Porzucenie przez meza i nieplodnosc - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 55 ]

Temat: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Witam, miesiac temu po kilkunastu latach wspolnego zycia i kilku latach leczenia nieplodnosci (slabe nasienie) moj maz z dnia na dzien spakowal sie wyprowadzil do matki oznajmiajac ze zniszczylismy swoj zwiazek staraniami o dziecko i juz nic wiecej do mnie nie czuje - nie chce juz tego zwiazku...ten kto doswiadczyl nieplodnosci wie jak bardzo zmienia to ludzi i relacje miedzy nimi...bylo nam ciezko ale wierzylam w to co powtarzal moj maz - ze razem damy sobie ze wszystkim rade. dwa tygodnie temu wyrzucono nas z procesu adopcyjnego w ktorym bylismy od poltora roku (wizyta byla zaplanowana a po wyprowadzce meza powiedzialam ze nie mozemy tam isc i udawac ze nadal mamy - on poczatkowo chcial isc). Po miesiacu niekontaktowania sie ze mna wczoraj spotkalismy sie a on powiedzial ze nie wyobraza sobie powrotu do mnie ale uwaza ze powonnismy rozmawiac o tym dlaczego ten zwiazek sie rozpadl - nie mialam na to sily...jezeli nie chce mnie to jaki ma sens teraz roztrzasanie tego - moze za jakis czas... Nie radze sobie, nie mam zadnej rodziny tylko kilka przyjaciolek (wpadaja na chwile i wracaja do siebie). poszlam ma terapie ale nie pomaga... Mam stany lekowe... Nie mam gdzie isc - pozwolil mi narazie zostac w mieszkaniu na ktore mamy kredyt. Dodal ze ma nadzieje ze bede szczesliwa. Nie umiem tego udzwignac byl moim najlepszym przyjacielem i kocham go nadal...wydaje mi sie ze to pieklo sie nie skonczy

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Nie za bardzo jest Ci tutaj co doradzać. Może spróbuj poszukać jakiegoś własnego mieszkania? Żeby powoli blokować wspomnienia póki jeszcze są świeże?
No i zajmuj się sobą. Wszystko przejdzie z czasem. Z nim się nie kontaktuj, nie musisz. Jak nie jesteś gotowa na rozwód, to wnieś o separację. Odetnij go od swojego życia.

3

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Jeny współczuję. Być zostawionym po paru latach związku to koszmar. Przeżyj swojego rodzaju zalobe.

4

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Niestety najgorsze ze w tym rozdaniu mam same slabe karty- nadal kocham tego czlowieka i nie moge przestac o nim myslec...w naszym wspolnym mieszkaniu odbijam sie od scian - wszytko co w nim jest to rzeczy ktore gromadzilismy razem - same wspomnienia. Na samodzilena wyprowadzke nie stac mnie na dzien dzisiejszy

5

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:

Witam, miesiac temu po kilkunastu latach wspolnego zycia i kilku latach leczenia nieplodnosci (slabe nasienie) moj maz z dnia na dzien spakowal sie wyprowadzil do matki oznajmiajac ze zniszczylismy swoj zwiazek staraniami o dziecko i juz nic wiecej do mnie nie czuje - nie chce juz tego zwiazku...ten kto doswiadczyl nieplodnosci wie jak bardzo zmienia to ludzi i relacje miedzy nimi...bylo nam ciezko ale wierzylam w to co powtarzal moj maz - ze razem damy sobie ze wszystkim rade. dwa tygodnie temu wyrzucono nas z procesu adopcyjnego w ktorym bylismy od poltora roku (wizyta byla zaplanowana a po wyprowadzce meza powiedzialam ze nie mozemy tam isc i udawac ze nadal mamy - on poczatkowo chcial isc). Po miesiacu niekontaktowania sie ze mna wczoraj spotkalismy sie a on powiedzial ze nie wyobraza sobie powrotu do mnie ale uwaza ze powonnismy rozmawiac o tym dlaczego ten zwiazek sie rozpadl - nie mialam na to sily...jezeli nie chce mnie to jaki ma sens teraz roztrzasanie tego - moze za jakis czas... Nie radze sobie, nie mam zadnej rodziny tylko kilka przyjaciolek (wpadaja na chwile i wracaja do siebie). poszlam ma terapie ale nie pomaga... Mam stany lekowe... Nie mam gdzie isc - pozwolil mi narazie zostac w mieszkaniu na ktore mamy kredyt. Dodal ze ma nadzieje ze bede szczesliwa. Nie umiem tego udzwignac byl moim najlepszym przyjacielem i kocham go nadal...wydaje mi sie ze to pieklo sie nie skonczy

Bardzo mi przykro, że znalazłaś się w tym piekle sad Rozumiem, że to trudny moment w twoim życiu, bo nie tak miało być, że rozsypało się w mak to, na czym bazowało w ostatnim czasie twoje życie.
Mogę ci tylko napisać, że to piekło minie. Każda emocja przemija, zmienia się, przeradza w nową. Tylko to trochę potrwa. Terapia też potrzebuje czasu, żeby zadziałać i żebyś zaczęła inaczej patrzeć na swoją obecną sytuację. 
Trzymaj się!

6

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Dzieki za dobre slowa duzo dla mnie znacza- Nie mam zadnej rodziny a i rodzina meza w ktorej bylam kilkanascie lat odciela sie ode mnie wiec bardzo ciezko jest mi przechodzic przez to bez wsparcia

7

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Wyobrażam sobie gromadzenie Waszej frustracji przez lata starania w związku. I jego spadające poczucie własnej wartości jako faceta.
Może jednak warto porozmawiać o powodach, skoro on tego chce? Wiem że to może być cholernie trudne, ale wg mnie warto, nawet jeśli tylko (aż?) skończy się to wzajemnym wybaczeniem.

8

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Z ciekawości - dlaczego wyrzucono Was z procesu adopcyjnego?

9

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
beckett napisał/a:

Wyobrażam sobie gromadzenie Waszej frustracji przez lata starania w związku. I jego spadające poczucie własnej wartości jako faceta.
Może jednak warto porozmawiać o powodach, skoro on tego chce? Wiem że to może być cholernie trudne, ale wg mnie warto, nawet jeśli tylko (aż?) skończy się to wzajemnym wybaczeniem.

                                                          Oczywiście że warto tylko z tego co on powiedzial to mysli o tej rozmowie jako rozliczeniem sie z przeszloscia bo nasz zwiazek jest dla niego zamknietym tematem na dzien dzisiejszy...a ja - ja nie jestem w tym miejscu- ja szaleje z rozpaczy

10

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
madoja napisał/a:

Z ciekawości - dlaczego wyrzucono Was z procesu adopcyjnego?

To kwestia tego ze nie pojawilismy sie na wizycie i prawda byla taka ze nie bylko jak przelozyc wizyty skoro on odszedl...

11

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
beckett napisał/a:

Wyobrażam sobie gromadzenie Waszej frustracji przez lata starania w związku. I jego spadające poczucie własnej wartości jako faceta.
Może jednak warto porozmawiać o powodach, skoro on tego chce? Wiem że to może być cholernie trudne, ale wg mnie warto, nawet jeśli tylko (aż?) skończy się to wzajemnym wybaczeniem.

Oczywiście że warto tylko z tego co on powiedzial to mysli o tej rozmowie jako rozliczeniem sie z przeszloscia bo nasz zwiazek jest dla niego zamknietym tematem na dzien dzisiejszy...a ja - ja nie jestem w tym miejscu- ja szaleje z rozpaczy

Nadzieja to zdecydowanie nie jest to, czego potrzebujesz w tej chwili. Ale z rozmowy może wiele wyniknąć. Oczywiście nie od razu po niej i nie za tydzień. Ktoś kto definitywnie i całkowicie zamyka temat związku, raczej nie jest skłonny do rozmów o przyczynach rozstania. To rzadko się zdarza.

