Witam, praktycznie "od zawsze" miałam obiecane mieszkanie po dziadkach, niestety kilka lat temu dziadek niespodziewanie zmarł i nie zostawiwszy testamentu, jego połowę mieszkania odziedziczyły w częściach babcia, ciotka i moja matka. Musze tu wspomnieć, że moi rodzice to nieudacznicy. Matka po ślubie przejęła mieszkanie komunalne po dziadkach, a oni sami wykupili sobie mieszkanie o którym piszę. Ojciec-nieudacznik nie wniósł w rodzinę żadnego majątku. Przez całe nasze życie nie wyremontowali nawet jednego pomieszczenia,korzystając z mebli i wyposażenia, jakie zostawili im dziadkowie, żyjąc z dnia na dzień, od pierwszego do pierwszego, przepuszczając pieniądze na zbytki typu zestaw kolumn estradowych o ogromnej mocy, kino domowe, lub 50' calowy telewizor plazmowy do 30m2 mieszkanka. Żyliśmy jak w melinie, bo ojcu nie chciało się nawet odmalować. Sciany były prawie czarne, a toaleta do 2007r miała spłuczkę na rączkę,rodem z PRLu. Wymienił ją dopiero jak po pijaku się o nią oparł i zniszczył. W 2007-2008 ojciec wyjechał do pracy za granicę i przywiózł około 80 000zł, które "przeżarł" przez kolejny rok, leżąc do góry brzuchem, żrejąc, chlejąc i cyt "odpoczywając po ciężkiej pracy". W tym samym roku zdawałam maturę i poprosiłam o pieniądze na kupno podręczników na uczelnię (cały okres szkolny jechaliśmy na kserówkach, lub przepisywanych książkach "bo drogo") i usłyszałam że mam spier... do pracy, a nie że studiów mi się zachciało. Oboje z bratem nie możemy liczyć na żadne wsparcie od nich, pomijając już znęcanie się psychiczne i fizyczne, zatem kiedy tylko zaczęłam pracować, jak najszybciej zaplanowałam wyprowadzkę do wynajmowanego pokoju. Wtedy zaczęły się szantaże, że "jeśli się wyprowadzę to nie mam po co wracać". Oczywiście zignorowałam to i odpukać świetnie sobie radzę. W międzyczasie poznałam chłopaka, z którym chcę założyć rodzinę. Od trzech lat wynajmujemy razem mieszkanie i nie ukrywam, że jest to spore obciążenie finansowe. Naturalną koleją rzeczy, myśląc o ślubie i założeniu rodziny, zaczęłam z babcią rozmawiać na temat mieszkania i ewentualnego przepisania go w formie darowizny, tak, by ojciec z matką nie mogli mnie z niego wyrzucić, jak się odgrażali. Dowiedziałam się, że nie ma takiej możliwości, bo "to mieszkanie nie jest już jej i mój ojciec jej zabronił". Po zrobieniu rodzicom karczemnej awantury, dowiedziałam się ogólnie że mam od nich wypier... że nic mi się nie należy, że jestem zdrajcą a mieszkanie jest DLA NICH do sprzedaży bo IM się coś należy na stare lata. Czyli sprzedać i w dwa-trzy lata je "zeżreć". Wspomniana wyżej ciotka nie interesuje się sprawą, a i jej pewnie jakieś pieniądze się przydadzą...
Nie szukam porady, pisze, żeby się wyżalić... Każdy dostaje jakieś wsparcie od rodziców, jeśli nie materialne, to duchowe.. A ja nie dość, że nie dostanę od nich nic (bo sami nic nie mają, oprócz tony niepotrzebnych sprzętów i tanich parówek w lodówce) to jeszcze w bezczelny sposób okradli mnie ze spadku, zmuszając do zaciągnięcia kredytu na całe życie... Nieudacznicy!