Cześć wam wszystkim.
Bez zbędnego owijania w bawełnę- nie cierpię siebie. Od zawsze stawałam na głowie, żeby być jak najlepszą wersją siebie. Nie rywalizowałam (nie cierpię rywalizacji), nie patrzyłam na innych (był czas, że porównywałam się do innych, ale już mi przeszło), a starałam się odczuwać satysfakcję tylko z tego co robiłam. Odnajdywałam się praktycznie w każdym temacie- w szkole prymus, zdolność do sportów, talenty artystyczne. Lekka nadwaga, ale nieduża, która przekuła się w sylwetkę klepsydry.
Mam tytuł magistra, uprawiam sporty, cały czas staram się coś robić, żeby nie stać w miejscu. Nawet moje relacje z ludźmi, które zawsze lekko kulały się poprawiły. Nadal jestem nieśmiała i ciężko mi się otworzyć w towarzystwie, ale nie jestem jakimś bucem, który nawet się nie odzywa. Gdzie zatem popełniłam błąd, że czuję się źle w swojej skórze?
Mam 25 lat. Miałam jednego faceta przez krótki okres czasu. Mam mu dużo do zarzucenia, ale sobie też, co ostatecznie przyznałam i wyciągnęłam wnioski. I nie mogę sobie nikogo znaleźć. Nie popisuję się elokwencją, nie sądzę bym mężczyzn odstraszała. Przyjaźnie też mi się nie układają.
Mam jedną, prawdziwą przyjaciółkę. Mieszka niestety daleko bo wyjechała do pracy. Tutaj mam parę koleżanek, ale nie tworzymy zgranej paczki. Gdy jestem z jedną lub z dwoma z nich to ok, jest przyjemnie. Gdy jest nas więcej one gadają ze sobą, a mnie olewają i robię za kierowcę. Miałam kumpla. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy, potrafiliśmy gadać godzinami. Był zajęty, więc starałam się by nasze rozmowy nie miały najmniejszych podtekstów. Pewnego dnia po prostu przestał się do mnie odzywać. Mój były po niecałych dwóch miesiącach od zerwania już spotykał się z nową laską. Mi dochodzenie do siebie zajęło kilka miesięcy. Jeden chłopak do mnie podbijał, ale nie byłam gotowa, więc dostał kosza. Było mi z tym źle. Po jakimś czasie zagadałam co tam u niego, a ten z wielkim entuzjazmem odpowiedział, dał mi sygnał, że nadal mu się podobam. Postanowiłam pogadać z nim na spokojnie, powoli się zapoznać. Minęły 2 dni pisania i już się do mnie nie odzywa.
Nie wiem co robię źle. Chce mi się ryczeć. Może histeryzuję, ale wręcz namacalnie czułam opadający entuzjazm z jego strony i teraz zapadło milczenie. Mam dosyć wszystkich nieudanych relacji. Próbuję dociec co też źle robię, dlaczego ludzie tak mnie traktują, ale naprawdę już nie wiem co się dzieje.
2 2018-05-19 13:40:04 Ostatnio edytowany przez Summerka (2018-05-19 13:40:49)
Postanowiłam pogadać z nim na spokojnie, powoli się zapoznać. Minęły 2 dni pisania i już się do mnie nie odzywa.
Trudno coś powiedzieć po jednym poście. Stawiam na to, że go zagadałaś czyli byłaś zbyt męcząca. Twoja wypowiedź świadczy, że jesteś nakierowana na siebie i mało się interesujesz odczuciami innych, przy czym nie twierdzę, że taka jesteś, tylko takie możesz sprawiać wrażenie. Odpowiedź na twoje pytanie to wróżenie z fusów. Opowiedz o czym tak rozprawialiście, że zamilkł.
Właśnie ostatnia nasza rozmowa dotyczyła jego. Miał jakiś problem i pytałam czy udało mu się go rozwiązać.
Było tak, że zadawał sporo pytań, więc odpowiadałam. Czy byłam męcząca? Nie wiem, ale nie pisaliśmy też jakoś dużo. Zwykle jestem dość zdystansowana. Serio- nie wiem co zrobiłam źle bo na dobrą sprawę nie zdążyłam się "rozkręcić".