12

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:

Niestety najgorsze ze w tym rozdaniu mam same slabe karty- nadal kocham tego czlowieka i nie moge przestac o nim myslec...w naszym wspolnym mieszkaniu odbijam sie od scian - wszytko co w nim jest to rzeczy ktore gromadzilismy razem - same wspomnienia. Na samodzilena wyprowadzke nie stac mnie na dzien dzisiejszy

W kartach najlepsi blefują ... i wygrywają może i Ty zacznij. Mieszkanie zawsze możesz wynająć i wziąć sobie coś mniejszego. Pamiętaj że to nie Ty jesteś temu winna i smutne jest to że osoba którą kochasz zachowała się tak jakby Ciebie za tą sytuację winiła. Musisz iść do przodu smile.

13

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Wina prawie nigdy nie leży po jednej stronie. Ogromna większość osób wchodzi w związki małżeńskie z dobrymi intencjami. Po drodze ludzie się gubią. Brak komunikacji, nieumiejętność dotarcia się, radzenia sobie z frustracją, przechodzeniem przez wspólne kryzysy - wszystko prowadzi do odsuwania się i w końcu wypalenia uczuć. Za dynamikę relacji odpowiedzialne są zawsze obie osoby.

14

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
beckett napisał/a:

Wina prawie nigdy nie leży po jednej stronie. Ogromna większość osób wchodzi w związki małżeńskie z dobrymi intencjami. Po drodze ludzie się gubią. Brak komunikacji, nieumiejętność dotarcia się, radzenia sobie z frustracją, przechodzeniem przez wspólne kryzysy - wszystko prowadzi do odsuwania się i w końcu wypalenia uczuć. Za dynamikę relacji odpowiedzialne są zawsze obie osoby.

Dobrze napisane smile
Doświadczenie?
Zdaje się, że mąż Autorki jest na tym samym etapie, dlatego chciałby z nią temat związku i jego rozpadu przegadać. Może chociażby dlatego, żeby w przyszłości uniknąć popełnionych w ich związku błędów, które w konsekwencji doprowadziły do frustracji, poczucia osamotnienia, niezrozumienia i wreszcie do rozstania. Z tym, że on do tego rozstania dojrzewał zapewne od dłuższego czasu, zdążył sporo przemyśleć, ułożyć się ze swoimi emocjami, utratą uczuć do żony zanim zrozumiał, że nie chce kontynuwać małżeństwa. A autorka została postawiona przed faktami. Przed nią cała ta droga z dochodzeniem do tego, co się właściwie stało, jakie są przyczyny tego, że z ich związku nie został kamień na kamieniu.

15

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
summerka88 napisał/a:
beckett napisał/a:

Wina prawie nigdy nie leży po jednej stronie. Ogromna większość osób wchodzi w związki małżeńskie z dobrymi intencjami. Po drodze ludzie się gubią. Brak komunikacji, nieumiejętność dotarcia się, radzenia sobie z frustracją, przechodzeniem przez wspólne kryzysy - wszystko prowadzi do odsuwania się i w końcu wypalenia uczuć. Za dynamikę relacji odpowiedzialne są zawsze obie osoby.

Dobrze napisane smile
Doświadczenie?
Zdaje się, że mąż Autorki jest na tym samym etapie, dlatego chciałby z nią temat związku i jego rozpadu przegadać. Może chociażby dlatego, żeby w przyszłości uniknąć popełnionych w ich związku błędów, które w konsekwencji doprowadziły do frustracji, poczucia osamotnienia, niezrozumienia i wreszcie do rozstania. Z tym, że on do tego rozstania dojrzewał zapewne od dłuższego czasu, zdążył sporo przemyśleć, ułożyć się ze swoimi emocjami, utratą uczuć do żony zanim zrozumiał, że nie chce kontynuwać małżeństwa. A autorka została postawiona przed faktami. Przed nią cała ta droga z dochodzeniem do tego, co się właściwie stało, jakie są przyczyny tego, że z ich związku nie został kamień na kamieniu.

Zgadzam sie z tym co piszecie-ja nie obwiniam mojego meza za rozpad malzenstwa.Tak jak pisalam nieplodnosc to podstepny potwor ktory zawsze zmienia ludzi ale to co boli mnie najbardziej to ze moj maz wiedzial co sie z nim dzieje - ja nie - on podjal decyzje zeby nie probowac ze mna porozmawiac o tym ci czuje poki nie bylo za pozno- ja dostalam informacje ze juz jest za pozno i nie mam szans juz nic z tym zrobic. To mnie cholernie boli ... Ktos zadecydowal za mnie w sprawie ktora dotyczyla nas obojga a ta sprawa byl ponad 12 letni zwiazek przez bardzo dlugi czas pelny milosci. Na dzien dzisiejszy jestem na ziemi niczyjej bez mozliwosci wyboru

16 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-12-05 21:12:14)

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:

Ktos zadecydowal za mnie w sprawie ktora dotyczyla nas obojga a ta sprawa byl ponad 12 letni zwiazek przez bardzo dlugi czas pelny milosci. Na dzien dzisiejszy jestem na ziemi niczyjej bez mozliwosci wyboru

A gdybyś tak spojrzała na to z innej perspektywy. Gdybyś spróbowała zrozumieć, że on zdecydował o sobie, o swoim życiu, o swoich pragnieniach i potrzebach, ale konsekwencje jego działań, wyborów i decyzji dotyczą też ciebie. Może w pewnym momencie nawet rozważał, żeby zostać z tobą z poczucia winy, z przyzwyczajenia, z litości, ale nie z miłości.

17

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
summerka88 napisał/a:
Samotna10 napisał/a:

Ktos zadecydowal za mnie w sprawie ktora dotyczyla nas obojga a ta sprawa byl ponad 12 letni zwiazek przez bardzo dlugi czas pelny milosci. Na dzien dzisiejszy jestem na ziemi niczyjej bez mozliwosci wyboru

A gdybyś tak spojrzała na to z innej perspektywy. Gdybyś spróbowała zrozumieć, że on zdecydował o sobie, o swoim życiu, o swoich pragnieniach i potrzebach, ale konsekwencje jego działań, wyborów i decyzji dotyczą też ciebie. Może w pewnym momencie nawet rozważał, żeby zostać z tobą z poczucia winy, z przyzwyczajenia, z litości, ale nie z miłości.

Pewnie masz racje...mozliwe ze to tylko zludzenie ze moglabym cos zrobic...bezradnosc chyba boli najbardziej-poprostu gdzies w glowie mam przeokonanie ze o rzeczy wazne warto zawalczyc- oczywiscie to wcale nie znaczy ze skonczy sie po naszej mysli ale nawet kiedy niewyjdzie wydaje mi sie ze latwiej zyc, rozstac sie z mysla ze zrobilo sie wszystko co bylo do zrobienia

18

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
summerka88 napisał/a:
beckett napisał/a:

Wina prawie nigdy nie leży po jednej stronie. Ogromna większość osób wchodzi w związki małżeńskie z dobrymi intencjami. Po drodze ludzie się gubią. Brak komunikacji, nieumiejętność dotarcia się, radzenia sobie z frustracją, przechodzeniem przez wspólne kryzysy - wszystko prowadzi do odsuwania się i w końcu wypalenia uczuć. Za dynamikę relacji odpowiedzialne są zawsze obie osoby.

Dobrze napisane smile
Doświadczenie?
Zdaje się, że mąż Autorki jest na tym samym etapie, dlatego chciałby z nią temat związku i jego rozpadu przegadać. Może chociażby dlatego, żeby w przyszłości uniknąć popełnionych w ich związku błędów, które w konsekwencji doprowadziły do frustracji, poczucia osamotnienia, niezrozumienia i wreszcie do rozstania. Z tym, że on do tego rozstania dojrzewał zapewne od dłuższego czasu, zdążył sporo przemyśleć, ułożyć się ze swoimi emocjami, utratą uczuć do żony zanim zrozumiał, że nie chce kontynuwać małżeństwa. A autorka została postawiona przed faktami. Przed nią cała ta droga z dochodzeniem do tego, co się właściwie stało, jakie są przyczyny tego, że z ich związku nie został kamień na kamieniu.

Doświadczenie życiowe, ale pełne zrozumienie niestety bardzo świeże i po fakcie.

