Zastawiałam się czy opisać tę historię, gdyż zapewne może ona wydać się niektórym osobom nieco abstrakcyjna. Być może szukam dziury w całym? Może to ja chciałabym go całkowicie dla siebie? Nie wiem, pomóżcie.
Wydaje mi się, że jesteśmy świetną parą, całkiem nieźle dobraną. Oczywiście miewamy gorsze momenty, kłócimy się - jak wszyscy (najczęściej z powodu obupólnej zazdrości). Mija nam już prawie pół roku razem. Bliżej nam do 30-stki niż dalej, on jest o rok młodszy (27). Jestem dla niego drugą dziewczyną w życiu, pierwszą całkowicie "na poważnie". Jest zakochany we mnie, wiem o tym i czuję to. Widzimy się praktycznie dzień w dzień. No, ale... - przychodzi do mnie wieczorami, zostaje na noce. Za dnia ja pracuję w większości zdalnie, on jest na drugim kierunku studiów (ma bardzo dużo zajęć).
Na początku znajomości chodziliśmy regularnie do kina, na spacery, czasem do restauracji. Teraz odnoszę wrażenie, że spotykamy się tylko na noce (nie chodzi o sam seks, ale czasem jest tak wykończony po całym dniu, że potrafi do mnie przyjść, usiąść na chwilę na łóżku i zasnąć jak zabity).
W ubiegły weekend miałam jechać z nim na jeden dzień do innego miasta (zaproponował jakiś czas temu). Ostatecznie nie wziął mnie ze sobą, gdyż - jak sam powiedział, byłby jeszcze bardziej spięty - załatwiał tam służbowe sprawy + wstąpił do siostry (ostatecznie zasiedział się kilka godzin). Przyszedł ponownie w nocy, kiedy nacieszył się udanym zakupem.
Dziś rano spytał czy pojadę z nim za jakiś okres czasu na zakupy i pomogę wybrać kilka ubrań. Teraz w sms'ie przyznał (kiedy zapytałam jak spędził popołudnie), że poszedł dziś do galerii i kupił kilka rzeczy (które ja mu miałam doradzić, jak sam rzekomo chciał). Od razu dodał, że ze mna też pojedzie raz jeszcze, bo chce poznać mój gust.
Jeszcze jakiś czas temu mieliśmy w planach wyrwać się na kilka dni gdziekolwiek, byleby pobyć ze sobą dłużej. Sprawa ucichła. Aktualnie jest pochłonięty bez reszty uczelnią.
Cały czas przytulamy się, całujemy. Coraz mniej rozmawiamy. Na początku było odwrotnie. Czy to normalna kolej? Ja też nie mam doświadczenia, raczej uczymy się oboje funkcjonować w związku. Trochę zastanawiam się - po co mu dziewczyna, skoro jest tak niezależny i wszystko załatwia sam... Ok, na razie chodzi o pierdoły, ale co będzie dalej?
1 2018-03-13 23:54:01 Ostatnio edytowany przez toola28 (2018-03-14 00:06:39)
Serio? Widzicie się dzień w dzień, a tobie przeszkadza, że poszedł coś sam kupić? Rozumiem, że każdy związek ma swoją dynamikę i ustalone reguły, ale to jest ewidentnie przesada. Daj człowiekowi żyć, a nie siedzisz mu na głowie.
Chodzi o to, że widujemy się tylko na noce.
Jak dla mnie wkradła się do was rutyna. Jedyne wyjście to szczera rozmowa z nim o potrzebach obu stron. Musicie dojść do jakiegoś konsensusu.
Oczywiście to, że jest zmęczony mając głowę zawaloną uczelnią i różnymi sprawami to też rzecz normalna. Zresztą widzenie się codziennie moim zdaniem nie jest odpowiednie dopóki się z kimś nie zamieszka. Każdy potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie.
Zresztą widzenie się codziennie moim zdaniem nie jest odpowiednie dopóki się z kimś nie zamieszka. Każdy potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie.
Może nie tyle odpowiednie, co męczące. Do Autorki - nie da się codziennie spędzać czasu, tak jak Ty byś chciała ( kino, galeria, itp). Natomiast zgadzam się w 100%, że każdy potrzebuje własnej przestrzeni. I to, że on pojedzie gdzieś sam, nie powinno Ciebie irytować. Jest dorosły, ubrania też może sam kupić.