4 2018-05-19 13:59:15 Ostatnio edytowany przez sosenek (2018-05-19 13:59:26)
może jesteś dla siebie za surowa, każdy z nas ma na koncie kilka nieudanych relacji, to nie koniec świata
Właśnie ostatnia nasza rozmowa dotyczyła jego. Miał jakiś problem i pytałam czy udało mu się go rozwiązać.
Było tak, że zadawał sporo pytań, więc odpowiadałam. Czy byłam męcząca? Nie wiem, ale nie pisaliśmy też jakoś dużo. Zwykle jestem dość zdystansowana. Serio- nie wiem co zrobiłam źle bo na dobrą sprawę nie zdążyłam się "rozkręcić".
Aha, czyli głównie odpowiadałaś na jego pytania?
Nic nie zrobiłaś źle, moim zdaniem. Może chłopak zajął się rozwiązaniem własnych problemów?
No odpowiadałam i zadawałam pytania- jak to w rozmowie;) boli tylko trochę, że podobam się komuś tak naprawdę wiele miesięcy a jak inicjuję kontakt to po chwili druga strona go ucina.
Wygląda to na wielkie rozczarowanie z jego strony. A to jest dla mnie bardzo przykre. Nie wiem- może tylko z dystansu byłam interesująca.
Za dużo główkuję, nie warto.
7 2018-05-19 14:23:43 Ostatnio edytowany przez Summerka (2018-05-19 14:24:03)
No odpowiadałam i zadawałam pytania- jak to w rozmowie;) boli tylko trochę, że podobam się komuś tak naprawdę wiele miesięcy a jak inicjuję kontakt to po chwili druga strona go ucina.
Wygląda to na wielkie rozczarowanie z jego strony. A to jest dla mnie bardzo przykre. Nie wiem- może tylko z dystansu byłam interesująca.
Za dużo główkuję, nie warto.
Nie wiem dlaczego jak przeczytałam twoją wypowiedź, to przypomniał mi się zabawny cytat z wywiadu Stanisławy Celińskiej '"Stasiulka, nigdy nie pokazuj całej d... tylko zawsze kawałek". Chodziło o to , żeby zawsze jakąś część siebie zachować dla siebie. Może za dużo o czymś powiedziałaś jak na początek?
'
Witaj ewuchaf. Prawdopodobnie nic złego nie robisz. Nie zadręczaj się tak. Skoro po dostaniu kosza jednak nadal był tobą zainteresowany, to czemu miałby tak nagle zmienić zdanie ? Być może ma poważne problemy i dlatego postanowił przerwać na jakiś czas wasze konwersacje. Może sobie z czymś nie radzi ? Nie wiem.
Mam kilka pytań. Nie odpisuje na twoje wiadomości czy może nie wychodzi z inicjatywą rozmów ? Jak długo się nie odzywa ? Czy nagle urwał kontakt czy zauważyłaś coś podejrzanego w jego nastawieniu ? Może uznał ciebie za despretatkę, która się narzuca ?
Haha, byłam tam, robiłam takie rzeczy. Tylko, że nie tym razem. Już parę razy takie coś zrobiłam i tym razem nie gadałam za dużo. Tematy neutralne.
Jednego dnia, flirtowal, żartował że zazdrości mojemu koledze z pracy, że spędza ze mną dużo czasu, następnego dnia bam- coś się stało
Nie wiem- regulamin chyba nie dopuszcza dwóch odpowiedzi jedna po drugiej, ale nie mogę zedytować poprzedniej więc zaryzykuję.
Witaj ewuchaf. Prawdopodobnie nic złego nie robisz. Nie zadręczaj się tak. Skoro po dostaniu kosza jednak nadal był tobą zainteresowany, to czemu miałby tak nagle zmienić zdanie ? Być może ma poważne problemy i dlatego postanowił przerwać na jakiś czas wasze konwersacje. Może sobie z czymś nie radzi ? Nie wiem.
Mam kilka pytań. Nie odpisuje na twoje wiadomości czy może nie wychodzi z inicjatywą rozmów ? Jak długo się nie odzywa ? Czy nagle urwał kontakt czy zauważyłaś coś podejrzanego w jego nastawieniu ? Może uznał ciebie za despretatkę, która się narzuca ?