I tak jak autorka zostałem postawiony przed faktami, choć miałem sygnały wcześniej. Na szczęście byliśmy nadal najlepszymi przyjaciółmi i istniała też silna więź. Zdecydowaliśmy się na rozmowy o tym dlaczego nie wyszło. Rozmowy trwające kilka miesięcy, które doprowadziły nas do bardzo konstruktywnych wniosków. Bolesne to wszystko, ale równocześnie oczyszczające i otwierające oczy. Ból utrzymywania kontaktu i więzi to "fair deal" w tym wypadku.

19

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
beckett napisał/a:
summerka88 napisał/a:
beckett napisał/a:

Wina prawie nigdy nie leży po jednej stronie. Ogromna większość osób wchodzi w związki małżeńskie z dobrymi intencjami. Po drodze ludzie się gubią. Brak komunikacji, nieumiejętność dotarcia się, radzenia sobie z frustracją, przechodzeniem przez wspólne kryzysy - wszystko prowadzi do odsuwania się i w końcu wypalenia uczuć. Za dynamikę relacji odpowiedzialne są zawsze obie osoby.

Dobrze napisane smile
Doświadczenie?
Zdaje się, że mąż Autorki jest na tym samym etapie, dlatego chciałby z nią temat związku i jego rozpadu przegadać. Może chociażby dlatego, żeby w przyszłości uniknąć popełnionych w ich związku błędów, które w konsekwencji doprowadziły do frustracji, poczucia osamotnienia, niezrozumienia i wreszcie do rozstania. Z tym, że on do tego rozstania dojrzewał zapewne od dłuższego czasu, zdążył sporo przemyśleć, ułożyć się ze swoimi emocjami, utratą uczuć do żony zanim zrozumiał, że nie chce kontynuwać małżeństwa. A autorka została postawiona przed faktami. Przed nią cała ta droga z dochodzeniem do tego, co się właściwie stało, jakie są przyczyny tego, że z ich związku nie został kamień na kamieniu.

Doświadczenie życiowe, ale pełne zrozumienie niestety bardzo świeże i po fakcie.

I tak jak autorka zostałem postawiony przed faktami, choć miałem sygnały wcześniej. Na szczęście byliśmy nadal najlepszymi przyjaciółmi i istniała też silna więź. Zdecydowaliśmy się na rozmowy o tym dlaczego nie wyszło. Rozmowy trwające kilka miesięcy, które doprowadziły nas do bardzo konstruktywnych wniosków. Bolesne to wszystko, ale równocześnie oczyszczające i otwierające oczy. Ból utrzymywania kontaktu i więzi to "fair deal" w tym wypadku.

Moge zapytac czy rozmawialiscie juz po rozstaniu?Rozumiem ze to co z nich wyniesliscie to cos z czego skorzystacie w przyszlisci ale nie rozumiem czego teraz oczekuje odemnie moj maz-od miesiaca zyjemy osobno ja nadal w szoku nie umiejac poradzic sobie z codziennoscia- ta rozmowa teraz chyba wykonczylaby mnie emocjonalnie- tego moj maz nie zrozumial - moje zapytanie jaki to na dzien dzisiejszy ma wplyw na to z czym sie zmagam potraktowal jak atak i niechec z mojej strony

20 Ostatnio edytowany przez beckett (2017-12-05 22:34:36)

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Tak, po rozstaniu. Tydzień po tym jak się wyprowadziła. Gdybyśmy tak rozmawiali jeszcze w związku, to do rozstania by nie doszło.
Kontakt wyłącznie mailowy, nie byliśmy gotowi na spotykanie się, zbyt bolesne dla obojga. Ponad dwa miesiące wymienialiśmy maile i to naprawdę miało sens. Nie tylko sobie wzajemnie wybaczyliśmy, ale zrozumieliśmy, siebie i drugą osobę. Paradoksalnie wzmocniliśmy tym więź i nie mogliśmy się potem odkleić od siebie - intensywny kontakt w codziennych, normalnych sprawach. Taki efekt uboczny. No i to już trzeba było uciąć, bo było słodko-gorzko. Z przewagą gorzkiego.

Także jest ryzyko i ja Cię doskonale rozumiem.
W poprzednich związkach ucinałem kontakt z marszu, czy będąc porzuconym czy rzucającym. Bo to jednak zdrowsze dla wyjścia z dołka.

21

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Ludzie różnie reagują na wiadomość o tym że nigdy nie będą mogli mieć dzieci. Być może jego nagłe odejście to reakcja na frustrację spowodowaną bezowocnymi staraniami , może nie czuje się pełnowartościowym mężczyzną i w obecnym stanie psychicznym nie będzie mógł dać Ci miłości , oparcia , czułości. Przecież piszesz że długo był optymistą , mówił że poradzicie sobie . Może ma gorszy okres , jest już zmęczony własną niemocą. Myślę że powinnaś z nim porozmawiać i , wiem że to będzie trudne, zapewnić go ze kochasz , że trudno , skoro to niemożliwe to będziecie żyć we dwoje i cieszyć się miłością , bez starań o dziecko , bez adopcji . Może potrzebuje zapewnienia że ciągle jest dla Ciebie atrakcyjny i kochany mimo że niepłodny.

22

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Jeśli to Cię pocieszy to jeszcze nic straconego. Wiem to z autopsji , tylko w moim małżeństwie to ja nie mogłam mieć dzieci . I tylko ja wiem jak się z tym czułam , jak bardzo obwinialam się że jestem bezpłodna i nie nie mogę dać mojemu mężowi tego czego pragnie.Potrzebowalam wiedzieć że mimo to mnie kocha i nie zamieni na inną. Też wyprowadziłam się z domu. Ale mój mąż walczył o mnie ,czekał aż zrozumiem że nadal jestem kobietą i zasługuję na miłość. Może u Twojego męża jest podobnie. Jeśli kochasz go nie poddawaj się . Mówi że ma dość i nie chce. Ale może tylko tak mówi a czuje inaczej . Mówi tak bo wie że pragniesz tego czego on nie może Ci dać.I czuje się przez to gorszy. Wiem bo sama to wszystko czułam.

23

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
nika197411 napisał/a:

Jeśli to Cię pocieszy to jeszcze nic straconego. Wiem to z autopsji , tylko w moim małżeństwie to ja nie mogłam mieć dzieci . I tylko ja wiem jak się z tym czułam , jak bardzo obwinialam się że jestem bezpłodna i nie nie mogę dać mojemu mężowi tego czego pragnie.Potrzebowalam wiedzieć że mimo to mnie kocha i nie zamieni na inną. Też wyprowadziłam się z domu. Ale mój mąż walczył o mnie ,czekał aż zrozumiem że nadal jestem kobietą i zasługuję na miłość. Może u Twojego męża jest podobnie. Jeśli kochasz go nie poddawaj się . Mówi że ma dość i nie chce. Ale może tylko tak mówi a czuje inaczej . Mówi tak bo wie że pragniesz tego czego on nie może Ci dać.I czuje się przez to gorszy. Wiem bo sama to wszystko czułam.

Ale to jest bardzo ryzykowna gra- ja powtorzylam kilkakrotnie mezowi ze go kocham i uwazam ze nie powinnismy z taka latwoscia sie poddawac w odpowiedzi na co on mowil ze nic do mnie nie czuje- dla niego to zamkniety rozdzial i przeprasza. Wiem o czym mowisz ale gdzie jest granica uszanowania tego ze moze rzeczywiscie tak czuje.. W takim wypadku moje zapewnienia nic nie zmienia poza psychoza chyba zupelna u mnie...

24

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Bądź cierpliwa. Może on się broni w taki sposób przed uczuciem że czuje się nic nie warty i że bez niego znajdziesz kogoś z kim będziesz mogla mieć dziecko. Trudno powiedzieć .  Jeśli dasz radę czekaj i pokazuj mu że po prostu czekasz i kochasz go. Dalej to już od niego zależy czy będzie umiał dalej żyć z Tobą że świadomością że nie jest w stanie uszczęśliwić Cię.

25 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-12-06 19:15:00)

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
nika197411 napisał/a:

Bądź cierpliwa. Może on się broni w taki sposób przed uczuciem że czuje się nic nie warty i że bez niego znajdziesz kogoś z kim będziesz mogla mieć dziecko. Trudno powiedzieć .  Jeśli dasz radę czekaj i pokazuj mu że po prostu czekasz i kochasz go. Dalej to już od niego zależy czy będzie umiał dalej żyć z Tobą że świadomością że nie jest w stanie uszczęśliwić Cię.

