Witam Was, błądze po internecie w poszukiwaniu historii podobnej do mojej, aby znaleźć w tym trochę wsparcia. Jednak nie odnalazłam się w tym do końca, jestem tu pierwszy raz, pierwszy raz będę pisać swój problem na forum internetowym szukając wsparcia. Nie mam nikogo kto by mógł mnie wysłuchać..
Przechodząc do sedna sprawy: Mam 23 lata, mam (jeszcze mam...) narzeczonego, nie wiele strasznego od siebie. Jesteśmy ze sobą od ponad trzech lat, od więcej nic roku mieszkamy ze sobą. Zamieszkanie razem było sprawdzeniem, podchodzimy trochę z innych światów, inne rodziny różniące się od siebie. Ale pomimo kłótni jakoś potrafiliśmy się wcześniej porozumieć, dalej czułam,że jestem kochana i chciana, tego samego dostawał ode mnie. Od około 4 miesięcy sa ciągle kłótnie, nie potrafię znaleźć punktu odniesienia, który mógłbym powiedzieć dlaczego właśnie się tak dzieje.
Na początku, coraz mniej seksu między nami, coraz mniej spędzenia czasu razem, kłótnie o dosłownie byle co i o wszystko.
Jednej z głównej kłótni, kiedy on w końcu się otworzył padły zarzuty w moją stronę, mówił że zaniedbałam się i przytyłam- fakt to prawda, jednak ja wciąż zmagam się z bulimia, zaczęłam normalnie jeść i przytyłam, z czego on wiedział, że zmagam się z tym, jednak nigdy nie dał mi odczucia wsparcia i zrozumienia w tej chorobie. Zarzucał, że już razem nie biegamy, że seks nie jest taki jak kiedyś jak byłam szczuplejsza, na pewno po części miał w tym rację . Ja nie miałam ochoty biegać, wiele godzin spędzonych na nogach na codzień plus ogromną moja niechęć sprawiała, że przestałam biegać. Zarzucał mi że nie dbam o mieszkanie, a sprawa wygląda tak, że ja wolę sprzątać raz a porządnie, a on ma pedantyczne skłonności w tym kierunku- nigdy nie byo kompromisu chodź ja jestem ugotowa, to on się nie chciał zgodzić.
Przez ten ostatni czas nie było ani razu "kocham Cię" chodź mówił mi to kiedyś codziennie, ani razu "dziękuję" za coś co dla niego zrobiłam, ani razu "pięknie wyglądasz" to również było normlane. Zmienił się, był zimny, gdy go przytulałam czułam, że nie chce. Seks jeśli był...to chyba chęci kolokwialnego przelecenia. Przez ten czas tych kłótni, zawszę starałam się walczyć, mówić co możemy zrobić razem, jednak kłótnie dalej wracały, ja wychodziłam z domu...co ma mi ogromnie za złe, ale nie mogłam wytrzymać tego, że jest dla mnie taki zimny, nic nie rozumiał i podnosił głos. Okres między kłótniami był nijaki, rozmowy o tym co się kupi na obiad, kto kiedy wróci, wyrzuć śmieci itp
Mówił mi, że czasami byłam dla niego chamska i nie miła, z tym mu mogę przyznać rację, chodź on w tym wypadku nie jest bez winy.
Przedwczoraj mówił, że musi się zastanowić nad nami, że "pomimo że wszystko da się naprawić tego związku już może się nie dać". Chce odejść...tylko jeszcze tego oficjalnie nie powiedział, ale czuję to.
Pytałam się, "to mam jechać do rodziców na jakieś dwa tygodnie, potem będziesz wiedział?" odpowiedź "mhm jedz". Wyjeżdżając zostawiłam mu list w którym pisałam, ze możemy naprawić to co między nami jest źle, że ogólny bilans naszych chwil jest większy na ten dobry. Potem napisałam, że daje mu czas oraz że "jeśli zdecydujesz się odejść zabiorę swoje rzeczy, oddam klucze....nie zobaczymy się" pisałam to w płaczu w ogromnych emocjach. On skomentował to krótko "niezła notka, widać, że nie jesteś dojrzała, jak była" wyśmiał to zacytowane zdanie. Nie rozumie, że pomimo tego wszystkiego kocham go, i o wiele lepiej dla mnie było by zerwać z nim kontakt nie widzieć go, dla mnie to był by masochizm emocjonalny gdybym miała o nim informacje, kontakt i wiedziała, że już nie będziemy razem. Czy to jest odznaka niedojrzałosci? Proszę Was o opinię.
Po tym komentarzu, napiał jeszcze coś co zrozumiałam, że wytyka mi znowu moja "ucieczkę" przyjechałam do niego...wybuchł krzykiem, że teraz to go wkurwiłam, że miało mnie nie być, że chce spokoju i, że wymuszam od niego ta decyzję- zapytałam się, że chce widzieć na czym stoję, że to się wie czy się chce z kimś być czy nie. Mówił, że wymuszam odpowiedzi. Wyszłam z jego mieszkania, czułam, że zrobiłam źle...
Od tego momentu nie uroniłam ani jednej łzy, tak jak wcześniej dużo płakałam nie potrafię, chodź w środku się wale. Czuję, że ten związek już się skończył.
Gdy pisałam ten list niechcący włączyłam jego komputer (siedziałam na jego biurku bo to jedyne miejsce gdzie można usiąść i pisać w tym mieszkaniu, komputer jest uspiony wsyatczy dotknąć myszki i wszystko działa) zobaczyłam wiadomość, do koleżanki w której pisze o mnie, że tłumaczył wiele razy i nic się między nami nie zmianiło, że brakuje mu poczucia związku, oraz, że boi się, że nikogo nie pozna nowego bo ma z tym trudności. Nie chciałam czytać więcej, zobaczyłam tylko to na czym włączył się komputer, poczułam się źle, że to przeczytałam a jednocześnie utwierdziło mnie w tym, ze juz mnie nie chce.
Nie będę teraz się do niego odzywać, szykuje się, że jak się odezwie będzie chciał się spotkać, żeby odejść. Nie wiem jak się wtedy zachować, a tym bardziej nie wiem co mówić. W głębi serca myślę, że jeszcze można wszystko naprawić jeśli tylko razem będziemy trgo chcieli, jednak rozum mówi mi, że by odejść...Proszę Was o pomoc, jestem totalnie rozsypana.