Witajcie.
Historia naszej znajomości zaczęła się 3 lata temu.
Wraz z mężem i córką mieszkaliśmy w Niemczech. Mieszkał tam również On (nazwijmy go X). Na tamtą chwilę byłam mężatką, więc nasze relacje opierały się tylko i wyłącznie na koleżeństwie. Mimo, że czułam iż X traktuje mnie nieco "inaczej", żadne z nas nie wkroczyło poza granicę koleżeństwa.
Potem wraz z mężem i córką wróciliśmy do Polski, a nasze małżeństwo runęło. Bywa. Dziś jesteśmy po rozwodzie.
Nagle na portalu społecznościowym napisał do mnie X. No i się zaczęło...Setki wiadomości, telefonów, miłe słowa, wsparcie i finalnie...uczucie. Z obu stron.
Na początku wszystko "cukierkowe" i takie...magiczne. No bo w końcu ktoś patrzy na mnie inaczej niż mąż, który 4 lata wmawiał mi jaka jestem beznadziejna.
Z czasem jednak zaczęłam czuć się w tej relacji...dziwnie? Niekomfortowo poniekąd?
X zaczął się po prostu czepiać o różne "duperele". Dzisiaj na przykład rozpętał wojnę o to, że on chce moje zdjęcie, a ja nie chcę mu wysłać (on nadal jest w DE, a ja w Polsce). Przecież ma setki moich zdjęć, a ja nie jestem małpką na wybiegu, która będzie robiła coś na zawołanie bo "on chce i już". Kiedy tłumaczę mu to on wpada w jakiś szał i zarzuca mi, że mam go gdzieś.
Z mojej strony nie padło słowo "kocham" bo nie czuję się gotowa, aby to powiedzieć czy nawet napisać (X powtarza to ciągle), a odnoszę wrażenie, że on wymusza na mnie abym to napisała/powiedziała. Wiecie, takie "No...Ja Cię kocham, ale przecież Ty mi tego nie powiesz".
Dodam, że nie widzieliśmy się odkąd wróciłam do Polski i teraz już sama nie wiem czy jest sens się spotkać i dalej "być razem"...