Nika, nie odbierz tego źle, ale mam osobiście problem z podobnymi postami. Mąż Autorki to dorosły człowiek, podjął decyzję, oznajmił ją żonie, wyprowadził się, zostawiając ją w rozpaczy i z koniecznością poradzenia sobie przez nią z poczuciem odrzucenia i straty. Po co wlewać w Autorkę nadzieję na coś, co jej mąż sam odrzuca? I dlaczego sądzisz, że powinno się traktować jego słowa, jak wypowiadane przez rozchwianego emocjonalnie dzieciaka - brednie, na które należy patrzeć przez palce?
Sądzę, Nika, że masz dobre intencje, ale takimi jest piekło wybrukowane.

26

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
nika197411 napisał/a:

Bądź cierpliwa. Może on się broni w taki sposób przed uczuciem że czuje się nic nie warty i że bez niego znajdziesz kogoś z kim będziesz mogla mieć dziecko. Trudno powiedzieć .  Jeśli dasz radę czekaj i pokazuj mu że po prostu czekasz i kochasz go. Dalej to już od niego zależy czy będzie umiał dalej żyć z Tobą że świadomością że nie jest w stanie uszczęśliwić Cię.

Jak napisala samotna10, ta gra jest bardzo ryzykowna. Odtracenie jest straszne. Po 12 latach malzenstwa pewnie duzo gorsze niz w wariancie “standardowym“. A ty sugerujesz dalsze ciagniecie walki. Walki w ktorej to ona ryzykuje wszystko co jej jeszcze zostalo. Moze byc i tak ze bedzie jeszcze kilkakrotnie odtracana zanim polegnie z kretesem. Moze byc tak ze po tym wyjdzie jako emocjonalne zombi.
Nie kazdy to zniesie.

27

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Pomyslalam ze podziele sie z wami jedna z rzeczy ktora uslyszalam dzis od terapeuty i ktora sprawila ze rzeczywiscie chcialo mi sie smiac z samej siebie po raz pierwszy od kilku dobrych tygodni.Mianowicie chodzi o to ze mamy z mezem wspolne konto i zarowno on jak i ja widze w jaki sposob korzysta z pieniedzy. no prawda jest taka ze w przeciwienstwie do mnie calkiem dobrze korzysta z barow kanjpeczek restauracji - co w pierwszym odruchu bylo dla mnie bardzo bolesne. jak powiedzilam o tym terapeucie to powiedzial:" w takiej sytuacji niech Pani powtarza sobie to co powtarza Pani przez nasze spotkanie- Kocham swojego meza-prosze sobie powtarzac Kocham swojego meza i bardzo sie ciesze ze sie dobrze bawi". przyznam ze nie potrafilam nie wybuchnac smiechem. moze komus to tez pomoze

28

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Macie rację . Odtrącenie zawsze jest bardzo przykre. Samotna10 wydajesz się być miłą i subtelną kobietą i nie zasługujesz na to co Cię spotkało . Jakiekolwiek były powody takiego zachowania Twojego męża postąpił bardzo egoistycznie. Ja też tak się zachowałam gdy nie mogłam poradzić sobie z własną niepłodnością. U nas rozstanie trwało 11 miesięcy. Odtrąciłam męża mimo że zapewniał że kocha , poznał kogoś bo ja byłam niedostępna dla niego , nie chciałam nawet porozmawiać , ale gdy w końcu dotarło do mnie że źle mi bez niego , zadzwoniłam , spotkaliśmy się i było tak jakby nie było nigdy tego głupiego rozstania. A nawet lepiej. Nigdy więcej nie poruszył tematu dziecka za co jestem mu wdzięczna. Nie wiem jak dalej będzie u Ciebie , ale dziś wiem że nie można obarczać drugiej połówki własnymi frustracjami. Bo to oznaka niedojrzałości.Musisz być silna , mimo wszystko.

29

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
nika197411 napisał/a:

Macie rację . Odtrącenie zawsze jest bardzo przykre. Samotna10 wydajesz się być miłą i subtelną kobietą i nie zasługujesz na to co Cię spotkało . Jakiekolwiek były powody takiego zachowania Twojego męża postąpił bardzo egoistycznie. Ja też tak się zachowałam gdy nie mogłam poradzić sobie z własną niepłodnością. U nas rozstanie trwało 11 miesięcy. Odtrąciłam męża mimo że zapewniał że kocha , poznał kogoś bo ja byłam niedostępna dla niego , nie chciałam nawet porozmawiać , ale gdy w końcu dotarło do mnie że źle mi bez niego , zadzwoniłam , spotkaliśmy się i było tak jakby nie było nigdy tego głupiego rozstania. A nawet lepiej. Nigdy więcej nie poruszył tematu dziecka za co jestem mu wdzięczna. Nie wiem jak dalej będzie u Ciebie , ale dziś wiem że nie można obarczać drugiej połówki własnymi frustracjami. Bo to oznaka niedojrzałości.Musisz być silna , mimo wszystko.

Wszystko się zgadza, ale to jest coś do czego jej mąż musi dojść sam. Na razie znajduje się na tym etapie gdzie po x latach żmudnej, mozolnej i bezowocnej walki o dzieci stracił wiarę w jakąkolwiek swoją  męskość. Na pewno nie nienawidzi autorki, baa jest duże prawdopodobieństwo, że facet nadal ją kocha, a będąc skurwysynem zwyczajnie gra. Po co? Bo ten temat tak bardzo uderza w jego męską dumę, że postanowił ją uwolnić, od siebie. A im bardziej ją zrani, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że autorka to niego wróci. To sztampowy mechanizm, tak sztampowy, że wykorzystują go nawet filmy o miłości - kiedy dwójka ludzi chce być ze sobą jednak na ich drodze staje coś nie do przeskoczenia, jedna osoba rani tę drugą by uwolnić ją od siebie, nawet kosztem znienawidzenia. "Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa". To nie są słowa człowieka, który rozstaje się w gniewie, ale z żalem.

30

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Masz w ogóle świadomość, że zabijasz samą siebie?..Zastanowiłaś się biorąc pod uwagę, swoją postawę na przestrzeni lat związku? Jesteś w ogóle wstanie obecnym przyjąć na siebie prawdę całej sytuacji? .....Widzisz autorko, jeśli skupimy się na żałowaniu, współczuciu nie osiągniesz absolutnie nic, z tego pobytu tu na forum.Twój problem będzie istniał, Twoje stanowisku będzie takie same......a Ty w stanie depresyjnym, w rzece łez utoniesz...My wszyscy mamy za sobą traumy...Jedni nawet dużo bardziej przerażające...Twoja sytuacja nie jest czymś najstraszniejszym....jedynie. Twoja postawa jest najokrutniejsza, z możliwych jakie może wybrać sobie człowiek, w trakcie rozstania......Dlaczego opierasz swoje życie wyłącznie na mężczyznie, zrezygnowałaś z siebie samej i nie przyjmujesz do świadomości FAKTÓW- im prędzej zrozumiesz swoje położenie.Im prędzej dotrze do Ciebie świadomość.Tym szybciej uzdrowisz swój stan..........

31 Ostatnio edytowany przez authority (2017-12-10 19:16:16)

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Według mnie on nie chciał nie swojego dziecka stad też odszedł a inne rzeczy to tylko pretekst. A on in vitro nie pomyśleliście ? Mieliście by własne dziecko. Niestety teraz to jest kosztowne o ile nie mieszka się w kilku miastach gdzie jest refundowane.