Jeśli masz wrażenie, że przychodzi tylko by się u Ciebie przespać, to mu to powiedz.
A swoją drogą to temat poprostu boki zrywać Bardzo zaradny chłopak... Bo sobie umie sam koszulę kupić
Bluszcz.
Kilo, rozwiń proszę, co masz na myśli pisząc bluszcz. Ty masz bardzo ciekawe przemyślenia. A sam termin "bluszcz" brzmi ciekawie.
Autorko, poszukaj w necie onformacji o językach miłości. Na yt Kasia (chyba) Sawicka ma filmiki na ten temat. Wydaje mi się, że możecie mieć inne koncepcje fajnego związku i inne języki miłości. Dla niego to może być spędzanie razem nocy (niekoniecznie seks), a dla Ciebie może rozmowy i docenianie mają większe znaczenie. Bez rozmowy z nim się nie obejdzie, jesteście za starzy na fochy ;-)
Klio - do tzw. kobiety - bluszcza (bo o to Ci chodziło), bardzo mi daleko. Np. przez cały dzisiejszy dzień nie kontaktowaliśmy się ze sobą (kolejna sprawa, która mnie irytuje; nie wiem czy obrażony czy próba sił).
Domnieto - "Bardzo zaradny chłopak" - szkoda, ze nie potrafisz odczytywać ironii.
Bluszcz.
Bluszcz to taka roślina, która coś oplata.
Tu chyba chodzi o to, że kobieta chce opleść jego życie i żywić się jego zaradnością, korzystać z jego pieniędzy itp.
Jednak moim zdaniem autorki tego nie dotyczy
A swoją drogą to temat poprostu boki zrywać
Bardzo zaradny chłopak... Bo sobie umie sam koszulę kupić
O Matkoooooo, To był sarkazm
przez cały dzisiejszy dzień nie kontaktowaliśmy się ze sobą (kolejna sprawa, która mnie irytuje;...
To dlaczego się nie odezwałaś? To działa w dwie strony.
Po przeczytaniu jeszcze raz Twojego postu, mam wrażenie że czujesz się niepewnie w tym związku. Proponował wspólny wyjazd, ale później powiedział Ci, że przy Tobie czułby się jeszcze bardziej spięty. Powinnaś to uszanować, zamiast strzelać focha, że kilka godzin spędził u siostry. Potem te zakupy. Chłopak miał chwilę, więc skoczył sam na zakupy, a Ty obrażasz się, że miał to zrobić z Tobą. Ja sama często planuje coś np. w weekend, ale okazuje się, że mogę to zrobić w wolnej chwili, w tygodniu, więc nie ma sensu czekać. Zamiast się obrażać, mogłaś tak czy inaczej zaproponować to wyjście, sugerując, że chciałabyś kupić coś dla siebie i miło by Ci było gdyby poszedł z Tobą.
Masz wrażenie, że tylko na nocach mu zależy? - powiedz nie. KOMUNIKACJA!
Klio - do tzw. kobiety - bluszcza (bo o to Ci chodziło), bardzo mi daleko. Np. przez cały dzisiejszy dzień nie kontaktowaliśmy się ze sobą (kolejna sprawa, która mnie irytuje; nie wiem czy obrażony czy próba sił).
Domnieto - "Bardzo zaradny chłopak" - szkoda, ze nie potrafisz odczytywać ironii.
Sam fakt braku kontaktu przez cały aż jeden dzień traktujesz od razu jako wymierzony przeciw sobie. Jesteście ze sobą od pół roku i macie już za sobą sceny zazdrości. Jako wymierzony przeciw Tobie traktujesz każdy akt jego samodzielności, odrębności czy też fakt, że przebywał z siostrą przez kilka godzin, że pobawił się rzeczą jaką kupił, zamiast gnać do Ciebie w podskokach. To, że jesteście w związku nie oznacza, że połączyliście się pępowiną. To, że on jest Twoim chłopakiem nie oznacza, że ma się stać niezaradny jak dziecko, a Ty jak przystało na mamusię pokierujesz rozsądnie jego wyborami. Już sobie wyobrażam, że nawet gdybyście poszli do tego sklepu kupować koszulę, to gdyby on wybierał rzeczy zgodnie ze swoim gustem, a nie Twoimi sugestiami to potraktowałabyś to jako atak na siebie, podobnie jak traktujesz w powyższych przykładach.
