Pracuję w korporacji od dłuższego czasu, poznałam tu wielu ludzi, zdążyłam znaleźć pokrewne dusze, przyjaźnie oraz nabyć arcywrogów. Wiadomo, nie da się kochać wszystkich będąc sobą. Nigdy nie miałam problemów z rozpoznaniem intencji czyichś i szybko wiedziałam z kim będę na pewno spędzać czas a do kogo nabiore dystansu, jednak mam jak na siebie nietypowy przypadek.
Jestem osobą nieśmiałą ale otwartą i kochającą śmiech. To sprawia mi najwięcej przyjemności, tak samo jak koledze, o którym chce napisać. Znam go od samego początku i już wtedy dogadywaliśmy sie. Nie mieliśmy za dużo wspólnych zadań jedynie czasami wymienialiśmy się życzliwościami więc ta znajomość wydawała mi się normalna, poprawna. Z czasem organizacja firmy wymusiła fakt, że siedzimy niedaleko siebie oraz uczestniczymy w tym samym projekcie. Od jakiegoś pół roku zaczęłam jednak zauważać że na tle innych znajomości z pracy on wydaje się być dużo bardziej zaangażowany.
Po pierwsze spojrzenie. Kiedy rozmawiamy czy sami czy w grupie, zawsze stara się patrzyć mi w oczy, i widać wtedy jak oczy mu się dosłownie śmieją. Czasami łapię go na tym, że szuka mojego wzroku, utrzymuje kontakt a potem jakby się potrafi zmieszać i ucieka wzrokiem w podłogę. W grupie często żarty mówimy w swoją stronę, jakby szukając aprobaty tej drugiej strony. Zwraca uwagę na jakieś szczegóły typu: że mam ładne oprawki od okularów, że mam nowy kolor paznokci itp Zwraca uwagę na moje samopoczucie, kiedy jestem małorozmowna to zaczepia mnie starając się mnie wybić z gorszego nastroju. Imprezy integracyjne kończymy obok siebie, pijąc i śmiejąc się do łez, nawet jeśli je zaczynamy na dwóch końcach stołu. Na ostatniej imprezie nawet przyszedł na papierosa (chociaż nie pali) a akurat ja też tam byłam i paliłam dla towarzystwa z innymi (sama także nie palę dlatego to była lekka nowość). Skończyło się spaleniem wspólnego papierosa we dwójkę.
Do niczego więcej nie dochodzi tylko małe gesty. Jednocześnie znajomość nie przeszła na tło prywatne, bo poza pracą prawie nie mamy kontaktu, chociaż od jakiegoś czasu i w tym względzie trochę się zmienia - czasami parę smsów. Żeby upewnić się czy nie mam zbyt bujnej wyobraźni nawet zaczęłam sprawdzać jego mikroekspresje przy mnie (interesowałam się kiedyś nlp) i wiele z nich wskazuje na jego czyste zainteresowanie moją osobą. Przyglądałam się nawet jego reakcjom przy innych kobietach, ale to wygląda zupełnie mniej intensywnie.
Czuję się coraz bardziej skołowana sytuacją. Nie wiem jak reagować i skłaniam się coraz bardziej ku skróceniu tej zażyłości. Jestem typem kumpeli dla facetów i umiem być z niektórymi blisko po prostu jako koleżanka, ale tutaj czuje jakieś napięcie.
Do tego dochodzi fakt, że to jest mój aktualny szef (jesteśmy w podobnym wieku), do tego żonaty... A ja jestem w stałym związku, z którym się nie kryję.
Zupełnie się w tym nieodnajduje...
Czy on jest zainteresowany mną bardziej niż powinien? Czy on czegoś oczekuje?
Nawet rozmawiałam z moim przyjacielem i z moim partnerem o tym i oni mnie uspokajają, że to po prostu zwykła uprzejmość, ale ja widzę w tym coś więcej... czy ja zwariowaĺam? Powiedzcie co o tym sądzicie.