mnie a ciężko się spotkać.
Dziś w końcu zapytałam kiedy będziemy mogli się spotkać, on żebym dała propozycję. Mówię, że jakoś na dniach wieczorem. Zaczął się wściekać, że traktuję go instumentalnie, jak zabawka na miły wieczór, ze się mózgiem z d... zamieniłam. Że to ma być związek na życie?
Wysiadam, nie daję rady psychicznie... Dodam, że facet ma 41 lat i jest zagorzałym katolikiem. I tak uprawialiśmy już seks kilkadziesiąt razy.