Ostatnia rozmowa była jakaś bez życia. W takich sytuacjach nie ciągnę kogoś za język tylko czekam na wyczerpanie tematu i koniec. Ja ją zaczęłam, bo jak wcześniej wspominałam chciałam zapytać o rozwiązanie problemu. Znaliśmy się od paru miesięcy, teraz pisaliśmy dosłownie 3 dni. Najpierw mega entuzjazm, który z niewiadomej mi przyczyny nagle zniknął. W przeciągu trzech dni. I ja nie byłam męcząca, naprawdę. Stwierdził nawet, że chce się ze mną spotkać żeby pogadać tak po prostu, jak znajomi.
Nie odzywa się od 2 dni. Wiem- krótko, ale nie mam wrażenia, żeby to była po prostu przerwa. Naprawdę dawał mi sygnały, że jest mną zainteresowany i nagle to uciął. Już mniejsza o jakąś moją naiwność, ale zwyczajnie denerwują mnie takie akcje bo nie wiem o co chodzi.
Nie wiem- regulamin chyba nie dopuszcza dwóch odpowiedzi jedna po drugiej, ale nie mogę zedytować poprzedniej więc zaryzykuję.
Mordimer napisał/a:Witaj ewuchaf. Prawdopodobnie nic złego nie robisz. Nie zadręczaj się tak. Skoro po dostaniu kosza jednak nadal był tobą zainteresowany, to czemu miałby tak nagle zmienić zdanie ? Być może ma poważne problemy i dlatego postanowił przerwać na jakiś czas wasze konwersacje. Może sobie z czymś nie radzi ? Nie wiem.
Mam kilka pytań. Nie odpisuje na twoje wiadomości czy może nie wychodzi z inicjatywą rozmów ? Jak długo się nie odzywa ? Czy nagle urwał kontakt czy zauważyłaś coś podejrzanego w jego nastawieniu ? Może uznał ciebie za despretatkę, która się narzuca ?
Ostatnia rozmowa była jakaś bez życia. W takich sytuacjach nie ciągnę kogoś za język tylko czekam na wyczerpanie tematu i koniec. Ja ją zaczęłam, bo jak wcześniej wspominałam chciałam zapytać o rozwiązanie problemu. Znaliśmy się od paru miesięcy, teraz pisaliśmy dosłownie 3 dni. Najpierw mega entuzjazm, który z niewiadomej mi przyczyny nagle zniknął. W przeciągu trzech dni. I ja nie byłam męcząca, naprawdę. Stwierdził nawet, że chce się ze mną spotkać żeby pogadać tak po prostu, jak znajomi.
Nie odzywa się od 2 dni. Wiem- krótko, ale nie mam wrażenia, żeby to była po prostu przerwa. Naprawdę dawał mi sygnały, że jest mną zainteresowany i nagle to uciął. Już mniejsza o jakąś moją naiwność, ale zwyczajnie denerwują mnie takie akcje bo nie wiem o co chodzi.
Skoro nie odzywa się od dwóch dni to nie ma takiej tragedii. Spokojnie ewuchaf. Widocznie ma jakieś poważniejsze problemy skoro nagle uciął kontakt. Poczekaj kilka dni i napisz do niego pierwsza. Prawdopodobnie nie chce ciebie zadręczać swoimi problemami.
Hej, może po prostu nie ma czasu? Daj chłopakowi szansę.
Masz kompleksy przez pewnego chłopaka? E tam, laska. Brakuje Ci nowej perspektywy, w której poczujesz się pewnie i kobieco
Daj chłopu czas, mężczyzna sobie rozwiąże problemiki, a potem pobiegnie do Ciebie. Nie możesz w tym samym czasie poznać kogoś innego?
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi
Zainicjowałam rozmowę, porozmawialiśmy, pytał o mój dzień, o pracę itd. Jednak sam z siebie się nie odzywa. Coś nie zaskoczyło chyba. Jakiś tam problemów większych chyba nie ma, raczej swoje zainteresowania.
Mój poprzedni facet chyba był "narcyzem" (nie wiem, ale masa cech pasuje). Od początku bardzo mnie bajerował, dużo pisał, dawał mi sporo uwagi. I ja teraz nie wiem co jest "normalne" i jak powinno wyglądać . W tej sytuacji sama z siebie wprowadziłam bardziej koleżeńskie stosunki. Poza tym nie jesteśmy nastolatkami- obydwoje pracujemy, mamy swoje sprawy.
Mimo to jednak mam wrażenie, że nie wydaję mu się już interesująca. Nie sądzę by teraz sam z siebie się odezwał. Wydaje mi się, że mimo wszystko jak facet jest zainteresowany to szuka tego kontaktu. A tutaj nie wydaje mi się by tak było. Trudno- trochę przykro, ale nic do niego nie zdążyłam poczuć, więc świat się nie zawali.
