Witam,
mam taki problem... Byłam z facetem 3 lata (on 26 ja 23 lata). Ostatnio świętowaliśmy trzecią rocznicę, zabrał mnie do restauracji, do której zawsze chciałam iść, a on nigdy nie chciał.
Mówił, że się cieszy, trzymał mnie za rękę gładził po kolanie, wszystko pięknie i ładnie. Następnego dnia musiał wyjechać do Szwecji służbowo, nie odzywał się przez ten czas (tydzień), gdy wrócił chciał się spotkać.
Teraz dodam, że przez ostatnie pół roku zmienił się, miał mniej dla mnie czasu, widywaliśmy się raz na tydzień ale jak już się widzieliśmy to znowu było cudownie, całował mnie tu i tam, gładził po głowie. Według mnie nadal było cudownie i czułam się szczęśliwa.
W końcu się z nim spotkałam, ucieszył się jak tylko mnie zobaczył, pocałował, złapał za rękę. Poszliśmy na spacer. W końcu usiadł i zaczal mowic jaka to jestem wspaniała miła kochająca, ze pokazuję to na każdym kroku aż przeszedl na smutne tematy, ze przestał kontrolowac swoje zycie ze po 3 latach nie wie czy to to, czy to ja i co on w ogole chce robic w zyciu i ze mna zerwał... Bo uznał, ze nieuczciwe byłoby to gdyby dalej mówił mi, ze mnie kocha tak samo jak kiedys.
Następnego dnia poszlam do niego napisałam list ze wcale to nie jest tak jak mówił, że mi nie okazuje uczyc ( bo uznal ze nie pokazuje mi ich tak jak ja to robię). przeczytał go, i zaczal plakac, ale stwierdził ze potrzebuje czasu, zeby poukladac sobie zycie. Oddałam mu wtedy naszyjnik, który ma za sobą pewną przeszłosc, zdziwil sie i patrzyl w milczeniu na niego przez dluższą chwile. Oddając mu go powiedziałam "znasz jego historie i mam nadzieje ze pomoże ci znaleźć drogę".
Teraz siedzie i nie wiem co mam myslec, czy to naprawde koniec? Przeciez było tak pięknie... I wiem, ze dla niego też, okazywał to. A może to po prostu taki czas, ktory dopada każdego gdzie musi podjąc zyciową decyzje?