Jeżeli chcesz wyjść gdzieś z nim to nie marudź, że wyszlibyśmy gdzieś, tylko wskaż konkretne daty i konkretne pomysły, zaproś go gdzieś Ty, daj możliwość wyboru. Jeśli nic nie będzie pasowało, niech on zaproponuje, ale konkretnie. Umówcie się i umówcie się również, że dotrzymujecie obietnic danych sobie.
Jednocześnie nie traktuj jego czasu spędzanego osobno, jako wymierzonego przeciw sobie.
Dla mnie przejawiasz bluszczowate zachowania. Może wynika to z braku doświadczenia. Jeśli tak jest nie fochuj się tylko zastanów się czy nie ma w tym ziarna prawdy. Możesz wymagać od swojego partnera, ale pamiętaj aby wymagać również od siebie.
15 2018-03-18 17:19:13 Ostatnio edytowany przez toola28 (2018-03-18 17:23:54)
Wczoraj w środku nocy wróciłam do miasta, w którym pracuję, a on studiuje. Przyjechał po mnie na dworzec, zawiózł do domu. Nie chciał wejść twierdząc, że musi dziś wstać o 8 rano (co raczej było nieprawdą). Nie odpowiadał również na moje przytulanie, pocałunki. Totalny dystans. Wręcz odwracał głowę. Widzieliśmy się zaledwie przez 10 min. Na odchodne rzuciłam pod domem: "Chcesz się rozstać?" / On: "Cooo? hyh, aż tak to nie. Idź spać spokojnie." Tak naprawdę wróciłam tak szybko dla niego, o czym mu powiedziałam. Usłyszałam: "Chciałem się spotkać wczoraj, dziś w południe. Myślałem, że wróciłaś już wcześniej i nie chcesz mnie widzieć." Wcześniej rozmawiałam z nim przez tel., pisaliśmy też sms'y. Od kilku dni jest bardzo na dystans, ale dzwonił. Wczoraj wieczorem powiedział przez tel., że coś się stało, że musi się z kimś spotkać. Nie powie z kim, nie chce mnie denerwować. Dowiem sie, kiedy będzie chciał i mam nie drążyć. Jeszcze bardziej zdenerwowałam się, słysząc coś takiego. Wysłał buziaka, kiedy wracałam tutaj i napisał, że czeka na mnie. I że nic aż tak złego nie wydarzyło się.
Teraz nie odzywa się. Kompletnie nie wiem, co się stało. Aż boli mnie brzuch z nerwów... Przy naszym wcześniejszym intensywnym spotykaniu się, spędzaniu weekendów razem, wczorajsze 10 min. po niemal tyg. niewidzenia się naprawdę zabolało.
Domnieto - "Bardzo zaradny chłopak" - szkoda, ze nie potrafisz odczytywać ironii.
No to bez sakrazmu: po przeczytaniu wszystkiego, co napisałaś, nie bardzo rozumiałem o co chodzi. Musiałem jakimś trafem znów na ten temat spojrzeć, żeby jednak się połapać. Trochę mało jasno nam to przedstawiłaś.
Właśnie brzmi jakbyś miała problem ze szczerym określeniem czego oczekujesz w związku. Więc okrywasz to takim "ładnym" określeniem, że jest zaradny. No bo przecież utylitaryzm, a Ty nie będziesz robiła scen, uczucia takie niepraktyczne. Przecież nie jesteśmy egoistami, żyjemy dla naszego pracodawcy czy uczelni. Jesteśmy tylko pokornymi pracowitymi lemingami, owieczkami. Co z tego, że rozgoryczenie się rozwija pod skórą. Takie życie. Tutaj doszło oczywiście do sarkazmu zdecydowanego. W końcu wszyscy jesteśmy egoistami itd.
W końću mówisz, że uczysz się funkcjonowac w związku dopiero.
Kompletnie nie wiem, co się stało. Aż boli mnie brzuch z nerwów...
Pieprzyć uczucia. Nie liczą się. Tylko kariera, zaradność. Znaczy no bo tak jak wcześniej pisałem nieśmiało sugerujesz, że skoro jest zaradny to nie ma sensu oczekiwać żeby chciał się z Tobą spotykać.