Masz kompleksy przez pewnego chłopaka? E tam, laska. Brakuje Ci nowej perspektywy, w której poczujesz się pewnie i kobieco
Daj chłopu czas, mężczyzna sobie rozwiąże problemiki, a potem pobiegnie do Ciebie. Nie możesz w tym samym czasie poznać kogoś innego?
Dzięki za te słowa. Jesteś parę lat młodsza ode mnie a masz zdrowsze podejście niż ja . Od zawsze zmagam się z brakiem pewności siebie. Nigdy nie kręcił się wokół mnie wianuszek adoratorów i każdy, który się oddala (no, taki, którym ja też jestem zainteresowana jest dla mnie widmem staropanieństwa. Podobno sprawiam wrażenie wyniosłej i zimnej, a zupełnie tak nie jest. Tylko w towarzystwie nowych osób strasznie się spinam. I myślę, że dlatego nie przyciągam do siebie facetów.
Szczerze to nie wiem gdzie mam kogoś poznać. Nie siedzę w domu- trenuję 2 sporty i to nie w żeńskim towarzystwie, wychodzę na imprezy, spotykam się ze znajomymi i ich znajomymi. I nic. Jestem załamana sobą .
A co robisz teraz z tym, żeby nabrać pewności siebie? Jakieś warsztaty, wyjścia, nowe miejsca, nowe znajomości, terapia, poradniki, motywacje?
A co robisz teraz z tym, żeby nabrać pewności siebie? Jakieś warsztaty, wyjścia, nowe miejsca, nowe znajomości, terapia, poradniki, motywacje?
Dzisiaj byłam na warsztatach dla kobiet. Wewnętrzna siła i takie tam. Wychodziłam z koleżankami kilka tygodni pod rząd na imprezy, teraz miałam jakieś w domu. Ostatnio trochę ucięłam kontakt ze względu na to co pisałam w pierwszym poście (zapraszają mnie, ale gdy tam jestem gadają ze sobą a ja znikam. Z nimi czuję się swobodnie i nie milknę, więc nie wiem czemu tak jest). Czytałam ostatnio jakiś poradnik, ale trochę mnie rozczarował. Ogólnie cały czas szukam nowych perspektyw, staram się nad sobą pracować. Brakuje mi trochę czegoś nowego, ale póki co jestem zaangażowana w kilka spraw i zwyczajnie brakłoby mi czasu i pieniędzy.
Brakuje mi terapii. Chodziłam do psychologa, ale jeśli był jakiś efekt to krótkotrwały. Było to na NFZ- raz albo dwa razy na miesiąc. Chciałam iść na terapię płatnie ale braknie mi wypłaty na wszystko.
Szczerze- ja mam wrażenie, że się szarpię, próbuję, upadam i się podnoszę (ewentualnie czołgam) a to wszystko jest Syzyfową pracą. Koniec końców wracam do punktu wyjścia. Te starania nic nie dają. Utknęłam.
Dzisiaj na tych warsztatach czułam się dobrze, bezpiecznie. Trochę zmusiłam się żeby tam iść bo szczerze to mam ochotę leżeć i tylko zużywać powietrze. Tylko, że koniec końców podczas rozmowy z jedną z uczestniczek popłakałam się. Później było mi tak głupio, że już nie miałam odwagi nikomu spojrzeć w oczy.
Monoceros napisał/a:A co robisz teraz z tym, żeby nabrać pewności siebie? Jakieś warsztaty, wyjścia, nowe miejsca, nowe znajomości, terapia, poradniki, motywacje?
Dzisiaj byłam na warsztatach dla kobiet. Wewnętrzna siła i takie tam. Wychodziłam z koleżankami kilka tygodni pod rząd na imprezy, teraz miałam jakieś w domu. Ostatnio trochę ucięłam kontakt ze względu na to co pisałam w pierwszym poście (zapraszają mnie, ale gdy tam jestem gadają ze sobą a ja znikam. Z nimi czuję się swobodnie i nie milknę, więc nie wiem czemu tak jest). Czytałam ostatnio jakiś poradnik, ale trochę mnie rozczarował. Ogólnie cały czas szukam nowych perspektyw, staram się nad sobą pracować. Brakuje mi trochę czegoś nowego, ale póki co jestem zaangażowana w kilka spraw i zwyczajnie brakłoby mi czasu i pieniędzy.