32 Ostatnio edytowany przez Samotna10 (2017-12-12 22:29:40)

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Summertime napisał/a:

Masz w ogóle świadomość, że zabijasz samą siebie?..Zastanowiłaś się biorąc pod uwagę, swoją postawę na przestrzeni lat związku? Jesteś w ogóle wstanie obecnym przyjąć na siebie prawdę całej sytuacji? .....Widzisz autorko, jeśli skupimy się na żałowaniu, współczuciu nie osiągniesz absolutnie nic, z tego pobytu tu na forum.Twój problem będzie istniał, Twoje stanowisku będzie takie same......a Ty w stanie depresyjnym, w rzece łez utoniesz...My wszyscy mamy za sobą traumy...Jedni nawet dużo bardziej przerażające...Twoja sytuacja nie jest czymś najstraszniejszym....jedynie. Twoja postawa jest najokrutniejsza, z możliwych jakie może wybrać sobie człowiek, w trakcie rozstania......Dlaczego opierasz swoje życie wyłącznie na mężczyznie, zrezygnowałaś z siebie samej i nie przyjmujesz do świadomości FAKTÓW- im prędzej zrozumiesz swoje położenie.Im prędzej dotrze do Ciebie świadomość.Tym szybciej uzdrowisz swój stan..........

Nie wiem dlaczego ale twoj post wydaje mi sie agresywny...rozumiem ze starasz mi sie przekazać ze mam wybór jaka postawę wybrać- ale uważam ze wybór pojawia sie w chwili gdy jest sie w stanie złapać dystans do sytuacji...staram się upadam i próbuje powoli wstawac ale nie kazdemu takie obrzucanie go wina za to ze nie czuje sie na silach na dany monent jest pomocne- raczej dosyć dziwny jest sposób w jaki to napisałaś - "specyfiką" bycia czlowiekiem są uczucia - na uporanie sie z niektórymi myślę że trzeba czasu

33

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
authority napisał/a:

Według mnie on nie chciał nie swojego dziecka stad też odszedł a inne rzeczy to tylko pretekst. A on in vitro nie pomyśleliście ? Mieliście by własne dziecko. Niestety teraz to jest kosztowne o ile nie mieszka się w kilku miastach gdzie jest refundowane.

Kilka procedur juz bylo zakonczonych niepowodzeniem

34

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Doskonale wiem, z czym się zmagasz, bo sama przez to przeszłam kilka lat temu.
Sfrustrowany walką z niepłodnością małżonek szukał atrakcji w intrnecie i własnie jedna z atrakcji uwiodłas go na tyle, że zechciał z nia być, o mnie nie myśląc w ogóle.
To tak pokrótce.
Notabene jesteś absolutnie pewna, że nikt inny za odejściem Twojego męża sie nie kryje? Może zastanów się nad wysokościa rachunków w restauracjach... płaci za jedną czy za dwie osoby?

Natomiast co do Twojego obecnego stanu...
Rozumiem, że sytuacja jest na tyle świeża, że w sumie żadne konkretne tłumaczenia i rady zwyczajnie nie są w stanie do Ciebie trafić. Na razie. To minie kiedyś.
Nie mniej - według mnie propozycja rozmowy ze strony Twojego męża to raczej chęć usprawiedliwienia samego siebie, to znaczy w moim pojęciu on chce się poprzez tę rozmowę oczyścić, prawdopodobnie gryzie go sumienie jednak, że postąpił - jakby nie było - dość okrutnie i w ten właśnie sposób, mozliwe, że wylewając na Ciebie wiadro  pomyj, dojdzie do przekonania, ze właściwie to on musiał Cię zostawić, żeby po prostu ratować siebie.
To jest właśnie schemat niezależny od płci, w ten sposób postępuje każdy, kto szuka wytłumaczenia dla swoich nieracjonalnych postępków i takich, ktore są niezgodne z powszechnie uznanymi wartościami moralnymi. Nikt przecież nie chce wyjść we własnych oczach na sk...a.
To tyle w temacie rozmów. Ja dązyłam do nich jako osoba porzucona. Dzis oceniam to jako błąd i oświadczam to z pełna odpowiedzialnością. To nie z małżonkiem/ małżonką, którzy odchodzą, powinno sie rozmawiać, ale z psychologiem. Tylko ta rozmowa doprowadzi Cię do naprawdę konstruktywnych wniosków. Mąż może jedynie Cię bardziej zgnoić, szukając wytłumaczenia dla tego, co zrobił. A juz na pewno nie dowiesz się, dlaczego Wasze małżeństwo roztrzaskało się z hukiem. To znaczy dowiesz się, że jestes wszystkiemu winna, a jak wszyscy tu wiemy, ten akurat wniosek naprawdę nie jest konstruktywny.
Myslę też, że w obecnej sytuacji, nie możesz pozwolić sobie na dodatkowe gnębienie siebie. Rozumiem, że Twoja (moim zdaniem dość niska) samoocena poszybowała teraz w dół zdecydowanie, więc na topienie sie w czarnej rozpaczy absolutnie nie możesz sobie pozwolić.  Dlaczego piszę, że uznałam, iż masz niską samoocenę? Ponieważ dajesz jasną informację: nie poradzę sobie, nie mam przyjaciół, jego rodzina się odsunęła... Ja już widzę, że Ty się poświęciłaś dla swojego faceta. A gdzie w tym wszystkim byłaś Ty??? Nad tym popracuj  o wiele bardziej, niz nad swoim nieudanym małzeństwem.
Pomyśl, że teraz masz okazje zwyczajnie zająć się sobą i polubić siebie. Skup się na tym.
Wiem, że cholernie ciężko jest przestać mysleć o mężu, ja też tego nie potrafiłam precież. Ale wiem też, że po kilku miesiącach płaczu, strachu i rozdzierającego serce żalu wreszcie zaczęłam podnosic sie z kolan. Może było mi łatwiej, bo zawsze siebie lubiłam. I może to lubienie siebie jest właśnie kluczem do sukcesu?
Mądrzy ludzie mówią, że jeżeli facet cos mówi o swoich odczuciach, to mówi, jak jest. Jeżeli więc Twój mąz zdobył sie na deklarację, że nie chce z Tobą być, to naprawdę tak to czuje i  w tym przypadku absolutnie nieważne są powody, dla których tak czuje. Przyjmij to za pewnik i skup się WYŁĄCZNIE na sobie.Nie licz na to, że może wróci. Może wróci, nie mówię, że nie. Ale jeśli do tego dojdzie, to tylko wtedy, kiedy Ty będziesz PRAWDZIWIE kochającą siebie, swoją wolność i szanującą siebie kobietą. Nie udającą, że tak właśnie jest.

Na zakończenie dodam jeszcze cos z mojego doświadczenia. Nie twierdzę, że to Ci grozi, bo może jesteś zupełnie inna i inaczej reagujesz, ale - nie walcz. Odpuść. Po prostu odpuść. Jedyne, co Ci zostaje w takiej sytuacji, to honor. I może w tej chwili będzie Ci się wydawało, że są kwestie ważniejsze niż honor, to jednak po czasie przychodzi refleksja, że wolałabym mieć w tej konkretnej sytuacji więcej godności.

35

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

Doskonale wiem, z czym się zmagasz, bo sama przez to przeszłam kilka lat temu.
Sfrustrowany walką z niepłodnością małżonek szukał atrakcji w intrnecie i własnie jedna z atrakcji uwiodłas go na tyle, że zechciał z nia być, o mnie nie myśląc w ogóle.
To tak pokrótce.
Notabene jesteś absolutnie pewna, że nikt inny za odejściem Twojego męża sie nie kryje? Może zastanów się nad wysokościa rachunków w restauracjach... płaci za jedną czy za dwie osoby?