Brakuje mi terapii. Chodziłam do psychologa, ale jeśli był jakiś efekt to krótkotrwały. Było to na NFZ- raz albo dwa razy na miesiąc. Chciałam iść na terapię płatnie ale braknie mi wypłaty na wszystko.
Szczerze- ja mam wrażenie, że się szarpię, próbuję, upadam i się podnoszę (ewentualnie czołgam) a to wszystko jest Syzyfową pracą. Koniec końców wracam do punktu wyjścia. Te starania nic nie dają. Utknęłam.Dzisiaj na tych warsztatach czułam się dobrze, bezpiecznie. Trochę zmusiłam się żeby tam iść bo szczerze to mam ochotę leżeć i tylko zużywać powietrze. Tylko, że koniec końców podczas rozmowy z jedną z uczestniczek popłakałam się. Później było mi tak głupio, że już nie miałam odwagi nikomu spojrzeć w oczy.
A może to dobrze, że się popłakałaś? Może zaczynasz dopuszczać do siebie uczucia - prawdziwe uczucia, a nie tylko fasadę, którą pokazujesz światu, że tu sobie radzisz, tam wojujesz, gdzieś magister, warsztaty, tutaj gadam, tam impreza... A może ty jesteś smutna. A może tak naprawdę to robisz wszystko dla innych a siebie zepchnęłaś tak głęboko, że teraz to nawet nie wiesz, z jakiego powodu płaczesz, a może dlatego, że ktoś okazał ci odrobinę prawdziwego zainteresowania.
oczywiście to moje projekcje, bo ja to miałam w czwartek. Z uśmiechem wspominam ten moment, bo dobrze jest wreszcie wrócić do siebie i przestać się chować za sztucznym uśmiechem i maską osoby, która ze wszystkim sobie świetnie radzi
Polecam terapię. Nie musisz chodzić co tydzień, nie musisz chodzić dwa lata. Ja poświęciłam właściwie wszelkie wyjścia do kina, na kawy itd. i generalnie odmawiałam sobie pierdół, żeby mi starczyło na terapię, a nawet sięgnęłam po oszczędności.
A może to dobrze, że się popłakałaś? Może zaczynasz dopuszczać do siebie uczucia - prawdziwe uczucia, a nie tylko fasadę, którą pokazujesz światu, że tu sobie radzisz, tam wojujesz, gdzieś magister, warsztaty, tutaj gadam, tam impreza... A może ty jesteś smutna. A może tak naprawdę to robisz wszystko dla innych a siebie zepchnęłaś tak głęboko, że teraz to nawet nie wiesz, z jakiego powodu płaczesz, a może dlatego, że ktoś okazał ci odrobinę prawdziwego zainteresowania.
oczywiście to moje projekcje, bo ja to miałam w czwartek. Z uśmiechem wspominam ten moment, bo dobrze jest wreszcie wrócić do siebie i przestać się chować za sztucznym uśmiechem i maską osoby, która ze wszystkim sobie świetnie radzi
Polecam terapię. Nie musisz chodzić co tydzień, nie musisz chodzić dwa lata. Ja poświęciłam właściwie wszelkie wyjścia do kina, na kawy itd. i generalnie odmawiałam sobie pierdół, żeby mi starczyło na terapię, a nawet sięgnęłam po oszczędności.
Dziękuję za tą odpowiedź, wzruszyłam się. W atmosferze akceptacji, gdy ktoś mnie faktycznie słucha często zbiera mi się na płacz.
Czuję się słaba i nadwyrężona. Jest mi wstyd przed współpracownikami, dziewczynami z tych warsztatów, przed tym chłopakiem, który mnie olał, a nawet byłym, który dużo lepiej poradził sobie po rozstaniu niż ja.
Ten ostatni, który przestał ze mną rozmawiać taki był mną zainteresowany. Porozmawiał ze mną 3 dni i teraz dla niego nie istnieję. Jaka ja muszę wydawać się beznadziejna by doszło do takiej sytuacji. Nagle dotarło do mnie, że jestem tym wszystkim czym jestem, że daję z siebie 150% by stać się jak najlepszą wersją siebie, a to i tak dużo za mało. Znów komuś nie wystarczyłam. I to mnie najbardziej boli. Czego bym nie zrobiła nigdy nie wystarczę. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Mogłam się do niego nie odzywać. Co ja sobie myślałam?