Natomiast co do Twojego obecnego stanu...
Rozumiem, że sytuacja jest na tyle świeża, że w sumie żadne konkretne tłumaczenia i rady zwyczajnie nie są w stanie do Ciebie trafić. Na razie. To minie kiedyś.
Nie mniej - według mnie propozycja rozmowy ze strony Twojego męża to raczej chęć usprawiedliwienia samego siebie, to znaczy w moim pojęciu on chce się poprzez tę rozmowę oczyścić, prawdopodobnie gryzie go sumienie jednak, że postąpił - jakby nie było - dość okrutnie i w ten właśnie sposób, mozliwe, że wylewając na Ciebie wiadro  pomyj, dojdzie do przekonania, ze właściwie to on musiał Cię zostawić, żeby po prostu ratować siebie.
To jest właśnie schemat niezależny od płci, w ten sposób postępuje każdy, kto szuka wytłumaczenia dla swoich nieracjonalnych postępków i takich, ktore są niezgodne z powszechnie uznanymi wartościami moralnymi. Nikt przecież nie chce wyjść we własnych oczach na sk...a.
To tyle w temacie rozmów. Ja dązyłam do nich jako osoba porzucona. Dzis oceniam to jako błąd i oświadczam to z pełna odpowiedzialnością. To nie z małżonkiem/ małżonką, którzy odchodzą, powinno sie rozmawiać, ale z psychologiem. Tylko ta rozmowa doprowadzi Cię do naprawdę konstruktywnych wniosków. Mąż może jedynie Cię bardziej zgnoić, szukając wytłumaczenia dla tego, co zrobił. A juz na pewno nie dowiesz się, dlaczego Wasze małżeństwo roztrzaskało się z hukiem. To znaczy dowiesz się, że jestes wszystkiemu winna, a jak wszyscy tu wiemy, ten akurat wniosek naprawdę nie jest konstruktywny.
Myslę też, że w obecnej sytuacji, nie możesz pozwolić sobie na dodatkowe gnębienie siebie. Rozumiem, że Twoja (moim zdaniem dość niska) samoocena poszybowała teraz w dół zdecydowanie, więc na topienie sie w czarnej rozpaczy absolutnie nie możesz sobie pozwolić.  Dlaczego piszę, że uznałam, iż masz niską samoocenę? Ponieważ dajesz jasną informację: nie poradzę sobie, nie mam przyjaciół, jego rodzina się odsunęła... Ja już widzę, że Ty się poświęciłaś dla swojego faceta. A gdzie w tym wszystkim byłaś Ty??? Nad tym popracuj  o wiele bardziej, niz nad swoim nieudanym małzeństwem.
Pomyśl, że teraz masz okazje zwyczajnie zająć się sobą i polubić siebie. Skup się na tym.
Wiem, że cholernie ciężko jest przestać mysleć o mężu, ja też tego nie potrafiłam precież. Ale wiem też, że po kilku miesiącach płaczu, strachu i rozdzierającego serce żalu wreszcie zaczęłam podnosic sie z kolan. Może było mi łatwiej, bo zawsze siebie lubiłam. I może to lubienie siebie jest właśnie kluczem do sukcesu?
Mądrzy ludzie mówią, że jeżeli facet cos mówi o swoich odczuciach, to mówi, jak jest. Jeżeli więc Twój mąz zdobył sie na deklarację, że nie chce z Tobą być, to naprawdę tak to czuje i  w tym przypadku absolutnie nieważne są powody, dla których tak czuje. Przyjmij to za pewnik i skup się WYŁĄCZNIE na sobie.Nie licz na to, że może wróci. Może wróci, nie mówię, że nie. Ale jeśli do tego dojdzie, to tylko wtedy, kiedy Ty będziesz PRAWDZIWIE kochającą siebie, swoją wolność i szanującą siebie kobietą. Nie udającą, że tak właśnie jest.

Na zakończenie dodam jeszcze cos z mojego doświadczenia. Nie twierdzę, że to Ci grozi, bo może jesteś zupełnie inna i inaczej reagujesz, ale - nie walcz. Odpuść. Po prostu odpuść. Jedyne, co Ci zostaje w takiej sytuacji, to honor. I może w tej chwili będzie Ci się wydawało, że są kwestie ważniejsze niż honor, to jednak po czasie przychodzi refleksja, że wolałabym mieć w tej konkretnej sytuacji więcej godności.

Dzieki ze napisalas to co napisalas...jak to czytalam to mialam wrazenie jakbys wiedziala o tej sytuacji prawie wszystko. Mam podejrzenie czy nie ma kogos trzeciego..i chyba latwiej by mi bylo zeby byl- mialabym pewnosc jakim niedojrzalym chlopcem jest moj maz- latwiej byloby o nim zapomniec. I tak masz racje co do oceny mnie samej - cale zycie bylam dla kogos...dlatego jest mi tak ciezko odnalezc sie w zupelnie nieznanej mi sytuacji...Jak poradzilas sobie z poczuciem zdrady o nie pytam tylko o zdrade zwiazana z pojawieniemiem sie innej kobiety ale zdrade wogle... ...dalas rade wybaczyc?bo o zapominamiu raczej nie ma mowy... Mam nadzieje ze to nie sa zbyt osobiste pytania

36

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

37

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

38

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

39

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

40

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

41

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

42

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

43

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

44

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

45

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

46

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

47

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

48

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum :)
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" :)

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum :)
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" :)

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

49

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum :)
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" :)

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum :)
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" :)

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

50

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum :)
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" :)

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum :)
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" :)

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

51

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:
Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Bellatrix napisał/a:

To nie są zbyt osobiste pytania... przynajmniej na tym forum smile
U mnie całą sytuacja zaczęła się jakieś pięć lat temu. Czyli upłynęło już trochę czasu Mam w tej chwili zupełnie nowe życie, nowego męża, nowe miejsce zamieszkania. To dość zabawne, bo choć o byłym mężu myślę naprawdę rzadko i tylko przy okazji czegoś, to jednak nie, nie wybaczyłam mu.
Nadal czuję się piekielnie zraniona przez niego, tym bardziej, że walka z niepłodnością to jest taka sytuacja, ze zazwyczaj kobiety zaczynają bezwzględnie ufać partnerom. Ja zaufałąm mu wtedy, kiedy powiedziałam, żeby odszedł, jeśli chce mieć dzieci z inną kobietą. Usłyszałam wtedy, że nie z dziećmi się żenił, a ze mną. I wiesz... wtedy miał mnie w kieszeni. Paradoksalnie póżniej mu to przypomniałam, a on sie wyparł, że w ogóle coś takiego mówił.
U nas niepłodność była z obopólnej przyczyny ( najpierw tylko z jego, po kilku latach okazało się, że dla mnie już za późno).
Wspominam o tym, bo czytałąm, że u Ciebie był tylko problem z mężem.Rozumiem, jak możesz się czuć. Ja też miałam taka fazę, że ok... poswięcę własne potrzeby, będę z nim, żeby on był szczęśliwy.... I rozumiem też, dlaczego piszesz właśnie o poświęceniu. Nie masz przypadkiem wrażenia, że zostałaś wyrolowana, bo sie poświęciłaś, a on to olał?
Swoją drogą to kolejna nauka życia... Jeśli coś robisz dla kogoś, to nie po to, żeby liczyć na wdzięczność . Rób, jesli naprawdę masz taka potrzebę, ale nie oczekuj niczego, a już na pewno nie wdzięczności. Ta wdzięczność jest dla tych, którzy odchodzą, kulą u nogi. Przez nią będą Cię bardziej gnoić, żeby udowodnić, że mają rację.
Wracając do wybaczenia...
Mój mąż zawiódł mnie nie tylko jako mąż, ale również jako przyjaciel. Wiem, że swojej ówczesnej kochance, a obecnej towarzyszce życia, opowiedział o mnie wszystko, sprzedał moje najskrytsze sekrety, o których wiedział tylko on. Tego w zasadzie przynajmniej na razie nie umiem mu wybaczyć. Ta zdrada mentalna była chyba dla mnie gorsza od tego, że w łóżku sie razem gzili.
Poza tym zastanawiam się, do czego i komu to wybaczenie potrzebne. On najprawdopodobniej ma w d..e moje wybaczenie, a jego w moim życiu już nie ma. Ja nie żyję myslami o nim, jest nieudaną przeszłością. Gardzę nim. Gardzę, bo okazał sie małym, słabym człowieczkiem bez żadnego kręgosłupa moralnego. Jest ode mnie tak daleko, że nawet nie chce mi sie o nim pisać, bo nie ma o kim. Na newsy z jego zycia reaguję: "Ooo...ok". I ani mnie to ziębi, ani parzy. Mnie to wybaczenie jemu naprawdę do niczego nie jest potrzebne.
Ale być może za parę lat to przyjdzie samoistnie. A może już przyszło, bo ja mu przecież źle nie życzę. Ja o nim myslę jedynie: "Idz, człowiecze, i nie grzesz wiecej" smile

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

52

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Samotna10 napisał/a:

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Na pewno złapiesz dystans. Do tego potrzebny jest czas i dużo zajęć. W swoim bliskim otoczeniu mam przykład wspaniałej, mądrej, atrakcyjnej kobiety, która po rozstaniu z męzem oddała sie bezdennej rozpaczy i tak już rozpacza 15 lat. Patrzyłam na nią, na siebie, na nią... i pomyślałam, że o nie! Jak tak nie będę. Bo widzisz... każda z nas w sytuacji rozbicia naszego ustabilizowanego życia na drobne kawałeczki i tak ma wybór. W sumie bardzo prosty. Albo idziesz do przodu i dązysz do bycia jeszcze kiedyś szczęśliwą, albo nurzasz się w otchłani żalu, rozpaczy i całym tym g...e, które zostawi Ci małżonek jako pamiątkę po sobie.
Miałam 39 lat, kiedy okazało się, że mąż KOCHA wink Nie mnie rzecz jasna. Miałąm się żywcem pogrzebać w tym wieku? Dwa lata trwało, zanim byłam w stanie logicznie myśleć. To jest jednak długotrwały proces, ale wykorzystywałam ten czas również do pracy nad sobą. Jestem z natury otwarta, więc dużo mówiłam. Znalazłam przyjaciółkę dzieki temu wątkowi w podobnej sytuacji, gadałyśmy godzinami, wzajemnie sie pocieszałyśmy i wzajemnie pilnowałysmy, żeby nie wyskoczyć z jakąś głupotą. Pisałam maile z Panią Psycholog, dużo czytałam o tym, jak podnieść własną samoocenę ( niestety, moja też była zaburzona). I myslę, że dałam radę. To był mój sposób na podniesienie się z tego, ale każdy musi szukać tego, co jemu najbardziej przypadnie do gustu. Próbuj. Pogadaj z jakąś koleżanką, może Ci ulży, poczytaj coś budującego. Szukaj swojej drogi - to jest najlepsze, co według mnie na tę chwilę mogłabyś zrobić, bo jeśli skupisz się na poszukiwaniach włanej drogi, przestaniesz obserwować drogę swojego męża. Odetniesz się.


Samotna10 napisał/a:

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

Czy ja walczyłam z niepłodnością dla nas? Owszem, ale w pewnym momenie, wtedy, kiedy czułam, że ze mną jest już naprawdę nieciekawie, zaciskałąm zęby i robiłam to dla niego. I nie były ważne słowa, bo wtedy, kiedy on już miał kogoś na oku, a ja nadal walczyłam, mówił, żebym odpuściła. Ja natomiast ciągle miałam przed oczami czułe smsy z czasów narzeczeństwa, w których rozatczał przede mna wizję szczęśliwej rodziny z gromadą dzieci (on, nie ja). Zaprałam się więc w chęci uczynienia szczęśliwym mojego małżonka.
Notabene in vitro... konsekwencje bardzo powazne ponoszę dziś. Liczyłam się z takimi konsekwencjami, myślałam podobnie jak Ty... chcę mieć pewność, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Dzis tę pewność mam, ale zdrowia nie mam. Było minęło.

Natomiast już wcześniej miałąm o tym napisać. Nie traktowałabym niepłodności jako głównej / jedynej przyczyny rozpadu małżeństwa. W moim przypadku tą przyczyną była inna kobieta + niedojrzałość mężczyzny. W Twoim przypadku na pewno niedojrzałość, skoro zarzeka się, że ma dość walki o dziecko, ale ja mimo wszystko na Twoim miejscu dobrze rozejrzałabym sie wokół, bo, niestety, za takimi krokami w 90% kryje sie ta trzecia, wyzwolicielka. Dlaczego nie niepłodność? Bo znam co najmniej dwie pary bezdzietne o długoletnim pożyciu. I nikt od nikogo nie odchodził, więc jak widać można stworzyć udane małżeństwwo bez dzieci, chociaż sie tych dzieci też chciało.

Co do dobrych rad... mogę Ci napisac jedynie to, co doradziła mi moja PP i co na mnie działało. Mogę Ci nawet przesłać jej maile w tym temacie właśnie. Czy na Ciebie zadziała? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że pomóc można komuś, kto tej pomocy naprawdę chce. Piszę o tym dlatego, że niektóre ćwiczenia mogą się wydać laikowi śmieszne i beznadziejnie głupie. Nie mniej u mnie zadziałały, bo tego bardzo chciałąm i zamiast śmiać się z tego, po prostu je robiłam.

53

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:
Samotna10 napisał/a:

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Na pewno złapiesz dystans. Do tego potrzebny jest czas i dużo zajęć. W swoim bliskim otoczeniu mam przykład wspaniałej, mądrej, atrakcyjnej kobiety, która po rozstaniu z męzem oddała sie bezdennej rozpaczy i tak już rozpacza 15 lat. Patrzyłam na nią, na siebie, na nią... i pomyślałam, że o nie! Jak tak nie będę. Bo widzisz... każda z nas w sytuacji rozbicia naszego ustabilizowanego życia na drobne kawałeczki i tak ma wybór. W sumie bardzo prosty. Albo idziesz do przodu i dązysz do bycia jeszcze kiedyś szczęśliwą, albo nurzasz się w otchłani żalu, rozpaczy i całym tym g...e, które zostawi Ci małżonek jako pamiątkę po sobie.
Miałam 39 lat, kiedy okazało się, że mąż KOCHA wink Nie mnie rzecz jasna. Miałąm się żywcem pogrzebać w tym wieku? Dwa lata trwało, zanim byłam w stanie logicznie myśleć. To jest jednak długotrwały proces, ale wykorzystywałam ten czas również do pracy nad sobą. Jestem z natury otwarta, więc dużo mówiłam. Znalazłam przyjaciółkę dzieki temu wątkowi w podobnej sytuacji, gadałyśmy godzinami, wzajemnie sie pocieszałyśmy i wzajemnie pilnowałysmy, żeby nie wyskoczyć z jakąś głupotą. Pisałam maile z Panią Psycholog, dużo czytałam o tym, jak podnieść własną samoocenę ( niestety, moja też była zaburzona). I myslę, że dałam radę. To był mój sposób na podniesienie się z tego, ale każdy musi szukać tego, co jemu najbardziej przypadnie do gustu. Próbuj. Pogadaj z jakąś koleżanką, może Ci ulży, poczytaj coś budującego. Szukaj swojej drogi - to jest najlepsze, co według mnie na tę chwilę mogłabyś zrobić, bo jeśli skupisz się na poszukiwaniach włanej drogi, przestaniesz obserwować drogę swojego męża. Odetniesz się.


Samotna10 napisał/a:

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

Czy ja walczyłam z niepłodnością dla nas? Owszem, ale w pewnym momenie, wtedy, kiedy czułam, że ze mną jest już naprawdę nieciekawie, zaciskałąm zęby i robiłam to dla niego. I nie były ważne słowa, bo wtedy, kiedy on już miał kogoś na oku, a ja nadal walczyłam, mówił, żebym odpuściła. Ja natomiast ciągle miałam przed oczami czułe smsy z czasów narzeczeństwa, w których rozatczał przede mna wizję szczęśliwej rodziny z gromadą dzieci (on, nie ja). Zaprałam się więc w chęci uczynienia szczęśliwym mojego małżonka.
Notabene in vitro... konsekwencje bardzo powazne ponoszę dziś. Liczyłam się z takimi konsekwencjami, myślałam podobnie jak Ty... chcę mieć pewność, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Dzis tę pewność mam, ale zdrowia nie mam. Było minęło.

Natomiast już wcześniej miałąm o tym napisać. Nie traktowałabym niepłodności jako głównej / jedynej przyczyny rozpadu małżeństwa. W moim przypadku tą przyczyną była inna kobieta + niedojrzałość mężczyzny. W Twoim przypadku na pewno niedojrzałość, skoro zarzeka się, że ma dość walki o dziecko, ale ja mimo wszystko na Twoim miejscu dobrze rozejrzałabym sie wokół, bo, niestety, za takimi krokami w 90% kryje sie ta trzecia, wyzwolicielka. Dlaczego nie niepłodność? Bo znam co najmniej dwie pary bezdzietne o długoletnim pożyciu. I nikt od nikogo nie odchodził, więc jak widać można stworzyć udane małżeństwwo bez dzieci, chociaż sie tych dzieci też chciało.