19 2018-05-26 17:15:32 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2018-05-26 17:15:58)
Monoceros napisał/a:A może to dobrze, że się popłakałaś? Może zaczynasz dopuszczać do siebie uczucia - prawdziwe uczucia, a nie tylko fasadę, którą pokazujesz światu, że tu sobie radzisz, tam wojujesz, gdzieś magister, warsztaty, tutaj gadam, tam impreza... A może ty jesteś smutna. A może tak naprawdę to robisz wszystko dla innych a siebie zepchnęłaś tak głęboko, że teraz to nawet nie wiesz, z jakiego powodu płaczesz, a może dlatego, że ktoś okazał ci odrobinę prawdziwego zainteresowania.
oczywiście to moje projekcje, bo ja to miałam w czwartek. Z uśmiechem wspominam ten moment, bo dobrze jest wreszcie wrócić do siebie i przestać się chować za sztucznym uśmiechem i maską osoby, która ze wszystkim sobie świetnie radzi
Polecam terapię. Nie musisz chodzić co tydzień, nie musisz chodzić dwa lata. Ja poświęciłam właściwie wszelkie wyjścia do kina, na kawy itd. i generalnie odmawiałam sobie pierdół, żeby mi starczyło na terapię, a nawet sięgnęłam po oszczędności.
Dziękuję za tą odpowiedź, wzruszyłam się. W atmosferze akceptacji, gdy ktoś mnie faktycznie słucha często zbiera mi się na płacz.
Czuję się słaba i nadwyrężona. Jest mi wstyd przed współpracownikami, dziewczynami z tych warsztatów, przed tym chłopakiem, który mnie olał, a nawet byłym, który dużo lepiej poradził sobie po rozstaniu niż ja.
Ten ostatni, który przestał ze mną rozmawiać taki był mną zainteresowany. Porozmawiał ze mną 3 dni i teraz dla niego nie istnieję. Jaka ja muszę wydawać się beznadziejna by doszło do takiej sytuacji. Nagle dotarło do mnie, że jestem tym wszystkim czym jestem, że daję z siebie 150% by stać się jak najlepszą wersją siebie, a to i tak dużo za mało. Znów komuś nie wystarczyłam. I to mnie najbardziej boli. Czego bym nie zrobiła nigdy nie wystarczę. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Mogłam się do niego nie odzywać. Co ja sobie myślałam?
Ja mam tak nadal. Jak czuję, że ktoś naprawdę mnie słucha, naprawdę koło mnie jest, współczuje mi czy cieszy się moim szczęściem - to mi się chce płakać. Ba, nawet w chwili, kiedy widzę, gdy ktoś wobec kogoś się tak zachowuje, to mnie to wzrusza.
I tak mam i już się przyzwyczaiłam i jak ktoś zauważy, to macham ręką i mówię, że taka z natury jestem, że mnie łatwo poruszyć. I może to kogoś dziwi... a może nie
jak ty się masz z tym, co uważasz o tym, że akceptacja cię porusza tak mocno? Czy wiesz, dlaczego tak jest?
"Czuję się słaba i nadwyrężona". Czy możesz mi powiedzieć KTO, lub CO cię tak osłabia i tak cię nadwyręża? Kto osłabia - czyli zabiera ci energię, kto nadużywa, kto bierze / wymaga za dużo, niż jesteś w stanie dać?
Jak piszesz "daję z siebie 150% i to jest za mało" to mam ciary na plecach i mi słabo. Musisz być już naprawdę zmęczona i wycieńczona.
Ja mam tak nadal. Jak czuję, że ktoś naprawdę mnie słucha, naprawdę koło mnie jest, współczuje mi czy cieszy się moim szczęściem - to mi się chce płakać. Ba, nawet w chwili, kiedy widzę, gdy ktoś wobec kogoś się tak zachowuje, to mnie to wzrusza.
I tak mam i już się przyzwyczaiłam i jak ktoś zauważy, to macham ręką i mówię, że taka z natury jestem, że mnie łatwo poruszyć. I może to kogoś dziwi... a może nie
jak ty się masz z tym, co uważasz o tym, że akceptacja cię porusza tak mocno? Czy wiesz, dlaczego tak jest?"Czuję się słaba i nadwyrężona". Czy możesz mi powiedzieć KTO, lub CO cię tak osłabia i tak cię nadwyręża? Kto osłabia - czyli zabiera ci energię, kto nadużywa, kto bierze / wymaga za dużo, niż jesteś w stanie dać?
Jak piszesz "daję z siebie 150% i to jest za mało" to mam ciary na plecach i mi słabo. Musisz być już naprawdę zmęczona i wycieńczona.
Przeczytałam i zastanawiałam się co odpisać.
Nie wiem skąd to wzruszenie. Albo wstydzę się Bo wydaje mi się, że to może moment gdy czuję ulgę, że nareszcie mogę to z siebie wyrzucić, gdy w końcu się odkrywam z tą swoją słabością. Płaczliwa jakaś jestem Już były mnie za to rąbał, mówił, że jestem przewrażliwiona i histeryzuję.
Myślałam długo nad tym co mnie tak nadwyręża. Chyba ja sama. Ciągle dokręcam sobie śrubę. Od zawsze popychałam się do spraw na które nie miałam ochoty lub się bałam. I już nie odróżniam jednych od drugich. Trochę też moja mama ma na to wpływ. Nie mam prawa na nią narzekać, jest bardzo wyrozumiała i troskliwa, ale często mnie nakręcała. Zasiewała takie poczucie, że "powinnam". Może tylko mnie motywuje, może ja sobie wmawiam co ona tylko od tak sugeruje- nie wiem.
Często sobie myślałam, że jestem leniwa. Bo lubię posiedzieć nad grą, przed tv, pogrzebać w necie. Coś w tym może jest, ale byłam inna- jako młoda dziewczyna potrafiłam wstać wcześnie rano i iść oprzątać zwierzęta. Uwielbiam naturę, mam piękny ogród dookoła domu, ale gdy pomyślę żeby wyjść, coś w nim zrobić czuję się smutna. Bo wydaje mi się to tylko takie na chwilę. Jakby miało to oznaczać staranie z mojej strony, które wypali się przy kolejnym dole. Prawdziwe zmęczenie poczułam na studiach. Zmuszałam się codziennie by wstać z łóżka. Nie chciałam się uczyć, ale zmuszałam się by przeczytać jedną stronę, potem następną i następną, aż wykułam tyle ile było trzeba. Zmuszałam się do wyjść z koleżankami, bo będę siedzieć smutna w domu i wracałam załamana. Wczoraj też wyszłam- dowiedziałam się, że osoba, którą znam od kołyski i uważałam za przyjaciółkę mnie za przyjaciółkę nie uważa. Już któryś raz mi to okazała, ale teraz chyba dopiero dotarło.
Jestem zmęczona ciągłą walką o ludzi, którym nie wystarczam. Dla mojej rzekomej przyjaciółki kiedyś odwróciłam się od swojej grupki koleżanek. Myślę, że dla nowych znajomych odwróciłaby się ode mnie jeszcze nie raz. Jestem zmęczona ciągłym pchaniem się do przodu bez większej satysfakcji. Po każdym ukończonym przedsięwzięciu czuję dumę, ale koniec końców tkwię ciągle w tym samym miejscu. Jestem w końcu zmęczona i to do szpiku kości samotnością. Był czas, że ciągle poznawałam nowych ludzi, nowych facetów, ale zawsze ich uwagę przyciągała moja koleżanka. Ma w sobie coś co przyciąga facetów. Ja najwyraźniej mam coś przeciwnego. Jak już komuś wpadnę w oko to jest to frajer, z którym nie chcę mieć nic do czynienia po pierwszej randce. Teraz, przy ostatnim dole chyba pierwszy raz w życiu tak naprawdę zrozumiałam że prawdopodobnie nikogo sobie nie znajdę.
To tak sobie myślę... że jesteś bardzo bardzo zmęczona. Nie dość, że robisz na 150% to jeszcze sobie mówisz "jesteś leniwa". I jeszcze dokłada ci matka "powinnaś". I porównujesz się z przeszłą sobą, gdzie nie studiowałaś, że mogłaś wstać rano i śpiewająco ogarniać zwierzęta. I pewnie jeszcze powinnaś więcej wyjść do ludzi, powinnaś więcej poczytać, powinnaś lepiej przytrzymywać ludzi, powinnaś nie być smutna, powinnaś mieć więcej siły, powinnaś nie tkwić w miejscu, powinnaś nie czuć się samotna, powinnaś, powinnaś... I tak stoisz nad sobą, patrzysz na siebie z perspektywy surowego sędziego, który wytrzasnął skądś miarkę i jak nie patrzysz, to on - oszust - ciągle przesuwa standard w górę, tak że nigdy nie sięgasz i nigdy nie jesteś z siebie zadowolona...