Co do dobrych rad... mogę Ci napisac jedynie to, co doradziła mi moja PP i co na mnie działało. Mogę Ci nawet przesłać jej maile w tym temacie właśnie. Czy na Ciebie zadziała? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że pomóc można komuś, kto tej pomocy naprawdę chce. Piszę o tym dlatego, że niektóre ćwiczenia mogą się wydać laikowi śmieszne i beznadziejnie głupie. Nie mniej u mnie zadziałały, bo tego bardzo chciałąm i zamiast śmiać się z tego, po prostu je robiłam.

Staram sie jak najczesciej utrzymywac kontakt z innymi- sporo pracuje-duzo mi to pomaga bo musze skupic sie na zadaniu.Przyjaciol okazalo sie ze mam wiecej niz myslalam - czesto wpadaja, dzwonia-mam przyjaciolke z ktora mamy poranny rytual telefonow jak jestesmy w autach w drodze do pracy:)moze jakis fitness zaczne

54

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc
Bellatrix napisał/a:
Samotna10 napisał/a:

Chyba kawal fajnej kobiety z Ciebie- mam nadzieje ze uda mi sie zlapac do tej historii taki dystans jaki masz ty..skad ty sile bierzesz??moze jesz cos dobrego???

Na pewno złapiesz dystans. Do tego potrzebny jest czas i dużo zajęć. W swoim bliskim otoczeniu mam przykład wspaniałej, mądrej, atrakcyjnej kobiety, która po rozstaniu z męzem oddała sie bezdennej rozpaczy i tak już rozpacza 15 lat. Patrzyłam na nią, na siebie, na nią... i pomyślałam, że o nie! Jak tak nie będę. Bo widzisz... każda z nas w sytuacji rozbicia naszego ustabilizowanego życia na drobne kawałeczki i tak ma wybór. W sumie bardzo prosty. Albo idziesz do przodu i dązysz do bycia jeszcze kiedyś szczęśliwą, albo nurzasz się w otchłani żalu, rozpaczy i całym tym g...e, które zostawi Ci małżonek jako pamiątkę po sobie.
Miałam 39 lat, kiedy okazało się, że mąż KOCHA wink Nie mnie rzecz jasna. Miałąm się żywcem pogrzebać w tym wieku? Dwa lata trwało, zanim byłam w stanie logicznie myśleć. To jest jednak długotrwały proces, ale wykorzystywałam ten czas również do pracy nad sobą. Jestem z natury otwarta, więc dużo mówiłam. Znalazłam przyjaciółkę dzieki temu wątkowi w podobnej sytuacji, gadałyśmy godzinami, wzajemnie sie pocieszałyśmy i wzajemnie pilnowałysmy, żeby nie wyskoczyć z jakąś głupotą. Pisałam maile z Panią Psycholog, dużo czytałam o tym, jak podnieść własną samoocenę ( niestety, moja też była zaburzona). I myslę, że dałam radę. To był mój sposób na podniesienie się z tego, ale każdy musi szukać tego, co jemu najbardziej przypadnie do gustu. Próbuj. Pogadaj z jakąś koleżanką, może Ci ulży, poczytaj coś budującego. Szukaj swojej drogi - to jest najlepsze, co według mnie na tę chwilę mogłabyś zrobić, bo jeśli skupisz się na poszukiwaniach włanej drogi, przestaniesz obserwować drogę swojego męża. Odetniesz się.


Samotna10 napisał/a:

W temacie nieplodnosci- mialam kilka lat zeby to przemyslec- nie robilam tego tylko dla niego - robilam dla nas, dla siebie- nie chcialam pozniej zalowac ze czegos nie zrobilam - a to jak kilka in vitro wplynelo na moje zdrowie, wykonczylo moja rezerwe jaknikowa i jest duza szansa ze spowodowalo nieplodnosc u mnie to inna sprawa - jestem juz troche po 30 wiec musze poniesc konsekwencje swiadomych decyzji... Takie zycie . sporo rozmawiam z terapeuta i wiele na temat niedojrzalosci mojego meza odkrywam, co raz mniej mnie dziwi ze przeroslo go malzenstwo, leczenie - to nie jest zabawa dla dzieci. konfrontuje sie tez z tym jak bardzo zrezygnowalam z siebie - dosyc ciezko idzie mi rozpoczecie nauki szanowania i kochania siebie w moim wieku...ale proboje - narazie troche pp omacku- jakies dobre rady ???

Czy ja walczyłam z niepłodnością dla nas? Owszem, ale w pewnym momenie, wtedy, kiedy czułam, że ze mną jest już naprawdę nieciekawie, zaciskałąm zęby i robiłam to dla niego. I nie były ważne słowa, bo wtedy, kiedy on już miał kogoś na oku, a ja nadal walczyłam, mówił, żebym odpuściła. Ja natomiast ciągle miałam przed oczami czułe smsy z czasów narzeczeństwa, w których rozatczał przede mna wizję szczęśliwej rodziny z gromadą dzieci (on, nie ja). Zaprałam się więc w chęci uczynienia szczęśliwym mojego małżonka.
Notabene in vitro... konsekwencje bardzo powazne ponoszę dziś. Liczyłam się z takimi konsekwencjami, myślałam podobnie jak Ty... chcę mieć pewność, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Dzis tę pewność mam, ale zdrowia nie mam. Było minęło.

Natomiast już wcześniej miałąm o tym napisać. Nie traktowałabym niepłodności jako głównej / jedynej przyczyny rozpadu małżeństwa. W moim przypadku tą przyczyną była inna kobieta + niedojrzałość mężczyzny. W Twoim przypadku na pewno niedojrzałość, skoro zarzeka się, że ma dość walki o dziecko, ale ja mimo wszystko na Twoim miejscu dobrze rozejrzałabym sie wokół, bo, niestety, za takimi krokami w 90% kryje sie ta trzecia, wyzwolicielka. Dlaczego nie niepłodność? Bo znam co najmniej dwie pary bezdzietne o długoletnim pożyciu. I nikt od nikogo nie odchodził, więc jak widać można stworzyć udane małżeństwwo bez dzieci, chociaż sie tych dzieci też chciało.

Co do dobrych rad... mogę Ci napisac jedynie to, co doradziła mi moja PP i co na mnie działało. Mogę Ci nawet przesłać jej maile w tym temacie właśnie. Czy na Ciebie zadziała? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że pomóc można komuś, kto tej pomocy naprawdę chce. Piszę o tym dlatego, że niektóre ćwiczenia mogą się wydać laikowi śmieszne i beznadziejnie głupie. Nie mniej u mnie zadziałały, bo tego bardzo chciałąm i zamiast śmiać się z tego, po prostu je robiłam.

Chetnie skorzystam z cwiczen o ktorych mowisz - kto wie co zadziala

55

Odp: Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Nie mogę się postawić w twojej sytuacji ale staram się ja zrozumieć . Staraniem o dziecko rozpadł się związek , jeżeli dwoje ludzi się kocha to wspiera się do samego końca nawet jeśli nie ma już nadziei na to . Zostawił cię sama z tym wszystkim , możliwe że sam nie umie sobie poradzić z tą całą sytuacją mężczyzn takie rzeczy szybko przerastają i chcieli by się gdzieś zaszyć poza galaktyka.Niech postawi się na twoim miejscu jak to on by nie mógł mieć dzieci i zostawiła byś go i powiedziała takie słowa to jest właśnie ludzka Empatia , wiadomo że leżeli coś nie wychodzi bardzo długo to każdy rezygnuje , ale żeby zostawić ta druga osobę z którą się dzieliło wszystko i kochało ... Powinnaś teraz pomyśleć o sobie , rozmawianie na temat dlaczego wasz związek się rozpadł nie jest dobre bo możecie podać 100 argumentów , przytoczyć faktów , ale zawsze wyjdzie na to z czym borykaliscie się tyle lat , możliwe że pojawiła się inna kobieta z którą związał już swoje Plany dziecka domu rodziny wnuków itp

Posty [ 55 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Porzucenie przez meza i nieplodnosc

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024