Czy mnie dziwi to, że jesteś zmęczona? Ani trochę... A ciebie?
To tak sobie myślę... że jesteś bardzo bardzo zmęczona. Nie dość, że robisz na 150% to jeszcze sobie mówisz "jesteś leniwa". I jeszcze dokłada ci matka "powinnaś". I porównujesz się z przeszłą sobą, gdzie nie studiowałaś, że mogłaś wstać rano i śpiewająco ogarniać zwierzęta. I pewnie jeszcze powinnaś więcej wyjść do ludzi, powinnaś więcej poczytać, powinnaś lepiej przytrzymywać ludzi, powinnaś nie być smutna, powinnaś mieć więcej siły, powinnaś nie tkwić w miejscu, powinnaś nie czuć się samotna, powinnaś, powinnaś... I tak stoisz nad sobą, patrzysz na siebie z perspektywy surowego sędziego, który wytrzasnął skądś miarkę i jak nie patrzysz, to on - oszust - ciągle przesuwa standard w górę, tak że nigdy nie sięgasz i nigdy nie jesteś z siebie zadowolona...
Czy mnie dziwi to, że jesteś zmęczona? Ani trochę... A ciebie?
Już nie wiedziałam jak wiele rzeczy jest ze mną nie tak. Ale może własnie problem tkwi w tym, że ja go ciągle szukam
Trochę już mi lepiej. Odpuściłam nieco katowanie się podłymi myślami. Ale myślę, że i tak udam się psychoterapeuty. Muszę popracować nad swoim niskim poczuciem własnej wartości.
Dziękuję bardzo za odpowiedzi. Wierz lub nie, ale otworzyły mi oczy na pewne sprawy. I jestem trochę spokojniejsza. Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam
Monoceros napisał/a:To tak sobie myślę... że jesteś bardzo bardzo zmęczona. Nie dość, że robisz na 150% to jeszcze sobie mówisz "jesteś leniwa". I jeszcze dokłada ci matka "powinnaś". I porównujesz się z przeszłą sobą, gdzie nie studiowałaś, że mogłaś wstać rano i śpiewająco ogarniać zwierzęta. I pewnie jeszcze powinnaś więcej wyjść do ludzi, powinnaś więcej poczytać, powinnaś lepiej przytrzymywać ludzi, powinnaś nie być smutna, powinnaś mieć więcej siły, powinnaś nie tkwić w miejscu, powinnaś nie czuć się samotna, powinnaś, powinnaś... I tak stoisz nad sobą, patrzysz na siebie z perspektywy surowego sędziego, który wytrzasnął skądś miarkę i jak nie patrzysz, to on - oszust - ciągle przesuwa standard w górę, tak że nigdy nie sięgasz i nigdy nie jesteś z siebie zadowolona...
Czy mnie dziwi to, że jesteś zmęczona? Ani trochę... A ciebie?
Już nie wiedziałam jak wiele rzeczy jest ze mną nie tak. Ale może własnie problem tkwi w tym, że ja go ciągle szukam
Trochę już mi lepiej. Odpuściłam nieco katowanie się podłymi myślami. Ale myślę, że i tak udam się psychoterapeuty. Muszę popracować nad swoim niskim poczuciem własnej wartości.
Dziękuję bardzo za odpowiedzi. Wierz lub nie, ale otworzyły mi oczy na pewne sprawy. I jestem trochę spokojniejsza. Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam
Wydajesz się bardzo sympatyczną dziewczyna tylko strasznie się spinasz.Ludzie mogą to spięcie wyczuwać i nie czuć się z Tobą komfortowo. Więcej luzu. Rób to co Ci sprawia przyjemność. Na spokojnie. Poznawaj mężczyzn dla samego poznania a nie z perspektywy szukania partnera.To odstrasza, serio.
Dziel się dobry tymi żartami i uśmiechem. Bądź naturalna. Będzie dobrze.
P.S. Figura klepsydry jest sexy.
No dokładnie, nie bez powodu istnieje powiedzenie: "Nie szukaj, a znajdziesz."